Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 1 Głosów - 5 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #121
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Simply Red IF YOU DON'T KNOW ME BY NOW 1989 A New Flame
w BTW od: 1995, czyli od samego początku





Nie jestem fanem Simply Red. Wręcz mógłbym powiedzieć, że ich nie lubię, głównie ze względu na osobowość lidera, czyli "człowieka z rubinem" - Micka Hucknalla. Z tego co o nim czytałem w pewnym momencie i co też wyniosłem z oglądanych i czytanych wywiadów z nim, jest osobą o chyba zbyt silnym i wyniosłym ego, za bardzo w siebie zapatrzonym, krótko mówiąc jest osobowością narcystyczną o dużych wymaganiach wobec innych, ale niekoniecznie wobec siebie. A wielki sukces rzecz jasna wzmocnił w nim te cechy, choć potem przecież nastąpił równie wielki upadek, którego chyba zresztą Mick do końca nie pojął i nie potrafił sobie z nim poradzić, chyba nie rozumiejąc jak to jest możliwe, że kiedyś sprzedawał miliony, a teraz tysiące (dosłownie: pamiętam, że któraś z niedawnych płyt zespołu sprzedała się w UK czy w Stanach w liczbie zaledwie... kilku tysięcy egzemplarzy!). Ale oczywiście moje wrażenie może być mylące, niewykluczone że wykrzywione przez nielubiące go media, może dziennikarzom zachodził za skórę i to się odbiło w jego obrazie medialnym?

Zostawmy jednak kwestie medialno-charakterologiczne, przejdźmy do czysto muzycznych. To, czego Mickowi nie można odmówić, to wspaniały, ciemny, soulowy głos, brzmiący niemal jak trąbka (to spostrzeżenie poczyniłem dużo później, co ciekawe zupełnie niezależnie od mojej siostry i koleżanki, które dokładnie tak samo go sobie zapamiętały. Nawet jedna z nich pewnego razu chcąc powiedzieć coś o zespole, a zapomniawszy jego nazwy, opisała jego wokalistę, który ma głos jak trąbka i rubin w zębie). Ten głos predestynował go do świetnego wykonania niniejszego utworu. Który jest coverem piosenki zespołu Harold Melvin & the Blue Notes, ich pierwszego przeboju nagranego w 1972 roku. Oryginał jest zresztą bardzo podobny aranżacyjnie do wersji Simply Red, ale przez bardzo długi czas nie miałem pojęcia o tym, że to cover, podejrzewam że dowiedziałem się o tym jakieś 5-7 lat temu. Z racji na bliskie podobieństwo obu wersji, zapewne gdybym wcześniej znał oryginał, wówczas to Harold Melvin & the Blue Notes mieliby ten numer w BTW, bo obie przecież przekazują to co najlepsze w tym numerze: genialny, przydymiony nastrój pięknej ballady, lekkie bujanie, zapamiętywalną melodię i tekst refrenu. I po prostu to świetny songwriting. Aczkolwiek - wszak to nie to wszystko zaważyło na miejscu piosenki w zestawieniu, lecz okoliczności jej poznania przeze mnie i powstałe z tego skojarzenie.

Bo skojarzenie jest następujące: pisałem o tym już parę razy, że w zamierzchłych czasach, kiedy to TVP puszczała na tyle mało reklam, że starczało jeszcze miejsca między programami na coś innego niż one, puszczano często różne piosenki. I akurat ten numer, nie wiedzieć czemu, upodobano sobie szczególnie w czasie wakacji roku 1992, a konkretniej w okresie igrzysk w Barcelonie (przez to też bardzo długo myślałem, że to utwór z 1992 roku). Z czasem zauważyłem, że grano go często wtedy, kiedy Polacy mieli grać mecz na turnieju piłkarskim (dosłownie tuż przed studiem zapowiadającym mecz. Czy może nawet między studiem a meczem?). I w końcu zauważyłem, że kiedy leciała ta piosenka, to wygrywaliśmy (np. na pewno nie poleciała przed zremisowanym meczem ze Stanami). Przed finałem więc z niepokojem czekałem, czy znowu będzie "If you don't know me". Niestety, nie było... W tym momencie byłem niemal pewny, że tego nie wygramy Icon_wink2 .

Zapamiętałem sobie w każdym razie ten numer, choć nie miałem pojęcia jaki ma tytuł i nie na 100% zapamiętałem pisownię zespołu. Na szczęście twórcy nie kombinowali, tylko wzięli pierwsze słowa z refrenu, więc miałem łatwo potem go odnaleźć, ale muszę dodać że nawet sobie zapamiętałem melodię refrenu (zwrotka była bardzo trudna pod tym względem niestety) i po pewnym czasie żeby jej nie zapomnieć nawet nagrałem na kasetę nucąc to co pamiętam, by potem po jakimś czasie mieć możliwość odnalezienia tego kawałka i być gotowym na nagranie go. Co nastąpiło zresztą wiele lat później, bo jestem pewien że kiedy ruszył BTW w 1995, to jeszcze go nagranego nie miałem, a już w nim był. Zresztą, zapamiętałem go chyba nawet lepiej niż powinienem, bo przez moment był w pierwszej dwudziestce BTW, a potem jak już go mogłem sobie posłuchać wiele razy, to wypadł nie tylko z niej, ale nawet rychło z 50-ki (kiedy BTW przekroczył tą liczbę, nie układałem kolejności niższych miejsc).

Ciekawostka:
Numer napisano dla Patti LaBelle, ale nie zdecydowała się na nagranie go i dopiero wtedy trafił on do Harolda. Patti naprawiła swój błąd dopiero w 1982, wykonując go na koncertach i umieszczając na płycie koncertowej w 1985, ale rzec jasna nie oddało to jej nawet 1% utraconej szansy na wielki przebój.

Statystyki:
US - 1x1m.
UK - 2
LPP3 - 5

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
24.12.2014 01:08 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #122
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Lisa Stansfield ALL AROUND THE WORLD 1989 Affection
w BTW od: ok. 2000





Wracamy do kuzynki i nagranych przez nią numerów z Listy: wśród nich był także ten numer. Aczkolwiek tego nie pamiętałem do niedawna, dopiero kiedy próbowałem od pewnego czasu dokładniej rozwikłać tą zagadkę związaną z opisaną powyżej historią, zorientowałem się, że to właśnie wtedy poznałem ten numer. A przypomniałem sobie o nim jakoś dokładniej, kiedy Lisa odwiedziła pewnego razu festiwal w Sopocie i zagrała naprawdę dobry koncert, w trakcie którego zaskoczyła mnie tym numerem. Bo od razu rozpoznałem, że to znam choć nie wiem skąd, a przede wszystkim nie miałem pojęcia, że to ona śpiewa. Potem sporo razy widziałem ten teledysk w TV i zorientowałem się, że wcześniej także go znałem. Zresztą - miałem nawet w pewnym krótkim okresie lekką "wzrokową fazę" Icon_wink2 na Lisę, aczkolwiek nie w tej powyższej wersji z przylizanymi mokrymi włosami i zalotnym lokiem, tylko raczej tą kilka lat późniejszą, jakoś z okresu 1995-97 (był między innymi taki mniamuśny teledysk "Never, Never Gonna Give You Up" Icon_razz , ale też The Real Thing i jakiś 1 inny).

Długo myślałem, że Lisa jest Amerykanką, bo uprawiana przez nią muzyka bardziej przypominała mi dźwięki popu przyprawionego r&b/soul prosto zza Oceanu, ale jednak okazało się że to "zimna Angielka" Icon_wink2 .

Piosenka pochodzi z jej debiutu (technicznie to rok wcześniej wydała 1 płytkę w niezależnej wytwórni razem z zespołem pod szyldem Blue Zone) i jest największym jej przebojem, który zresztą daje idealny obraz uprawianej przez nią twórczości: jeśli odpalić większość jej singli, nawet tych późniejszych o blisko 10 lat, to wszystkie brzmią bardzo podobnie do tego utworu. Którego najbardziej niesie bardzo fajny refren z zabawą sylabą "aj". Być może mam mylne wrażenie, ale zarówno singiel, jak i ta płyta (patrzcie okładkę!) były taką trochę próbą zrobienia z Lisy brytyjskiej wersji Madonny, która wtedy ewoluowała w podobne brzmienia. Oczywiście, jak to "zimna Angielka", była to grzeczniejsza, nie skandalizująca wersja Madonny, ale mam pewne skojarzenia tego rodzaju. No i rzecz jasna panna Ciccone ma gorszy głos od Lisy, co musiała sobie rekompensować pozamuzycznymi walorami. Choć, jak piszę wyżej, te pozamuzyczne u Lisy też na mnie swego czasu podziałały Icon_wink2 . Wzorowana na Madonnie czy nie, Lisa tym debiutem odniosła spory sukces, sprzedając ponad 5mln jego egzemplarzy, wyrabiając sobie dość silną markę w czołówce drugiej/końcówce pierwszej ligi popu niemal do końca drugiej dekady lat 90-tych (zmiotły ją z niej te wszystkie Britney, Aguilery i inne potomkinie Spice Girls). Próbowała się zresztą nawet ratować także tym numerem, wydając go potem jeszcze aż dwukrotnie na singlu: w 1992 z Barry White'em (tu raczej on się podciągał marketingowo) i w 2003 (jakiś remix taneczny), a w 2014 nagrała kolejną jego wersję na jakąś swoją kompilację. Tak czy inaczej - to dobry przykład wysmakowanego, tanecznego popu z czarnymi naleciałościami.

Ciekawostka: Lisa wypłynęły na szerokie wody rynku muzycznego, podobnie jak Glenn Medeiros, dzięki programowi typu talent show! W 1980, mając zaledwie 14 lat, osiagnęła sukces w programie "Search for a Star", potem przez kilka lat występowała w TV, będąc mówiąc dzisiejszym językiem swego rodzaju celebrytką muzyczną i dopiero w dorosłości, pod koniec lat 80-tych, zaczęła nieco bardziej na serio próbować własnej prawdziwej karierze muzycznej.

Statystyki:
UK - 2x1m.
US - 3
LPP3 - 22

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
24.12.2014 01:09 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #123
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Alannah Myles BLACK VELVET 1989 Alannah Myles
w BTW od: 1997? (na pewno dość wcześnie)




(Toronto, 1990. Ciekawa, z powerem rockowym wersja. I mocno rockowa "stylówa" Alany!)

Kolejny przykład "one-hit-wonder", aczkolwiek w swojej rodzinnej Kanadzie miała jeszcze parę przebojów, zarówno z tej, jak i z kolejnej płyty. Ale potem nawet tam było gorzej, a poza matecznikiem już w ogóle nie zaistniała. Nawet można rzec otarła się o ideał klasycznego "one-hit-wonder", ponieważ oprócz tego kawałka miała na liście amerykańskiej jeszcze tylko 1 utwór (wcześniejszy singiel z tej płyty - "Love Is"), a najbardziej klasycznie byłoby mieć tylko ten numer 1 i nic więcej. Ale np. na LPP3 jeszcze jeden jej kawałek radził sobie równie dobrze, a punktowo nawet nieco lepiej (Lover of Mine). Mimo to, wszyscy pamiętamy nią raczej tylko dzięki temu numerowi, granemu często i chętnie przez przeróżne stacje radiowe. I może się mylę, ale mam wrażenie, że jednak nadal przez nie niezajechanemu, co przy takim natężeniu nie jest oczywiste. To dzięki niemu z pewnością sprzedała po ponad milionie egzemplarzy debiutu w Stanach i Kanadzie i zdobyła Grammy dla najlepszej rockowej wokalistki.

Numer ciągnie rzecz jasna mocna, punktująca linia basu, w zasadzie tylko ona się liczy. No, jest jeszcze dobry wokal i fajnie otwarta melodia refrenu, ale zasadniczo jakby pewnie zrobić ankietę, z czym kojarzy się ten numer, to ludzkość by na pierwszym miejscu wstawiła ten bas.

Szczerze mówiąc, do dziś nie wiedziałem (albo zapomniałem?) że Alannah jest Kanadyjką. Zapewne myliło mnie to Missisipi w tekście utworu, ale też to że numer wydawał mi się raczej mocno zakorzeniony w amerykańskim rockowym graniu i to nawet nie żeńskim. Jakby trochę southern, ale też trochę (późniejszego przecież) Seattle. Ale Kanada mi do głowy nie przyszła. A tu proszę Icon_wink2 .

Ciekawostka: Alannah jest jedyną jak dotąd Kanadyjką, której debiutancki album osiągnął status diamentowy w ojczyźnie (i platynę w Stanach!).

Ciekawostka 2: co do tego częstego grania w radiach - w 2005 piosenka dostała nagrodę "Millionaire Award" od organizacji ASCAP pilnującej takich spraw, za milion odtworzeń utworu w stacjach radiowych.

Ciekawostka 3: zaskakujący jest źródłosłów tytułu. Black Velvet to nazwa kanadyjskiej whiskey.

Ciekawostka 4: skąd to Missisipi w tekście? Otóż współautora piosenki, Christophera Warda, zainspirowała podróż autobusem pełnym fanów Elvisa, jadących do Memphis na imprezę okolicznościową w Graceland.

Statystyki:
UK - 2
US - 2x1m.
LPP3 - 6

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
24.12.2014 01:09 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #124
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
NIektórzy będą bardzo zadowoleni Icon_biggrin :
Pixies HERE COMES YOUR MAN 1989 Doolittle
w BTW od: 2009




(Utrecht, 1990)

Przy "Where Is My Mind...?" było tak, że najpierw poznałem cover, potem się dowiedziałem kto wykonywał oryginał, a dopiero potem usłyszałem oryginał. Tutaj natomiast mamy tu do czynienia z utworem, który znałem od bardzo długiego czasu, ale bardzo późno się dowiedziałem, jaki zespół to wykonuje (chyba jeszcze później niż usłyszałem oryginał "Where Is..."), a że jakoś nigdy mnie nie wiem czemu nie kręciło się dowiedzieć (no ale niby jak? w czasach przedinternetowych jak znaleźć numer, którego potrafi się może zanucić riff, ale nawet nie zna się tytułu?). Gdyby nie to, zapewne utwór mógłby się znaleźć w BTW sporo wcześniej.

Bo o ile przy "Where is my mind" narzekałem trochę na wykonanie Pixies, że nieco wokal mi przeszkadza, że jest za szybko, że za chropawo, to tym razem mamy do czynienia z idealnym wręcz zgraniem: zgrabnej, nienachalnej przebojowości; obłędnie, bezwstydnie ładnej melodii; rzeczywiście szczeniackiego bezpretensjonalnego radosnego brzdąkania; wreszcie alternatywnej chropawości nagrania, która zdejmuje z piosenki niebezpieczeństwo zbytniej komercyjności. Krótko mówiąc: tak powinien wyglądać alternatywny przebój piosenkowy. Na polskim rynku kołacze mi się tutaj, nie wiedzieć czemu, bo to jednak inne granie, nawiązanie do zespołu Partia/Komety, który był chyba mistrzem w tworzeniu tego rodzaju nagrań (i może tylko dlatego to skojarzenie, które zresztą przyszło mi na myśl teraz. Względnie wczesne Pustki jeszcze mogą być). Najfajniejsze są wspomniany już riff, który ładnie otwiera numer i nadaje mu beztroski charakter oraz wejście wokalu Kim Deal na "so long, so looong" tuż przed refrenem. Refrenem bezwstydnie krótkim, co dodaje jeszcze numerowi miana rzeczy napisanej i nagranej zupełnie od niechcenia, może nawet pociągająco niedbale. Przy okazji - śpiewająca basistka: czyż to nie jeden z fetyszów muzycznego niezależnego freaka?

Ja mam też skojarzenie z latami 60-tymi, słyszę ich brzmienie w tej piosence bardzo wyraźnie. I choć utwór rozpoczyna hendrixowski akord, lubiany bardzo przez gitarzystę Joeya Santiago, moje skojarzenia kieruję w zupełnie inne klimaty. A jedna z piosenek z tamtego okresu wydaje mi się wręcz "wstępem do napisania" "Here Comes Your Man". To The Archies - Sugar, Sugar Icon_wink2 (może przez ten riff, który idealnie Pixies rozwinęli?)

Ciekawostka: Black Francis napisał piosenkę w wieku kilkunastu lat i była jednym z pierwszych numerów w ich repertuarze. Ale zarówno na demo, jak i na pierwszych płytach, jej nie znajdziemy. Dlaczego? Otóż zespół pogardliwie nieco nazwał ją "piosenką Toma Petty" i (trafnie zresztą odczytując jej potencjał) uważał ją za zbyt popową, zbyt prostą, by taki zespół jak oni zniżył się do jej nagrania. Na demo odmówił zatem zespół, podobnie postąpił szef 4AD, Ivo Watts-Russell, z tracklistą pierwszej EP-ki, twierdząc że nagranie jest aż nazbyt oczywiście komercyjne, a nie tego chcą od grupy, historia się powtórzyła przy pełnym albumie. Na szczęście producent krążka "Doolittle", Gil Norton, zakochał się w tym numerze i choć Francis czuł się trochę tym zażenowany, zdecydował jednak tym razem się złamać. Przypomina się tu krzywienie się Marcina Żabiełowicza na nagrywanie niektórych gitar na debiucie Heya - Marcin mówił Banachowi, że są "wieśniackie" i odmówił ich nagrywania (nie udało się go przekonać i wszystkie gitary gra tam Piotrek). Traf chciał, że "wieśniackimi" okazały się m.in. 2 pierwsze duże przeboje grupy: "Zazdrość" i "Teksański" Icon_wink2 .

Statystyki:
UK - 54 (za to płyta weszła na 8 i pokryła się tam złotem. A w Stanach platyną)
US - brak (ale #3 na liście Modern Rock)
LPP3 - brak

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
24.12.2014 01:10 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #125
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Chris Isaak WICKED GAME 1989 Heart Shaped World
w BTW od: 2009




(oczywiście - KONIECZNIE teledysk! Icon_razz )

Podstawowe skojarzenie: facet próbujący manierą wokalną i imagem naśladować młodego Elvisa, z aparycją modela, którą wykorzystywał do uwiarygodniania fankom przesłania swych słitaśnych, lejących się ballad, w których ton nadawała "westernowo-twinpeaksowa", czysta gitara elektryczna. Swój wygląd wykorzytywał także w przemniamuśnych teledyskach (kojarzę chyba 3 mocno przyciągające wzrok Icon_cool2 ), a także w budowaniu kariery aktorskiej, przez co w pewnym okresie trudno było powiedzieć, czy był śpiewającym aktorem, czy występującym w filmach piosenkarzem. To niezdecydowanie ostatecznie chyba przeszkodziło mu w budowaniu tak jednej, jak drugiej kariery. I choć skrzywdziłbym go pisząc, że jest wykonawcą jednego przeboju, bo niemal wszystkie jego płyty zaistniały jakoś na listach sprzedaży, to tak naprawdę poza Australią gdzie radził sobie najlepiej (choć to Amerykanin), żaden inny singiel nie zamieszał tak jak ten. Co do klimatu piosenek: teraz mnie naszło skojarzenie, że to taka ówczesna, męska wersja Lany del Rey Icon_wink2 .

Mamy tu zatem do czynienia z jego sztandarowym numerem. Jest tu wszystko charakterystyczne dla Chrisa: półakustyczne granie, midwestowy klimat, brzmienie zalatujące nieco starocią lat 50-tych czy 60-tych (przychodzi na myśl m.in. Bobby Vinton?), zawodzący, łzawy wokal. Oczywiście numer poznałem przy okazji filmu "Dzikość serca" Davida Lyncha, zresztą dopiero kiedy zabrzmiał w nim, singiel odniósł sukces, wcześniej radził sobie średnio. Rzecz jasna, olbrzymią rolę w popularności piosenki miał także słynny teledysk z przelewająca się półnago wraz z Chrisem po ekranie panną, słynną modelką Heleną Christensen. Wideo zdobyło kilka nagród MTV, a także plasuje się często we wszelkich podsumowaniach najlepszych/najbardziej seksownych wideoklipów wszech czasów (m.in. #13 w ogóle i #4 na liście najseksowniejszych zrobionej przez VH1, a #1 w podobnym rankingu nowojorskiej stacji TV, Fuse). Wcześniejsza wersja teledysku pochodziła z filmu Lyncha, ale rzecz jasna ja wolę tą powyższą Icon_razz .

Ciekawostka: mamy tu do czynienia z kolejnym przypadkiem wypromowania piosenki w zasadzie przez pojedynczego DJ-a radiowego. Był nim Lee Chesnut z radia w Atlancie, który jako miłośnik filmów Lyncha grywał to często w swoich audycjach, robiąc z piosenki początkowo lokalny, a potem ogólnokrajowy (a nawet światowy) hit.

Statystyki:
US - 6
UK - 10
LPP3 - 7

Blisko BTW: Blue Hotel (jakby miało takie wideo, jak Wicked Game, to pewnie by było w zestawie Icon_wink2)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
24.12.2014 01:11 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #126
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Madonna LIKE A PRAYER 1989 Like a Prayer
w BTW od: początku, czyli 1995





Moim zdaniem tym albumem, zadedykowanym swej zmarłej matce, Madonna zdaje się nie tylko podsumowywać swoje dotychczasowe życie (sporo osobistych tekstów o dzieciństwie, dorastaniu, rodzicach, dorastaniu w religii katolickiej), ale także pokazywać że przestała już być rozwydrzoną disco dziewuchą, ewidentnie wkracza na nowy, dorosły, kobiecy etap swej twórczości. Biorąc pod uwagę, że to pierwsza płyta z "trójką z przodu" (miała wtedy 31 lat), bardzo możliwe że faktycznie takie miała zamiary. Mamy tu do czynienia z dojrzają, świadomą artystką, album to kawał naprawdę dobrego popu, nawet o sporych walorach artystycznych, a nie tylko rozrywkowych i komercyjnych, jak dotychczasowe jej płyty.

Utwór tytułowy, nawiązujący tekstowo religii katolickiej w jakiej dorastała i poświęcony m.in. jej zmaganiom z poczuciem winy, które w niej wzbudzała religia, jest miksem tanecznego popu z pieśnią gospel. Mamy tutaj rozbudowaną strukturę i aranżację i jest to moim zdaniem najlepszym kawałkiem jaki w ogóle nagrała, najlepiej łączący popową przebojowość z walorami artystycznymi i chowają się te wszelkie "Frozen" i inne późniejsze jej zagrywki w stronę alternatywnej sceny tanecznej. Tam często traciła nieco jednak przebojowości i piosenkowości, tutaj absolutnie wszystko działa idealnie w świetnych proporcjach.

O ironio, niemal religijna piosenka, ze względu na wideo, trafiła na watykańską czarną listę i do dziś ma przechlapane w środowiskach katolickich. Afera sprawiła też, że Pepsi zerwało kontrakt z artystką, uginając się pod presją skadalu i nie dźwigając jej. Owszem, z jednej strony mamy tu do czynienia z ewidentnym pójściem na całość w klimaty bardzo ryzykowne, a religijna kiczowata symbolika został posunięty do tego stopnia, że bez dodatkowych skojarzeń mocno uwydatnionych w teledysku można by powiedzieć o sprofanowaniu świętości, ale z drugiej Madonna jest tutaj chyba najseksowniejsza we wcale nie wyuzdany sposób i najbardziej dziewczęca ze wszystkich swych teledysków (ach, to spadające ramiączko! Icon_wink2 ), przez co ogląda się to naprawdę dobrze, a gospelowy klimat piosenki porywa do tańca w uniesieniu wcale nie obscenicznym, tylko religijnym. Bo czyż nie zostało tutaj wreszcie, owszem w nazbyt dosłowny sposób i za bardzo (nomen omen) "na tacy", przedstawiony odwieczny i domyślny element kobiecej fascynacji postaciami świętych, w szczególności Jezusa? Mam na myśli to, że miłość kobiety do tych postaci i modlitwy do nich, chyba zawsze zawierają, może i głęboko skrywaną, ukrytą, ale jednak wyczuwalną, erotyczną dwuznaczność. Kiedy kobieta mówi do męskich postaci słowa świadczące o jej miłości do nich, to choćby to była miłość czysto religijna, to przecież zawsze jest jednak ten element ludzki. Można to dostrzec w tekstach modlitw, pieśni, wspomnień świętych i błogosławionych, etc. Czyż mówiąc że jest Jego oblubienicą, miłuje Go, etc., zaangażowana miłością religijną kobieta nie pozostaje jednak nadal kobietą kochającą mężczyznę? Taki "chwyt" literacki pod płaszczem różnych metafor znajdujemy nawet w całkowicie religijnych tekstach. Owszem twórcy teledysku uprościli i spłaszczyli sprawę, w dodatku wprowadzając masę niepotrzebnych symboli faktycznie sprofanowali tą piękną dwuznaczność, ale sama myśl nie jest nowa, nie ma (raczej) w sobie nic urągającego wierze, zaś jakby spojrzeć tylko na tekst piosenki, to trudno go uznać za obrazoburczy. (nie wiem czy ostatecznie to co napisałem dobrze przekazuje to, co miałem na myśli, ale mam nadzieję że tak)

Ciekawostka: w nagraniu wziął udział chór gospel Los Angeles Church of God pod kierownictwem Andraé'a Croucha. Aby mieć pewność, że piosenka nie zawiera w sobie niewłaściwych treści, szef chóru dokładnie przeanalizował tekst i dopiero kiedy się upewnił że jest w porządku, zdecydował się wziąć udział w nagraniu.

Statystyki:
LPP3 - 3x1m.
US - 3x1m.
UK - 3x1m.
(zadziwiające! Pierwszy raz chyba taka zgodność!)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
24.12.2014 01:12 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #127
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Kawałek, który wywaliłem z BTW, ale rok temu był, więc liczy się do statystyk. Dlatego wrzucam, ale bez opisu:

Basia CRUISING FOR BRUISING 1989 London Warsaw New York
w BTW: 2010-2014




[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
24.12.2014 01:12 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #128
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Gypsy Kings VOLARE 1989 Mosaïque
w BTW od: 2012 (ale mogłoby od zawsze)




(Terry Wogan show 1989)

Zdaje się, że pisałem iż ten numer jest blisko BTW. Cóż, najwyraźniej zapomniałem że nie tylko blisko, a nawet w nim jest.

Cyganie wykonują tutaj swoją wersję śródziemnomorskiego klasyka, mieszając hiszpański z włoskim. Jeszcze rok czy dwa temu byłem święcie przekonany, że to jest tradycyjna ludowa włoska piosenka weselna. I nagle się dowiedziałem, że jest to numer napisany i wydany w 1958 roku przez niejakiego Domenico Modugno, owszem Włocha (i chyba tylko to się zgadza Icon_wink2 ), który wygrał z nim festiwal w San Remo, potem zajął trzecie miejsce na festiwalu Eurowizji, potem podbijał kolejne kraje, by w końcu dotrzeć do Stanów, gdzie aż przez pięć tygodni okupował pierwsze miejsce (to jest dopiero zaskok! Taki numer na pierwszym w Stanach!?? Icon_eek2 ), zdobywając ostatecznie w 1959 nawet nagrody Grammy za Nagranie i Piosenkę Roku! (to był pierwszy w historii zwycięzca tych kategorii). Do dziś powstała masa wersji tego utworu, który zresztą początkowo tytuł "Nel blu dipinto di blu" i szczerze mówiąc nie jestem pewien, czy wersję Modugno słyszałem wcześniej niż kilka lat temu (nie wiedząc zresztą, kto to śpiewa), nie dam też głowy że wersja Gipsy była pierwszą jaką poznałem i polubiłem, ale jest pewne że to ją najbardziej zapamiętałem i najbardziej kojarzy mi się ona z tym utworem.

Gipsy przyśpieszyli numer, częściowo przetłumaczyli słowa na hiszpański i rzecz jasna odegrali go w charakterystycznym dla siebie stylu "popowego flamenco/samby". Stali się w ten sposób kolejnym członem w korowodzie wykonawców tego numeru. Kolejnym, który dzięki niemu odniósł większy lub mniejszy sukces. W korowodzie bardzo barwnym i zaskakującym momentami jeśli chodzi o różnorodność wykonań. Tak żeby szybko wyliczyć kto to nagrywał:
Cliff Richard, Cyril Stapleton, Dean Martin, Dolores Duran, Emilio Pericoli, Ferrante & Teicher, Frank Zappa Icon_exclaim , Hugo Montenegro, Ismael Rivera, Jerry Vale, John Arpin, Joni James, Julius LaRosa, Kirby Stone, Laura Pausini and Eros Ramazotti, The Lettermen, Lionel Hampton, Lucho Gatica, Sergio Franchi, Stefano Terrazzino, Luciano Pavarotti, Marvin Santiago, Masafumi Akikawa, Nelson Riddle, Oleksandr Ponomaryov, Oscar Peterson, Paul McCartney Icon_exclaim , Petty Booka, Petula Clark, Ray Conniff, Richard Clayderman, Roger Williams, Russell Watson, Scott Bakula, Sofia Rotaru, Son Boricua, The Ames Brothers, The Jive Aces, The Platters, Thomas Anders, Tony Clifton, Trini Lopez, Vitamin C, Wayne Newton, Willy Alberti, Ximena Sariñana, Youth Brigade, Yukihiro Takahashi, The King's Singers, Dalida, Marino Marini, Charlie Drake, The McGuire Sisters, Earl Grant, Fred Buscaglione, Nicola Arigliano, Nilla Pizzi, Gino Latilla, Claudio Villa, Bobby Rydell, Connie Francis, Chet Atkins, Ella Fitzgerald, Barney Kessel, Shelly Manne and Ray Brown, Louis Armstrong, Caterina Valente, Rita Pavone, Al Martino, Sergio Franchi, TISM, David Bowie Icon_exclaim , André Hazes, Alex Chilton, Barry White, Brave Combo, Stefano Bollani, Al Bano, Jose Mangual Jr., Mina, Lisa Ono, Sanjeev Bhaskar, Captain Jack Icon_exclaim , Engelbert Humperdinck, Patrizio Buanne, G4, Claudio Baglioni, Gianni Morandi, Simona Molinari, Fariborz Lachini, Simona Galeandro, Gianna Nannini, Emma Marrone, Deana Martin... Uff... może tyle Icon_wink2 . Podejrzewam też, że Czesław Niemen Icon_wink2 . W Polsce przed wersją Gipsy najbardziej była chyba znana Marino Mariniego i podejrzewam, że to ją poznałem jako pierwszą, sądząc że to jest pierwotna (nagrał ją chyba jeszcze w 1958, więc było blisko. Zresztą, do końca lat 50-tych było już kilkanaście wersji, z których większość była dużymi przebojami, co z dzisiejszego punktu widzenia jest nawet zabawne (ludziom podobał się ten kawałek niezależnie od wykonania i nie zwracali pewnie uwagi, kto to śpiewa? Icon_wink2 ).

Ciekawostka: różne wersje tego singla sprzedały się w sumie w liczbie ponad 22 milionów egzemplarzy, czyniąc z utworu najlepiej się sprzedający utwór z festiwalu San Remo i jeden z trzech najlepszych w historii Eurowizji.

Statystyki:
UK - 86
US - brak (ale #1 na liście Latin)
LPP3 - brak

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
24.12.2014 01:13 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #129
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Roy Orbison YOU GOT IT 1989 Mystery Girl
w BTW od: 1996-7




(wspomniany niżej występ w Antwerpii, jedyny raz kiedy wykonał ten numer na żywo. Ale oczywiście ścieżka nie jest z koncertu)

Wydawało mi się, że nikt w tej części BTW nie pobije rekordu Beach Boysów w największej przerwie między dwoma piosenkami w zestawieniu. A tu tymczasem rok później mamy człowieka który tego dokonał i do ich 22 lat dokłada jeszcze trzy. Dodatkowo, ćwierćwiecze dzieli JEDYNE dwie jego piosenki w zestawie, co jest dodatkowym osiągnięciem. Czy ktoś pobije ten rekord? (swoją drogą można by z tego zrobić pytanie przewijające się w kolejnych częściach BTW Icon_cool2 ).

Roy, o czym pisałem przy okazji Pretty Woman, to wyjątkowo pechowa postać sceny muzycznej. Wspominałem o tym, że jego karierę w latach 60-tych przerwały tragedie rodzinne. Przypomnę tylko, że były to śmierć żony w 1966, a dwóch synów 2 lata później. Kiedy zaś po latach udało mu się odbudować karierę, do czego przyczynił się m.in. wspominany też tu przeze mnie projekt Traveling Wilburys...
Ale to było tak: po sukcesie powyższego projektu, Roy przypomniał o sobie szerokiej publiczności, która zorientowała się, że jest nie tylko ikoną dawnych lat, ale też muzykiem, który nadal może im zaproponować wysokiej klasy piosenki, w swym starym stylu ale nie tracące nic na jakości. Na płycie supergrupy zaśpiewał jeden kawałek samemu, ale oczekiwano nowych utworów i koncertów. Podekscytowany szansą pokazania jeszcze raz co potrafi, Roy zaczął szybko pisać nowe piosenki, współpracując zarówno z dawnymi kumplami sprzed lat, jak i młodszymi muzykami, niektórzy wsparli go też pisząc piosenki dla niego (m.in. Elvis Costello). Szybko przygotował nową płytę, której produkcją zajął się, tak jak u Wilburysów, Jeff Lynne. Płyta miała się okazać sukcesem, ale jak wielkim, tego Royowi nie udało się całkiem dowiedzieć. Bo kiedy ponownie stał się pierwszoplanową gwiazdą, znowu los był wobec niego okrutny: zmarł na atak serca. Niestety, na pewno częściowo przyczynił się do tego ta nagła ponowna popularność: Roy szybko schudł aby lepiej wyglądać w teledyskach, rozpoczął światowe tournee i choć już niecały miesiąc przed śmiercią, w listopadzie 1988 roku, zwierzał się Johnny'emu Cashowi, że czuje bóle w klatce piersiowej i musi się przebadać, jak się okazało nie znalazł na to czasu ze względu na napięty grafik koncertów, sesji zdjęciowych i wywiadów. Kilka dni później, przed koncertem w Antwerpii, jego menedżer stwierdził, że Roy wygląda na chorego i zasugerował rezygnację z występu, ale wokalista odmówił, dając zresztą świetnie przyjęty show. Potem zagrał jeszcze koncert w Ohio i wrócił na kilka dni odpoczynku do domu, planując już kolejny wyjazd do Europy na kręcenie teledysków dla Wilburysów. Ostatecznie zmarł w domu swej matki, tuż po obiedzie rodzinnym... (od razu pojawiły się sugestie, że zapracował się na śmierć, chcąc szybko zdyskontować ponowny sukces). Naprawdę smutna historia Icon_frown .

Płyta ukazała się już po jego śmierci, w lutym 1989, z miejsca zdobywając listy przebojów, zdobywając platynę m.in. w Stanach, UK, Kanadzie, Hiszpanii, Holandii i Szwecji. Szczytowym jej punktem i największym przebojem jest powyższy utwór, który pokazuje że mimo ćwierćwieku Roy gra, śpiewa i tworzy tak samo dobrze, tak samo chwytliwie i w tym samym, staroświeckim, poruszającym swym chłodnym, wycofanym romantyzmem, stylu. Piosenka dostała nominację do Grammy. W napisaniu jej pomogli Royowi kumple z supergrupy, Tom Petty i Jeff Lynne, którzy wzięli też udział w jej nagraniu.

Ciekawostka: pisałem dopiero co o roli filmu Davida Lyncha w popularności Wicked Game. Do odbudowania kariery Roya też częściowo przyczynił się ten reżyser, konkretniej wykorzystanie jego piosenek w ścieżce dźwiękowej filmu "Blue Velvet" z 1986.

Ciekawostka 2: Roy był drugim od czasów Presleya wykonawcą, który umieścił równocześnie dwa albumy w Top 5 listy amerykańskiej. Stało się to w lutym 1989, jednym był jego solowy "Mystery Girl", drugim "Traveling Wilburys Vol. 1".

Statystyki:
UK - 3
US - 9
LPP3 - 6

Pewnego razu usłyszałem ten numer w dwóch innych wersjach, jedna po drugiej. Było to albo w Tonacji Trójki, albo w Zapraszamy do Trójki, na pewno audycję prowadził Piotr Kaczkowski. Jedna z tych wersji mnie totalnie zachwyciła, przyczyniając się do umieszczenia oryginału w BTW. Pamiętałem tylko, że wykonuje to Whoopi Goldberg, a wersja pochodzi z jakiegoś filmu, który wtedy pan Piotr streścił i historia ta też mi się bardzo spodobała. Znalazłem dziś, że brzmiało to tak:



(swoją drogą, chyba nie widziałem tego filmu nigdy )[/quote]

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.12.2014 12:47 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #130
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Dave Stewart & Candy Dulfer LILY WAS HERE 1989 OST: De Kassière / Lily Was Here
w BTW od: ok.1998 (wcześniej nie znałem tytułu/jednego z wykonawców, tak to mogłoby od początku)





Jeden z numerów, które sprawiły że około 1996 roku zapragnąłem uczyć się gry na saksofonie. Niestety, nie miałem saksofonu, w szkole też nie mieli, a ceny nowych mnie skutecznie odstraszyły od tego zamierzenia. Chyba jednak trochę szkoda, chociaż kiedy miałem możliwość spróbować gry na klarnecie w 1999, to powiem szczerze że kompletnie mi to nie wychodziło, także nie wiem czy bym się nie zniechęcił Icon_wink2 .

Candy Dulfer (która notabene przez pewien czas mi się myliła nazwiskiem z Cyndi Lauper Icon_cool2 ), nieznana do tej pory, nie posiadająca żadnych nagrań solowych Holenderka, dzięki temu nagraniu stała się chyba najbardziej znaną saksofonistką świata. Jak to się stało, że Dave Stewart, znany z właśnie kończącego po raz pierwszy swoją działalność Eurythmics, postanowił przy okazji tworzenia muzyki do holenderskiego filmu De Kassière zaprosić ją do tego nagrania - nie wiem. Tak czy inaczej, był to świetny pomysł, świetny przede wszystkim dla Candy, która dzięki temu mogła z hukiem rozpocząć swoją karierę solową. Bo zachęcona sukcesem tego singla, wkrótce przygotowała materiał na swój pierwszy album solowy, Saxuality, na którym rzecz jasna również znalazło się Lily Was Here (co pociągnęło sprzedaż płyty - miejsce 22 na Billboardzie, a 27 w UK). Czy Dave kierował się wyglądem saksofonistki? Niewykluczone, że tak Icon_wink2 . Grunt, że wyszedł z tego spory sukces, chyba jeden z większych jeśli chodzi o instrumentale, a w dodatku na pewno jest wysoko w rankingu numerów saksofonowych

Po latach próbowali powtórzyć ten manewr, nagrywając ponownie numer do filmu do którego Dave pisał muzykę, był to track ze ścieżki dźwiękowej całkiem fajnego obrazu "Cookie's Fortune" (w Polsce jako "Kto zabił ciotkę Cookie?"). Jak to czasem bywa - niespecjalnie się udało (i tu wiadomy cytat z Heraklita). Ale nagranie też jest fajne, oparte na bardzo podobnym pomyśle przeplatających się i grających niemal to samo gitary akustycznej i saksofonu, z dłuższą wstawką solową na ten drugi, który również dominuje w utworze. Tylko jest tu bardziej countrowo i bardziej elektronicznie (tak w podkładzie, jak i w gitarze). Ale też ładnie. I Candy też ładna Icon_razz :




Statystyki:
UK - 6
US - 11
LPP3 - 2x21m.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.12.2014 12:48 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #131
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Aerosmith LOVE IN AN ELEVATOR 1989 Pump
w BTW od: 2013




(MTV VMA Awards 1990. Świetny występ! Przy okazji można zobaczyć, kogo tam nominowali razem z nimi)

Wspominałem kiedyś i to dość dokładnie, na początku drugiej części Topu, o grze na konsole Guitar Hero. Jest ona pośrednio mocno związana z pojawieniem się powyższego utworu w zestawieniu. Mianowicie istnieje komputerowa, darmowa wersja GH, o nazwie Frets on Fire. Można rzec, że to taka "wersja dla ubogich", gdyż zasadniczo polega na tym samym (czyli "graniu" piosenek z pomocą kontrolera), ale zamiast gitary posługujemy się klawiaturą, ma prostą grafikę, brak dodatkowych bajerów typu tryb kariery, a także zawiera zaledwie kilka utworów. Gra się dużo gorzej (i mniej wygodnie) niż na oryginale, no ale jednak czego oczekiwać od darmowej przeróbki. Aby nieco uatrakcyjnić zabawę, trzeba się posiłkować ściąganiem piosenek stworzonych przez innych graczy, można także robić je samemu.

I to ostatnie właśnie mocno się przyczyniło się do umieszczenia tego numeru w BTW. Był to bowiem jeden z utworów, które postanowiłem sam dodać do katalogu i zrobić do nich ścieżkę gitarową. Wybrałem go nieco przypadkiem (w katalogu z plikami Aerosmith było ze względów alfabetycznych na początku Icon_wink2 ), szukając po prostu fajnego numeru, o wyrazistym riffie i nie za trudnych solówkach (aby nie trzeba było strasznie dziergać nutek w pocie czoła i aby można było go potem spokojnie zagrać), takiego który dobrze znałem. Tworzenie własnych ścieżek pod znane kawałki było co prawda bardzo pracochłonne (nie pamiętam dokładnie, ale zrobienie 1 utworu zajmowało min.5h, a przy bardziej skomplikowanych, jeśli się chciało zrobić to naprawdę rzetelnie, zbliżało się do 10), ale dawało satysfakcję nie mniejszą od zwykłego grania. I z racji tych godzin spędzonych nad tym utworem i potem wielokrotnego ogrywania go samemu na klawiaturze, mocno się z nim zżyłem (ten sam efekt, czyli w efekcie umieszczenie w BTW, zadziałał w przypadku Enter Sandman, do którego niestety później straciłem plik kiedy padł mi dysk z nim Icon_frown a nie znalazłem w sobie siły by ponownie go robić). Swoje dzieło umieściłem potem w necie i dopóki chomikuj pokazywało statystyki ściągnięć, to ten plik zapewniał mi stały "dochód" w postaci punktów za pliki ściągnięte z konta Icon_wink2 . O ile pamiętam w momencie kiedy wyłączyli tą opcję, liczba jego downloadów dochodziła do tysiąca!). A kiedy się z nim zżyłem, to po kilku latach, konkretniej jak dokładniej przysiadłem nad tą częścią BTW i patrzyłem czego mi tam brakuje, okazało się że m.in. tego numeru. Co prawda kawałek ma pewien mankament, mianowicie jest z tej grupy utworów, które "nie potrafią się skończyć", przez pod koniec już nieco nudzą te nieskończone refreny (i przy graniu, a szczególnie robieniu ścieżki gitary, czasami potrafiło to zirytować), ale to jeden z niewielu jego minusów.

Numer kojarzył mi się wcześniej głównie z apetycznym teledyskiem (w jakich później się wyspecjalizowali Icon_razz ), ze sceną na początku z dwuznacznym tekstem: "good morning Mr.Tyler, going... down?).

Piosenka dała grupie nominację do Grammy, ale przegrali z przewijającą się tu ostatnio często The Traveling Wilburys (chyba muszę ich jednak dodać do Topu Icon_wink2 ).

Ciekawostka: we wspomnianym wyżej teledysku widać całującą się w windzie parę, to gitarzysta "powietrznych kowali" Joe Perry wraz z żoną (nie do końca ubrani Icon_razz ).

Statystyki:
US - 5
UK - 13
LPP3 - 15

PS. Frets on Fire można ściągnąć tu: http://fretsonfire.sourceforge.net , a kilka moich utworów do niego tu: http://chomikuj.pl/Miszon/Frets+on+Fire+songs

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.12.2014 12:48 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #132
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Richard Marx RIGHT HERE WAITING 1989 Repeat Offender
w BTW od: 2008



Z tym numerem kojarzą się ewidentnie 2 kwestie: pierwsza taka, że zaczyna się po polsku, wszak Richard śpiewa wyraźnie "osiem zapałek" (no może raczej "osiem zapae" Icon_wink2 ) co jak tylko mi ktoś powiedział słyszę po prostu za każdym razem przy tym numerze i nie potrafię się już pozbyć tego skojarzenia. A druga taka, że przez pewien czas piosenka kończyła pierwszą setkę zestawienia wszech czasów w Trójce (a może to był po prostu ten moment, kiedy poznałem ją po raz pierwszy?), kończyła nawet dosłownie, bo była na miejscu 100. Dziś jest już ponad 40 pozycji niżej, co jakoś mi się kłóci poznawczo i nieco nie do końca potrafię to zaakceptować, szczególnie że część numerów które ją wyprzedziły jest dla mnie przezroczysta, a przede wszystkim odnoszę wrażenie, że za 25 lat nie będę ich pamiętał.

A to jest przecież idealny, wzorcowy wręcz przedstawiciel popowej ballady z tamtego okresu i choć kiedyś dużo bardziej lubiłem i dziś mi nieco przeszkadza ewidentne przelukrowanie brzmienia i przekazu, to nie potrafię odmówić temu utworowi siły przekonywania zakochanych do natychamiastowego płakania z miłości pod wpływem tego numeru, wszystko w charakterystycznym dla popu lat 80-tych stylu. Idealny niestety dla stacji typu "golden", czy też innych "radio dla samotnych matek po 40-ce", przez co ciachany przez nie niemiłosiernie często i niemal zabity. A szkoda.

I chyba to kolejny przykład wykonawcy zapamiętanego z jednego utworu. Bo choć Richard miał np. na Liście jeszcze ponad 10 utworów, z tego ze 2 były przebojami, to szczerze mówiąc nawet nie kojarzyłem tych, które były już w czasach kiedy Listy słuchałem, co więcej zaskoczyłem się, że w ogóle takowe wtedy na niej zaistniały (a ostatni z nich ok.1997-98 roku tam zagościł). No, jeszcze jest Hazard, ale to chyba tylko w Polsce bardziej znane (i tylko w Trójce). Z kolei należy zaznaczyć, że np. na Billboardzie był to jego trzeci z rzędu numer 1, więc albo to Polacy (polskie media raczej) mają tu krótką pamięć), albo to ja jestem jakoś mało douczony w kwestii Richarda. Choć faktem jest, że tylko ta i poprzednia płyta odniosły sukces, potem było już sporo słabiej, a od 1998 wokalista już nigdy nie wszedł z żadnym singlem nawet do setki w Stanach.

Ciekawostka: piosenka ustanowiła swego rodzaju rekord listy Hot Adult Contemporary Recurrents, na której nieprzerwanie w latach 2000-2003 znajdowała się w pierwszej 15-ce!

Statystyki:
UK - 2
US - 3x1m.
LPP3 - 3x1m.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.12.2014 12:54 AM przez Miszon.)
28.12.2014 12:51 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #133
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Chris Rea THE ROAD TO HELL (part II) 1989 Road to Hell
w BTW od: 1997 (czy jakoś tak, dość szybko)




(David Letterman show, 1991)

Kaseta "Best of" Chris Rea była jedną z pierwszych kaset, jakie posiadałem (na pewno w pierwszej 20-ce, może nawet niżej), tata sobie ją kupił jakoś w wakacje 1991 roku, dlatego też jego twórczość była mi dość bliska i nawet nieźle znana (przynajmniej w tym aspekcie odnoszącym się do hitów, bo było tam faktycznie wszystko co najlepsze. Niewykluczone, że była to nawet jakaś nieoficjalna składanka, zrobiona przez naszego lokalnego wydawcę "specjalna edycja na rynek polski" Icon_wink2 . Takt Music to był nawet pamiętam), mimo że wtedy jeszcze poza tym i może 2 innymi numerami niespecjalnie mi podchodziła ta muzyka, bo zdaje się że byłem na nią po prostu za młody (ba! Mam wrażenie, że nadal nieco za młody na nią jestem! Icon_wink2 ). Wśród tych rzeczy, które najlepiej mi podeszły był właśnie ten numer, który zresztą znałem i lubiłem już wcześniej, bo był dość często puszczany w TVP i dobrze zapamięłem jego "teledysk drogi".

Gdyby ktoś zrobił ranking piosenek najlepszych do jazdy samochodem, to mam wrażenie że ten utwór znalazłby się w nim wysoko. Dzięki świetnemu drive'owi sprawiającemu że siedzącemu noga sama chodzi, a kierującemu stopa lekko opada na pedał gazu, człowiek nawet zapomina o nieco złowróżbnym tytule. Poza tą motoryką, piosenka daje dobry obraz stylu artysty: mocno zachrypnięty głos, którym często coś nucił czy niemal szeptał pod nosem oraz BARDZO dużo gry na gitarze z użyciem tulejki na palec (pamiętam jak widziałem koncert Chrisa w Sopocie. W pewnym momencie już mnie zaczęły nudzić i śmieszyć może nawet te jego solówki "na jednym palcu", aczkolwiek muszę przyznać że opanował tę sztukę w bardzo dobrym stopniu.
Ten kawałek też swego czasu zacząłem robić w Frets on Fire, ale zdaje się że właśnie na nim poprzestałem, jakoś w 1/5 pracy. A potem mi się gra znudziła.

Chris to facet, który odniósł sukces dość późno. Choć wydawał płyty już od przełomu lat 70-tych i 80-tych, to pierwszy większy przebój przyniósł mu dopiero album "On the Beach" z 1986 roku. Gitarzysta miał wtedy już 35 lat, ale i tak był to jeszcze średni sukces, bo został dostrzeżony jedynie na kontynencie, na przełom czekał jeszcze kolejne 3 lata i dopiero za sprawą tego singla udało mu się odnieść naprawdę duży sukces. "On the Road to Hell" weszło do Top 10 w Wielkiej Brytanii, co oznaczało że Chrisowi udało się ta sztuka za dopiero 18 podejściem! Poprzednie 17 singli przepadło w większości nawet poza czołową 50-ką. Kiedy się spojrzy, że do dziś sprzedał ponad 30 mln albumów, to trzeba z uznaniem pokiwać głową, bo jak na tak późny sukces, to jest to wynik naprawdę godny uwagi i głębszego pochylenia się nad tym, dlaczego wcześniej tak mu nie szło, a potem tak mu szło.

Ciekawostka: na początku tego wieku Chris miał spore problemy zdrowotne: walczył z rakiem, musiał m.in. przejść przeszczep nerek, zawiesił działalność koncertową i muzyczną. Swoistego rodzaju pożegnaniem z rynkiem muzycznym miał być album "Blue Guitars", będący w zasadzie zestawem aż... 12 płyt (każda zawierała po kilkanaście numerów)! Każda z nich była w nieco innym stylu, który zresztą określał tytuł każdego krążka. Był to swoisty przegląd różnych rodzajów bluesa, rodzaj podręcznika dla ludzi pragnących lepiej poznać ten gatunek. Na szczęście jakoś wyszedł z tego najgorszego dla siebie okresu i nagrał potem jeszcze inne, nowe rzeczy.

Statystyki:
LPP3 - 7
UK - 10
US - brak (ale #11 na Mainstream Rock Tracks)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.12.2014 12:55 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #134
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Elton John SACRIFICE 1989 Sleeping with the Past
w BTW od: początku, czyli 1995




(ciekawa sprawa: Knopfler i Elton razem na scenie!)

Jakoś tak dziwnie wyszło, że to dopiero pierwszy Elton w zestawieniu. Zapewne w dużej mierze przez to, że długo to był jedyny jego numer który był dużym przebojem, jaki kojarzyłem i lubiłem jednocześnie (czyli zaszły 3 warunki), zaś wcześniejsze rzeczy, szczególnie te z lat 70-tych, jakoś mnie w jego wykonaniu omijały. Jeśli chodzi "Your Song" dopiero kilka lat temu zorientowałem się, cóż to za instrumentalny numer, który bardzo lubiłem z jakiejś składanki z muzyką filmową (i przez to myślałem, że to też z jakiegoś filmu jest), którą sobie zrobił na nieopisanej kasecie mój tata. "Crocodile Rock", czy "Goodbye Yellow Brick Road" albo mnie nie nie przekonywały (ten pierwszy), albo nawet nie kojarzyłem czyje to (ten drugi). "Tiny Dancer" poznałem dopiero ze 2-3 lata temu i zachwycił mnie, ale znowu nie znałem go w wersji Eltona, tylko wpleciony w film i śpiewany przez jego obsadę (pisałem o tym w wątku o magicznych momentach w filmach) , dopiero w tym roku dowiedziałem się, co to za numer i posłuchałem jego wersji, może dorzucę do BTW, ale jest na razie na liście oczekujących (bo nieco mi blado wypadła w porównaniu z wersją z filmu). Można by dalej kontynuować tę listę ("I'm Still Standing" wątpię aby się doczłapało do BTW, "Empty Garden" bardzo mi się spodobało, ale wydaje mi się wciąż na razie, że to tylko taki "mój" numer i jeszcze nie wszech czasowy), ale po co się pogrążać Icon_wink2 .

Mówiąc krótko, "Sacrifice" do niedawna było JEDYNYM numerem Eltona w BTW. Moje najważniejsze skojarzenia? Teledysk, w którym człowiek w dziwnej "czapce" śpiewa ładną balladę. I "analiza/tłumaczenie" tego utworu w kąciku języka angielskiego, który był w programie "5-10-15" (chyba w części "15", bo tak mi się wydaje w każdym razie, że wówczas ta część była jeszcze dla mnie za dorosła i raczej jednym okiem ją oglądałem).

Ciekawostka: statystyka niżej nieco zakłamuje obraz sytuacji. Bo w części dotyczącej UK opisuje tak naprawdę reedycja singla, której dokonano w roku 1990. Tymczasem pierwsze podejście, w 1989, było kompletnie nieudane, bo piosenka doszła zaledwie do 55 miejsca tamtejszej listy! Icon_surprised

Ciekawostka 2: w wersji teledyskowej tej piosenki nieco przyśpieszono taśmę, przez co dźwięk jest nieco wyższy, a piosenka rzecz jasna krótsza.

Ciekawostka 3: utwór jest zainspirowany Do Right Woman, Do Right Man Arethy Franklin i porównywany też do piosenek Percy'ego Sledge'a.

Statystyki:
LPP3 - 2x2m.
UK - 5x1m.
US - 18

W ten sposób kończymy rok 1989.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.12.2014 12:56 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #135
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
No to po różowych 80-tych zacznijmy ZŁOTE LATA 90-te!(ale będę na pomarańczowo pisał, żeby było coś widać Icon_wink2 )

Beverley Craven PROMISE ME 1990 Beverley Craven
w BTW od: początku, czyli 1995




(koncert charytatywny na rzecz walki z AIDS, 1991)

Kiedy oglądałem kilka obrazków z tą piosenką, szukając wykonania w pełni na żywo tego numeru, przyszła mi do głowy pewna myśl: gdyby forum.sebastos.pl istniało na początku lat 90-tych (lub gdyby Beverley zaczynała swą karierę w czasach początku działalności forum?), byłaby jego ówczesną Katie Meluą Icon_cool2 . Skromniutka, ładniutka (znałem wcześniej tylko okładki jej płyt i po tych kilku filmikach stwierdzam że to jeden z braków naszego topu muzycznych missek Icon_razz ), cichutka, zapewne malutka, grająca piękne ballady o miłości (tyle że akompaniująca sobie na fortepianie, a nie gitarze) dziewczynka o ciemnych włosach - no jak nic ówczesna Melua tego (hipotetycznego w 1990 Icon_wink2 ) forum!

To rzecz jasna jej największy przebój, sztandarowe nagranie i otwarcie kariery. Która może byłaby większa, ale Beverley postawiła chyba w życiu na inne wartości: rodzinę. Kiedy w 1992 wystąpiła na rozdaniu nagród Best British Newcomer Award, była w ósmym miesiącu ciąży, co opóźniło rzecz jasna wydanie kolejnego albumu. A po jego promocji zrobiła sobie jeszcze dłuższą, aż pięcioletnią przerwę, wypełnioną macierzyństwe i narodzinami kolejnych dwóch córeczek. Przemysł muzyczny nie znosił takiego braku "wyczucia marketingowego" i nie wykorzystania szans na pójście za ciosem i gdy w 1998 powróciła z kolejną płytą, nieco "obrażona" na nią za takie stawianie sprawy wytwórnia nawet nie chciała jej promować. Owszem wydała jednego singla, ale bez żadnych dodatkowych akcji, co rzecz jasna pogrzebało komercyjnie krążek. Kolejne wydane w małych wydawnictwach nie miały również szans. Ale czy to takie ważne? Muzyka Beverley wciąż była piękna i chyba dobrze oddawała stan jej ducha, wrażliwość i charakter. A kto ją pokochał za ten numer i sięgnął po kolejne, na pewno nie żałuje. I było takich ludzi sporo, bo w sumie sprzedała ponad 4 mln płyt. Smutne tylko, że życie prywatne, tak z początku udane, też jej się później posypało: w 2006 zdiagnozowano u niej raka piersi, a w 2011 rozwiodła się z mężem i ojcem wspomnianych wyżej trzech córek...

Dopiero co pisałem, że Sacrifice poległo w pierwszym podejściu w UK. Tu było to samo: piosenka najpierw spodobała się na kontynencie. W tym w Polsce rzecz jasna gdzie królowała już w styczniu 1991, 3 miesiące wcześniej niż pojawiła się w UK. U nas, oczywiście dzięki Markowi Niedźwieckiemu, wokalistka miała przez lata swoją mocną przystań jeśli chodzi o skalę popularności. Ale nagranie z najnowszej płyty do Poczekalni wejść nie może. A i "Promise Me" od 2001 próżno już szukać w setce Topu Wszech Czasów, co 20 lat temu było kompletnie nie do pomyślenia.... Te kontynentalne sukcesy (choć pewnie niekoniecznie sugerowali się Trójką Icon_wink2 ) spowodowały reedycję singla na Wyspach i spory sukces.

Statystyki:
LPP3 - 2x1m. (i 69 tygodni, co pobiło dopiero Again)
UK - 3
US - brak

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.12.2014 02:22 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #136
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Scorpions WIND OF CHANGE 1990 Crazy World
w BTW od: początku, czyli 1995


(niezła gratka: koncert w Warszawie w 1993!)

Przy "Dance me to the end of love" wspominałem, że będzie jeszcze jeden numer w tej części BTW, zawierający fragment brzmiący jak śpiewany po francusku, mimo że tak naprawdę jest po angielsku. Chodziło mi właśnie o "Wiatr zmian". Wszak początek jak nic jest po francusku - "faux mos de mos qua, don tous gon'que par"! Nawet jak już dowiedziałem się, że to jednak po angielsku jest, to słyszałem ten francuski. Ba! Nawet jak już dowiedziałem się, co dokładnie tam śpiewają, to zawsze wolę sobie to śpiewać z tym "francuskim" tekstem! Icon_mrgreen

Ten numer, podobnie jak "Final Countdown" jest u mnie w czołówce "najlepszych z najgorszych", zarżniętych przez stacje radiowe numerów. Oba zresztą idealnie oddają klimat rocka lat 80-tych i choć są naprawdę genialnymi numerami, to trudno się jednak obiektywnie łagodnie pod nosem nie uśmiechnąć na zawarty w nich ładunek specyficznego kiczu.

W ogromnej karierze utworu pomogły wydarzenia polityczne: kiedy w 1990 ukazała się płyta, niewiele wskazywało na to, że numer okaże się aż do tego stopnia proroczy, kiedy wydano singla na początku 1991, miał dość wolny start, ale od wiosny zaczął stopniowo podbijać kontynentalne listy przebojów, kulminację osiągnąwszy jakoś w momencie kiedy w ZSRR powstał pucz przeciwko Gorbaczowowi, który jak pamiętamy choć nieudany, to ostatecznie pogrzebał imperium. Im dalej od ZSRR, tym siła oddziaływania utworu była mniejsza, co widać po konkretnych przykładach: na kontynencie w większości miejsca pierwsze (wyłamali się Belgowie - tylko #2), na Wyspach 4 i 2 (IRL), w USA #4, w CAN już #10, a na Antypodach #7 (AUS) i #17 (NZL). Numer idealny na swój czas, genialnie wpisał się w karnawał radości z jednoczącej się Europy, choć posiada dla wielu zapewne także pozapolityczne, czysto muzyczne skojarzenia. Bo to po prostu świetna ballada jest. I to gwizdanie, w wysokim rejestrze - nigdy nie potrafiłem tak zagwizdać jak Klaus.

Piosenka, nie wiem czy ze względów politycznych (ja dopiero po latach odkryłem, że to jest nie z 1986, tylko z 1990 i że ma takie konotacje), umocniła pozycję Scorpionsów w naszym kraju, dzięki czemu potem mogli zagrać pamiętny i niesławny (ze względów organizacyjnych) koncert dla niemal pół miliona widzów na krakowskich Błoniach w ramach równie niesławnej trasy RMF-u: Inwazja Mocy, bijąc przy okazji bodajże jakiś rekord frekwencyjny na naszych ziemiach.

Ciekawostka: numer dzierży rekord jeśli chodzi o największą liczbę singli sprzedanych przez niemieckiego artystę. Było ich co najmniej 14 mln! W kategorii piosenek napisanych przez Niemców przegrywa chyba tylko z "Yes Sir, I Can Boogie" hiszpańskiego zespołu Baccara.

Ciekawostka 2: na radzieckim rynku pojawiła specjalna, rosyjskojęzyczna wersja utworu, o tytule "Ветер перемен". Zespół wręczył pod koniec 1991 złotą płytę za ten singiel samemu Michaiłowi Gorbaczowowi.

Statystyki:
UK - 2
US - 4
LPP3 - 8x1m.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.12.2014 02:23 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #137
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Robert Palmer & UB40 I'LL BE YOUR BABY TONIGHT 1990 Don't Explain
w BTW od: mogłoby od zawsze, ale dopiero od ok. 2002-3



Dopiero co pisałem, że Sacrifice kojarzy mi się z lekcjami angielskiego w "5-10-15". To kolejny numer z takim skojarzeniem. Przy okazji kolejny numer, który sprawił że w pewnym okresie bardzo polubiłem saksofon (pręży tu się ich dumnie kilka, choć główne role raczej inne dęciaki mają). Na polubienie nagich kobiecych nóg byłem wtedy za mały Icon_wink2 , ale z tego co kojarzę, nieco mnie wówczas w teledysku do tego utworu onieśmielały (i już wtedy mnie śmieszyło to, że ta panienka głównie zajmuje się pokazywaniem nóg, bo za dużo to nie śpiewa Icon_wink2 ). I skoro tak lecę serią "kolejnych": kolejny numer, który udowadnia tezę, że Bob Dylan pisał dobre piosenki, które inni przerabiali na świetne piosenki. Choć że to jego utwór dowiedziałem się jakieś 8-10 lat później, kiedy tata kupił na CD jakąś nieokreśloną składankę jego numerów z lat 60-tych (i którą przesłuchałem może ze 2 razy, nie wiem czy ciągiem, bo niestety za każdym razem mnie raczej odrzucała).

Mamy tu do czynienia z dość nietypowym reggae, które nie brzmi za bardzo jak reggae. No może klawisze plumkają regowo, ale reszta raczej nie. Jeden z największych przebojów Roberta, tym razem z płyty na której znalazło się kilka coverów, w tym ten wykonany wspólnie z, dość nietypowo, nie jakimś pojedynczym artystą, lecz całym zespołem. Cała płyta okazała się w sumie jego ostatnią hitową, a i singiel to jego niemal łabędzi śpiew, za kilka lat miało być już dużo gorzej.

Statystyki:
LPP3 - 3
UK - 6
US - o dziwo, brak (i jeszcze większe o dziwo: #24 na... Hot Modern Rock Tracks!)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.12.2014 02:24 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #138
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Sinead O'Connor NOTHING COMPARES 2 U 1990 I Do Not Want What I Haven't Got
w BTW od: początku, czyli 1995


(słynny koncert dla Amnesty International, w Chile w 1990)

Bezsprzecznie jedno z najlepszych wykonań spośród piosenek napisanych przez kogoś jednego, a spopularyzowanych przez kogoś drugiego. Sinead po prostu "ukradła" ten numer Prince'owi, który go napisał i nagrał, tak jak Aretha Franklin ukradła kiedyś Otiosowi Reddingowi "Respect" - ta sama skala i dziś mało kto kojarzy jego wersję, nie wspominając o tym, że mało kto w ogóle wie, o istnieniu takowej. Chyba sam twórca nie docenił zresztą tego numeru, bo owszem umieścił na jedynej płycie projektu "The Family" z 1985 roku, ale nie zdecydował się wydać na singlu i "przypomniał" sobie o nim dopiero kiedy wersja Sinead wystarczająco wybrzmiała we wszelkich mediach i zestawieniach sprzedaży i zaczął częściej wykonywać (jeśli w ogóle wcześniej to robił) na koncertach, wydał także na solowych płytach live.

Już wcześniej utwór mnie niesamowicie koił i był w czołówce moich ulubionych, ale tak naprawdę w pełni wbił mnie w fotel i powalił, kiedy poznałem jego tekst (oraz tłumaczenie) dzięki kącikowi pana Manna w Dużym Formacie. Wcześniej niewiele kojarzyłem ze słów, bo piosenka jest dość cicha, a Irlandka śpiewa delikatnie i choć idealnie panuje interpretacyjnie nad piosenką, grając emocjami i dynamiką, to zasadniczo większość nuci mało wyraźnie pod nosem, często też wyciszając końcówki (choć jak trzeba, to potrafi nagle zaryczeć niczym zraniona lwica). A w każdym razie robi to nie na tyle wyraźnie, bym dawniej potrafił dokładniej usłyszeć, o czym śpiewa bo trochę to przykrywała mi warstwa muzyczna, traktowałem wokal bardziej jako instrument zapodający niezwykle przejmująco bardzo piękną melodię niż mówiący do mnie konkretnym przekazem. A okazało się, że był to ogromny błąd, bo jest to bezsprzecznie jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości, jakie kiedykolwiek napisano i w kategoriach popowego języka angielskiego, w którym rzadko zdarzają się takie cudeńka, wręcz unikalna. A Sinead śpiewa tak, jakby to były jej własne słowa, cała zanurza się tekście, poddaje emocjom w nim zawartym, ale podaje te emocje w sposób chłodny, nie jest to wykrzyczana rozpacz, lecz już wychłodzony, nie widzący nadziei na poprawę, tłumiony płacz. Obnaża się cała w tym numerze, a jak się wspomni jeszcze proste, ale świetne wideo, w którym zupełnie niezaplanowanie w scenariuszu, pojawia się nagle na jej twarzy łza, to w człowieku narasta empatia i niemalże ogarnia chęć pocieszenia jej i przytulenia lub zanurzenia się wraz z nią w ten smutek. Piosenka zyskuje u mnie z każdym rokiem, wciąż znajduje w niej nowe pokłady piękna i jak tak dalej pójdzie, to jeśli zrobię znowu jakieś zestawienie pod względem kolejności, a nie tylko chronologiczne, to kto czy za wiele lat nie wyprzedzi nieco podobne aranżacyjnie i w nastroju (i z równie niezrozumiałym z tych samych powodów tekstem) "Brothers in arms", które przecież przez wiele lat ustawiania zestawienia w kolejności okupowało pierwsze miejsce (lub chociaż pierwszą trójkę).

Rozwalające tekstowo są te fragmenty, kiedy opowiada że poszła do psychiatry, bo nie mogła sobie poradzić ze swoim smutkiem, a ten powiedział żeby się nie przejmowała, tylko cieszyła życiem, na co Sinead krótko stwiedza, że to głupiec. Z kolei pewną konfuzją napełnia nieco trzecia zwrotka, nie bardzo pasująca do reszty piosenki (szczególnie to "mama" wciśnięte chyba tylko dlatego, że nic na 2 sylaby nie pasowało Icon_wink2 ).

Aby nie było tak podniośle i smutno, napiszę że miałem przez długie lata problemy z zapisem tytułu tego utworu. Najdłużej chyba istniała wersja "nothing conpairs (pisane razem lub "con pairs" - niby z łaciny albo z francuskiego, czy co? Icon_wink2 ) to you".

Troszkę szkoda, że Sinead chyba nie dźwignęła psychicznie popularności, którą przyniósł jej ten numer i w dużej mierze na własne życzenie częściowo złamała sobie karierę, zaczynając od podarcia w TV zdjęcia papieża, przez różne dziwne pomysły religijne i obyczajowe. A może była po prostu zbyt wrażliwa? Beverley uciekła w macierzyństwo, Sinead w bunt?

Ciekawostka: Wojciech Mann naprawdę musi lubić ten numer (niestety, nie znalazłem tego jego tłumaczenia w necie). W książce "Rock-mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą", umieszcza kilka rankingów utworów wszech czasów wg różnych nietypowych kategorii. I tak w kategorii "Pięć spośród najbardziej dołujących kawałków w historii, kolejność przedstawia się tak:
1. Joy Division - Love Will Tear Us Apart
2. Sinead O'Connor - Nothing Compares To You
3. Amy Whitehouse - Back to Black
4. The Beatles - Eleanor Rigby
5. Pernice Brothers - Chicken Wire

Ciekawostka 2: wspomniany wyżej teledysk, choć tak prosty, ascetyczny wręcz, zdobył całą masę nagród. W tym jako teledysk roku w MTV - taka nagroda po raz pierwszy trafiła się piosence wykonywanej przez kobietę. Ewentualnym minusem jego może być to, że narzuca interpretację utworu: żałobny, prosty ubiór Sinead w połączeniu z nastrojem piosenki karzą skłaniać się jednoznacznie ku tezie, że mamy do czynienia z elegią. I ukochany z tekstu odszedł nie dłuższą czy krótszą chwilę, lecz ostatecznie, na wieczność.

Ciekawostka 3: jaki jest związek między katastrofą w Smoleńsku, a Sinead O'Connor? Otóż ta piosenka zajęła pierwsze miejsce na liście Airplay Top, obejmującej najczęściej grane w polskich radiach nagrania, w tygodniu po tym wypadku (10-16.04.2010). Rzecz jasna - zapewne z powodu żałoby narodowej, w okresie której grano raczej spokojne, smutne utwory (na 5. było też "Yesterday"). Dość groteskowy (w sensie, że to niby lista przebojów jest) i zaskakujący sukces, przyznacie.

Statystyki:
US - 4x1m.
UK - 4x1m.
LPP3 - 7x1m. (i prawie rok na Liście! Zabrakło 2 tygodni, a 1 jeśli liczyć z Poczekalnią). LPP3 jest zapewne jedną z bardzo niewielu, jeśli nie jedyną, z poważniejszych list przebojów, na których wokalistka miała jeszcze jakiś inny numer 1 (było to Three Babies)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
04.01.2015 11:30 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #139
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Madonna VOGUE 1990 I'm Breathless - Music from and Inspired by the Film Dick Tracy
w BTW od: 2007-8


(MTV Awards 1990. Playback, ale sam występ - świetny!)

Pamiętam, że wtedy na początku lat 90-tych raczej nie przepadałem za tym numerem. W porównaniu z wcześniejszymi i późniejszymi jej przebojami wydawał mi się strasznie elektroniczny, mało melodyjny i za bardzo taneczny. Dopiero w tym wieku, jakoś albo przy jej "abbowej" płycie , albo przy kolejnej, dostrzegłem w tym numerze walory, których wcześniej nie dane mi było zauważyć. Mianowicie: z tych starych jej rzeczy "Vogue" brzmi bez żadnych większych przeróbek bardzo współcześnie (albo może taneczny pop od 2006-08 stał się podobny do tego numeru), owszem może produkcyjnie można by się trochę przyczepić do nieco przypłaskiej, przymiałkiej warstwy perkusyjnej (zdaje się że dużo tu ówczesnego house'u), ale zasadniczo rzecz jest chyba teraz bardziej na czasie niż wtedy i brzmi mi dlatego dużo lepiej niż wówczas. A co do średniej melodii: najbardziej podoba mi się końcowy fragment piosenki, kiedy Madonna niemalże rapuje, wymieniając po kolei różne słynne nazwiska popkultury. Od kiedy odkryłem na nowo, współczesnym uchem, ten utwór, Vogue jawi mi się jako prekursor trendów, które miały nadejść w popie dużo później i jako jedno z najlepszych jej nagrań.

Nagranie stało się najpopularniejszym singlem roku 1990, sprzedało się do dziś w ponad 6 mln egzemplarzy i zdobywając szczyty list przebojów niemal wszędzie gdzie się dało. Interesujące jest to, że otworzyło Madonnę na środowiska gejowskie, głównie dzięki teledyskowi i zaprezentowanemu tam tańcowi, nazwanemu od tej piosenki "vogueingiem", popularnemu wcześniej w klubach dla homoseksualistów.

Ciekawostka: w Stanach jest to najlepiej sprzedający się w postaci fizycznej singiel artystki.

Ciekawostka 2: piosenka została nagrana z myślą o umieszczeniu jej na stronie B singla "Keep It Together", specjalnie po to, aby nadać mu bardziej tanecznego charakteru. Ale kiedy szefowie Warnera ją usłyszeli, stwierdzili że jest zbyt dobra by marnować ją na drugą stronę płytki i zdecydowali się wydać jako główny singiel oraz umieścić w ścieżce dźwiękowej filmu "Dick Tracy".

Statystyki:
UK - 4x1m.
US - 6x1m. (zdetronizowało Sinead)
LPP3 - 3x1m.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
04.01.2015 11:37 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 522
Dołączył: Aug 2008
Post: #140
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
George Michael FREEDOM 90 1990 Listen Without Prejudice Vol. 1
w BTW: 1995-98, od ok.2005


(występ z okazji 10-lecia MTV w 1991. Dawałem już Aerosmith z "Dream On" z tego samego programu)

Jest to jeden z niewielu utworów tamtego okresu, które nie tylko lubiłem już wówczas, ale też zapamiętałem ich tytuł i wykonawcę. Główne 2 skojarzenia z nim związane pochodzą jednak z późniejszych czasów. Pierwsze to festiwal w Opolu, na którym kabareciarz (śpiewający także do kaszanki: "Dziwny jest ten flak") przetłumaczył tytuł na "Wolna chata", a drugie to ceremonia zamknięcia IO w Londynie. Freedom'90 było szybko w BTW, ale wkrótce z niego wypadło, potem co prawda wróciło, ale jednak nie miałem pełnego przekonania do bytności utworu w zestawie. I dopiero wykonanie przez George'a wtedy w 2012 sprawiło, że piosenka umocniła się pewnie w tym topie. Jakoś dopiero wtedy w pełni dotarły do mnie pokłady niesamowitej pozytywnej energii i mocno nakręcający funkowy flow mocno czarnej w charakterze kompozycji. Świetna w swoim gatunku rzecz!

W świetle późniejszych perypetii osobistych George'a, w tym jego wyznań, że dopiero pod koniec lat 80-tych w pełni uświadomił sobie "inność" własnej seksualności, tekst utworu, który wówczas w erze przemian w Europie i na świecie mógł mieć nieco inne konotacje, nabiera nieco innego charakteru. Można sobie zanalizować i dojść do interpretacji wówczas zapewne mało oczywistych. Artysta zresztą samym tytułem niejako redefiniuje samego siebie, także artystycznie: wszak "Freedom" to przebój grupy Wham!, a tu mamy do czynienia z nowym-starym tytułem w odmiennym wydaniu, nowym-starym wokalistą. W nowych-starych relacjach intymnych? George zafundował też sobie nowy image: skryty za okularami i z zarostem, zadeklarował także rezygnację z występowania w teledyskach. W wideo do trzeciego z kolei singla z płyty nawet symbolicznie zrywa ze starym sobą - widzimy jak palą się/wybuchają jego dawne atrybuty pojawiające się w dawnych obrazkach do jego piosenek: charakterystyczna kurtka, stara szafa grająca i gitara. Kolejne pokazanie nowego ja?

Nowy George, próbujący iść własną ścieżką, śpiewający poważniejsze piosenki w doroślejszych aranżach, nie do końca jednak spodobał się wytwórni i nastoletnim fanom, do których ponownie próbowano kierować płytę "Listen Without Prejudice". I znowu mamy w BTW do czynienia z człowiekiem, który postanowił walczyć z własną firmą: po słabych wynikach sprzedaży krążka w Stanach (mimo niezłego wyniku ponad 8 mln sprzedanych na świecie, zaledwie niecały milion zdobyło nabywców na tym rynku. Choć trzeba przyznać, że np. w UK był większy sukces niż "Faith". Ale globalnie te 8 mln wobec 25 to jednak była porażka) oskarżył Sony o brak wystarczającego wsparcia w promocji albumu i rozpoczął z nimi wieloletnią batalię, także prawną, co spowodowało przymusowe zawieszenie jego kariery jeśli chodzi o wydawanie nowych płyt i, co tu dużo mówić, wypadnięcie z tej najwyższej półki gwiazd, na której się znajdował w momencie wydania "Listen Without Prejudice". Druga część, czy też kontynuacja tej płyty (bo przecież mieliśmy dopisek "vol.1") z powyższych powodów nigdy się nie ukazała, światło dzienne ujrzały z niej w późniejszych latach jedynie 4 piosenki (jedna jako B-side, trzy na składance na cele walki z AIDS). A ta piosenka, choć nieco gospelowa i funkowa, idealna wydawało się na rynek amerykański, nie doszła tam do szczytu, a w UK poradziła sobie jeszcze gorzej.

Ciekawostka: wspomniany wyżej teledysk reżyseruje David Fincher, czyli facet związany z wieloma piosenkami z tego zestawienia (to także on robił dopiero co opisywane "Vogue").

Ciekawostka 2: płyta miała swoje komercyjne wpadki, ale też sukcesy. "Praying for Time", pierwszy singiel, był ostatnim do dziś #1 George'a w Stanach, a w UK krążek zdobył nagrodę BRIT Awards dla płyty roku.

Statystyki:
LPP3 - 2x1m.
US - 8
UK - 28

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
04.01.2015 11:38 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Płyty 10-lecia (1990-1999) Miszon 296 10 406 20.09.2023 12:25 PM
Ostatni post: santosz
  Muzyczny BTW część I.2 (1973-1982) Miszon 139 38 949 16.09.2022 03:27 PM
Ostatni post: kajman
  Bezustanny Top WszechCzasòw odsłona I.4 (1989-1994) Miszon 17 4 306 15.09.2022 11:10 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.1. Miszon 91 86 762 24.07.2022 08:47 AM
Ostatni post: kajman
  Bezustanny Top WszechCzasów Miszon 49 6 622 29.12.2019 02:09 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top WszechCzasów I.5 Miszon 199 24 045 06.05.2019 08:21 PM
Ostatni post: Miszon

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości