Sting FRAGILE 1987 ...Nothing Like the Sun
w BTW od: 1997 (chyba pierwszy Sting, który w nim był)
(występ w Rio de Janeiro, czyli w samym sercu bossa novy)
Tym razem Sting zjeżdża nieco w dół mapy Ameryki i zabiera się za bossa novę. Intymny, spokojny, wyciszony aranżacyjnie numer, bardzo często uważany za szczytowe osiągnięcie artysty i plasujące się często na szczycie wszelkich podsumowań jego twórczości, często też grane przez niego jako ostatni bis koncertu, z akompaniamentem jedynie gitary. Często też przerabiany przez wielu wykonawców, moim zdaniem zdecydowanie za często, szczególnie że część to są jakieś kosmicznie makabryczne wersje, a część wersje nic nie wnoszące poza zmianą wokalu. Biorąc pod uwagę, że kawałek już w oryginale ma wystarczająco dużą rotację w stacjach radiowych, by być podatnym na zajechanie, to nie wiem dlaczego Sting tak się bezrefleksyjnie zgodził się na zrobienie z niego takiej maszyny do coverowania. Szczególnie to dziwne, biorąc pod uwagę że Sting nie zgadza się na umieszczanie swoich numerów na wszelkich składankach (z kilkoma, znacznymi, wyjątkami) i choć tutaj oczywiście ma nad tym mniejszą kontrolę, to pewnie gdyby sam na początku lekko to stopował, nie osiagnęłoby to aż takich rozmiarów. A on jeszcze podscyca źródło tych coverów, często i gęsto biorąc w nich udział lub wydając własne single z nim w innych wersjach językowych (np. hiszpańska i portugalska), koncertowe, remixy taneczne itp. (np. na LPP3 ten kawałek był aż 5 razy!). Wygląda to na brzydkie wyciąganie jak najwięcej kasy z pierwotnego piękna. Co bardzo temu numerowi szkodzi, co prawda bardzo wolno się do niego przekonywałem (mimo że szybko dodałem do BTW, to raczej pod wrażeniem osiągów w trójkowym Topie i na LPP3, to zanim naprawdę mnie wciągnął trochę minęło), ale potem dość szybko mi się znudził i potrzebowałem naprawdę kilku lat unikania go we wszelkiej możliwej postaci (co było BARDZO trudne), aby ponownie móc słuchać z taką samą przyjemnością, jak na początku. Że w tym utworze wciaż jest jakaś magia, to naprawdę cud i tylko wskaźnik tego, jak wspaniała to propozycja.
Choć sam się przyczyniłem w pewnym sensie do powielania tego numeru: kiedy zrobiliśmy jakoś ok. 2002-2004 (dokładnie nie pamiętam kiedy to było) z kolegą z zespołu, siostrami, ich koleżankami i kilkoma dziewczynami ze scholi własną wersję kolęd, do "Mizernej cichej" wykorzystaliśmy, trochę jako żart, maluteńki cytat z zagrywki gitarowej, na samym początku i końcu utworu (kolęda kończyła się dokładnie tak jak "Fragile" - na gitarze te 4 dźwięki i potem flażolet) . Kawałek ogólnie był oparty o skrzypce i klarnet, brzmiał trochę jak u Stinga i stąd ten pomysł.
Mimo że to drugi singiel z tej płyty, który jak widać niżej wtedy nie osiągnął wielkich sukcesów (największym przebojem było taneczne i bardzo nielubiane przez Stinga "We'll Be Together"), to jest do dziś jego najlepiej sprzedająca się płyta solowa, wtedy doszła do szczytu w UK i #9 w US. Dostała też nagrodę Brit Awards i 3 nominacje do Grammy (w tym 2 dla piosenki "Be Still My Beating Heart"). Czyli ciągnęły ją nie single, tylko całość? A legenda Fragile rosła dopiero później, w czasach dla niej "posinglowych".
Ciekawostka: przez całe lata utwór dzierżył wydawałoby się niepobijalny rekord najdłuższej drogi do miejsca pierwszego. Zajęło mu to 30 tygodni (32 wraz z Poczekalnią).
Ciekawostka 2: tytuł płyty to fragment sonetu Szekspira (sonet 130), którego fragment ("My mistress' eyes are nothing like the sun") można usłyszeć w piosence "Sister Moon". Podobno przyszedł mu on do głowy, kiedy odpowiedział tak napotkanemu pijakowi na pytanie "How beautiful is the moon?"