70. Jest wprawdzie moment gdzie coś mi nie podchodzi, ale poza tym zachwycił mnie ten utwór.
69. Pojawiające się od czasu bębenki to jedyny atut utworu. Poza tym jest męczący mnie wokal i wkurzające smyczki.
68. Zaczyna się obiecująco, ale już w połowie utworu poczułem się zmęczony.
67. Ładny chórek, ciekawe fragmenty wokalne, ale poza krótkimi fragmentami instrumentalnie męczy.
66. Ten utwór ma coś w sobie i chociaż nie moja to bajka to oceniam to pozytywnie (szczególnie ostatnią minutę).
65. Chyba najlepsza wersja bardzo dobrego starego tematu. A słyszałem sporo.
64. Z Marvinem raczej nie było mi po drodze, ale tutaj zaskoczył mnie pozytywnie.
63. Niby nie jest to złe, ale ja tego nie kupuję. Mijam się z tym utworem.
62. Zdecydowanie najlepszy utwór Raya. Wszystko w nim pasuje idealnie. Ale i tak wolę wersję Zauchy (chociaż tą najlepszą ciężko znaleźć).
61. To też zdecydowanie na plus, chociaż wolę wersję Jose Feliciano.
Dyfeomorfizm napisał(a):najcieplejszy utwór o kalifornii
Tutaj uważam inaczej. Dla mnie cieplejsze i lepsze jest It Never Rains In Southern California.
Może to nie miejsce, ale muszę: Na podstawie śpiewanej półwieku wersji podanego przeze mnie utworu powstała koszmarna polska wersja dyskotekowa z nieco zmienionymi słowami refrenu (zwrotek już nie pamiętam), przy czym te podwórkowe były bardziej spójne.