Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
MOJA LISTA notowanie 133(188) - 19.07.2013
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 508
Dołączył: Mar 2008
Post: #1
MOJA LISTA notowanie 133(188) - 19.07.2013
NOTOWANIE 133(188)

  1. 01 12 QUEENS OF THE STONE AGE - MY GOD IS THE SUN
  2. 10 03 ARCTIC MONKEYS - DO I WANNA KNOW?
  3. 03 11 MUSE - PANIC STATION
  4. 05 09 MILES KANE - DON'T FORGET WHO YOU ARE
  5. 08 08 DAFT PUNK - GET LUCKY
  6. 02 16 NICKS. GROHL. HAWKINS. JAFFEE - YOU CAN'T FIX THIS
  7. 04 14 PARAMORE - STILL INTO YOU
  8. 09 07 MY CHEMICAL ROMANCE - SURRENDER THE NIGHT
  9. 06 13 ALICE IN CHAINS - STONE
  10. 11 06 BLACK SABBATH - GOD IS DEAD?
  11. 07 10 EMPIRE OF THE SUN - ALIVE
  12. 12 07 BULLET FOR MY VALENTINE - P.O.W.
  13. 15 05 EDITORS - A TON OF LOVE
  14. 14 21 THE STROKES - ALL THE TIME
  15. 13 12 YEAH YEAH YEAHS - SACRILEGE
  16. 18 07 BASTILLE - LAURA PALMER
  17. 17 09 KULT - UKŁAD ZAMKNIETY
  18. 16 20 TAME IMPALA - MIND MISCHIEF
  19. 29 02 HEY - PODOBNO
  20. 20 23 MY CHEMICAL ROMANCE - THE WORLD IS UGLY
  21. 21 24 CRYSTAL CASTLES - AFFECTION
  22. 24 03 WILKI - SPŁONĄĆ I ODEJŚĆ
  23. 19 24 HEY - CO TAM?
  24. 26 02 PHOENIX - TRYING TO BE COOL
  25. 25 04 KATY B - WHAT LOVE IS MADE OF
  26. 28 03 CRYSTAL FIGHTERS - YOU & I
  27. 23 05 THE 1975 - CHOCOLATE
  28. 22 10 BIFFY CLYRO - BIBLICAL
  29. NN 01 THE NATIONAL - SEA OF LOVE
  30. 27 17 MCCARTNEY.GROHL.NOVOSELIC.SMEAR - CUT ME SOME SLACK
    ---
  31. 32 LANA DEL REY - YOUNG & BEAUTIFUL
  32. 37 LAURA MARLING - MASTER HUNTER
  33. 36 TOM ODELL - ANOTHER LOVE
  34. 33 GARBAGE - BECAUSE THE NIGHT FEAT. SCREAMING FEMALES
  35. 30 FALL OUT BOY - THE PHOENIX
  36. 38 JOE SATRIANI - I CAN'T GO BACK
  37. 47 PARAMORE - ANKLE BITERS
  38. 31 DAVID BOWIE - THE STARS (ARE OUT TONIGHT)
  39. 42 NICK CAVE & THE BAD SEEDS - MERMAIDS
  40. 41 PALMA VIOLETS - BEST OF FRIENDS
  41. 49 SOUNDGARDEN - HALFWAY THERE
  42. 34 SOUNDGARDEN - BY CROOKED STEPS
  43. 39 ALICE IN CHAINS - HOLLOW
  44. NN PEARL JAM - MIND YOUR MANNERS
  45. 50 WHITE LIES - THERE GOES OUR LOVE AGAIN
  46. 46 DAVID BOWIE - THE NEXT DAY
  47. 44 CALVIN HARRIS - I NEED YOUR LOVE FT. ELLIE GOULDING
  48. 40 BULLET FOR MY VALENTINE - RIOT
  49. NN EDITORS - SUGAR
  50. 45 DEAP VALLY - BABY I CAN HELL

O nowościach:

THE NATIONAL - SEA OF LOVE

To pierwsza piosenka The National, która debiutuje w podstawowym zestawieni. Tak naprawdę to też pierwszy utwór tego zespołu na mojej liście. Dziś już wiem, że to straszny błąd, ale to zupełnie normalne, że nie możemy poznać całej muzyki świata, a co gorsza docenić przy pierwszym przesłuchaniu. Utworem „Sea Of Love” The National niczego specjalnego nie odkrywają, ale nie da się ukryć, że jest to piosenka, która pozytywnie wyróżnia się swoją dynamiką. Zresztą twierdze też, że jeśli ten zespół nie zmieni szybko, radykalnie czegoś w swoim repertuarze, to po prostu zanudzą słuchacza. Tak jak zrobił to wcześniej Interpol. Tak to jest fajne świetne, ale ile tak można? Ja na razie nie zdążyłem się znudzić, co zupełnie naturalne.

Nie rozpisuje się więcej, bo kolejna część relacji czeka.
19.07.2013 08:40 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 508
Dołączył: Mar 2008
Post: #2
RE: MOJA LISTA notowanie 133(188) - 19.07.2013
HEINEKEN OPEN'ER FESTIVAL

Dzień drugi. 04.07.2013

Tego dnia po wyczerpującej środzie skupiłem się na od spoczynku, dlatego obok codziennej rutyny nie robiłem nic szczególnego. Wybraliśmy się do Gdyni na fajny obiad, aby uciec na chwilę od pola namiotowego. Nie można tam spędzić całego dnia, bo po prostu można oszaleć. Najważniejsze jednak było to, co miało nadejść wieczorem, czyli koncert Arctic Monkeys. To na ten występ nastawiałem się najbardziej podczas całego festiwalu. Niestety w momencie, gdy czas występu się zbliżał pogoda zaczęła się zmieniać. Nie wiedziałem zatem, w co do cholery mam się ubrać. Jeżeli spadłby deszcz to konieczna byłaby kurtka przeciwdeszczowa, ale jeżeli nie spadnie to przecież nie można stać pod sceną i nie eksplodować w takim ubiorze. Nauczony jednak doświadczeniem z Pulp postawiłem na lekką kurtkę przeciwdeszczową i jak się później okazało był to straszny błąd.


TAME IMPALA

Tego dnia na pierwszy ogień poszli oczywiście Australijczycy z Tame Impala. To absolutna sensacja ostatnich trzech lat w światowej muzyce. Pierwsze miejsce na liście albumów NME za ostatni rok 2012 dla albumu „Lonerism” musi nudzić respekt. Jednak to nie koniec, bo podobny plebiscyt wygrali też w kilku innych czasopismach, a w innych znaleźli się bardzo wysoko Pitchfork (4.) czy The Gwardian (6.). Nie zabrakło ich w ostatnim czasie także na mojej liście, dlatego z wielką niecierpliwością czekałem na ten koncert. Tym bardziej, że ten ostatni album „Lonerism” jest strasznie przebojowy i czułem, że koncertowo się świetnie sprawdzi.

Na miejsce przyszedłem jakieś piętnaście minut wcześniej i nie miałem specjalnej trudności z dopchaniem się pod niemal same barierki. Tak jak przewidywałem w którymś momencie występu zaczął padać drobny deszcz i wtedy jeszcze byłem dumny z wyboru kurteczki. Nie zaprzątałem sobie tym jednak zbytnio głowy, bo zespół wyszedł na sceną i zaczęli grać pierwszy kawałek „Music to Walk Home By”, a cała publiczność zgromadzona pod sceną zaczęła szaleć. Wiedziałem, że wiele osób wyczekiwało tego występu, ale żeby aż tak? Poczułem z tego powodu niezmierną radość, a otwierająca piosenka idealnie wprowadziła w klimat muzyki Tame Impala. Następnie zagrali „Alter Ego” z pierwszego albumu, a po tym przyszła kolej na „Mind Mischief”, czyli mój numer jeden z przed kilku tygodni. Ta piosenka została przerobiona i zabrzmiała raczej jako improwizacja, wariacja na swój temat, ale za to świetnie wpasowała się to w artystyczny ład koncertu. Potem znów powrót na pierwszy album i „Solitude Is Bliss” i na powrót drugi krążek w postaci „Keep on Lying”. Taka właśnie mieszanka dwóch krążków, ale przecież temu wcale nie można się dziwić. W tym momencie pomyślałem, że chyba pora na „Elephant”, bo w takiej kolejności utwory występują na albumie, ale jednak nie. Zagrali za to „Endors Toi”, a zaraz potem przyszła kolej na największy przebój z pierwszej płyty „Why Won't You Make Up Your Mind?”. Radość współbiesiadników pod sceną, jeżeli mogę tak to nazwać była nieziemska i w pewien sposób nawet inspirująca. To chyba najlepszy koncert w świetle dnia, na którym byłem! Ten fakt zupełnie nie przeszkadzał, publiczność bawiła się rewelacyjnie. Następnie zespół postanowił wrócić do swoich najbardziej odległych czasów, czyli do swoje epki z przed pięciu lat i usłyszeliśmy „Half Full Glass of Wine”. Potem jednak nastąpiło coś, na co czekali chyba wszyscy, czyli „Elephant” największy przebój zespołu. To właśnie podczas tego numeru pod sceną zrobił się taki kocił, że bez większego problemu wepchałem się jeszcze bliżej środka, a potem zadbałem o to by ją utrzymać do końca. To nie był jeszcze koniec koncertu, bo po żywiołowym przyjęciu „Elephant”, ze sceny poleciały dźwięki czegoś, co zespół nazywa „Auto-Prog mk. II”. To taki dziwny trochę elektroniczno organowy jam. Na sam koniec dostaliśmy jeszcze „Feels Like We Only Go Backwards”, czyli kolejny wielki przebój, natomiast całość zakończył utwór „Apocalypse Dreams”. Godzinny koncert zleciał niesamowicie szybko, a ja zostałem pod sceną, w końcu wywalczyłem tak świetną miejscówkę.

Strasznie spodobało mi się też to, że te utwory na koncercie brzmią tak samo doskonale jak na albumie. Nie chodzi o to, że są idealnie tak samo zagrana i zaśpiewane, bo to oczywiście nie tak, ale o fakt, że elektroniczny klimat efektów gitarowych i mikrofonu udało się zachować także podczas występu. Osobiście spodziewałem się bardziej szorstkiego występu, jak to często w warunkach festiwalowych ma miejsce. Zatem koncert wypadł fenomenalnie i po prostu nie ma się, do czego przyczepić.


ARCTIC MONKEYS

Tak jak pisałem wcześniej wywalczyłem sobie niezłe miejsce pod sceną na koncert moich ulubieńców. Po lewej stronie sceny jakieś dwa do trzech metrów od przednich barierek i jakiś metr do dwóch od środkowego przejścia. Jedyny problem, jaki w tym momencie się pojawił, to ten, że przestało padać, wyszło jeszcze na chwilę słońce, a tłum dosłownie zwariował i z każdą kolejną minuta coraz bardziej napierała na scenę. W pewnym momencie stało się to wręcz nie do zniesienia, jak to możliwe, że na pół godziny przed koncertem ludzie w tak obłędny sposób próbują się wepchać pod scenę? Wtedy też zrozumiałem, że ten koncert to będzie jedno z największych wyzwań, jakie w życiu stoczyłem na takich imprezach. Temperatura rosła, a ja przecież swojej kurtki nie ściągnę. Jak się później dowiedziałem mój brat swoją zdjął i zawiązał wokół pasa. Tyle tylko, że wtedy widział ją po raz ostatni. I tak ma szczęście, bo na The Strokes zgubił buta, którego później po koncercie znalazł. Nie zawsze jest jednak niedziela i tym razem się nie udało. Godzina w takich warunkach totalnie mnie rozłożyła, czego się jednak nie robi dla swoich idoli.

Zaraz po 22:00 zespół zameldował się na scenie i z głośników wyleciały pierwsze dzięki koncertu. Na scenie widniały dwie wielkie litery ułożone z żarówek AM, a Alex Turner w swojej marynarce, eleganckich butach i włosach zaczesanych, jak w gangsterskim filmie wyglądał bombowo. Zaczęli tak jak przypuszczałem od nowego singla „Do I Wonna Know?”. Ta piosenka zabrzmiała w tych okolicznościach niesamowicie. Zapomniałem o jakichś tam drobnych niedogodnościach i zacząłem się cieszyć, że po raz kolejne mam okazją zobaczyć mój ulubiony zespół z tak bliskiej odległości. To nic, że piosenka została, tak niedawno wydana na singlu, pod samą sceną wszyscy ją dokładni znali, dookoła panowało szaleństwo, a to przecież naprawdę wolny kawałek! Dlatego po prostu nie sposób opisać, co stało się podczas dwóch następnych nagrań „Brianstorm” i „Dancing Shoes”. To wtedy dokonała się pierwsza selekcja naturalna. Słabsi poszli do tyłu, a reszta, która zachowała siły mogła dalej, śpiewać, skakać, po prostu bawić się pod sceną. Tam nikt Ci nie powie, że jesteś chamem, bo go popchnąłeś, tam wszyscy, dosłownie wszyscy cały czas się popychają uderzają i niemal biją. Gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki „Don't Sit Down 'Cause I've Moved Your Chair” pomyślałem, że teraz nastąpi chwila spokoju, jednak nic z tego, bo jak wiadomo zabójczy refren piosenki nie pozwala bezczynnie stać. Gdy zaś Matt Helders wystukał charakterystyczne pierwsze dźwięki, „Teddy Picker” w tłum wstąpiło jeszcze większe szaleństwo. Wtedy też z tyłu zaczęły się rozstępować pierwsze koła, do których w kulminacyjnych momentach piosenek ludzie wskakują jak szaleni. No może nie tak jak na polskich klubowych koncertach mocniejszych zespołów, ale i tak muszą wyglądać niesamowicie z wysokości sceny. Przy „Crying Lightning” wróciły wspomnienia z pierwszego występu zespołu na Opener ’09. To właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszałem to nagranie, jeszcze przed oficjalną premierą singla. Przy tym utworze ludzie tak jakby trochę stanęli, w końcu trzeba zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie trwało to jednak długo, bo „Brick by Brick” skutecznie zachęciło nas do dalszego szaleństwa. Nie inaczej sprawa miała się przy „Fake Tales of San Francisco”, te stare nagrania zupełnie nie straciły swojej mocy, a powiem szczerze przy takich dźwiękach od razu czuje się te siedem, osiem lat młodszy. Tylko, że podczas kolejnego nagrania „She's Thunderstorms” zorientowałem się, że spalone słońcem ręce, w zetknięciu z przeciwdeszczową kurtką parzą niemiłosiernie. To tak jakby ktoś wylał Ci na nie wrzątek. Po ponad dwu godzinnym ściskaniem się w tłumie podjąłem decyzję, że za chwilę się ewakuuję. Zrobiłem to z mniejszymi, bądź większymi kłopotami na „Old Yellow Bricks”, co może nie jest powodem do dumy, ale po prostu musiałem zdjąć kurtkę i ochłodzić przedramiona. Dlatego na „Pretty Visitors” byłem jeż stosunkowo daleko z tyłu, trochę odpocząłem i z powrotem wróciłem pod scenę. Tym razem jednak stanąłem już trochę dalej, rozsądnie na jakiś dziesięć metrów od niej. Nie było to specjalnie trudne, bo podczas „I Bet You Look Good on the Dancefloor” można to zrobić dosłownie w 15 sekund. To jednak tak świetna piosenka, że po prostu nie ważne gdzie stoisz i tak się dobrze bawisz. Z pewnej odległości zobaczyłem za to jeszcze lepiej reakcje publiczności, która to dosłownie w każdym miejscu bawiła się świetnie. Po takim uderzeniu „Do Me a Favour” wydawało się być błogosławieństwem, tym bardzie, że chyba wszystkim coraz bardziej brakowało sił. Następnie Alex Turner powiedział do nas kilka słów, i zakończył pytaniem i odpowiedzią. „Question is? … Are You Mine”. Zeszłoroczny singiel „R U Mine?”, który jak wiadomo znajdzie się też na piątej płycie zespołu „AM” wypadł naprawdę świetnie. Tak samo zresztą, jak i otwierający występ nowy singiel zespołu. Tak sobie pomyślałem, że ta nowa płyta naprawdę będzie świetna i ostatecznie umocni nowy, dojrzały wizerunek zespołu oraz styl, który konsekwentnie budowali od trzeciej płyty „Humbug”. „Mad Sounds” to kolejne nowe nagranie, jakie zaprezentował zespół tego wieczoru, na tym jednak poprzestali i chyba dobrze, bo gdy się ma tyle hitów, to na nowe numery przyjdzie czas jak wyjdzie już płyta. Na koniec zespół zagrał entuzjastycznie przyjęty „Fluorescent Adolescent”, w końcu jest to chyba największy przebój zespołu w naszym kraju, a koncert zakończył się cudowną balladą „A Certain Romance”. Na bisy nie czekaliśmy zbyt długo, po chwili Arctic Monkeys zagrali kolejne dwie melancholijne „Cornerstone” i „Mardy Bum”. Zwłaszcza ta druga piosenka zabrzmiała tego dnia wspaniale. Nie można się temu dziwić w końcu to jeden z najlepszych i najważniejszych tekstów Tunera. Dla wielu fanów zespołu to właśnie ta piosenka przywołuje najsilniejsze wspomnienia związane z debiutem małpek. Nie mogło też zabraknąć drugiego wielkiego singla z pierwszej płyty „When the Sun Goes Down”! Choć sił było już mało to i tak tłumnie odśpiewaliśmy intro i outro piosenki, a podczas zasadniczej jej części po raz ostatni można było zaszaleć. Koncert zakończył się najlepszą możliwą do tego kompozycją, czyli „505”. Nie wyobrażam sobie, bo mogli wybrać lepiej. Ta refleksyjna i niesamowicie klimatyczna piosenka zakończyła jeden z najlepszych koncertów tegorocznej edycji festiwalu.

Wspaniały występ! Gdy przyjechali do nas cztery lata temu wystąpili w czwartek, który był wtedy takim rozruchowym dniem. Zagrali świetny koncert, który niestety przerywały techniczne problemy. Dodatkowo zagrali w pełnym słońcu, bo organizatorzy nie rozumieli chyba jeszcze z jak wielką gwiazdą mają do czynienia. Pod sceną zgromadziło się zaś zdecydowanie mniej osób. Dziś zaś przyjechali do nas w roli headlinera festiwalu, jako zespół, który ma na koncie cztery rewelacyjne album. Choć dziś ich płyty nie sprzedadzą się już tak dobrze jak osiem lat temu, to nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z jednym z najważniejszych brytyjskich zespołów. Tak jak już wcześniej wspominałem chłopaki po prostu dorośli. Na naszych oczach stają się legendą muzyki, dlatego tak bardzo cieszę się, że przyjeżdżają też do nas i możemy być światkami takich występów. Nie znikła natomiast fantastyczna chemia, która łączy ich z publicznością. Oni po prostu wychodzą na scenę łapią instrumenty w garść i grają z taką lekkości i witalnością, która dalej pozwala wierzyć w siłę muzyki. Co tu kryć? To w szczególności zasługa doskonałych kompozycji, niesamowitych tekstów lidera Alexa, który dla mnie jest dziś bez wątpienia największą gwiazdą brytyjskiej muzyki!


NICK CAVE AND THE BAD SEEDS

Z koncertem Nicka Cave’a miałem teki problem, że chociaż jako artystę bardzo go lubię i znam masę jego piosenek, to jednak nie sposób jest poznać wszystkie. Wiedziałem jedno, na takim koncercie po prostu wypada być! Okoliczności dwóch wcześniejszych występów na głównej scenie festiwalu sprawiły jednak, że nie było to wcale takie proste. Po koncercie Arctic Monkeys, byłem przepocony do ostatniej suchej nitki, dlatego od razu, co sił w nogach pobiegłem do namiotu. Ubrałem komplet świeżych ubrań, wypiłem z gwinta dwa browary, bo tak bardzo byłem odwodniony i czym prędzej udałem się powrotem. Osoby, które bywają na tym festiwalu wiedzą, jaka to długa droga. Nie mogłem jednak zrobić inaczej, bo gdybym zmarzł w takim stanie to choroba byłaby bankowa.

Na koncert dotarłem w momencie, gdy zespół kończył już „We No Who U R”, czyli pierwszy singiel z ostatniego albumu zespołu, zaraz jednak potem zagrali kolejny singiel „Jubilee Street”. Stanąłem sobie tym razem trochę dalej i bynajmniej nie zamierzałem już dziś skakać. Potem Cave powrócił do początku swojej kariery i zagrał tytułowy utwór z pierwszej swojej płyty „From Her to Eternity”. Zespół wyglądał po prostu obłędnie! Taka ekspresja, ruchy i moc w muzyce, jednym słowem piękny hałas. Podczas kolejnej piosenki, wielkim klasyku Cave’a „Deanna” zrozumiałem, że po części ta moc wynika z tego, że zespół gra po prostu trochę za głośno. Może jednak tak powinno się grać, bo wtedy ta muzyka po prostu przenika i wbija w ziemię. Nick Cave cały czas zaznaczał, że gra stare numery, kiedy to niektórych z nas nie było jeszcze na świecie. Nie inaczej było przy „Tupelo”. Potem wykonał piosenkę jak to powiedział o syrenach „Mermaids”, a następnie „Jack the Ripper” z płyty z rarytasami. Przed „The Weeping Song” chyba zaczął już (jeśli dobrze pamiętam) pytać publiczność, co chcieliby usłyszeć. Dlatego usłyszeliśmy też chyba na życzenie kogoś z publiki „People Ain't No Good” i „Red Right Hand”. Tą druga piosenkę spopularyzowali nam Arctic Maykeys powiedział Nick i podziękował im za to. To prawda, bo choć jakoś o tym wcześniej nie myślałem, to w tym momencie od razu widziałem, że chodzi o B-side z „Crying Lightning” małpek. Potem wszyscy cudownie odśpiewali „Into My Arms”, a ja zacząłem już dosłownie usypiać na stojąco. I przy następnej piosence „Papa Won't Leave You, Henry” w sumie już zasnąłem. Dobrze, że zaraz później obudziło mnie wykonanie „The Mercy Seat”. Przedostatniej piosenki w secie w sumie nie znam, a była nią Stagger Lee (cover Fred Waring & His Pennsylvanians). Koncert zakończyło fenomenalne wykonanie tytułowego utworu z ostatniego albumu „Push the Sky Away”. Na bis zagrał jeszcze „We Real Cool”, ale to słyszałem już tylko z oddali, bo od razy po koncercie udałem się do namiotu i do snu.

Nick Cave na żywo po porostu bezcenne! Kiedy wszedł na ręce publiczności i zaczął śpiewać do pewnej laski, która akurat weszła chłopakowi na ramiona to nawet stał się w pewnym sensie groźny. Muszę jeszcze wspomnieć o pewnej osobie. Warren Ellis był tego dnia po prostu szalony! Nawet jako osoba stojąca z boku zwracał na siebie uwagę. Rozwalił skrzypce na scenie, coś niesamowitego.


Dzień trzeci 05.07.2013

Po niesamowitym czwartku w piątek wstałem bardzo późno. Może nie przesadnie, bo słońce naprawdę dawało popalic, ale naprawdę się wyspałem. W końcu postanowiłem też wybrać się na najlepszą plażę na świecie. Tak odważnie powiedziane, ale zawsze powtarzam, że ta plaża jest niesamowita tylko z racji festiwalu. Tak naprawdę nie leży nad pełnym morzem tylko w zatoce, ale to naprawdę nie przeszkadza. Ja i tak nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem kąpieli morskich. Co ja mówię? Przecież tak naprawdę to boję się wody i raczej jej unikam. Natomiast na takiej plaży jak w Kosakowie, Babich Dołach naprawdę miło spędza się czas. Dookoła sami młodzi ludzie, z lupą można wypatrywać jakieś babcie czy dziadków. Wszyscy świetnie się bawią są po prostu zadowoleni i nie może być inaczej skoro wokół tyle pięknych dziewczyn! Po plaży jeszcze tylko pizza, parę piwek i już można wyruszać na teren festiwalu. Queens Of The Stone Age! Taki był plan i w sumie nic tego dnie nie mogło się równać z tym wydarzeniem.


SKUNK ANANSIE

Koncertowy wieczór zacząłem jednak od Skunk Anansie. To w pewnym sensie taki mój mały wyrzut sumienia. Kiedyś słuchałem ich na okrągło, a teraz już mi się trochę znudzili, to takie trochę smutne, ale niestety takie są fakty. Dodatkowo spóźniłem się na ich koncert już z dwa razy. Za pierwszym razem trzy lata temu na Openerze, potem dwa lata temu na Orange Festival. Powody były różne, ale to teraz ma mniejsze znaczenie, bo pora była odpowiednie, godzina dobra i nawet przed czasem zameldowałem się pod główną sceną Openera.

Bardzo dobrze zapamiętałem Skin z tych dwóch pierwszych niepełnych koncertów. Zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie skakać i szaleć, ale tym co zrobiła podczas tegorocznego występu przebiła dosłownie wszystko. Zaczęli z grubego kopyta, bo od piosenki „The Skank Heads”. Pewnie dla wielu osób płyta „Post Orgasmic Chill” jest wyjątkowa i nie inaczej było, jest w moim przypadku. Dlatego strasznie się ucieszyłem, że właśnie tak rozpoczął się ten występ. Następnie zaprezentowali dwa nowe nagrania „I Will Break You” i dosyć przebojowe, ale jednak strasznie wtórne „I Believed in You”. Potem było już znacznie lepiej, bo kolejny utwór „God Loves Only You” to jedna z najlepszych kompozycji na albumie „Wonderlustre”, którym zespół wracał trzy lata temu, po jedenastoletniej przerwie fonograficznej. Mało słuchałem do tej pory nowej płyty „Black Traffic”, ale pochodzące z niej „I Hope You Get to Meet Your Hero” bardzo mi się spodobało. Kolejną piosenką był przebój z drugiej płyty Skunk „Twisted (Everyday Hurts)”. Koncert był naprawdę fajny nie skakałem, stanąłem sobie trochę dalej i świetnie się to oglądało. „I've Had Enough” to piosenka z przed dwóch lat, którą przegapiłem i nie za bardzo wiedziałem, co teraz grają. Nie miałem za to wątpliwości przy „My Ugly Boy”, bo ten pierwszy singiel z „Wonderlustre” do dzisiaj bardzo mi się podoba. Ta piosenka to naprawdę udana kompozycja i tak samo świetnie sprawdza się na koncercie. Następnie kolejne stare przeboje „Weak” z pierwszego albumu i niezniszczalna jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza piosenka grupy „Hedonism”. Dużo było utworów z nowego album min. kolejno „This Is Not a Game” oraz „Spit You Out” przedzielone kolejnym hitem z debiutu „I Can Dream”. Koncert był naprawdę dość długi, cały czas myślałem, że za chwile będzie koniec. Na przykład przy „Because of You” ze składanki, którą powracali cztery lata temu. Chwile jednak później Skin wygłosiła, krótką przemowę przed „Yes It's Fucking Political”, a cały czas wiedziałem, że przecież bez „Charlie Big Potato” nie może się skończyć. No i w końcu wszyscy się doczekali, a kiedy myślałem, że to już naprawdę koniec zagrali jeszcze „Little Baby Swastikkka” z „Paranoid & Sunburnt”.

Naprawdę porządny koncert! Może nie przebili Tame Impala w takiej pogodzie, ale i tak należy chylić czoła przed Skin, która była naprawdę niesamowita. Wskakiwała w środek publiki robiła wokół siebie odstęp i kazała wszystkim kucnąć. Potem oczywiście zaczynała krzyczeć, a wszyscy wyskakiwali i w sumie było to dla niej cholernie niebezpieczne. Zupełnie jednak tym nie wzruszona na druga zwrotkę wybrała inne miejsce. Tak samo niesamowite był moment kiedy dosłownie niesiona na rękach publiki przepłynęła tak z dwadzieścia, trzydzieści metrów. Ochroniarze tego dnia byli trochę bezradni! My jednak dostaliśmy świetny pełen energii i emocji koncert! Na koniec Skin podziękowała wszystkim, a ostatnie słowa jakie podły z jej ust to cytuje: „enjoy Nationl”. Czyżby z jakiegoś powodu celowo omijała QOTSA, na który to koncert wszyscy czekali?

QUEENS OF THE STONE AGE

Tego koncertu nie zapomnę do końca życia, chociaż tak naprawdę chwilami nie do końca pamiętam co się działo pod główną sceną Openera z prawej strony. Cofnę się jeszcze tylko na moment do młodych lat. Pierwszy raz zobaczyłem QOTSA, jeszcze w liceum, w szkolonym bufecie nie pamiętam już dokładnie na jakim muzycznym kanale. To była piosenka „The Lost Art of Keeping a Secret” i ona dosłownie mnie zamurowała. Coś tam wcześniej słyszałem o Kyuss, zdawałem sobie sprawę, że nagrali ważne płyty. W końcu czytałem cały czas „Teraz Rock”. Od tego jednak czasu zespół QOTSA, Josh Homme, Nick Oliveri i cały ten stoner rock stali się dla mnie niesamowicie ważni. Apogeum nastąpiło oczywiście przy „Songs for the Deaf”, to według mnie cały czas najlepszy album Queens, ale tak naprawdę to ten zespół złej płyty jeszcze nie nagrał. Wszystkie są niesamowite, odlotowe, odkrywające nowe rejony twórczości i w przypadku Homme’a jedno jest zawsze pewne, a mianowicie to, że będzie ciekawie i na pewno przebojowo.

Nauczony historią poprzedniego dnia, zamiast gnieść się w tłumie poszedłem wypić sobie kulturalnie piwko. Na to drugie i tak nie miałem wyboru, bo oczywiście musiało nadejść. Postanowiliśmy z bratem, że wejdziemy do tłumu z prawej strony pod sceną, ale tylko tak daleko jak się da. Nie będziemy się zbytnio przepychać, bo w sumie nie ma po co. Jedna dziewczyna w tłumie była strasznie oburzona tym, że jakiś chłopak się przed nią wepchał i idzie dalej. Mówię jej zatem ukute na potrzeby takich eventów zdanie, nie przejmuj się i tak zdecyduje selekcja naturalna. Jak zachcesz to i wy się wepchniesz gdzie chcesz jak tylko zaczną grać. Moje słowa okazały się prorocze, bo już chwilę później usłyszeliśmy pierwsze dźwięki „Feel Good Hit of the Summer” i ja poleciałem do przodu, a Ona jak przypuszczałem do tyłu. To co działo się pod sceną było doprawdy niesamowite. W ciągu niespełna kilku sekund z bardzo oddalonego od przednich barierek miejsca przeniosłem się na w sam środek tłumu, a chwilę później na odległość mniejszą niż dziesięć metrów od zespół. Od tego momentu przemieszczałem się cały czas o jakieś pięć metrów do przodu, a potem do tyłu. Drugim utworem tego było „You Think I Ain't Worth a Dollar, but I Feel Like a Millionaire” i dobrze zdawałem sobie sprawę z tego co ca chwilę nastąpi. To po prostu oczywiste, że po takim wstępie musi być „No One Knows”. Normalnie na koncertach ludzie skaczą i przepychają się do przodu, tu było podobnie, walka była niesamowita, trzeba było skakać, uważać na sznurówki w butach, ludzi przelatujących nad tobą, ale oprócz tego co niektórzy zaczęli się rozpychać łokciami dosłownie dokoła. Po tych trzech numerach miałem już jakby dość, ale ilekroć spojrzałem w stronę sceny radosna mina Josh’a Homme’a dodawała mi nowych sił. Tym bardziej, że właśnie zagrali „My God Is the Sun”, a wszyscy wokół przyjęli tą piosenkę z takim entuzjazmem, że Ja po prostu do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że wszyscy tak dobrze znają już to nagranie. Potem nastąpiła seria prawdziwych killerów, czyli piosenek na których trzeba zostawić pod sceną trochę zdrowia „Burn the Witch”, „Sick, Sick, Sick” i niezapomniane „First It Giveth”. Te siedem utworów pokazało naszą polską siłę! Nasza publika, ani na chwilę nie spuści z tonu niezależnie od ile zespół zagra szybkich numerów z rzędu. W końcu jednak doczekaliśmy się wolniejszego kawałka, a dokładnie cudownej kompozycji z ostatniej płyty „The Vampyre of Time and Memory”. W końcu można było się skupić na obejrzeniu niesmakowitych teledysków wyświetlanych na ogromnym telebimie za muzykami. To co stało się podczas kolejnego nagrania totalnie mnie jednak zamurowało. Nie dość, że wszyscy świetnie bawili się przy „If I Had a Tail” to dodatkowo znali też tekst piosenki i potraktowali ją jak wielki znany od lat przebój. Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić co musieli czuć wtedy muzycy QOTSA. Josh Homme powiedział dosadnie, że jesteśmy najlepszą publicznością w całym wszechświecie. Zresztą cały czas powtarzał, że to co dzieje się pod sceną jest niesamowite. Naszej prawej stronie zadedykował nawet piosenkę. Tłum wyprawiał nieprawdopodobne rzeczy, przy „Little Sister” było nawet spokojniej, bo przy takim kawałku dominuje przynajmniej oryginalne skakanie. Przy wolniejszych czy też stopniowo rozwijających się numerach zaczęliśmy tworzyć koła cofając się do tyłu. Tak nie jest to mądre, ale jak już powiedziałem wcześniej przy Arctic Monkeys, to musi świetnie wyglądać ze sceny. Jedno z nich było tak wielkei, że z pewnością i polski Woodstock by się go nie powstydził. W ciągu kilku sekund ludzie utworzyli krąg o średnicy piętnastu metrów. Tego po prostu nie da się zapomnieć, bo biorąc pod uwagę miejsce, ścisk jaki panował i stosunkowo błyskawiczny czas w jakim powstał ren krąg wydaje się to być nieprawdopodobne. I naprawdę jest! Dla wszystkich dziewczyn zadedykowany został zaś co oczywiste „Make It Wit Chu”. Ta piosenka wypadła po prostu wspaniale, a chóralnym śpiewom publiki nie było końca. „Smooth Sailing” to kolejny wielki hit z nowej płyty, to niesamowite jak doby i świetny jest ten album. Tak jakby trochę zwolniony, ale idealnie oddający charakter i klimat pustynnej muzyki Quuens of the Stone Age. Najbardziej zaś utkwił mi w pamięci „I Appear Missing” podczas, którego dosłownie wszyscy gapili się w ekran i oglądali gościa, który płynie przez różne plany teledysku. Natomiast „I Think I Lost My Headache” to piosenka, której bym się zupełnie nie spodziewał, a jednak doskonale zabrzmiała tego dnia. Nie mogło też oczywiście zabraknąć „Go With the Flow” i wszyscy podświadomie wyczuwając rychły koniec występu dosłownie wykrzesaliśmy z siebie resztki sił. Koncert zakończył się masywnym wykonaniem „A Song for the Dead” i ja naprawdę byłem i jestem usatysfakcjonowany. Dziękuje wszystkim pod sceną za to co zrobili i za to, że nawet po tylu latach potrafiliśmy zadziwić czymś Josha Homme’a

Niektórzy mówili po koncercie, że trochę za słabo było słychać wokal. Szczególnie na samym początku. Może to i prawda, ale mi to wcale nie przeszkadzało, szczerze mówiąc pod sceną nawet tego nie zauważyłem. W końcu wszyscy dokoła śpiewali i bawili się świetnie. Występ, na który czekałem tak długo okazał się nawet lepszy niż mógłbym się spodziewać. Po piątkowym koncercie stawiam znak równości między koncertami Arctic Monkeys i Queens of the Stone Age. Oba były fantastyczne!


THE NATIONAL

O występie The National nie mogę za wiele napisać, a to z takiego powodu, że nie widziałem go z bliska. Byłem tak zmęczony i porozbijamy, dodatkowo spocony, że jedynym logicznym miejscem do jakiego można się było schować wydawał się trzypiętrowy budynek Hainekena. To stamtąd z piwkiem w ręku słuchałem sobie spokojnie tego występu, ale jak wiadomo takie miejsce nie sprzyja odbiorowi muzyki. Cały czas z kimś gadasz, a to kupujesz piwo, a to rozmawiasz przez telefon. Niemniej jednak obejrzałem większą część tego koncertu i jestem zadowolony. Nie miałem też takiej strasznej napinki, bo w końcu widziałem ich dwa lata temu w tym samym miejscu tylko o innej porze, bo o 20:00 przed koncertem Coldplay.


DISCLOSURE

O Disclosure napiszę tylko tyle, że tak naprawdę wypadałoby na ten występ spuścić zasłonę milczenia. Wszystko to co sprawdza się w jakimś tam stopniu na albumie umiera na żywo. Tak sztucznego występu dawno już nie widziałem. To w porównaniu do Crystal Castles totalna żenada jest. To jest hipsterstwo na maxa zupełnie mnie to jednak nie rusza. Straszne to, bo z płyty da się to jeszcze przełknąć.

!!!!! Reszta za tydzień dziś już trochę chyba przesadziłem !!!!!
19.07.2013 08:40 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
adik 303
Unregistered

 
Post: #3
RE: MOJA LISTA notowanie 133(188) - 19.07.2013
Chyba przesadziłeś z użyciem słowa 'to' w opisie Disclosure, 5x w trzech zdaniach Icon_lol
marsvolta napisał(a):01 12 QUEENS OF THE STONE AGE - MY GOD IS THE SUN
Super! U mnie też byli na szczycie, a If I Had A Tail ma szansę to powtórzyć

marsvolta napisał(a):10 03 ARCTIC MONKEYS - DO I WANNA KNOW?
Strasznie dużo ich wszędzie, już sam nie wiem czy na plus czy na minus

marsvolta napisał(a):13 12 YEAH YEAH YEAHS - SACRILEGE
Top 3 roku póki co, świetny singiel

marsvolta napisał(a):16 20 TAME IMPALA - MIND MISCHIEF
Ja z nimi mam o tyle problem, że niby miałem Feels Like, niby mam Music To Walk Home By, ale mam wrażenie że cały czas mogłoby (i powinno) być lepiej, a staram się już nie odkopywać zeszłorocznych płyt zbytnio. Chyba będą musieli poczekać do trzeciej płyty na jakiś porządny przebój na liście (a w sumie szkoda, bo Elephant i Mind Mischief powinny się u mnie jeszcze dostać)

marsvolta napisał(a):28 03 CRYSTAL FIGHTERS - YOU & I
Średnio mnie przekonywał, ale to taka letnia petarda na poziomie Plage

marsvolta napisał(a):37 LAURA MARLING - MASTER HUNTER
Za dużo Cat Power, za mało czegokolwiek innego - nie mówię, że jest źle, ale przydałoby się urozmaicenie

marsvolta napisał(a):47 PARAMORE - ANKLE BITERS
Anklebiters pisze się razem Icon_smile
19.07.2013 09:17 PM
Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
marsvolta Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 508
Dołączył: Mar 2008
Post: #4
RE: MOJA LISTA notowanie 133(188) - 19.07.2013
adik 303 napisał(a):Chyba przesadziłeś z użyciem słowa 'to' w opisie Disclosure, 5x w trzech zdaniach
Tak toIcon_smile prawda!
20.07.2013 03:30 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
dziobaseczek Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 8 100
Dołączył: Nov 2008
Facebook Last.fm
Post: #5
RE: MOJA LISTA notowanie 133(188) - 19.07.2013
jesteś niesamowity. Zawstydzasz mnie., Za rok będę na openerze i się spotkamy. Chcę być wpleciony w te niesamowite historie.

http://www.mycharts.pl/forumdisplay.php?fid=111 Icon_wink
26.07.2013 09:51 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
thestranglers Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 31 196
Dołączył: Dec 2014
Post: #6
RE: MOJA LISTA notowanie 133(188) - 19.07.2013
dziobaseczek napisał(a):Za rok będę na openerze i się spotkamy.
To Cię trzymamy za słowo, widzisz - Michał ma dalej i nie pęka Icon_wink
27.07.2013 08:11 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  MOJA LISTA - PODSUMOWANIE ROKU 2013 marsvolta 2 1 191 04.02.2014 10:14 AM
Ostatni post: thestranglers
  MOJA LISTA notowanie 156(193) - 27.12.2013 marsvolta 0 791 29.12.2013 08:52 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 155(193) - 20.12.2013 marsvolta 3 1 230 24.12.2013 12:03 AM
Ostatni post: Listoholik
  MOJA LISTA notowanie 154(193) - 13.12.2013 marsvolta 0 824 15.12.2013 02:46 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 153(193) - 06.12.2013 marsvolta 2 967 14.12.2013 08:01 PM
Ostatni post: dziobaseczek
  MOJA LISTA notowanie 152(192) - 29.11.2013 marsvolta 1 849 01.12.2013 05:42 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 151(192) - 22.11.2013 marsvolta 0 737 23.11.2013 04:22 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 150(192) - 15.11.2013 marsvolta 1 942 17.11.2013 07:03 PM
Ostatni post: thestranglers
  MOJA LISTA notowanie 149(192) - 08.11.2013 marsvolta 1 838 08.11.2013 07:15 PM
Ostatni post: marsvolta
  MOJA LISTA notowanie 148(192) - 01.11.2013 marsvolta 0 577 02.11.2013 03:28 PM
Ostatni post: marsvolta

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości