Ostatnia piątka przed top-20. W niej dwa polskie utwory i dwaj giganci pierwszego roku na miszmaszu.
********************************************************
Miejsce 25
Ananke – Asyż
punkty - 578
najwyższe miejsce - 1
tygodni na podium - 3
tygodni w „10” - 8
tygodni na liście - 16
historia punktowania utworu - 12 - 18 - 27 - 32 - 38 - 43 - 45 - 46 - 47 - 49 - 49 - 50 - 46 - 38 - 26 – 12
Trzeci i najwyżej notowany utwór zespołu Ananke w tym podsumowaniu. Od początku do końca najlepszy z płyty „Malachity”.
Pozostałe:
„Akasha” na miejscu 119 (225 punktów)
„ Perfumy” na miejscu 67 (354 punkty)
Utwór „Asyż” dotarł na szczyt w notowaniu nr 14.
Historia dotyczy wersji albumowej utworu „Asyż” , trwającej 7’59.
Rzecz dzieje się w trzech aktach.
Pierwszy akt.
Zaczyna się od razu ostrym wejściem całego zespołu z gitarą na pierwszym planie. Po 17 sekundach zespół cichnie, na pierwszym planie zostaje perkusja i bas. W 0’36 pojawia się wokal i wraca gitara solowa. Nastrój robi się tajemniczy i mroczny i pasuje do akcji dziejącej się w jakimś starym klasztorze w Asyżu. W zwrotce w tle wokalu wyróżnia się gitara, z kolei w refrenie klawisze. Po drugim refrenie, w 2’50 zaczyna się pierwsza solówka gitarowa trwająca nieco ponad pół minuty. Potem od razu trzeci refren i druga solówka nałożona na wokal zaczynająca się w 3’57 i trwająca tyle samo co pierwsza. Druga solówka gitarowa kończy akt pierwszy.
Drugi akt.
Zaczyna się w 4’31 zmianą rytmu i konstrukcji. Na tle sekcji co raz to wypowiada się albo klawiszowiec albo gitara krótkimi wstawkami. Perkusista nie tylko wybija rytm, są poruszające krótkie momenty kiedy pałkarz podróżuje po swym sprzęcie, jak np. 5-sekundowa przebieżka po bębnach w 4’42. Gitara brzmi ostro i ponuro, często też wydłużane są ostatnie dźwięki tworząc jakby gitarowe jęki. W 5’16 pojawia się z tyłu jakiś zawodzący wokal, a zaraz potem wokalista zespołu we fragmencie mówionym. Potem ponad minutowy fragment instrumentalny w tym samym klimacie, ponurym, z wyeksponowaną gitarą i perkusją. Później pojawiają się jakieś jęki w tle i w takim klimacie dobiega końca środkowy fragment utworu.
Trzeci akt.
Jest właściwie epilogiem i zaczyna się w 6’49 powrotem do refrenu z aktu pierwszego. Pod koniec refrenu rozpoczyna się (w 7’22) trzecia solówka na gitarze, wprowadzona fajnym pasażem na perkusji. Solówka znowu trwa nieco ponad pół minuty i wraz z jej końcem kończy się również utwór.
********************************************************
Miejsce 24
Proletaryat – Ból
punkty - 580
najwyższe miejsce - 1
tygodni na podium - 3
tygodni w „10” - 7
tygodni na liście - 17
historia punktowania utworu - 5 - 12 - 19 - 29 - 35 - 40 - 43 - 47 - 48 - 49 - 50 - 47 - 43 - 40 - 33 - 27 – 13
Jedyny utwór Proletaryatu jaki pojawił się na miszmaszu w pierwszym roku. Pochodzi z płyty „Prawda”, która zdobyła w podsumowaniu albumów 36 punktów i zajmuje miejsce 82.
Utwór „Ból” dotarł na szczyt w notowaniu nr 24.
Historia dotyczy wersji albumowej utworu „Ból” , trwającej 4’16.
Rzecz dzieje się w jednym akcie.
Rozpoczyna się w klimacie gitar o brzmieniu akustycznym z udziałem także perkusji, czyli dosyć tradycyjnie w tego typu utworach. Już w 0’16 pojawia się po raz pierwszy wokal. Wokal w tym utworze bardzo mi się podoba, pasuje idealnie do utworu i do jego wymowy z której bije tytułowy ból. Z początku wokal jest spokojniejszy choć naznaczony trudem, bólem (mam na myśli oczywiście brzmienie wokalu, a nie tekst). Tak jest przez pierwsze dwie zwrotki. W 1’05 pojawia się prawdziwie rockowa i zadziorna gitara elektryczna i to brzmienie wprowadza pierwszy refren. W refrenie zespół staje się mocny, rockowy i wokal oczywiście też. W 1’35 mocne, kilkukrotne uderzenie sekcji, przy słowach: „boleć cały” i idealnie pasujące wydłużone przez wokalistę słowo „czas”. Świetny moment. Potem króciutka trzecia zwrotka i drugi refren z tymi samymi efektami kilkukrotnego uderzenia sekcji (choć przy innych słowach) i wydłużonego przez wokalistę słowa „czas”. Właśnie na słowo „czas” wchodzi solówka na gitarze, rozpoczynająca się w 2’43 i trwająca ponad pół minuty. Pewnie uważni czytelnicy zauważą, że po raz kolejny w moich ulubionych utworach pojawia się solówka gitarowa i zwracam na nią uwagę. No cóż, nie jest to przypadek, choć solówki na innych instrumentach są mej wrażliwości również bliskie, to jednak znacznie rzadziej występują w moich ulubionych utworach. Wracając do utworu to solówka zaczęła się wchodząc na kończący wokal i na koniec solówki zabieg lustrzany, czyli na kończącą solówkę wchodzi wokal, w swoim ostatnim wystąpieniu. Utwór kończy 20-sekundowe wyciszenie z ozdobnikiem w postaci jednego dźwięku na strunowcu w 4’13.
********************************************************
Miejsce 23
Anathema – Dreaming light
punkty - 584
najwyższe miejsce - 1
tygodni na podium - 3
tygodni w „10” - 8
tygodni na liście - 16
historia punktowania utworu - 6 - 20 - 27 - 32 - 33 - 36 - 41 - 43 - 47 - 47 - 48 - 49 - 50 - 46 - 38 – 21
Kolejny utwór Anathemy w podsumowaniu, czwarty który się pojawia i zarazem pierwszy który dotarł do szczytu miszmasza. Poprzednie wymienione są przy miejscu 46. Oczywiście Anathema będzie jeszcze nie raz i przy ostatniej przypomnę wszystkie utwory, które weszły na listę.
„Dreaming light” pojawiło się na miszmaszu w pierwszym rzucie z płyty „We’re Here Because We’re Here” razem z trzema innymi utworami. To był trzeci numer jeden Anathemy na mojej liście. Był to okres ich dominacji na mojej liście (październik / listopad 2010).
Utwór „Dreaming light” dotarł na szczyt w notowaniu nr 20.
Historia dotyczy wersji albumowej utworu „Dreaming light” , trwającej 5’43.
Rzecz dzieje się w jednym akcie.
Rozpoczyna się delikatnie, spokojniutko od klawiszy w brzmieniu fortepianowym. W tle pobrzmiewają klawisze w brzmieniu elektronicznym, a po kilkunastu sekundach pojawia się wokal Vincenta Cavanagh, delikatny, ujmujący głębią emocji. Świetnie wypada w tym fragmencie wydłużone i modulowane „i” w słowie „suddenly”. Niesamowitą przemianę przeszła Anathema i wokalista oczywiście też w porównaniu z początkiem kariery, od „heftania do mikrofonu” po przejmujący i ujmujący śpiew. Wracając do utworu, jeszcze przed upływem pierwszej minuty utwór wzbogacają dźwięki różnych smyczków. To też bardzo ważny element oblicza Anathemy. W 1’21 wchodzi perkusja i utwór nieco przyśpiesza. W 1’53 smyczki stają się wyraźniejsze i już równoprawne z wokalem. W 2’55 następuje kolejna zmiana rytmu i 50-sekundowa część instrumentalna z solówką na tle sekcji rytmicznej. W tak rozpędzony utwór wraca wokalista, a instrumentaliści nawet jeszcze przyśpieszają. Ten wspaniały fragment trwa do 4’30 kiedy utwór nagle zwalnia i w ciągu kilku sekund się wycisza zupełnie. Wtedy w 4’42 wraca klimat z początku utworu: delikatne klawisze w brzmieniu fortepianowym i równie delikatny śpiew Vincenta, a w tle poświata elektroniczna. Ten końcowy minutowy fragment utworu jest pięknym zwieńczeniem poprzednich 5 minut utworu. Całość kończy się wokalem już tak cichym, że prawie słyszalnym, przy czym sprawia wrażenie naturalnego zabiegu wokalisty, a nie wyciszenia na konsoli. Tą końcówkę można podsumować krótko: przy minimalnych środkach, mocno wyrażone emocje.
Tutaj warto nadmienić, że te prawie 6 minut, to tak naprawdę element większej całości jaką jest longplay.
********************************************************
Miejsce 22
Brendan Perry – Babylon
punkty - 587
najwyższe miejsce - 1
tygodni na podium - 3
tygodni w „10” - 8
tygodni na liście - 17
historia punktowania utworu - 3 - 10 - 18 - 28 - 33 - 42 - 46 - 47 - 47 - 49 - 50 - 48 - 44 - 39 - 35 - 30 – 18
Brendan Perry po raz ... dopiero drugi w podsumowaniu. Lichutko ... na razie
. Pierwszy utwór Brendana który się pojawia w podsumowaniu i dotarł do szczytu. Na miszmaszu zadebiutował w pierwszym rzucie z płyty „Ark”. Był to pierwszy utwór, który poznałem z tej płyty, ... bo tą płytę rozpoczyna
. Na szczyt dotarł jako trzeci, a skończył w podsumowaniu jako najgorszy z tych które na tronie zasiadały. Działo się to w okresie dominacji Brendana na mojej liście (grudzień 2010 / początek lutego 2011).
Utwór „Babylon” dotarł na szczyt w notowaniu nr 29.
Historia dotyczy wersji albumowej utworu „Babylon” , trwającej 6’07.
Rzecz dzieje się w jednym akcie.
Zaczyna się brzmieniem symfonicznym. W tle pobrzmiewa jakby chórek. Po pół minucie pojawia się perkusja w surowym brzmieniu, która wybija prosty rytm. W 0’45 po raz pierwszy głos daje Brendan, który śpiewa oczywiście nisko. Nastrój ciemności panuje na dobre, a potęguje go brzmienie głosu jakby z klasztoru lub murowanej celi. W tym fragmencie zwracają uwagę także instrumenty perkusyjne, które są uwypuklone i krótkimi wstawkami łamią rytm. Brzmienie instrumentarium jest wzbogacane stopniowo o kolejne dźwięki instrumentów uderzanych, np. pojawia się dźwięk dużego talerza czy też dzwonki. Bogactwo aranżacyjne przypomina momentami dzwony rurowe, choć oczywiście tutaj jest inne brzmienie. Nad wszystkim góruje i przewodzi wokal Brendana, jakby unosząc się nad instrumentami. W 3’17 (po „hey” Brendana) pojawia się bardzo ciekawy dźwięk (w rodzaju dud) w swojej solówce. Nasuwa się skojarzenie z muzyką celtycką. Bardzo mi się podoba ten moment gdy ten dźwięk dominuje i przejmuje rolę „lidera” od Brendana. Trwa to niecałe pół minuty i jest pyszne. Potem wraca na scenę wokal Brendana. Sposób śpiewania w tym drugim fragmencie się zmienia jakby dążył do jakiejś kulminacji lub puenty. Zwracają uwagę tutaj momenty kiedy Brendan wydłuża ostanie głoski wyrazów kończących się na „is” (piece, enemies). Jest to zrobione tak że końcówka tego wydłużania zanika. Kulminacja jako taka nie następuje. Utwór płynie w tym samym tempie, zmieniając tylko nieco wstawki instrumentalne i wokalne. Dzieje się to cały czas w nastroju ciemności, grozy, tajemnicy. W 5’33 wraca dźwięk instrumentu celtyckiego z 3’17. Tym razem jest bardziej emocjonalny w swym drugim występie niż w pierwszym, ale to zasługa całego brzmienia nie tylko tego jednego. Tworzy on w tym fragmencie parę głównych bohaterów z instrumentem perkusyjnym, który ma tutaj brzmienie „grania na stołku” (to skojarzenie z ostatnią trasą Genesis, gdzie Phil Collins i Chester Thompson zagrali „rozmowę na dwa stołki” – koncert wydany na dvd z Rzymu, jakby ktoś nie wiedział o czym piszę). Ten duet prowadzi nas do samego końca utworu.
Ten utwór zaczyna wspaniałą płytę Brendana Perry „Ark”. To była miłość od pierwszych dźwięków. Właśnie od pierwszych dźwięków „Babylon”. A potem ? A potem miłość do tej płyty tylko się umacniała.
********************************************************
Miejsce 21
Anathema – Hindsight
punkty - 592
najwyższe miejsce - 1
tygodni na podium - 3
tygodni w „10” - 8
tygodni na liście - 17
historia punktowania utworu - 6 - 17 - 24 - 30 - 34 - 39 - 41 - 44 - 45 - 47 - 48 - 49 - 50 - 46 - 39 - 26 – 7
Drugi w krótkim czasie utwór Anathemy w podsumowaniu i który dotarł do szczytu miszmasza. To jeszcze nie jest podium jeśli chodzi o nagrania Anathemy. „Hindsight” pojawiło się na liście w drugim rzucie, w tydzień po pierwszych czterech z płyty „We’re Here Because We’re Here”. To był wtedy czwarty numer jeden Anathemy na mojej liście.
Utwór „Hindsight” dotarł na szczyt w notowaniu nr 21.
Historia dotyczy wersji albumowej utworu „Hindsight” , trwającej 8’05.
Rzecz dzieje się w jednym akcie.
Rozpoczyna się znanym od wielu lat (i kochanym przez wielu, bo kojarzącym się z czymś wielkim sprzed lat) odgłosem szukania stacji radiowych w odbiorniku radiowym z gałką (teraz taki odbiornik to już eksponat z muzeum
). Na ten odgłos powoli nakłada się dźwięk klawiszy, a z eteru zostaje wyłowiony tekst mówiony. Przed upływem minuty wchodzi delikatnie gitara, a potem bas i perkusja, ale ta ostatnia pojawia się gdy na zegarze jest już 1’33. Obie gitary wspaniale wygrywają melodię, uzupełniając się. Obrazu dopełniają perkusja i klawisze, a ten obraz przywołuje mi na myśl jedno określenie: harmonia. Ta harmonia trwa pieszcząc ucho i w ogóle się nie dłużąc, bo nie wiadomo kiedy robi się na zegarze już po upływie trzeciej minuty. W 3’17 zmiana rytmu i fragmencik, który od początku jak to usłyszałem przypomina mi „Robin the hooded man” zespołu Clannad (kto nie wierzy lub ciekaw co sądziłem ogólnie o tej płycie w pierwszym tygodniu obcowania z nią może zerknąć do wstępniaka notowania nr 8). Ten fragment powoli się pogłaśnia i doprowadza do momentu kulminacyjnego utworu, zaczynającego się w 4’50 i trwającego minutę. Podczas tej minuty utwór jest najgłośniejszy i najszybszy. Perkusja ma duże znaczenie i nadaje mocy brzmieniu. W 5’55 kulminacja się kończy, następuje zwolnienie i znaczne wyciszenie. Wracają elementy z początku utworu, w tym tekst mówiony, wyłowiony z eteru w początkowej fazie utworu. Na tle tego głosu, instrumenty stopniowo się wyciszają i schodzą ze sceny. Głos milknie 40 sekund przed końcem utworu, a klawisze coraz cichsze prowadzą słuchaczy do samego końca, ledwie słyszalnego.
I tak pięknie kończy się ten utwór i tak też pięknie kończy się płyta Anathemy, bo to na niej ostatni utwór.