Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #21
RE: Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
dziobaseczek napisał(a):Rincewind napisał(a):Wielu próbowało grać jak on, ale chyba nikomu nie udało się osiągnąć tego samego poziomu.

niektórzy tak mają, nie do podrobienia!
Szkoda, że odszedł tak wcześnie, gdy ja dopiero co nauczyłem się chodzić. Gdyby tak pożył jeszcze z 15 lat i przyjechał na koncerty do Polski, to zamiast na Iron Maiden poszedłbym na Jimmiego Icon_biggrin3
15.04.2013 01:04 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #22
Odcinek 7 - Mistrzowie gitary z niegitarowych lat
Poprzedni odcinek dotyczył prawdziwych dinozaurów. W tym odcinku pora na muzykę z lat 80-tych. Pozwoliłem sobie nadać tej dekadzie miano lat niegitarowych. Może niektórzy się w tym miejscu oburzą, ale to lata 80-te stanowiły chyba największy przełom w świecie instrumentów muzycznych. Muzyką światową zawładnęła elektronika i to w najróżniejszej postaci, począwszy od wszelkiego typu instrumentów klawiszowych, a skończywszy na elektronicznych instrumentach dętych i tym, co jak się wówczas wydawało być może wejdzie na stałe do muzyki i zastąpi swój akustyczny odpowiednik, czyli perkusji elektronicznej. Bardzo popularna w latach 80-tych w wielu zespołach zastąpiła klasyczną perkusję, pojawiała się nawet w składzie niejednej orkiestry rozrywkowej. Żeby daleko nie szukać wystarczy sięgnąć po niektóre utwory zespołu Kombi z tamtych lat, czy przypatrzeć się orkiestrom towarzyszącym artystom na popularnych festiwalach muzycznych. Lata 80-te to też początki samplowania innych utworów, i scratchowania szczególnie popularnego wśród raperów. Na szczęście rzeczywistość okazała się bardziej przyjazna klasycznym instrumentom i wspomniana perkusja akustyczna wróciła na swoje, należne jej, miejsce, a i gitary dzielnie się obroniły.
Jak już wspomniałem lata 80-te nie wróżyły gitarze nic szczególnego, a na pewno nie wróżyły wspaniałej przyszłości. Starzy rockmani poszli w wybranych wcześniej kierunkach, pod warunkiem, że nie skończyli wcześniej kariery lub nie skończyli z sobą. Wspaniałe solówki, niezapomniane riffy, to wszystko ustąpiło miejsca dźwiękom bardziej syntetycznym. Ale w tym coraz bardziej sztucznym świecie nadal można było doszukać się prawdziwych pereł. Dziś o dwóch z nich.

AC/DC - Hells Bells (1980)



Na początku lat 80-tych, czyli w czasach wczesnej podstawówki, doskonale wiedziałem jak wyglądają członkowie takich zespołów jak Black Sabbath, Led Zeppelin, Pink Floyd a nade wszystko Kiss, a także AC/DC, a nawet Iron Maiden. Wiedziałem jak wyglądają bo z tym nie było problemu. Był w Poznaniu taki sklep, w którym za niewielkie pieniądze można było kupić czarno-białe odbitki, wywołane na papierze popularnej marki ORWO, zdjęć, które ukazywały się w niemieckich (tj. erefenowskich) periodykach. W szczególności w Bravo. Podstawowy format pocztówkowy nie kosztował wiele, były też trochę większe nieco droższe, a można było też kupić plakaty ze środka takiego "Bravo", "Poster" lub innej gazetki, ale ceny były kosmiczne jak na kieszeń takiego szkraba, jakim wtedy byłem. Wyliczyłem, że nie jestem w stanie uzbierać tyle makulatury i butelek, nawet łącznie z kieszonkowym, żeby wystarczyło na taki plakat. Więc jeździłem do tego sklepu od czasu do czasu, między innymi popatrzeć na wielkie swoje marzenie jakim były te plakaty. Trochę sobie pomarzyłem, ale zawsze wracałem z kilkoma czarno-białymi fotkami. Był to powód do dumy. Można się było chwalić przed chłopakami z klasy. Człowiek się z tym nie rozstawał, więc po jakimś czasie brzegi i narożniki nie wyglądały już zbyt ciekawie. Wiedziałem więc jak wyglądają. Ba, umiałem nawet wysmarować na tornistrze charakterystyczne logo Kiss i AC/DC. Za Kiss to nawet niektórzy moi koledzy mieli problemy. Jedno czego mi brakowało, to świadomość tego jak brzmi muzyka tych zespołów. Ja po prostu nigdzie ich nie mogłem usłyszeć. W dobie wszechobecnego Internetu może się to wydawać dziwne lub wręcz niemożliwe, ale tak wtedy było. Komisy z zachodnimi płytami były poza zasięgiem takiego dzieciaka jak ja. Cena płyty to było nieporównywalnie więcej niż cena wspomnianych plakatów. Płyty krajowe, cenowo nawet w zasięgu, w większości były naprawdę wyłącznie krajowe, chyba, że trafiło się coś na licencji, ale to była prawdziwa rzadkość, a i trzeba było trafić przed sklep w odpowiednim dniu, o odpowiedniej godzinie i odstać swoje w długiej kolejce. Kaset nie było. Pozostawało radio. Ja jak i wielu innych miałem radiomagnetofon firmy Grundig. Jego główną zaletą było to, że dało się nagrywać wprost z radia. Wadą było to, że to radio niewiele fal łapało. Miało zakres UKF, ale żeby coś na nim złapać, bez szumów, trzasków i uciekających fal, to było wręcz niemożliwe. Nawet gdybym przyspawał antenę do kaloryfera, to niewiele by to dało. Pozostawało polować na nieliczne audycje muzyczne w pierwszym programie polskiego radia. Pewnego razu, gdy byłem chory i leżałem w łóżku nudząc się jak mops, bo przecież komputerów nie było, książki z biblioteki przeczytane, TV miało rozpocząć emisję dopiero za kilka godzin, a rysować już mi się nie chciało. Słuchałem radia i nagrywałem. Pamiętam, że nagrałem "Drogą Panią z TV" Lombardu, a tuż po tym byli oni. Wreszcie usłyszałem coś, o czym marzyłem od dawna. Wreszcie usłyszałem po raz pierwszy AC/DC i to od razu z jednej z dwóch najlepszych płyt w ich dorobku, bo z "Back In Black". Muszę przyznać, że byłem zachwycony, słuchałem tej kasety na okrągło do końca choroby i dłużej, a był tam przecież tylko jeden ich utwór. Kilka lat później poznałem całą płytę. A płyta zaczynała się właśnie od dźwięku piekielnych dzwonów. Do dziś uważam, że jest to jeden z najlepszych wstępów do albumu. Ten dźwięk dzwonów, w który powoli wplata się gitara, a potem stopniowo budzi się perkusja i samo brzmienie gitary Angusa na zawsze zakodowało się w mojej świadomości. Po prostu utwór niesamowity i niezaponiony. Sorry, zapędziłem się. To miał być tylko wstęp, a wyszło coś przerażająco długiego. O samym zespole będzie więc innym razem.

The Smiths - How Soon Is Now (1985)




Kilka lat później, gdy podstawówkę zamieniłem na szkołę średnią, miałem już o wiele lepszy sprzęt grający, a i dostęp do muzyki się trochę poprawił. Poprawił na tyle, że znałem już większość dawnych gwiazd i na bieżąco poznawałem nowych wykonawców. Jednym z nich byli The Smiths. Początkowo znałem tylko nazwę, bo co wtorek rano regularnie wstawałem wcześniej, by wsiąść na rower i podjechać do kiosku Ruchu po Gazetę Młodych. Samą gazetą nie ma się co chwalić, a nawet jest to powód do wstydu, bo był to organ prasowy ZSMP, ale za to ostatnia strona to była prawdziwa perełka. Można tam było zapoznać się z najnowszymi zestawieniami z różnych list przebojów. Nie tylko Trójki i Rozgłośni Harcerskiej, ale także tymi z Zachodu. Billboard, Music Week, Radio Luxemburg, NME i moja szczególnie ulubiona lista sprzedaży singli wydanych przez wytwórnie niezależne. Tam po raz pierwszy zobaczyłem nazwę The Smiths, a pojawiała się tam często z różnymi tytułami. Potem w końcu ich usłyszałem, ale coś nie do końca mi pasowało. Sam nie wiem co. Może ta facjata Morrisseya, a może coś zupełnie innego, czego sam nie jestem w stanie określić. Fakt, że nasze początkowe stosunki były dość chłodne i oschłe. Słuchałem ich, a jakże, nawet lubiłem, ale to było takie lubienie, które gwarantowałoby im zaledwie miejsce u dołu listy. I nadszedł w końcu taki dzień, który wszystko odmienił. Dzień, w którym wszystko na linii The Smiths - ja odmieniło się o kilkadziesiąt stopni. Dzień, w którym po raz pierwszy usłyszałem "How Soon Is Now?". Usłyszałem i od razu pokochałem, bo utwór był niesamowity. Johnny Marr osiągnął w nim takie brzmienie, do którego później już trudno było nawiązać. Brzmienie niezapomniane, kojarzące mi się z przemykającymi szybko samochodami. W pewnym sensie brzmienie charakterystyczne dla Marra z tamtych lat, ale w tym konkretnym przypadku nieco inne. Z jednej strony zahaczające o jakąś psychodelię, z drugiej słyszymy wyraźne tremolo i coś na kształt dźwięku odbitego przez echo. Nie potrafię tego opisać. To brzmienie jakoś nie stało się podstawowym brzmieniem The Smiths, ale wróciło trochę później w nieco innej wersji u innych wykonawców takich jak np. Stone Roses.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.04.2013 01:48 AM przez Rincewind.)
28.04.2013 01:42 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
dziobaseczek Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 8 100
Dołączył: Nov 2008
Facebook Last.fm
Post: #23
RE: Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
Fajnie to piszesz, jak to bywało drzewiej, sam pamiętam te czasy, które dla młodych wydają się być zupełnie abstrakcyjne. Grundig i nasłuchiwanie z palcem na przycisku rec. Dziś nie do wiary. Ja miałem pewien ciekawy patent. Była edycja świetnych kaset różaniec z Papieżem - 90 minutowe kasety za grosze. Naprawdę śmieszna cena. Kupiłem 50 takich kaset i nagrywałem na nich muzykę z radioIcon_biggrin. Niesamowite czasy. Audycji alternatywnych człowiek słucham z namaszczeniem i w ciągłej gotowości Icon_smile Jak byłem mały, to raczej byłem zadurzony w latach osiemdziesiątych w trójce (i to niekoniecznie w LP3) i tam się wynajdowało rzeczy totalnie zapomniane dzisiaj. Iron maiden i Kiss jakoś mnie nie kręciło. Tak naprawdę ciężka muzyka zaczęła mnie kręcić w średniej szkole. Ale wtedy grano trash i death metal. Potrafiłem słuchać nawet takich rzeczy albo takich . I tak wracałem wstecz i polubiłem Black Sabbath. Ale klasyczny heavy metal nigdy mnie nie do końca przekonał.

http://www.mycharts.pl/forumdisplay.php?fid=111 Icon_wink
30.04.2013 04:19 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #24
RE: Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
dziobaseczek napisał(a):Jak byłem mały, to raczej byłem zadurzony w latach osiemdziesiątych w trójce (i to niekoniecznie w LP3) i tam się wynajdowało rzeczy totalnie zapomniane dzisiaj.
Ja lata 80-te obserwowałem na bieżąco. W końcu jak się zaczynały, to miałem już dwie cyfry w liczbie przedstawiającej wiek. Wtedy też miałem najwięcej czasu na słuchanie muzyki. Zresztą, wtedy radia można było słuchać od rana, a TV zaczynało nadawać dopiero po południu, a i tak nie bardzo było co w niej obejrzeć.
dziobaseczek napisał(a):Iron maiden i Kiss jakoś mnie nie kręciło.
Kiss, muzycznie dla mnie też niewiele znaczył. Miałem nawet okazję posłuchać "Dynasty" z oryginalnego zachodniego winyla niewiele po tym jak się ukazał na zachodzie. Kiss wybitnym zespołem nigdy nie był. To był produkt, doskonale wypromowany, z doskonałym jak na tamte czasy image, z wielkim koncertowym show. To się świetnie sprzedawało kiedyś i całkiem dobrze nawet dziś. Zresztą nawet obecnie to bardziej jest marka niż zespół. Prawie jak Star Wars. Lista gadżetów jest długa, są nawet kosmetyki z logo Kiss. Ostatnio widziałem też maskotki Hello Kitty z makijażem jak u członków zespołu.
A Iron Maiden? No cóż, skoro mówisz, że taką muzyką zacząłeś się interesować w szkole średniej, to Iron już wtedy najlepsze lata miał za sobą. Młode pokolenie grało albo ciężej, albo szybciej, albo też i ciężej i szybciej. Ten ciężar Ironów wtedy już gdzieś zaginął w tłumie. Nawet okazał być się lżejszy niż inne. Już nie było tak porywających płyt jak The Number Of the Beast, Piece Of Mind czy Powerslave. Wszystko skończyło się na koncertowym Live After Death, a może na o 3 lata późniejszym Seveth Son Of A Seventh Son. Później poza nielicznymi wyjątkami było gorzej, a nawet kiepsko. Jak to mój kolega kiedyś stwierdził, przeszli w okres nagrywania tej samej płyty, bo niestety tak to brzmiało.
dziobaseczek napisał(a):Tak naprawdę ciężka muzyka zaczęła mnie kręcić w średniej szkole. Ale wtedy grano trash i death metal.
Sam trash, death i speed grano już wcześniej, w okresie Twojej szkoły średniej to już były dobrze ugruntowane style. Pamiętam jak w poniedziałki (a były to czasy mojej szkoły średniej) zasuwałem po lekcjach na przystanek autobusowy, żeby po 15 być już w domu i słuchać audycji (nazwy nie pamiętam), którą prowadził red. Gaszyński z kimś jeszcze. Na szczęście ten drugi, w przeciwieństwie do Gaszyńskiego, wiedział o czym mówi. Tam słyszałem pierwszy raz Metallikę, Slayera, Celtic Frost, Accept, Mercyful Fate, Voivod, Venom, Possessed i wiele innych.
dziobaseczek napisał(a):Potrafiłem słuchać nawet takich rzeczy albo takich .
Zabrzmiało tak, jakbyś już nie potrafił, a co gorsza wstydził się tego.
dziobaseczek napisał(a):Była edycja świetnych kaset różaniec z Papieżem - 90 minutowe kasety za grosze. Naprawdę śmieszna cena. Kupiłem 50 takich kaset i nagrywałem na nich muzykę z radio.
Były też zespoły Mazowsze, Śląsk itp., które sporo materiału wydały. Wystarczył kawałek taśmy klejącej i można się było oddawać swojej pasji. Dzięki takim jak my wydawnictwa te osiągały pewnie niewyobrażalne nakłady.
dziobaseczek napisał(a):Grundig i nasłuchiwanie z palcem na przycisku rec. Dziś nie do wiary.
Trochę z sentymentu, trochę dla młodszego pokolenia, żeby wiedzieli o czym mówimy, kilka fotek.

Tak wyglądał ten sprzęt:


[Obrazek: 540x405_radiomagnetofon-grundig-mk-19351457.jpg]

Tak wyglądała skala radiowa. Tym mało precyzyjnym pokrętłem z prawej człowiek próbował nastawić jakąś falę. Dla wtajemniczonych pewnie nie umknie uwadze, że UKF jeszcze na starym paśmie.

[Obrazek: 540x405_radiomagnetofon-grundig-mk-19351477.jpg]

A tak wyglądały przyciski. Od lewej: Play, przesuwanie przód-tył (to był suwak, który automatycznie wracał do położenie neutralnego, więc jak chciało sie przesunąć, to trzeba było trzymać przez cały czas), stop, nagrywanie (trzeba było nacisnąć razem z playem, bo inaczej nie nagrywał), dalej dwa suwaki w dolnym rzędzie, to głośność i tony, cztery przyciski w górnym rzędzie (typowe przyciski radiowe) wyłącznik radia, fale długie, fale średnie i UKF, a to srebrne na końcu to antena teleskopowa.

[Obrazek: 540x405_radiomagnetofon-grundig-mk-19351462.jpg]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.02.2014 12:42 PM przez Rincewind.)
01.05.2013 12:27 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #25
Odcinek 7 - Aneks
Pisząc o "How Soon Is Now?" The Smiths, chyba podświadomie wywołałem coś w pewnym sensie wielkiego i historycznego. Otóż w dniu naszego święta narodowego w piątek 3 maja 2013, podczas koncertu Johnny,ego Marra w Music Hall w Williamsburgu dołaczył do niego basista the Smiths Andy Rourke i wspólnie odegrali ten kawałek z repertuaru zespołu, który kiedyś współtworzyli. Jak to wygląda i brzmi po latach, bez Morrisseya na wokalu można posłuchać i obejrzeć poniżej. Dla mnie wielki pozytyw


05.05.2013 02:34 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #26
Odcinek 8 - Mistrzowie gitary z bardzo gitarowej dekady
Pora odświeżyć nieco zapomniany wątek, a więc do dzieła.

Ostatnia dekada dwudziestego wieku, to dla mnie dwa charakterystyczne zjawiska. Po pierwsze wielki rozwój gitarowego i to często ostrego grania. Po drugie rosnąca pozycja brzmień, które wielokrotnie czerpały z klasyki muzyki rozrywkowej i nie tylko, ale podawały je we własnoręcznie przyrządzonym sosie. W sklepach muzycznych pojawiły się wówczas przegródki z nazwą Nowe Brzmienia, gdzie równie dobrze można było trafić na muzykę klubową, chillout, czy acid jazz. Bardzo lubię lata 90-te, bo wydaje mi się, że uważny słuchacz mógł się wtedy muzycznie bardzo rozwinąć. A ponieważ odcinek ma być gitarowy, to będą dwa zespoły, które już w pierwszym spotkaniu z ich muzyką powaliły mnie niepowtarzalnym brzmieniem, w czym niewątpliwie wielka zasługa gitarzystów.

Rage Against The Machine - Killing In The Name (1992)



W latach 80-tych Tom Morello był członkiem zespołu Electric Sheep i tam też spotkał się z Adamem Jonesem, który w tym zespole grał na basie. Jeszcze zanim Morello definitywnie opuścił Electric Sheep i odszedł do RATM, Jones wspólnie z charyzmatycznym wokalistą Jamesem Keenanem założyli formację Tool, w której Jones grał na gitarze. Chociaż H. pochodzi z drugiej płyty zespołu, to dla mnie był to pierwszy kontakt z tym zespołem. Podobnie jak w wypadku RATM również usłyszałem ich we wspomnianym Radiu Lavina. I podobnie również tym razem uszy zawinęły mi się dookoła głowy. Spadłem z fotela i wpełzłem pod dywan. Po czym wypełzłem z drugiej strony, by zlizywać dźwięki wypływające z głośników. Pokochałem. Po prostu pokochałem. Nagrałem, a jakże. Po audycji odsłuchałem. Potem ... odsłuchałem, i jeszcze raz po tym, jak doszło do końca, i znów, i ponownie, a potem ... też odsłuchałem. A następnego dnia miałem już kasetę i pogłębiałem swe miłosne uczucie z każdym kolejnym odsłuchem. Niestety, panowie nie raczą nas swymi nagraniami zbyt często. Myślałem, że 2011 będzie rokiem debiutu kolejnego albumu, wszak mijało wtedy 5 lat od wydania poprzedniego, ale niestety nie doczekałem się. Nadal czekam, nadal tęsknię, mam nadzieję, bo ta umiera ostatnia, ale już ledwo tli się w niej życie. Chcę, pragnę, żądam, błagam Tool-u wróć.
We wspomnianym rankingu gitarzystów wg. Rolling Stone'a Jones w 2003 był na 75 miejscu, a w 2011 nie załapał się do setki. Jednak w podobnym rankingu, który w 2004 ogłosił magazyn Guitar World, dotyczącym stu najlepszych gitarzystów heavy metalowych Jones był na 9, a Morello na 25. Widać Adam jest lepszym metalowcem, a Tom gitarzystą ogólnie.
09.06.2014 12:02 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
dziobaseczek Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 8 100
Dołączył: Nov 2008
Facebook Last.fm
Post: #27
RE: Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
Nie zgasła.
Dziobas prowokator Icon_razz2 Aleś wybrał!!!!!
Rincewind napisał(a):Chcę, pragnę, żądam, błagam Tool-u wróć.
oni nie wracają na zawołanie

http://www.mycharts.pl/forumdisplay.php?fid=111 Icon_wink
12.06.2014 09:28 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #28
RE: Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
dziobaseczek napisał(a):oni nie wracają na zawołanie
8 lat przerwy - powrotu więc już raczej nie będzie, może to dobrze przynajmniej nie zburzą wizerunku legendy
13.06.2014 08:12 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #29
Odcinek 9 - Obecni mistrzowie gitary
Dwudziesty pierwszy wiek niestety okazał się być niezbyt przyjazny dla "męskiego" gitarowego grania. Można by powiedzieć, że było to do przewidzenia. Po mocnych latach 90-tych musiał przyjść regres, ale trwa on już chyba zbyt długo. Oczywiście, gitara nie wyszła z użycia, ale zmieniło się nieco jej podstawowe brzmienie. Nawet sposób "noszenia" gitary się zmienił. Kiedyś gitara wisiała co najmniej na poziomie pasa, a czasami nawet do kolan, teraz wielu muzyków nosi ją niemal pod pachą. Nie będę mówił co o tym myślę, bo wyjdzie z tego jakiś brak poprawności politycznej.


The White Stripes - Icky Thump (2007)

Dream Theater w zasadzie można by umieścić również w odcinku dotyczącym lat 90-tych, ale z jakichś bliżej niewyjaśnionych powodów bardziej kojarzą mi się z XXI wiekiem. Może dlatego, że wydali wtedy więcej płyt, że częściej ich wtedy słuchałem. Jakiś powód pewnie jest, ale to nieważne. Ważne natomiast jest to, że na gitarze gra tam John Petrucci. Całkowicie pominięty w obu edycjach rankingu gitarzystów The Rolling Stone'a. Według mnie niesłusznie, bo zasługuje na miejsce w najlepszej setce. Niejedna z jego solówek miło łechtała moje uszy, więc koniecznie musiał tu się pojawić. The Rolling Stone niewątpliwie dał ciała pomijając go w swoim zestawieniu. Na potwierdzenie tej tezy wystarczy wymienić tylko kilka sukcesów Petrucciego. Pomiędzy 2001 a 2012 sześciokrotnie brał udział w G3 tour, tylko Steve Vai i - z oczywistych względów - Joe Satriani występowali częściej. Czytelnicy Guitar World w rankingu najlepszych gitarzystów na świecie z roku 2012 umieścili go na pozycji 17, a w 2004 w tym samym magazynie w rankingu najlepszych gitarzystów metalowych zameldował się na pozycji 27. Joel McIver umieścił go na drugim miejscu w swojej wydanej w 2009 książce pt. "The 100 Greatest Metal Guitarists". Wielokrotnie umieszczany w czołówce wielu rankingów. No i obchodzimy urodziny tego samego dnia.
16.06.2014 05:34 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
dziobaseczek Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 8 100
Dołączył: Nov 2008
Facebook Last.fm
Post: #30
RE: Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
Rincewind napisał(a):może to dobrze przynajmniej nie zburzą wizerunku legendy
to na pewno nie znoszę, gdy legendy rozcieńczają repertuar słabszymi pozycjami (najbardziej spektakularne rozcieńczanie mamy w przypadku nieszczęsnych Manic Street Preachers)
Rincewind napisał(a):Dream Theater w zasadzie można by umieścić również w odcinku dotyczącym lat 90-tych,
no właśnie. Ja czasem lubię ich, gdy kompozycje są melodyjne albo nie przeładowane solówkami i popisami. A Rite Of Passage to taki idealny kawałek pod purha, w końcówce się trochę "sypie", nic by się nie stało, gdyby trwało 4 minuty. Ale wiesz, dziobasa nie zmienisz.
Rincewind napisał(a):ale słychać w nim, że gra na gitarze to dla White'a super zabawa.
umie, to fakt Icon_smile
Rincewind napisał(a):Po mocnych latach 90-tych musiał przyjść regres, ale trwa on już chyba zbyt długo.
brutalna prawda i nieco bolesna. Myślałem, że ja tylko tak mysle.
Rincewind napisał(a):Kiedyś gitara wisiała co najmniej na poziomie pasa, a czasami nawet do kolan, teraz wielu muzyków nosi ją niemal pod pachą. Nie będę mówił co o tym myślę, bo wyjdzie z tego jakiś brak poprawności politycznej.
Icon_lol

http://www.mycharts.pl/forumdisplay.php?fid=111 Icon_wink
28.06.2014 12:05 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #31
Odcinek 10 - Perkusja
The Surfaris - Wipe Out (1963)

Poprzednio przedstawiłem kilka kawałków, w których gitara była na pierwszym planie, ale czasami o sile utworu decyduje sekcja rytmiczna. W tej odsłonie chciałbym skupić się na perkusji. Tradycyjnie zaczynamy od "zamierzchłych czasów", czyli utworów sprzed 1970, a że początek wakacji, to i utwór musi być wakacyjny. Utwór jest instrumentalny. Nazwa zespołu chyba większości forumowiczów niewiele mówi, ale kto nie zna tego motywu. Utwór napędza właśnie perkusja i chociaż może to co wygrywa na niej Ron Wilson nie jest jakoś wybitnie skomplikowane, to wpada w ucho i zapada w pamięć od pierwszego odsłuchu. W jednym miejscu wyczytałem, że jeśli utwór ten pojawi się w naszym samochodowym radiu, gdy akurat zatrzymamy się na czerwonym świetle, to bardzo prawdopodobne jest, że zaczniemy wystukiwać palcami na kierownicy rytm perkusji. I chyba tak faktycznie jest, kto nie wierzy niech sam sprawdzi.

06.07.2014 02:33 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #32
Odcinek 11 - jeden z najlepszych perkusistów, a może najlepszy
Rush - La Villa Strangiato (1978)

Lata 70-te były dobrymi latami dla perkusistów, bo też były to dobre lata dla rocka. Wtedy kanadyjskie trio Rush nagrywało swoje pierwsze albumy. Rush to swoisty fenomen muzyki rockowej. Trójka Kanadyjczyków, którzy tworzą niesamowite kompozycje, a każdy z nich mógłby śmiało startować w konkursie na najlepszego muzyka grającego na swoim instrumencie. Dziś jest o perkusji, więc bohaterem odcinka będzie Neil Ellwood Peart. Początkowo wzorował się na tuzach hard rocka, jak John Bonham z Led Zepellin, Michael Giles z King Crimson, Phil Collins czy Keith Moon z The Who. Wszyscy mogliby się śmiało znaleźć w tym wątku zamiast Pearta, a samemu Peartowi wzorce te wyszły tylko na dobre. Z czasem sięgnął też po muzykę jazzową. I tak na jego warsztat trafiły między innymi nagrania Gene'a Krupy, Billy'ego Cobhama i Buddy'ego Richa. Warto też sięgnąć po albumy koncertowe, bo Peart słynie ze swoich unikalnych solówek granych wyłącznie na koncertach, gdzie czasami grywa na dość egzotycznych dla perkusistów rockowych instrumentach, jak dzwony rurowe lub dzwonki, mylnie nazywane cymbałkami. Gra muzyka wielokrotnie była wysoko oceniana przez pisma branżowe, a on sam niejednokrotnie wygrywał rankingi na najlepszego perkusistę roku, czy też wszech czasów. W roku 1997 wycofał się na jakiś czas, ponieważ spotkała go wielka tragedia osobista, najpierw w wypadku samochodowym zginęła jego 19-letnia córka, zresztą jedynaczka, a po 10 miesiącach walkę z rakiem przegrała żona. Warto jeszcze wspomnieć, że to on jest odpowiedzialny za teksty zespołu, które wysoko oceniane są przez branżę.

Do posłuchania jest 10 minutowa kompozycja instrumentalna z albumu "Hemisphere". Warto popatrzeć i posłuchać jak gra Peart, bo jest to prawdziwe mistrzostwo.

10.07.2014 07:27 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #33
Odcinek 12 - zamienił się z bratem
Van Halen - Hot For The Teacher (1984)

W latach 80-tych ubiegłego wieku elektronika dosięgnęła również tego instrumentu, który wydawało się, że przetrwa w swojej pierwotnej akustycznej formie. Pojawiła się perkusja elektroniczna i wielu wykonawców dołączyło ją do swojego zestawu, a niektórzy wręcz zastąpili nią tradycyjny instrument. Chociaż specyficzne brzmienie wydawało się być interesujące, to mnie jednak nigdy do końca do siebie nie przekonało. Rosnąca popularność rapu sprawiła, że znane już wcześniej automaty perkusyjne stały się chlebem powszednim. Ja jednak zawsze wolałem klasyczne brzmienie różnych bębnów, talerzy i innych przeszkadzajek. Dobry perkusista potrafi z perkusji wydobyć takie dźwięki, których nie da się zaprogramować. Alex - starszy z braci Van Halen najpierw grał na gitarze, a na perkusji grał jego brat Eddie. Okazało się jednak, że każdy z nich miał większy talent do instrumentu, na którym grał brat, więc doszło do zamiany. Zawsze lubiłem ostrzejsze granie, lecz Van Halen nigdy nie należał do moich ulubionych wykonawców. Doceniałem grę Eddiego na gitarze i uważam, że należy mu się miejsce wśród 100 najlepszych gitarzystów. Alex na perkusji zasłużył na jeszcze większe pochwały. Jednak jako zespół do pierwszej setki na pewno by się nie załapali.

01.08.2014 08:02 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #34
Odcinek 13 - Jednoręki
Def Leppard - Animal (1984)

Dzisiejszy odcinek konsekwentnie musi być poświęcony perkusiście. Musi to być utwór z lat 80-tych, a liczba będąca numerem odcinka powszechnie uważana jest za pechową. Dlatego też dzisiejszy wybór padł nie na jednego z najwybitniejszych perkusistów, ale na perkusistę, który miał wielkiego pecha. Jego pech polegał na tym, że pewnego dnia zaczął się ścigać z kierowcą innego pojazdu. Niestety pojedynku nie wygrał, bo stracił kontrolę nad swoim autem, a że nie miał zapiętych pasów, to w trybie błyskawicznym opuścił swoje auto nie otwierając nawet drzwi. W konsekwencji zdruzgotał sobie lewe ramię tak solidnie, że koniecznością była amputacja. Niejeden perkusista w tym miejscu załamałby się, popadł w nałóg lub skończył z sobą, ale nie Rick Allen. On postanowił grać dalej, a fani się od niego nie odwrócili. Nie jest łatwo grać z jedną ręką, ale on sobie świetnie z tym radzi. Perkusję ma dość skromną, ale zmodyfikowaną tak, by chociaż częściowo zastąpić jedną rękę nogami. Kto o tym nie wie, to pewnie nawet nie ma pojęcia o tym, że perkusista jest jednoręki. Kto wie, to może wyłapać skromniejsze brzmienie tego instrumentu, ale chyba nikomu to nie przeszkadza.

07.08.2014 03:26 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #35
Odcinek 14 - jeden z najlepszych perkusistów rockowych
The Smashing Pumpkins - Geek U.S.A. (1993)

W latach dziewięćdziesiątych znów było pięknie rockowo. Powstało wiele wspaniałych i niezapomnianych utworów, a muzyka rockowa pojawiała się wszędzie. Jednym z zespołów, który odnalazł się w tamtych czasach, jest The Smashing Pumpkins. Na ich drugim albumie pt. "Siamese Dream" jest kilka naprawdę świetnych utworów. Do tej grupy niewątpliwie zalicza się Geek U.S.A. Bardzo wysoko oceniana jest solówka Corgana, a gra Jimmy'ego Chamberlina na perkusji, to jedno z jego najwybitniejszych osiągnięć. Sam perkusista zaliczany jest do grona najlepszych w muzyce rockowej, chociaż początkowo szkolił się na perkusistę jazzowego biorąc za wzór takich mistrzów jak Gene Krupa, Benny Goodman, Duke Ellington, czy niedościgniony Buddy Rich. A na ostateczny kształt jego rockowego grania wpływ mieli tacy bębniarze jak John Bonham (Led Zeppelin), Keith Moon (The Who) i Ian Paice (Deep Purple). Jak widać, miał bardzo dobre wzorce i to zdecydowanie słychać w jego grze.

18.08.2014 08:28 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #36
Odcinek 15 - Bozzio jest boski
Bozzio Levin Stevens - Tragic (2000)

Bozzio Levin Stevens - super trio złożone z wybitnych muzyków. Steve Stevens gitarzysta Billy'ego Idola, który również współpracował z Michaelem Jacksonem, a chyba wszyscy znają go z tematu do "Top Gun". Tony Levin - basista związany między innymi z King Crimson i Peterem Gabrielem. Terry Bozzio - perkusista, który grał z wieloma słynnymi muzykami, jak chociażby Jeff Beck lub Mike Patton, ale najbardziej znany jest ze swojej współpracy z Frankiem Zappą. To właśnie u boku Franka Zappy Bozzio zagrał wiele niesamowitych partii perkusyjnych. Niektóre wręcz tak karkołomne, że tylko on i może kilku nielicznych jest w stanie zagrać tak samo. Bozzio jest niewątpliwie jednym z rockowych mistrzów perkusji, którego nie mogło tutaj zabraknąć.

27.08.2014 10:44 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
prz_rulez Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 20 111
Dołączył: Jun 2007
Post: #37
RE: Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
Rincewind napisał(a):Nie będę mówił co o tym myślę, bo wyjdzie z tego jakiś brak poprawności politycznej.
Eeee, nie przesadzajmy, że inny sposób noszenia gitary to taka tragedia.
Chyba, że to jakaś głębsza metafora.
27.08.2014 03:44 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #38
RE: Kurz i patyna - czyli muzyka sprzed lat
prz_rulez napisał(a):Chyba, że to jakaś głębsza metafora.

Głębsza, ale wbrew pozorom homofobem nie jestem.
27.08.2014 05:42 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Rincewind Niedostępny
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 734
Dołączył: Sep 2010
Post: #39
Odcinek 16 - Utwór na czasie?
Led Zeppelin - Immigrant Song (1970)

Pora odświeżyć wątek. Dziś wybór padł na utwór jednego z moich ulubionych zespołów. Wybór nieprzypadkowy. Z jednej strony tytuł świetnie pasuje do największego problemu, z jakim obecnie boryka się Europa. Z drugiej - nieodparte wrażenie przy słuchaniu nowego The Dead Weather, że ja ten motyw skądś znam. Sam utwór słyszałem po raz pierwszy na początku lat 80-tych XX wieku, ale w innym wykonaniu. Dopiero po jakimś czasie usłyszałem oryginał, ale to było wówczas normą. Zbyt późno się urodziłem, żeby usłyszeć oryginał w roku wydania. Zbyt wcześnie, by w wieku nastu lat (gdy chłonąłem muzykę jak gąbka) bez problemu kupić sobie płytę lub kasetę z "III". Takie możliwości przyszły później. Sam utwór, to jeden z tych kilerów, które trwają niecałe 3 minuty, ale to w zupełności wystarczy, by porwać słuchacza. Koncertowe wersje są dłuższe, bo tam Jimmy wstawia solówkę, ale reszta jest bez zmian, więc nie ma utraty jakości. Kawałek podobno powstał po wizycie zespołu na Islandii, dlatego tekst nawiązuje do Wikingów. I chociaż teraz kierunek migracji jest odwrotny, nie z, lecz do Skandynawii (i nie tylko), to celem nadal jest ten zachodni brzeg. A żeby było jeszcze ciekawiej, to członkowie zespołu też mieli przez pewien czas status uchodźców, ponieważ uciekali przed systemem podatkowym nałożonym przez niejakiego Dennisa Healeya. Według tego systemu w kieszeni muzyków pozostawało niecałe 10 procent zarobionych pieniędzy. Robert pamiętał temu panu zaproponowaną przez niego regulację podatkową i na koncertach potrafił dedykować mu ten utwór.

27.09.2015 11:15 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Polskie drogi, czyli moje wędrówki po drogach i bezdrożach muzyki krajowej Rincewind 19 2 184 25.09.2015 09:28 AM
Ostatni post: Rincewind
  Lato 2013 - czyli moje osobiste niekrótkie muzyczne podsumowanie lata Rincewind 69 9 513 29.10.2013 01:34 AM
Ostatni post: Kordian

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości