Cytat:Piszę o tym dlatego, że na szczycie zastąpił kawałek, o którym napiszę za chwilę.
Słowo się rzekło. Przed Royem na szczycie było:
The Animals HOUSE OF THE RISING SUN 1964 singiel / The Animals [US] w BTW od: 1995, czyli od początku
. W sumie nie wiadomo dokładnie, kiedy i gdzie powstała oryginalna melodia, pisze się że w XVIIIw. gdzieś w Ameryce wymyslili ją imigranci pochodzenia europejskiego, sam Alan Price (z Animalsów) twierdził, że rzecz jest z XVI-wiecznej Anglii, etc. Najstarsze zachowanie nagranie tej melodii jest jeszcze z lat 30-tych. A pierwsze nagranie pod tym tytułem było autorstwa znanego bluesmana, Lead Belly'ego, jakoś zaraz po II w.św. Rzecz znalazła się też na debiutach Joan Baez i Boba Dylana (ciekawe, no nie? W 1960 i 1961 mało kto mógł przypuszczać, jaki wpływ będą potem mieli na rocka). I oni się powoływali na to, że słyszeli to gdzieś na południu Stanów (Kentucky?), czyli na "trop amerykański", ten od Belly'ego i nagrań sprzed wojny. Ale np. Eric Burdon z Animalsów, usłyszał ten utwór w Anglii, śpiewany przez jakąś folkową grupę północnoangielską. W każdym razie - zabawnie to wyszło, bo Animals tak rozsławili ten kawałek, że Dylan musiał przestać go śpiewać, bo fani oskarżali go o plagiat (choć nagrał pierwszy przecież) .
Nagrania dokonano w jednym podeściu. Zespół fajnie przyśpiesza w trakcie grania, jakby dając się ponieść melodii, a że to są same zwrotki, bez refrenu, to daje to ciekawy, wciągający słuchacza efekt.
Co do wideo jeszcze - zawsze zadziwiał mnie kontrapunkt między emocjonalnym śpiewem, przekazującym ponury tekst, a beznamiętnym wzrokiem i ogólnie stonowanym zachowaniem zespołu w teledysku. Dopiero po latach się dowiedziałem o czym to dokładnie jest, poza "szyciem niebieskich jeansów" (bo to był jeden z niewielu fragmentów, które rozszyfrowałem z początku ) i wtedy jeszcze bardziej polubiłem ten kawałek.
Jak się słucha Topu chronologicznie to jest to jeden z najdłuższych jak dotąd utworów, dopiero czwarty powyżej 4 minut, a do roku 1967 zdarzy się tylko 1 dłuższy.
Utwór słusznie był nr 1 po obu stronach Atlantyku, w US zresztą pierwszym przedstawicielem British Invasion, niezwiązanym w żaden sposób z The Beatles (a przede wszystkim - w zupełnie innym stylu niż wówczas oni grali).
Nie jestem do końca pewien, czy ta wersja była pierwszą jaką słyszałem, czy jednak najpierw nie była wersja reggae. A skąd taką znałem? Ano - w organach mojej kuzynki były różne melodie zaprogramowane, które można było zarówno wysłuchać w całości (jako demko po prostu), albo też zostawić podkład harmoniczny, a samemu zagrać melodię. I właśnie przy reagge był ten kawałek .
Jeszcze tak wspomnieniowo od siebie: nie wiem jak jest teraz, pewnie większość osób po prostu znajduje chwyty w necie i już. A kiedyś - jaka to była radość, kiedy udało się "wysłyszeć" wszystkie akordy tu grane i zagrać je równo z nagraniem (z racji że są tu wszystkie podstawowe, najłatwiejsze akordy, rzecz jest chyba w elementarzu każdego domorosłego gitarzysty: a C D F a G E a C D F a E a - z pamięci piszę, mam nadzieję, że nie pomyliłem. Pamiętam, że na początku zamiast F grałem E i też pasowało). A zagrać to palcując - o! To była duma!
Ciekawostka: kawałek nie znalazł się na żadnej regularnej płycie zespołu w UK, a w USA wydano go owszem na longplayu, ale w wersji singlowej (w Europie singiel miał normalnie, 4:30, w Stanach skrócono to do 2:58. Nie wiem, jak to brzmiało, ale to musiała być zbrodnia na tym kawałku...).
Ciekawostka 2: zastanawiano się często, co to za dom w Nowym Orleanie, o którym tu się śpiewa (jeśli w ogóle mogło chodzić o konkretny budynek, ja wątpię). Udało się zidentyfikować dwóch kandydatów na "Rising Sun", ale oba budynki zburzone zostały jeszcze w XIX wieku. Niemniej - archeolodzy widocznie też bywają fanami rocka, że przekopują ruiny w celu znalezienia źrodeł piosenek .
Do pary, żeby skończyć rok 1964:
Skoro jesteśmy w temacie folk-rocka i w temacie dobrych tekstów. W Topie nadchodzi taki czas, że zaczynają się one właśnie pojawiać. Powoli już nie będzie tylko o miłości, tańcu, etc. Robi się nawet filozoficznie, nie tylko o hazardzie. Czas na jeden z moich trzech ulubionych zespołów dzieciństwa/wczesnej młodości, do którego chyba jeszcze muszę powrócić, bo mam poczucie, że nieco ich odstawiłem na boczny tor, nie zagłębiając się w twórczość, tylko pozostajac na zachwycie niemal tymi samymi utworami, co na początku:
Simon And Garfunkel THE SOUND OF SILENCE 1964 Wednesday Morning, 3 A.M. / 1966: Sounds of Silence w BTW od: 1995
[video=youtube]https://www.youtube.com/watch?v=4zLfCnGVeL4&hd=1" frameborder="0" allowfullscreen>
Tutaj kolejne małe oszustwo, jak przy Boom Boom - tam wolę (i znałem wczesniej) wersję z 1992, ale umieściłem w roczniku 1962. Tutaj nie wiem czy wolę, ale na pewno poznałem, jak niemal wszyscy zresztą, wersję z 1966.
Nie będę dokładnie opisywał za bardzo historii z tym nagraniem. Ale wiadomo wszystkim - wersja pierwotna z 1964 (ta tu wyżej), jak cała płyta, nie odniosła sukcesu, co przyczyniło się do rozpadu duetu, potem bez wiedzy ich (pewnie i tak by się nie zgodzili ), producent wpadł na pomysł "remixu" nagrania, dograno gitarę elektryczną, bas i bębny, dodano charakterystyczny efekt echa i wypuszczono jako singiel. I zajarzyło, bo był nr 1 na Nowy Rok 1966. Dzięki temu Simon i Garfunkel znowu się zeszli i nagrali 3 kolejne płyty. Dlatego warto zapamiętać nazwisko tego pana, dzięki temu mogliśmy poznać więcej owoców pracy tego duetu: to pan Tom Wilson.
2 rzeczy:
Pierwsza - tekst. Tekst! TEKST! Podobno powstał pod wpływem wieści o zabójstwie JFK. Dawniej rozumiałem w całości tylko 2 zwrotki (ta z "Ten thousand people maybe more" i następna) i nie miałem pojęcia za bardzo o czym to jest. Potem niby przeczytałem tłumaczenie oglądając "Absolwenta" (zresztą, mam go na DVD), jeden z moich ulubionych filmów. Ale że rzadko go grali w TV, a w dodatku w czasie oglądania filmu człowiek się skupia na obrazie i jeszcze w dodatku słucha POWALAJĄCEJ melodii (no i te wspaniałe współbrzmienie wokali Paula i Arta!), to na tekście już mniej się skupia.
Potem, już w dobie internetu, zobaczyłem sobie tłumaczenie. I - no kurde! - czy ktoś wówczas śpiewał takie piosenki? Czy ktoś dziś śpiewa takie piosenki? Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co było inspiracją dla tekstu i opadła mi kopara po prostu, bo nie wiedziałem, jak się w ogóle do tego odnieść.
Takie pierwsze z brzegu tłumaczenie:
Cytat:Witaj ciemności, moja stara przyjaciółko
Znowu przyszedłem z Tobą porozmawiać
Ponieważ jakaś wizja, zakradając się z cicha,
Zasadziła we mnie swe ziarno gdy spałem,
I ten obraz który zostawiła w mojej głowie
Jest ciągle żywy
w dźwięku ciszy.
W moich niespokojnych snach szedłem sam
Przez ciasne, brukowe ulice.
W blasku ulicznej lampy
Postawiłem kołnierz, chroniąc się od zimna i wilgoci
Kiedy moje oczy zostały przeszyte neonowym światłem,
które rozdarło noc
i poruszyło ciszę
I w plamie światła ujrzałem
dziesięć tysięcy ludzi, może więcej
Ludzi, którzy rozmawiali, nic nie mówiąc
Ludzi, którzy słyszeli, nie słuchając
Ludzi, którzy pisali pieśni, których nikt nigdy nie zaśpiewa
I nikt nie śmiał
zakłócić dźwięku ciszy
"Głupcy", rzekłem, "Nic nie rozumiecie
Cisza rozrasta się jak rak.
Usłyszcie moje słowa, a będę mógł was pouczyć
Podajcie mi dłonie, a będę was mógł dosięgnąć"
Ale moje słowa padały, i jak ciche krople deszczu
rozbrzmiewały
W studniach ciszy
A ludzie płaszczyli się i modlili
do neonowych bogów, których sami stworzyli
I znak ukazał swoje ostrzeżenie
w słowach, które wyświetlił.
I znak rzekł: "Słowa proroków są spisane na dworcach
i w osiedlowych bramach,
i cicho brzmią w dźwiękach ciszy"
Nie mam pytań po prostu. Dziękuję i leżę.
Druga rzecz - na zawsze chyba ich piosenki będą mi się kojarzyły tak: piwnica w naszym bloku, schodzi się do niej, tam siedzi tata i cośtam majsterkuje, a w magnetofonie leci składanka z Simonem i Garfunkelem (taka wydana około 1990) (czasami to były inne kasety, ale najczęściej właśnie ta). Ostatnio coś mówiliśmy w domu o tym, że tata mógłby coś zrobić z piwnicą, bo jest tak zagracona, że nie da się wejśc dalej niż na metr (np. wywalić ze 200 kg egzemplarzy czasopisma "Młody Technik" z lat 80-tych, bo już chyba nie są za bardzo aktualne ) i co ciekawe siostra przywołała wówczas dokładnie ten sam obraz: że wszystko ładnie pochowane w swoich szufladach, słoiki też we własnym kącie, stare gazety na swoich półeczkach, etc., a tata siedzi przy stole i "coś tam dłubie", słuchając S&G.
Ot, historyjka prywatna .
Ciekawostka: w 1999 piosenka znalazła się w 20-ce najczęściej odtwarzanych piosenek XX wieku, ranking stworzyło BMI.