Post: #42

I Love You (1994)


No niestety, tutaj nie mam wiele dobrego do powiedzenia. Dziwactwa gonią dziwactwa, trochę flashbacków z Warszawy, ale teraz nawet ona wypada całkiem dobrze.
Już pierwszych dziesięć sekund pokazuje nam, że coś tu jest nie tak. Gitarzyści są całkiem nadzy, a na ulicy tańczy Azjata. A później jest już tylko gorzej, losowe przebitki z Japonii mieszają się z sauno-basenowym klimatem. Do rozebranych wioślarzy dołącza Muniek z bitą śmietaną i kawałkami kiwi na twarzy. Jego partnerka na krześle obok próbuje robić coś interesującego, ale jej nie wychodzi. Dobrze, że chociaż ładnie wygląda. Później dzieje się kilka innych durnych rzeczy, a podczas refrenu reszta zespołu śpiewa od niechcenia do kamery. Sidneya to nawet trzeba było zapętlić.

Ale najgorsze dzieje się od drugiej zwrotki, bo oto nadchodzi... fabuła. Tak, jakaś historyjka o kelnerze i karykaturze kobiety, która co gorsza kończy się happy endem w postaci pocałunku. W między czasie Mundasowi rozmazują śmietanę na twarzy, a nadzy gitarzyści zamieniają się w ubrane kobiety. Wszystko zmontowane jest na taśmie klejącej.

Jedyny fragment teledysku, który mi się podoba to ten, w którym Azjaci śpiewają piosenkę na karaoke. Ma to swój urok i jest dosyć zabawne, w odróżnieniu od całej reszty klipu.

Ocena: 20
Kicz TV: TAK