THE GASLIGHT ANTHEM – 45
Nie znałem wcześniej tego zespołu i dopiero teraz poznałem. Nagle okazuje się, że jest fajne kapela, która gra trochę jak Foo Fighters, a po trochu jak Biffy Clyro. „45” to właśnie taki utwór, ale nie jest to do końca taka sama muzyka, bo mam wrażenia, że zespół dodaje dużo od siebie. Zwłaszcza ta gitara, która prowadzi tą piosenkę jest tak niby oczywista, ale w sumie ładnie oddziela linie wokalu od reszty instrumentów. Co tu dużo mówić? Kawał fajnego melodyjnego zadziornego grania z zabójczym refrenem.
ARCTIC MONKEYS - COME TOGETHER
Najbardziej brytyjski cover tego numeru! Jedna z najmłodszych ikon współczesnej muzyki brytyjskiej Arctic Monkeys, wykonuje jeden z najbardziej znanych utworów największej ikony muzyki w historii! The Beatles oczywiście nie da się przebić, ale i tak bardzo mi się podoba ta wersja. Co innego, że tak ogólnie Arctic Monkeys to ja bardzo lubię i może nie jestem obiektywny. Skoro jednak sami Brytyjczycy wybrali takie, a nie inne zespoły do otwarcia tego olimpijskiego przedstawienia to coś musi w tym być. Danny Boyle został co prawda ostatnio przez Kasabian zakatowany, że niw wybrał utworu „Fire” do tego przedstawienia, ale może „Fire” jako tło Barclays Premier League wystarczy.
O COKE LIVE MUSIC FESTIVAL 2012:
Piątek 10.08.2012r.
Piątkowy koncert The Killers zapowiadał się wspaniale o czym zresztą już pisałem. Dlatego cały dzień napięcie narastało, a oczywistą kulminacją była godzina 21:30 kiedy to zespół wyszedł na scenę. Wcześniej było obowiązkowe opakowanie rąk oraz miłe popijanie piwa oraz nagrywanie relacji z koncertu. Akurat dwie moje siostry weszły do tej oficjalnej relacji, co nie jest do końca przypadkiem bo świat jest mały jak się okazało. Natomiast przed samym koncertem nastąpił zakaz sprzedaży piwa i gdzieś tak od 21:00 pozostało już tylko czekać na występ kwartetu z Las Vegas. Organizatorzy podali, że na sali było 500 osób. Ja osobiście uważam, że 300. Mniejsza z tym ważne, że w takich warunkach dopchanie się pod scenę nie stanowiło żadnego problemu.
Koncert zaczął się od nowego singla „Runaways”, który zabrzmiał w tych okolicznościach wspaniale. Dodatkowo publiczność zupełnie ciepło przyjęła to nagranie i prawie wszyscy znali już słowa co najmniej refrenu. Brandon Flowers wyszedł w czarnej koszuli i czarnych spodniach i w typowy dla siebie sposób poruszał się po scenie. Najfajniejsze jednak było to, że cały zespół widzę jak na dłoni!!! Od pierwszej barierki dzieliło mnie może z półtora metra. Było to idealna miejsce i już przy drugim numerze, a było to „Somebody Told Me” okazało się, że tam można bawić się najlepiej. Pod samą sceną panował taki ścisk, że ciężko byłoby poskakać. Jeżeli już na początki gra się taki przebój to jasne, że publiczność rozgrzeje się do czerwoności. Tak też było i przy następnym wolniejszym „Smile Like You Mean It” spokojnie można było odśpiewać tekst najpiękniejszej piosenki The Killers. I ten koncert właśnie taki był raz szybciej raz wolniej, ale z pewnymi wyjątkami chóralny. To znaczy wszyscy śpiewali. Jako czwarty utwór zespół wykonał „Spaceman”, a mnie ten numer do dzisiaj uważam za zabawny i mam nadzieje, że zespół też tak to odbiera. Te wyjątki w chóralnym śpiewie przypadły na nowe niesłyszane jeszcze przez nas piosenki. Tego dnia zespół wykonał ich cztery (nie liczę „Runaways”). Nowe piosenki zagrane tego wieczoru to jako piaty utwór „Miss Atomic Bomb” po nim „The Rising Tide”, a zaraz po powrót do drugiej płyty i „Bling”, a potem „Flesh And Bone”. Na bis zespół zagrał jeszcze nowe „From Here On Out”. Najlepiej zapamiętałem „Flesh And Bone” i wydaje mi się, że to może być duży przebój. Zaraz ‘Flesh’ zespół zagrał wiązankę przebojów zaczynając od „Human” i w tym momencie publiczność po prostu zwariował, a ja już zdążyłem się połapać, że Flowers polubił prawą stroną sceny, bo cały czas miałem wrażenie, że przychodzi do nas częściej z za swojej konsolety umieszonej na stojaku w kształcie błyskawicy. Potem wolniejsze przynajmniej z początku „A Dustland Fairytale”, a zaraz po nim utwór, na który zawsze czekam „Read My Mind”. Cały czas miałem wrażenie, że to takie bardziej koncert młodego zespołu, bo naturalność Brandona i kontakt z publicznością był wręcz chemiczny. Jemu po prostu uśmiech nie schodzi z ust. Na koniec zespół wykonał jeszcze dwa wielkie przeboje z debiutu „Mr. Brightside” oraz „All These Things That I've Done” gdzie oczywiście nie obyło się bez chóralnych śpiewów, do których zresztą zespół sam zachęcał i tak utwór z trwał może z dziesięć minut (no może przesadzam). Gdy The Killers zeszli ze sceny cała sala zaczęła wywoływać bis. I było powtarzane killers, killers jeszcze raz chóralnie ‘I got soul, but I'm not a soldier’ z „All These Things…” oraz krakowskie tradycyjne tupanie w podłogę. Jasne było, że bis będzie i oczywiście, że był. Tak jak już wcześniej mówiłem zespół zagrał jeden nowy numer „From Here On Out” oraz „Jenny Was a Friend of Mine” w dziwnej wersji i wspaniałe „When You Were Young” Nie rozumiem dlaczego rezygnują z oczywistej ściany gitar w „Jenny”, bo to właśnie największy atut tej piosenki, ale i tak nie ma co narzekać, bo koncert był wspaniały.
Najfajniejsze było jednak to, że na koniec występu wcale nie było mi tak smutno jak zwykle, że to już koniec, bo dobrze wiedziałem, że jutro zobaczę Killersów znowu!!! Rewelacja!!! Prawda?
Każda jedna złotówka była warta wydania na ten bilet, bo zobaczenia The Killers w krakowskim klubie Łaźnia Nowa to bez wątpienia najlepszy koncert klubowy zagranicznego zespołu jaki widziałem w życiu. Jeszcze słówko o publiczności, bo to dzięki tak wspaniałym zakręconym ludziom, którzy przychodzą na takie koncerty sam mogę dobrze się bawić. Jedna dziewczyna przede mną (nie Polka, ale nie wiem skąd bo tylko angielski) tak się bawiła, że dosłownie wariowała i chciała się swoim szczęściem podzielić ze wszystkimi. Niezapomniany widok, bo daje taką nadziej, że są jeszcze na tym świecie takie świry jak Ja, mój brat, dwie siostry i kuzyn, dla których oczywiste było od samego początku, że nas tego dnia na tym koncercie po prostu nie może zabraknąć. I nie zabrakło!
PS
Relacja z Soboty i Niedzieli za tydzień