PIDŻAMA PORNO – KLUB KWADRAT 15.11.2019 r.
To prawda, że Pidżama Porno koncertowo powróciła już jakiś czas temu, ale oczywistym było, że to trasa promująca nowe wydawnictwo przyciągnie na koncertu najwięcej osób. Nie jest to często spotykana sytuacja, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę jak wiele przebojów zespół wylansował w przeszłości. Gdy jednak spojrzy się na jakość nowego albumu „Sprzedawca jutra” oraz emocje, które wywołuje, to jasnym jest, że na krakowski koncert czekaliśmy szczególnie podekscytowani.
Wszystko zaczęło się bardzo punktualnie, a może z lekkim opóźnieniem w stosunku do rozpiski dnia, którą zespół zapowiedział tego dnia w mediach społecznościowych. Nie wiem czy wszyscy zdążyli wejść, bo tłum przed klubem był wielki i kolejka dłużyła się w nieskończoność. Sam w ostatniej chwili wbiłem się pod scenę gdy zespół grał już „Hokejowy zamek”. To właśnie na te nowe piosenki czekałem z wielką niecierpliwością. Strasznie ciekawiło mnie jak zareagują na nie ludzie i jak wypadną na żywo. Okazało się, że tłum właśnie na to czekał, czego najlepszym przykładem było wspólne odśpiewywanie od deski do deski otwierającego utworu. Przy „Taksówkach w poprzek czasu” i „Spokój w głowach”, czyli klasykach Pidżamy zabawa była przednia, ale śpiewał już raczej sam Grabaż. Za to swoista nawalanka trwała przed samą sceną na całego. Oj, już dawno się tak nie zmęczyłem nie mówiąc już o uderzeniu w tył głowy, które zostawiło ślad na dłużej. Następnie usłyszeliśmy trzy kolejne nowe nagrania, punkowe ostre i sugestywne „Suicide. Głos mówi do mnie”, singlowe „Pomocy!” oraz „Nie Kukizuj, miła”. I po takim secie byłem już pewien, że ta nowa muzyka jest dla wielu osób bardzo ważna, a tak naprawdę ważne są teksty, które w dobitny sposób, bez zbędnych ogródek opisują to co dzieje się w naszym kraju. Po tym mocnym politycznym przekazie przyszła chwila na lekki odpoczynek przy dźwiękach najpiękniejszej piosenki Pidżamy „Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości”. Niesamowite wykonanie i publiczność oczywiście też pomogła. Zaraz potem ostra zabawa zaczęła się na nowo za sprawą „Do nieba wziętych”, „Egzystencjalnego Pawia” oraz niezniszczalnego „Balu u Senatora ‘93”. Zwłaszcza to drugie nagranie wypadło świetnie, bo w sumie ten „Egzystencjalny Paw” idealnie wpisałby się też w ostatni album zespołu, zatem to nie dziwota, że wpisał się w klimat tego koncertu. Z zadowoleniem na twarzy Grabaż obserwował jak ludzie śpiewali o tym co wiedziała Ona, a co zrobiło Leicester w „Totonieta”, a potem jeszcze tytułowy „Sprzedawca jutra”. Trzeba jasno powiedzieć, że te nowe nagrania mają pazur i długo po koncercie wiercą się w głowie. Poskakaliśmy spokojniej przy „Kotów kat ma oczy zielone” i „Gdy zostajesz u mnie na noc”, potem przyszedł najbardziej brutalny i zwariowany moment pod sceną „Bułgarskie Centrum Hujozy” i „Marchef w butonierce” to iście wybuchowa mieszanka, przy której kończący występ „Ezoteryczny Poznań” był zaledwie miłym odpoczynkiem.
Na bis trochę poczekaliśmy, ale dobrze, bo przynajmniej udało się złapać trochę tchu. Bis otworzyła nowa piosenka „Mokry od twoich łez”, a potem zagrali jeszcze dobrą jak zawsze „Twoją generacje”. Po czym okazało się, że czeka nas jeszcze jeden bis. Zespół kolejny raz wyszedł na sceną po czym usłyszeliśmy jeszcze ostatnie nowe nagranie tego dnia „Tu trzeba krzyczeć”. No i krzyczeliśmy ile sił wlezie, a mina Grabaża mówiła wszystko. Warto było zostać sobą i kolejny raz wykrzyczeć wszystko. Na koniec jeszcze tradycyjny „Pasażer” i w sumie to by było na tyle. Koszulek w moim rozmiarze brakło, a wiec od razu do domu i prysznic. Byłem przemoczony do suchej nitki. Oj przydałaby się lepsza klima.
Genialny koncert z jednym minusem, nie było „Śmierci z widokiem na morze”.