Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 1 Głosów - 5 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.1.
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 515
Dołączył: Aug 2008
Post: #78
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.1.
Z tego co widzę tak na szybko, to chyba najdłuższy utwór w całym BTW:

Pink Floyd ATOM HEART MOTHER (including: Father's Shout, Breast Milky, Mother Fore, Funky Dung, Mind Your Throats Please, Remergence) 1971 Atom Heart Mother
w BTW od: 1998 (czyli od kiedy kupiłem sobie tą płytę. Oczywiście - oryginał za 11 zeta Icon_smile2 )


aż w 3 częściach, wersja live z 1970. Słabo widać i słychać, ale za to wersja z chórem i orkiestrą!

Po odejściu Syda Barretta zespół przez kilka płyt poszukiwał swojej nowej tożsamości. O ile "Saucerful of Secrets" było jeszcze płytą Barretową, choć już z jego minimalnym udziałem przy nagrywaniu, to kolejne wyznaczały kolejne etapy znajdowania własnej autonomicznej drogi. Były więc płyty z muzyką filmową, głównie psychodeliczną i instrumentalną, była pół koncertowa "Ummagumma", gdzie też każdy z członków zespołu dostał swoją działkę do popisu, jako ten siedzący na krześle z okładki, a reszta mu tylko akompaniowała. Były nieudane eksperymenty z muzyką totalnie eksperymentalną (koncepcja zrobienia muzyki na przedmiotach codziennego użytku). I były płyty, na których znajdziemy jedno główne wspólne dzieło i na dokładkę kilka miniaturek autorstwa poszczególnych członków zespołu. Czyli "Meddle" i "Atom Heart Mother" właśnie. I stopniowe wygładzanie brzmienia, tak by było ono dostępniejsze dla szerszego grona odbiorców.

"Atom Heart Mother" to jednak przykład zespułu eksperymentującego i poszukujący nie komercyjnego sukcesu, lecz artystycznego spełnienia. Czy udanie, to kwestia gustu. Jedni mówią, że to ślepa uliczka, wejście w świat muzyki niespecjalnie rockowej i przedumanej artystycznie, typowy przykład grzechu artrocka. Inni - że największe dzieło zespołu, który niestety nie poszedł w tę stronę, lecz skierował się na łatwiejsze komercyjnie i artystycznie pola.
Co by jednak nie mówić - płyta wyżyłowała grupę finansowo, zatrudnienie pułku (dosłownie!) muzyków oznaczało olbrzymie koszta nagrania. Nie można sobie było pozwalać na takie ekstrewagancje, po prostu zespół by tego nie przetrwał, taka muzyka by się nie mogła finansować. Z drugiej strony - to doświadczenie pozwoliło muzykom na szukanie w przyszłości równie bogatych i wyrazistych środków ekspresji osiąganych prostszymi sposobami. Czyli nawet jeśli była to ślepa uliczka, jak chcą krytycy, to otworzyła drogę do kolejnych płyt zespołu, pozwoliło spojrzeć szerzej na pewne ograniczenia i umożliwiła po prostu artystyczny rozwój.

Jeśli chodzi o mnie - kiedyś rzeczywiście był to mój nr 1 u Floydów, choć bardziej rozumem niż sercem. Dziś taka muzyka już do mnie nie trafia tak łatwo, jak kiedyś i pewnie gdybym nie znał tego utworu wcześniej, tylko poznał ze 3-5 lat temu, to nie byłby przeze mnie tak mocno ceniony. Niektóre momenty są rzeczywiście mocno rozbuchane, w dodatku o harmonii godnej muzyki współczesnej (chociażby ten dysonansowy wstęp na dęciakach) i zasadniczo wolę raczej te prostsze, bardziej bluesowe momenty. Chociaż z drugiej strony - ulubiony mój fragment to te zawołania horroru, niczym z satanicznego horroru (ciekawostka: Gilmour kiedyś nie znosił tego kawałka, a już szczególnie tej części z chórem. W wypowiedziach z tego wieku jednak już nie był taki druzgocząco krytyczny, a ten "sataniczny" fragment nawet chwalił jako jeden z ciekawszych). Zatem - niewątpliwie muzyka dla koneserów, ale jednak wielkie dzieło. Choć na szczęście nie największe w dorobku zespołu. Na szczęście, bo wydaje mi się, że w "Atom Heart Mother" zespół został jednak nieco przygnieciony przez Rona Geesina, który ponieważ znał nuty i umiał aranżować, zajął się wszystkimi partiami orkiestrowymi i chóralnymi, został dopisany jako współtwórca i mam nawet wrażenie, że to jest bardziej utwór jego niż Pink Floyd. Po prostu chłopaki nie miały jeszcze takiego doświadczenia i pewności tego, co chcą osiągnąć i momentami stali się tutaj zespołem akompaniującym, grającym wg. woli dyrygenta. Kiedy w 1979 wykorzystywali orkiestrę w "The Wall", być może dzięki temu doświadczeniu, już tak nie było. To orkiestra ich słuchała.

Ciekawostka: nagranie studyjne zostało dokonane w jednym długim podejściu, niczym w nagrywaniu muzyki poważnej.

Ciekawostka 2: nie czyń drugiemu co tobie niemiłe - Stanley Kubrick chciał użyć tego utworu w ścieżce dźwiękowej swego filmu "Mechaniczna pomarańcza". Zespół odmówił, ale w fimie podobno widać gdzieś w tle okładkę płyty. Po latach Kubrick się "odwdzięczył" i odmówił Watersowi użyczenia sampli z "Odysei kosmicznej 2001" na płycie "Amused to Death" Icon_twisted .

Ciekawostka 3: utwór miał przeróżne tytuły robocze. Ostatnim z nich był... "The Amazing Pudding" Icon_lol .

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
22.09.2012 11:44 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Wiadomości w tym wątku
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.1. - Listoholik - 21.04.2012, 11:53 AM
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.1. - Miszon - 22.09.2012 11:44 AM

Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990) Miszon 162 42 139 15.09.2022 11:42 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top WszechCzasòw odsłona I.4 (1989-1994) Miszon 17 4 294 15.09.2022 11:10 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top WszechCzasów Miszon 49 6 602 29.12.2019 02:09 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top WszechCzasów I.5 Miszon 199 23 920 06.05.2019 08:21 PM
Ostatni post: Miszon

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości