Policzyłem i wyszło mi, że z tych zaprezentowanych dotychczas piętnastu, aż cztery mam na swojej półce. Z pozostałych większość miałem na kasetach (tych legalnych i tych półlegalnych). Były też takie które miałem nagrane swego czasu na moim szpulowcu, bo kiedyś tylko taki sposób zdobywania płyt był dostępny dla większości polskich słuchaczy, a radiowa dwójka i trójka codziennie serwowała nam kilka płyt w całości.
Nie przyznaję się tylko do tych dwóch Best of-ów i do The Drums. Best of-ów ogólnie nie uznaję (choć sam mam ich kilka), nie zaliczam do oficjalnej dyskografii, a już doklejanie do nich jakiegoś jednego niewydanego wcześniej kawałka uważam za żerowanie na najwierniejszych fanach. The Drums jest za nowe bym mógł je mieć na półce, na której już i tak nie ma miejsca, więc takie nowości trafiają na nią bardzo rzadko.
Talking Heads - gdzieś tam od zawsze dobijało się do moich uszu i to całkiem skutecznie, ale nigdy nie dobiło się całą płytą i chyba nie wybrałbym żadnej z ich repertuaru, gdybym miał zrobić podobne podsumowanie. Chyba, że czułbym wewnętrzną potrzebę, że muszą się znaleźć w takim zestawieniu.
Type O Negative - Tu się nie zgodzę, że nie można tego słuchać latem. Ja mogę, chociaż muszę przyznać rację, że najlepiej brzmi po zmroku. Szkoda, że Steele'a nie ma już wśród żywych.
Weezer - był czas, że niemal w tym samym czasie chodziły za mną dwa kawałki wykonawców, których wcześniej nie znałem. Właśnie Undone Weezera i Loser Becka. Z perspektywy czasu Loser zwycięża.
NoMeansNo - mój związek z nimi zawsze był jakiś taki z lekka toksyczny, raz mi się podobało, raz nie i niestety nie mam ich żadnej płyty na półce.
"Psychocandy" - popieram słowa Dziobasa, że to klasyka shoegaze'u, chociaż wtedy, to nikt jeszcze takiego pojęcia nie używał. Never Understand był pierwszym ich utworem, który dopadł moich uszu i wtedy pojawiło mi się od razu pytanie "A co to znowu u licha jest?". Jeden wielki zgrzyt sprzęgających gitar. Jakieś problemy z wysterowaniem wzmacniaczy? No, ale był tam też ten melodyjny wokal i tak miało być. Tak rodził się nowy gatunek. Tak przechodziło się do klasyki tego gatunku.
Slayer
dziobaseczek napisał(a):Jedna z najlepszych, a nie wiem czy nie najlepsza Trashmetalowa płyta wszechczasów.
Może i mogłoby tak być gdyby nie było "Mastera ...". Zastanawiam się więc, czy po takim postawieniu sprawy zobaczymy tu jeszcze cokolwiek of Hammeta i spółki
"Mezzanine" - Najlepszy Massive Attack w historii, ale dlaczego tak nisko. U mnie dwa tygodnie non stop od zakupu w odtwarzaczu z autorepeatem.
"Definitely Maybe" - najlepszy Oasis, miałem nawet tę kasatę i to chyba legalny oryginał, ale i tak nigdy nie zrozumiem ich fenomenu na wyspach. Ja wiem, że wyspiarze potrzebują i cały czas szukają drugiego The Beatles, ale to już chyba się nie powtórzy.
Garbage - Wolę jednak debiut.
Qotsa - mam problem z wyborem, czy z trzech pierwszych, to dwójka jest na pewno tą moją ulubioną.
"Portamento" - The Drums nie należą do moich ulubieńców, ale i tak wiele utworów z tej płyty znam i były na mojej liście. Spektakularnych sukcesów nie osiągnęły i tym samym nie zachęciły do kupna płyty i chyba tak już zostanie.
"Wildhoney" - Gdy pojawiło się "October Rust" pomyślałem, że powinno pojawić się też Wildhoney, bo to faktycznie arcydzieło. Płyta, która faktycznie jest prawdziwym dopracowanym w szczegółach concept albumem, a nie zbieraniną różnych kawałków. Tego nie można słuchać inaczej niż w całości i wyłącznie w tej kolejności w jakiej utwory występują na płycie. Tu Edlund znalazł złoty środek pomiędzy swoimi fascynacjami doom/gothic metalem a twórczością Pink Floyd. No i przy okazji należy też wymienić tu nazwisko Waldemar Sorychta, bo bez niego prawdopodobnie efekt byłby pewnie inny. A gdzie okładka płyty? Czyżby za ładna była do tego towarzystwa.
Travis - bardzo płodna w przebojowe kawałki kapela, ale próżno ich szukać na moich półkach z płytami.
dziobaseczek napisał(a):Płyta, którą zgubiłem Icon_sad
No to wybitny pech. Mi zdarzało się, że ktoś mi płyty nie oddał, lub oddał nie tę. Dwa pudełka z kasetami (ok 60 sztuk) skradziono mi z auta (chyba jakiś zazdrosny meloman, bo oprócz tego zabrał jeszcze tylko koło zapasowe i rozwalił radioodtwarzacz)
Podsumowując:
1) moi ulubieńcy z poszczególnych piątek to: October Rust, Mezzanine i Wildhoney
2) zauważyłem, że użyłeś już wielu naj... w opisach i zastanawiać się zacząłem nad tym jakich naj-ów użyjesz przy opisie pozostałych 85 płyt. Mam nadzieję, że nie zaczniesz pisać o tym, że coś jest lepsze od naj-
3) najstarsza jak dotąd płyta to 1980, a druga w kolejności to 1985 - ciekawe czy będzie coś z lat 60-tych i 70-tych, bo u mnie niewątpliwe znalazłoby się niejedno dzieło z tamtych czasów.