Teraz dwa "obciachy". Lećmy z pierwszym. Przy okazji witamy przedstawiciela 12 kraju spoza tandemu USA-GBR. Jak to tam typowaliście w konkursie? (od 6 do 11 zdaje się, także nikt na pewno nie trafił dokładnie) Bo że Szwecji jeszcze nie było?!? No to jest:
Europe THE FINAL COUNTDOWN 1986 The Final Countdown
w BTW od: początku, czyli 1995
(trasa z 1987)
Co by nie mówić, gdyby zrobić ranking najlepszych spośród obciachowych kawałków, ten byłby w czołówce. Mamy tutaj kwintesencję, najlepszy moment i szczytowe osiągnięcie ewolucji nurtu zwanego powszechnie "pudelrockiem", czyli lżejszej odmianie hairmetalu. Aczkolwiek granice między tymi dwoma "włosowymi" gatunkami są płynne i jedni i drudzy posługiwali się podobnym image'em, podobnymi aranżami i produkcją, melodyjnymi kawałkami tylko udającymi ostrego rocka, a przede wszystkim mamili swoje fanki pięknie wypięlęgnowanymi, wytapirowanymi trwałymi. Było to tak powszechne, że przecież nawet sama Metallica nie oparła się modzie i jak się ogląda teledyski jeszcze z okresu czarnego albumu, można się pozachwycać ich ulokowanymi fryzurami. Ale jak to zwykle bywa, od szczytu ewolucji do katastrofy w postaci upadku meteorytu krótka droga.
Co prawda do "upadku meteorytu" na świat włosowego rocka lat 80-tych jeszcze trochę czasu zostało (choć Kurt z kolegami już niedługo mieli zacząć hałasować po spelunach Seattle), ale ten kawałek stał się jednocześnie błogosławieństwem, jak też przekleństwem zespołu. Co ciekawe wcale nie planowali wydania tego numeru na singlu, w zasadzie to napisali go i umieścili na płycie z myślą o wykorzystywaniu numeru jako początek koncertu (długi, narastający wstęp na klawiszach, który można było wtedy jeszcze wydłużać, idealnie się do tego nadawał) i większość kapeli chciała na singla "Rock the Night" (był trzecim). Wytwórnia oraz wokalista Joey Tempest nalegali na "The Final Countdown", co napotkało opór zespołu, a szczególnie od początku niechętnego temu numerowi Johna Noruma. Zresztą, po wielkim sukcesie kawałka oraz ogólnie płyty, widząc że styl i image zespołu podąża w zupełnie nieodpowiadającym mu kierunku kiczowatego pudelrocka, John postanowił odejść z Europe. I tak oto utwór ten miał się stać zarówno ich zbawieniem, jak i przekleństwem: owszem, pociągnął ich ku wielkiej sławie (kawałek zdobył szczyty w 25 krajach świata!), ale też nieco wciągnał w pułapkę, bo publika i wytwórnia oczekiwała rzeczy w tym stylu, który nie do końca pasował całemu zespołowi, przyczyniając się do rozłamu. Dość powiedzieć, że mimo iż nadal radzili sobie dobrze z dwoma kolejnymi płytami, to odejście Noruma to było za mało i w 1992 zakończyli karierę (ale niedawno wrócili i zmienili styl, nie próbując ścigać się z samymi sobą). Ale przez chwilę byli na szczycie, co dobrze oddaje ich kariera na LPP3: od 246 do 270 mieli na szczycie 3 singla przez w sumie 12 tygodni (a była sytuacja, że dwa pierwsze miejsca były ich!), kolejne trzy utwory weszły do 10-ki. Takie osiągnięcia ciężko przebić i dlatego numer wisiał nad zespołem jako wieczne memento wielkiej i powoli zanikającej sławy.
Utwór mógłby się skończyć w zasadzie zaraz po tym wstępie klawiszowym. Wszak to ten motyw jest tutaj najważniejszy. No, można by jeszcze zostawić refren, bo tam też się pojawia ponownie, a także solówkę gitarową. Przy czym zostawmy sobie gdzieś w pamięci, że jej najfajniejszy moment to ewidentna zrzynka z motywu "przeplatanki" z "Highway Star" Purpli. Ale jak ściągać, to od najlepszych, więc to darujemy.
Mimo tych wszystkich powyższych zastrzeżeń, po prostu nie sposób się oprzeć tej klawiszowej melodii i jej gdzieś mimochodem nie zanucić .
Ciekawostka: motyw klawiszowy został napisany przez wokalistę Joeya Tempesta jeszcze przed wydaniem pierwszej płyty przez grupę, ok.1982 roku. Ponieważ czasem na próbach brzdąkał go co jakiś czas, w końcu w 1985 basista John Levén zasugerował mu, że motyw jest na tyle fajny, że może by go rozwinął w piosenkę. Joey przedstawił w końcu The Final Countdown i po kilku zmianach oraz wielu sporach w zespole, czy powinni to nagrać (szczególnie gitarzysta John Norum był przeciw), ostatecznie zdecydowali że czemu nie.
Ciekawostka 2: z gatunku pokrętne powinowactwo - tekst utworu (którego nikt nie słucha czekając na refren i klawisze) zainspirowany jest... "Space Oddity" Bowiego. Kto by pomyślał!
Statystyki:
USA - 8
UK - 2x1m. (weszli tuż po "Take my breath away")
LPP3 - 8x1m. (i 25 tygodni z rzędu w 10-ce! Więcej razy na pierwszym był w Hiszpanii - 10, oraz na ogólnej Europejskiej - 11)