NOTOWANIE 99(180)
- 02 13 ANAVAE - INVAESION
- 04 12 DEADMAU5 FEAT. GERARD WAY - PROFESSIONAL GRIEFERS
- 03 17 THE KILLERS - RUNAWAYS
- 01 20 THE SMASHING PUMPKINS - THE CELESTIALS
- 06 12 BILLY TALENT - VIKING DEATH MARCH
- 07 10 THE BLACK KEYS - LITTLE BLACK SUBMARINE
- 05 13 AXEWOUND - COLD
- 09 10 THE CRIBS - GLITTERS LIKE GOLD
- 10 08 THE WALLFLOWERS - REBOOT THE MISSION FT. MICK JONES
- 12 06 ADELE - SKYFALL
- 13 06 SOUNDGARDEN - BEEN AWAY TOO LONG
- 14 05 HEY - DO RYCERZY, DO SZLACHTY, DO MIESZCZAN
- 11 21 THE SPRING STANDARDS - WATCH THE MOON DISAPPEAR
- 16 07 CRYSTAL CASTLES - PLAGUE
- 08 18 JACK WHITE - FREEDOM AT 21
- 18 04 SMOKE & JACKAL - NO TELL
- 22 02 THE KILLERS - MISS ATOMIC BOMB
- 15 19 RED HOT CHILI PEPPERS - BRENDAN'S DEATH SONG
- 21 05 BILLY TALENT - SURPRISE SURPRISE
- NN 01 MY CHEMICAL ROMANCE - BOY DIVISION
- 17 09 MELA KOTELUK - WOLNA
- NN 01 GARBAGE - CONTROL
- 29 02 THE SPRING STANDARDS - ONLY SKIN
- 19 07 MUSE - MADNESS
- 25 03 JESSIE WARE - WILDEST MOMENTS
- 30 02 THE SMASHING PUMPKINS - PANOPTICON
- NN 01 BULLET FOR MY VALENTINE - TEMPER TEMPER
- 20 11 LANA DEL REY - SUMMERTIME SADNESS
- 24 30 SOUNDGARDEN - LIVE TO RISE
- 23 14 GREEN DAY - OH LOVE
---
- 35 PURE LOVE - RIOT SONG
- 34 FUNERAL FOR A FRIEND - BEST FRIENDS AND HOSPITAL BEDS
- 40 KIM NOWAK - MOKRY PIES
- 26 THE BLACK KEYS - DEAD AND GONE
- 27 LADYHAWKE - BLUE EYES
- 39 PAUL BANKS - YOUNG AGAIN
- 38 ELTON JOHN VS. PNAU - SAD
- 28 GREEN DAY - KILL THE DJ
- 32 LOST PROPHETS - WE BRING AN ARSENAL
- 41 WE ARE THE IN CROWD - RUMOR MILL
- 47 STRACHY NA LACHY - MOKOTÓW
- 37 ANAVAE - WORLD IN A BOTTLE
- 49 STONE SOUR - GONE SOVEREIGN
- NN MUSE - FOLLOW ME
- 42 THE DARKNESS - EVERYBODY HAVE A GOOD TIME
- 50 THE JOY FORMIDABLE - CHOLLA
- 36 ELLIE GOULDING - ANYTHING COULD HAPPEN
- 43 LOST PROPHETS - JESUS WALKS
- NN M83 - STEVE MCQUEEN
- 45 THE BLACKOUT - START THE PARTY
O nowościach:
MY CHEMICAL ROMANCE - BOY DIVISION
Po sukcesie płyty „Black Parade” zarówno komercyjnym jak i artystycznym zespół My Chemical Romance zastanawiał się, w która stronę powinni pójść teraz. Z początkowych doniesień z obozu zespołu dochodziły głosy, że album będzie bardzo punkowy i garażowy. Co miało być zarazem ukłonem w stronę wiernych fanów, którzy są zespołem od debiutanckiej płyty „I Brought You My Bullets, You Brought Me Your Love”. Taki powrót do korzeni okazał się jednak dla zespołu krokiem nie do wykonania. Choć nagrali fajne piosenki to czuli, że oglądanie się za siebie nic nie da i trzeba jednak zrobić coś, co popchnie zespół do przodu. Tak właśnie po zmianie producenta zrobili i nagrali wspólnie ze sprawdzonym Rob’em Cavallo album „Danger Days: The True Lives of the Fabulous Killjoys”. Brendan O'Brien to osoba, która odpowiadała za produkcję tych porzuconych nagrań. Nie byle kto! Prawda? I w sumie efekt takiej sesji też nie mógł być byle jaki. Zestaw nagrań będzie nosić nazwę „Conventional Weapons”, a złoży się na niego pięć dwu utworowych, winylowych Epek. Na pierwszą z niech zespół wybrał utwory „Boy Division” oraz „Tomorrow's Money” i właśnie dzisiaj w podstawowym zestawieniu mojej listy debiutuje ten pierwszy. I nie ma wątpliwości, że jest to powrót do początków zespołu. Dla mnie ta piosenka to taki wystrzałowy miks okresu twórczości zespołu pomiędzy pierwszą i drugą płytą. Dużo jest tu takiej bezkompromisowości z pierwszej płyty, ale za to melodia i refren bardziej wpisują się w drugą niezapomnianą płytę zespołu „Three Cheers for Sweet Revenge”. Tak czy inaczej dla mnie rewelacja. Bo naprawdę jestem wielkim fanem początkowego okresu twórczości zespołu. Tak samo doceniam to co MCR zrobili z Covallo na „The Black Parade” oraz oczywiście ostatnio na „Danger Days”. Podsumowując dla mnie ten zespół w każdym wydaniu jest świetny. Najbardziej jednak cenię ich za kreatywność w zamkniętej formie rockowej piosenki. To przede wszystkim świetni muzycy i nie dla tego, że jakoś tam nieprawdopodobnie wymiatają na gitarach (co oczywiście mam miejsce), tylko dlatego, że wiedzą jak z tej formy robić dobre piosenki, ciekawe albumy oraz fantastyczne teledyski i oprawę, która inspirowana jest przecież innymi wielkimi rock’a. Przy tym wszystkim pozostają normalnymi ludźmi, którzy potrafią krytycznie spojrzeć na swoje dokonania. I skoro odkładają takie piosenki na bok, bo czują, że co było by ni tak czy tam nie fair to czapki z głów.
Ostatnio widziałem Gerarda Way’a udzielającego wywiadu na Comic Con odnośnie serii komiksów o ‘Killjoysach’ (bohaterowie ostatniej płyty zespołu). Powiedział on tam bardzo ciekawą rzecz. Mianowicie zespół nie nakręcił kolejnego teledysku o przygodach granych przez siebie bohaterów z powodu braku kasy. Kiedyś zaś tam na początku Ray Toro powiedział, że wydali na ta płytę bardzo dużo i chyba jeszcze długo będą za tą ekstrawagancję płacić. Tak naprawdę odrzucenie sesji nagraniowej i powrót na kolejne półtora roku do studia nie przyniósł im kokosów, a raczej rozwścieczył wytwórnię. Zrobili to jednak, bo tak czuli. I to jest prawdziwy zespół z krwi i kości. Dziś natomiast dla fanów wypuszczają te zachomikowane utwory i to dopiero jest radość. Nie mówiąc już o tym, że dzięki tym wydawnictwa czas do zapowiadanej na przyszły rok piątej płyty zespołu zleci szybciej.
Przesadziłem z tym opisem wiem, ale tak mnie poniosło Sorry.
GARBAGE – CONTROL
Kiedy chłopaki, a konkretnie Piotr (prz_rulez) i Paweł (saferłel) zapytali mnie przed koncertem Garbage czy należy się spodziewać jakiegoś spektakularnego debiutu „Control” na mojej liście po koncercie odpowiedziałem, że nie. No i oczywiście nie miałem racji, bo po takim koncercie to, aż nie wypadałoby nie zareagować na liście. Poprzednie single jednak już były i nawet bardzo dobrze sobie poradziły. „Blood for Poppies” dotarło nawet do pierwszego miejsca. „Battle in Me” do siódmego. Tu może troszkę szkoda, że nie wyżej. Natomiast „Big Bright World” to utwór, który nie podobał mi się od pierwszego przesłuchania. Dlatego nie pozostało nic innego jak „Control”, który też początkowo mnie nie przekonywał, ale po krakowskim koncercie (utwór otwierał setlistę) jestem zdecydowanie na tak. W zasadzie jest w nim mix tego, co Garbate robi najlepiej, czyli wolnej piosenki z pod znaku „You Look So Fine” oraz mocnego rockowego uderzenia, które niewątpliwie jest znakiem rozpoznawczym zespołu. Nawet teraz ten tekst mi już nie przeszkadza, a nawet dostrzegam w nim pewne plusy szczególnie w idealnie ułożonym wokalu przed refrenem. Dlatego dziś „Control” z przytupem na dwudziestym drugim od razu.
O koncercie więcej pod spodem!
BULLET FOR MY VALENTINE - TEMPER TEMPER
Ostatnio wdałem się w małą słowną przepychankę na forum. Chodziło oczywiście o mój stosunek do Bulle For My Valentine i premierę nowego singla zespołu „Temper Temper”. No cóż powiedziałem już tak chyba wszystko, a dodać mogę tylko tyle, że są oni dla mnie chyba jedynym ostatnio zespołem po płyty, którego mogę sięgać bez wahania. Inspirowane najlepszymi metalowymi, nawet trash metalowymi zespołami kawałki w nowoczesnej i przystępnej formie. Oczywiści w uproszczeniu, które może być nawet obraźliwe, ale mniej więcej taką inspirację słyszę w kawałkach zespołu. Oczywiście „Temper Temper” może być trochę kontrowersyjne, bo utwór zdaje się być uproszczona wersją tego co zespół robił na wcześniejszych płytach. Mi tam jednak taki riff zupełnie odpowiada i nie razi, a solówki na pewno znajdą się w innych utworach z zapowiadanej na przyszły rok płyty! Ja na przykład lubię tę melodyjne refreny Matt Tuck’a i nie mogę się od nich oderwać. Nie jest to zresztą tajemnicą, o czym świadczy chociażby ostatni sukces „Cold” dwa razy na pierwszym miejscu Tuck w pobocznym projekcie „AxeWound”.
Relacja z koncertu Garbate – 16.11.2012 r. Kraków – „Kwadrat” miasteczko Polibudy.
Nie mogło mnie zabraknąć na krakowskim koncercie Garbage. Od razu po ogłoszeniu tej wiadomości wiedziałem, że musze się pojawić w „Hali Wisły” na tym niesamowitym wydarzeniu. Oczywiście się tam nie pojawiłem, bo koncert przeniesiono do klubu „Kwadrat” i aż wstyd się przyznać, ale zawitałem tam 16 listopada po raz pierwszy w moim życiu. Tak jakoś nie jestem związany za bardzo z tamtymi rejonami, bo całe studia spędziłem na miasteczku AGH choć na otwarte rajdy „Polibudy” jeździłem. Za to moja siostra jako wytrwała studentka PK zna trochę lepiej te rejony i nie miała problemu z podrzuceniem nie we właściwe miejsce. Dlatego szalony dzień sfinalizował fantastyczny koncert, jednego z moich ulubionych zespołów. O 15:30 wyszedłem z pracy i po arcydługiej jak się okazało podróży z Zakopanego (remont mostu) dotarłem w końcu po krótkim zahaczeniu o KFC (jadłem już w samochodzie siostry, która akurat była w Krakowie i mogła mnie podwieźć DZIĘKI!!!) na koncert. I chyba w sam raz, bo spokojnie zdążyłem jeszcze poznać Piotra (prz_rulez) i Paweła (saferłel), wypić trzy piwa, a wkrótce (po jeszcze bardziej szalonej podróży) zjawił się też Artur (Art Brut). I tak w pełen szczęścia, że się udało doczekałem początku koncertu.
Zaczęli od „Control”, a Shirley pojawiła się na scenie jako ostatnia, ale tego dnia to Ona była chyba najważniejsza. Piosenka zabrzmiała tego dnia wyjątkowo, co zresztą zmieniło znacznie moje zdanie odnośnie wprowadzenia ją na moją listę. Efekt widoczny, o czym było wcześniej. Zaraz potem zagrali jeden ze swoich największych przebojów „I Think I'm Paranoid” i od tego momentu zaczęło się szaleństwo. Co prawda nie takie jak na innych krakowskich (Crystal Castles, Klaxons) koncertach, ale nie można narzekać. No może tylko szkoda, że zespół nie mógł zobaczyć, co to znaczy prawdziwy klubowy pot. Koncert był bardzo przekrojowy i z każdej płyty coś się znalazło. Na przykład jako trzecie „Shut Your Mouth” z „Beautiful Garbage”. Mi do dzisiaj średnio podchodzi ta płyta, ale tego wieczoru wszystko brzmiało świetnie. Nie inaczej było z kolejnym „Why Do You Love Me”, a musze przyznać, że taką odsłonę Garbage lubię najbardziej. To też idealna okazja do poskakania, ale może przede wszystkim do zaobserwowanie siły zespołu. Te utwory nie zestarzały się nic, a nic. Potem zagrali „Hammering in My Head” z „Version 2.0” i w końcu doczekaliśmy się najstarszych piosenek zespołu z debiutu w postaci kolejno „Queer” i „Stupid Girl”. I zwłaszcza ta pierwsza piosenka zabrzmiała tego dnia rewelacyjnie. Już podczas przygotowań do koncertu doszedłem do wniosku, że chyba na takie piosenki czekam najbardziej. Magia dawnych lat, było nie było wróciła. Podczas „Stupid Girl” publiczność bawiła się zdecydowanie bardziej, ale to i tak nic w porównaniu do tego jak ludzie zareagowali na następne „Automatic Systematic Habit” z najnowszej płyty zespołu. Tego dnia było nam dane posłuchać też największych filmowych piosenek zespołu, bo nie zabrakło „#1 Crush” z „Romeo + Juliet” na bis natomiast dostaliśmy jeszcze „When I Grow Up” i „The World is Not Enough”. Wracając jednak do chronologii po „#1 Crush” zabrzmiało „Supervixen” otwierające pierwszy album. Najdziwniejszym zaś momentem występu nadszedł dopiero przy „Special” ze zdziwienie odkryłem, że jeden z moich ulubionych przebojów grupy został dość chodno przyjęty prze z publikę. Jakby na przekór tej reakcji Ja bawiłem się, że aż miło. Inaczej sprawa się miała z doskonale przyjętym i dość świeżym, co by ni mówić przebojem „Blood for Poppies”, ale nie ma się czemu dziwić, w końcu to chyba jedno z najlepszych nagrań z ostatniego albumu „Not Your Kind of People”. Przed „Cherry Lips” Shirley wygłosiła piękną mowę o równości inspirowaną wcześniejszą wizyta zespołu w Oświęcimiu. Bardzo mi się spodobało to przesłanie i cieszę się, że mogłem je usłyszeć na żywo. No i w końcu przyszła kolej na następny świetny utwór z ostatniego albumu „Battle in Me”. I też o dziwo wszyscy znali i bawili się świetnie potwierdzając dzisiejszą mocną formę zespołu, a przecież, na co dzień nie odnosi się wrażenie, że Garbage jest tak popularny w naszym kraju. Nie mogło też zabraknąć „The Trick Is to Keep Breathing”. Utwór robi na mnie wrażenie, od kiedy pierwszy raz go usłyszałem czternaście lat temu i do dzisiaj nic się nie zmieniło. Podczas „Push It” dośpiewywałem sobie chórki, Beach Boys „Don't Worry Baby”! Ależ ja miałem tego dnia zabawę! Na koniec zagrali jeszcze z debiutu, „Vow”, a koncert zakończyło spektakularne wykonanie „You Look So Fine”, gdzie Shirley zagrała nawet na finał, na gitarze. I tak zakończył się regularny set zespołu. Potem jeszcze tradycyjne tłuczenie nogami o podłogę i zespół wyszedł na bis. Tak jak mówiłem zagrali filmowo, bo „When I Grow Up” i Bondowski „The World Is Not Enough”. Krakowski koncert Garbage skończyć mógł tylko jeden utwór i tak właśnie się stało „Only Happy When It Rains” zabrzmiało jako ostatnie. Po tym występie muzycy zeszli ze sceny, oprócz Duke’a Erikson’a który dał wokalny popis. Ot taka wisienka na torcie!
Doskonały koncert, nie można być rozczarowanym, bo tego dnia Shirley Mason śpiewała mocno, czysto i energią. Natomiast Duke i Steve w świetnej formie, uśmiechnięci zadowoleni. Butch Vig trochę, co prawda schowany za perkusją, ale zaraz po koncercie widać było, że tryska energią. No i zupełnie niespodziewanie zobaczyłem legendę alternatywnej muzyki Erica Avery’a, który zagrał na basie. W końcu też mogłem poznać kogoś z forum i z tego też jestem niezmiernie zadowolony.
saferłel, prz_rulez, Art. Brut. – Pozdrawiam!