Post: #32

odpuszczę sobie narzekania na nagłośnienie, bo o tym już każdy wie, że jest do D
za to cała reszta, wow
Zacznę od tego, że moja droga na stadion była bardziej wyboista niż poligon po ćwiczeniach. Miałem nocować u kuzynki, tak też było. Pojechałem do niej o 17 aby zostawić rzeczy, a w drodze powrotnej zaczęły się schody. Niestety stacja metra w Centrum jest zamknięta więc musiałem z samego końca lini jechać na Politechnikę gdzie kursowały zastępcze tramwaje, ale pech chciał, że akurat gdy dojechałem w to miejsce tramwaje nie jeździły z nieznanych mi przyczyn, godzina 18:39. 20min zapierdzielania do centrum dało mi tyle, że mogłem sobie popatrzeć na rekordowy sznur tramwai, doliczłem się 13, godzina 19:20. Wreszcie coś ruszyło wsiadam w tę piekielną machinę, w tę jażdżącą saunę i o 19:37 jestem. Tłuuumy ludzi, wszędzie. Dotarłem (na szczęście miałem osoby, które zajęły mi dobre miejsce). Ok 19:45 na scenie pojawili się CHVRCHES. Z początku szum był taki, że musiałem nadstawiać ucha, żeby uslyszeć wokalistkę, po dwóch piosenkach poprawiono to i było już znacznie lepiej. Zyskali w moich oczach i uszach. Idealnie sprawdzili się jako rozgrzewka przed wielki show, no na pewno dla mnie. Gun i Recover zabrzmiało cudownie, szkoda tylko, że cały ich występ był tak krótki, bo zakończył się już o 20:23. Trochę czekania i o 20:50 zaczęło się. Na początku niepozornie, Welcome in My World i Angel. Tłum raczej statecznie poklaskiwał. Potem seria - Walking in My Shoes - Precious - Black Celebration - Policy of Truth - Should Be Higher - Barrel of the Gun - rozłożyła mnie na łopatki, byłem tak zgrzany, zmęczony, że na Higher Love musiałem "odpocząć" więc tylko klaskałem i się darłem . Heaven - jak w tytule nic do dodania. Na Soothe My Soul ostatecznie zdarłem gardło. Więc następne trzy piosenki milczałem, słuchając. Największy hałas dopiero miał nastąpić. Enjoy the Silience poruszuło nawet tych, którzy stali przez CAŁY koncert. Szkoda tylko, że na Personal Jesus juzbrakło im chęci i stali dalej. Zawiodłem się na Halo, niestety ale uraczyli mnie wersją "Goldfrapp Remix", byłem lekko podłamany, ale zadowolony. Ostatnia trójka wydarła ze mnie resztki sił. Cały stadion tańczył, a ja umarłem ze szczęścia. Dziękuję.