Byłem na tylu koncertach Kultu, że w żaden sposób nie mogę oszacować ich liczby, cztery razy widziałem Kazika na żywo, ale nigdy nie widziałem Kazika solo. Oczywiście to logiczne, bo Kazik takich koncertów raczej nie grał, a dopiero ostatni dobrze przyjęty album „Zaraza” stał się przyczynkiem do zagrania takich setów z muzykami, z którymi Staszewski stworzył ten album. Dlatego od razu po ogłoszeniu krakowskiego koncertu artysty od razu zakupiłem bilety. No i było warto!!!

Mój brat powiedział mi po tym koncercie, że nigdy był na tak długim koncercie, który zleciał tak szybko. Jest to idealne podsumowanie tego występu, bo przy takiej ilości hitów jakie Kazik ma w swoim repertuarze po prostu nie można się nudzić. Set był zdominowany przez utwory z „Zarazy”. Zaczęło się od „Kwarantanny” potem „Noże i Pistolety” i „Nigdzie już nie pójdę dziś”, ale naprawdę nie trzeba było długo czekać na pełne rozkręcenie zabawy, bo „Maciek, ja tylko żartowałem” rozruszał koncert na dobre i potem było już tylko lepiej, bo z tych starych klasyków pojawiły się m. in. „Spalam Się”, „Dziewczyny”, „Artysci” oraz klasyki z albumu „12 groszy” takie jak „W obliczu końca”, „Jak bardzo możesz zmienić się, by sprzedać swą muzykę”, „Nie mam nogi”, czy też „Gdy mam co chcę, wtedy więcej chcę”. Nie zabrakło też super przebojowej „Ballady O Kobiecie Żołnierza” z płyty sygnowanej imieniem i nazwiskiem. Była też „Ballada o Janku Wiśniewskim” oraz najnowsza piosenka filmowa Kazika „25 lat niewinności”. Furorę wśród publiki i zabawę na całego zafundowały klasyki El Dupy „Natalia w Brooklynie” oraz „Prochibicja”. Niezmiennie mocne i zawsze genialne będą te Knż’towe klasyki „Tata Dilera” czy „Łysy Jedzie do Moskwy”. Kazik mówił, że nie śpiewa już tej ostatniej, ale chyba zmienił zdanie. Natomiast posłuchać ludu śpiewającego „Dobry chłopak był.. ” to zawsze wielka przyjemność. Było też „Warhead” z projektu z Zdunek Ensemble oraz cover „I Am on the Top” z koncertówki Knż. Całość zakończył „Mazurek Dąbrowskiego” i chyba po tym nie mogło być już nic więcej.

Świetnie przemyślany set, który bardzo ładnie połączył te nowe piosenki Kazika z tymi starymi klasykami, w żadnym wypadku nie można się było nudzić. Taki mocny rockowy koncert. No i może dlatego zabrakło „Bagdadu”, „Zgradów” i innych bardziej eksperymentalnych hitów Kazika. To też byłaby ciekawa wycieczka w przeszłość, ale nie wiem czy z kolei taki występ przyciągnąłby publikę? Na piątkowym koncercie w krakowskim Klubie Studio był komplet, a kto nie przyszedł niech żałuje. Nie wiadomo kiedy będzie następna okazja na taki występ Kazika, bo Kult akustyczny już w marcu. Trochę nie moja bajka, ale może tym razem się wybiorę.