Queen I WANT TO BREAK FREE 1984 The Works
w BTW od: 2013 (tak! dopiero przy tworzeniu tej części zabrakło mi tego numeru w Topie!)
(koncert w Budapeszcie w 1986, czyli Queen u szczytu formy koncertowej)
Przy Another One Bites the Dust napisałem, że tamten kawałek otworzył im wrota do wielkiej kariery w USA. Zaś ten numer ich karierę tam zabił. I to z dość dziwnego jak na dzisiejsze czasy powodu: kontrowersyjnego teledysku. Roger Taylor zaproponował, by zespół przebrał się za bohaterki serialu Coronation Street i sparodiowali go. W UK dowcip został zrozumiany i teledysk przyczynił się jak najbardziej pozytywnie w promocji singla, ale niestety w pruderyjnych Stanach przebieranie się facetów (i to z wąsami i włosami na nogach!) w damskie ciuszki uznano za obrazę moralności, wideo zostało zakazane m.in. w MTV, za tym poszła ogólnie mniejsza podaż kawałka w stacjach radiowych, dodatkowo dolepiono im opinię zboczonego zespołu (do tego doszło bardzo ekstrawaganckie wideo It's a Hard Life) i... było po karierze w Stanach i choć gdzie indziej na świecie singiel radził sobie bardzo dobrze, w większości docierając do pierwszej dziesiątki, Północna Ameryka to była porażka. Z dzisiejszego punktu widzenia - totalnie absurdalne, bo niektórzy takimi (i to dużo mniej niewinnymi) sposobami robią tam karierę, ale jak widać to były inne czasy. Pomysł na teledysk przyszedł zapewne Rogerowi pod wpływem słynnych imprez przebierankowych organizowanych przez Freddiego. Najsłynniejsza była taka, na którą większość gosci przyszła w biało-czarnych strojach, w tym jakaś para przebrała się za... zebrę . Jak to wyglądało w praktyce? Ano tak:
[video]http://www.youtube.com/watch?v=RnX2q0Nvs1E[/video] (urodziny Freddiego w 1985 w Monachium, gdzie przeniósł się z Nowego Jorku, gdzie imprezował na początku lat 80-tych dzięki zyskanej w USA sławie. Niestety, gejowskie kluby w NJ na początku lat 80-tych to było BARDZO złe miejsce do imprezowania i można powiedzieć że szkoda iż załamanie popularności tamże nie przyszło wcześniej, może by uniknął plątania się w chodzenie po polu minowym. Ale z drugiej strony, patrząc na to wideo - przy takim trybie życia niewiele by to pomogło)
Dodam od siebie, że teledyski do obu wspomnianych numerów oraz do Radio Ga Ga są jednymi z moich ulubionych zespołu. A ten lubię najbardziej (ach te kapcie Briana! Ach te loczki i zgrabne nóżki Rogera )
Ale wróćmy do kawałka: napisany przez Johna Deacona, oparty w zasadzie na tradycyjnym pochodzie bluesowym, ale w brzmieniu mocno od bluesa odległy. Co prawda zespół nie poszedł dalej w stronę elektroniki i po poprzedniej płycie, postanowił trochę mocniej wrócić do rocka, ale ogólnie rzecz nadal jest mocno plastikowo. Mamy tu zresztą do czynienia z klasycznym dla późnego okresu Queen brzmieniem będącym mixem lżejszego rocka i syntezatorów, faktycznie nieco "niemieckich", czemu nie ma się co dziwić, wszak zespół nagrywał płyty z tego okresu w Monachium u Reinholda Macka. Jest też klasyczna dla Queen solówka na Red Special Maya plus interesujące solo na klawiszach brzmiących bardzo nisko. Krótko mówiąc: chcecie posłuchać Queen w latach 80-tych? Wybierzcie ten numer.
Kawałek stał się stałym punktem koncertów i okazją do zabawy we wspólne śpiewanie z publiką. Plus, rzecz jasna ze względu na tekst, a przede wszystkim tytuł, symbolem walki z wszelką opresją, nie tylko seksualnym dyktatem samców. To też budziło jednak sprzeczne emocje, czasami publika reagowała wręcz wrogo, szczególnie jeśli Freddie zakładał na ten numer perukę i sztuczne piersi (w południowej Afryce i Am.Płd. szczególnie było z tym różnie).
Ciekawostka: płyta The Works zawiera tylko 9 numerów, czyli zdaje się najmniej ze wszystkich płyt grupy, ale za to jest to krążek z chyba największą liczbą znanych odrzutów z sesji, które wykorzystano potem jako B-side'y, wydano na płytach solowych członków zespołu lub nagrano ponownie w sesji Made in Heaven, a zdaje się kolejne z nich ujrzą światło dzienne jeszcze w tym roku. Był to pierwszy album zespołu wydany przez EMI, 4 single w Top 15 w UK pomogły mu zająć tam najwyżej #2, równie dobrze sprzedawał się w Niemczech (ponad 0,5mln), w Stanach w sumie też nieźle (podobna liczba).