Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Z gawry
barb42 Offline
Dużo pisze
****

Liczba postów: 547
Dołączył: Feb 2023
Post: #321
RE: Z gawry
Bear, nie możesz poziomu wszystkich redaktorów radia oceniać po występie najsłabszej pary. Tak, oni są najsłabsi i podczas topu dali temu wyraz.

Antoni Grudniewski za wszystkie audycje o Bitelsach, i nie tylko te, zyskał u mnie szacunek.

Sprzedawca podnosi cenę, oni proszą i nawołują. Jeść muszę, słuchać nie.
07.01.2025 03:33 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Yacy Offline
Super Moderator
******

Liczba postów: 18 662
Dołączył: Jun 2007
Facebook Last.fm
Post: #322
RE: Z gawry
bear, Bartek czy Novika pewnie by się ucieszyli, że piszesz o nich "młode kadry" Icon_razz
Mi za bardzo nie przeszkadzali ale fakt, że byli lepsi od nich. Icon_cool

Za Antkiem nie przepadam. Ma jakąś taką manierę, która mi nie pasuje.
Ale to, że jest za młody na prowadzenie audycji? Bo ja wiem, od 1999 minęło już ćwierć wieku Icon_wink2

Z młodych kadr wskazałbym na Martę Kulę, której styl bardzo lubię i nawet jeśli jazz, który prezentuje nie jest moim jazzem to słucham często jej audycji.
Podobnie Maja Piskadło, która w 2024 roku najwięcej u mnie zyskała. A Potop z Arethą i Steviem był tak jak przypuszczałem ciekawszy niż końcówka Topu Icon_biggrin3
Pozostałych i tych starych i tych młodych lubię bardziej lub mniej, ale średnia prowadzenia Topu wg mnie była na bardzo dobrym poziomie.
Może jestem za mało wymagający, chociaż wątpię gdy "uda mi się" posłuchać Zetki, Rmf czy Eski. No sorki ale to nigdy nie będą moje radia.

Mieć możliwość słuchania Niedźwieckiego czy Kaczkowskiego, a także dwóch wymienionych powyżej redaktorek, dwa razy w roku topu, ranków z Marcelem, głosowania na listę, która nie jest idealna ale jest Icon_wink2 i wielu innych audycji, jestem w stanie zapłacić co miesiąc haracz Icon_razz u nas nawet podwójny, żebyśmy mogli głosować oboje. Jest wiele innych pozycji w domowym budżecie, z których bym szybciej zrezygnował gdybym musiał. Chciałem napisać, że Manna czy Kydryńskiego słucham za darmo i niech inni płacą na NŚ, ale nawet nie pamiętam kiedy włączyłem tamto radio... tu mam tyle zapisanych podcastów, że nie mam czasu na inne radia Icon_smile2

mimo tego co napisałem wcześniej, spróbuję zakupić dziś PS Icon_wink2 parę lat temu byłoby to nie możliwe o tej porze. zobaczymy Icon_smile2

.
KN:"Nic nie jest wieczne... może ta sytuacja też nie.
<OBY>"
07.01.2025 03:53 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 13 362
Dołączył: Aug 2008
Post: #323
RE: Z gawry
Tak, Marta Kula wielce OK.

A te audycje potopowe co roku są po świetne. Nawet nie muszę słuchać muzyki, wystarczy jak pan Wyszogrodzki plus gość opowiadają o muzyce Icon_smile2 .

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&amp;num...gewidget=1]
07.01.2025 04:36 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
neo01 Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 813
Dołączył: Dec 2009
Post: #324
RE: Z gawry
Nie nazwałbym tego Wyszogrodzki plus gość. Oni oboje byli pełnoprawnymi gospodarzami tej audycji. Maja Piskadło, mimo młodego wieku, jest specjalistką od soulu i świetnie dała radę, a pan Daniel oczywiście najwyższa klasa.
07.01.2025 05:31 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 13 362
Dołączył: Aug 2008
Post: #325
RE: Z gawry
Może faktycznie źle to napisałem. Chodziło o to, że ta druga osoba się zmienia (bo raz była chyba Budka), a Wyszogrodzki jest zawsze.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&amp;num...gewidget=1]
07.01.2025 06:34 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
bear Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 199
Dołączył: Nov 2008
Post: #326
RE: Z gawry
neo01 napisał(a):Bartek Gil nie słucha Metalliki czy hard rocka, ja wiem, czy robić mu z tego powodu zarzut?
nie trzeba słuchać, wystarczy znać. Top powinien mieć walor edukacyjny dla słuchaczy, a nie dla prowadzących.
Pewnie fajnie żyć sobie w bańce i prowadzić audycje o smutno zwisających irańskich ogrodach, której słucha 9 ludzi, z czego większość to rodzina i znajomi, a reszta nie zdążyła wyłączyć radia przed zaśnięciem. Top powinien prowadzić ktoś z choćby elementarną muzyczną wiedzą. Zwłaszcza, jeśli przyjmuje się zasady zapowiedzi wstecznej, bo co można powiedzieć o utworze, którego nigdy się nie słyszało. Zostają tylko cyferki.
A za Antka w sumie przepraszam, chociaż i tak uważam, że ludzie w tym wieku powinni prowadzić audycje w studenckim radiu, a nie "pod najlepszym radiowym adresem na świecie" (tak, ta nieznośna egzaltacja i przekonanie o własnej zajebistości też jest strasznie irytująca)
barb42 napisał(a):Sprzedawca podnosi cenę, oni proszą i nawołują. Jeść muszę, słuchać nie.
ja w tym wszystkim trochę czułem się, jakbym na imprezie sylwestrowej spotkał się ze starymi znajomymi, chciał spędzić u nich w domu miło czas, powspominać stare lata.
Co chwilę jednak słyszałem, jak to im biznes się nie spina, może byś pomógł. A najgorsze, że nawet gdybym dla świętego spokoju to zrobił, to i tak bym dalej słyszał.

W tym wszystkim nie napisałem jasno jednego. Dla mnie radio umarło razem z Trójką. Może gdyby od razu powstało coś nowego, dałoby się to we mnie uratować, ale to trwało za długo.
W międzyczasie powstał Kanał Sportowy, inne kanały i podcasty, które w pełni zagospodarowały mi tę przestrzeń.
Próbowałem wrócić do Radia 357 kilka razy, ale to już nie było to, nie tylko dlatego, że muzycznie średnio mi to odpowiadało (tak jak schyłkowa Trójka, ale ja zawsze radia słuchałem dla ludzi).
Wolę pamiętać Marcela z poranków, bo przy liście wciąż to się nie skleja i wolę stać obok.
08.01.2025 03:09 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 13 362
Dołączył: Aug 2008
Post: #327
RE: Z gawry
Ja słucham poranków, a nie listy (rzadko bardzo) i wtedy jest OK Icon_smile2 .

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&amp;num...gewidget=1]
08.01.2025 03:38 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
neo01 Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 813
Dołączył: Dec 2009
Post: #328
RE: Z gawry
No właśnie, przecież Marcel cały czas prowadzi Poranki Icon_wink
I naprawdę jak dla mnie nic nie straciły na tych przenosinach, obaj panowie dają radę.
A KS to już niestety w ogóle nie to, co jeszcze rok temu...
08.01.2025 11:44 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
bear Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 199
Dołączył: Nov 2008
Post: #329
RE: Z gawry
100 NAJSKUTECZNIEJSZYCH POLSKICH PIŁKARZY W HISTORII (50-51)

55. JÓZEF NAWROT 132

(Ekstraklasa 116, Polska 16)

[Obrazek: p-gwiazdy-legii-tom-7-jozef-nawrot.webp]

Trzeci najskuteczniejszy strzelec w historii Legii Warszawa. Piłkarz, fotograf, specjalista kartografii wojskowej, trener.

Wychowanek Wawelu Kraków, potem Cracovia, WKS 1 ppLeg Wilno, Legia i Polonia.
W 1930 roku strzelił 27 goli w 20 meczach, a w ostatnim meczu z Ruchem Hajduki Wielkie napastnik Legii ścigał się o tytuł z Karolem Kossokiem z Cracovii i koledzy robili wszystko, by to on wygrał. Nawrot zdobył sześć bramek i rzeczywiście wyprzedził Kossoka, po latach te wyliczenia zakwestionował Andrzej Gowarzewski - według niego przez cały sezon Nawrot strzelił nie 27, a 22 gole i korona należy się Kossokowi.

W 1936 roku Legia zajęła ostatnie, 10 miejsce i spadła z ligi, głównie przez absencje czterech ważnych piłkarzy. Nawrot, Henryk Martyna, Franciszek Cebula i Edward Drabiński wypłynęli do Nowego Jorku na pokładzie statku MS Batory. Drużyna marynarzy miała zagrać rewanż z zespołem amerykańskiej Polonii - w pierwszym meczu polonusi wygrali 8:1, więc na rewanż zaproszono zawodowców, który na widok dolarów porzucili klub i kolegów. "Marynarze" wygrali 4:1, a bramki dla MS Batory strzelali: Nawrot (trzy) i Drabiński.
Po powrocie zarząd klubu zdyskwalifikował całą czwórkę, a Nawrot przeniósł się do Polonii.

W reprezentacji 16 goli w 19 meczach (m.in. 4 z Łotwą i 3 z Rumunią).

Na początku II wojny przez Lwów i Johannesburg przedostał się do Szkocji, służył w armii generała Andersa, uczestniczył walkach o Arnhem. Był instruktorem sportu w wojsku, po wojnie grał jeszcze w klubach z niższych kategorii rozgrywkowych w Szkocji.
Pozostał na emigracji do końca życia, zmarł 24 września 1982 roku w Southsea.

54. TOMASZ GRUSZCZYŃSKI 133
(Luksemburg 121, Puchar Luksemburga 8, Europa 4)

[Obrazek: uid-5fafae933a30e15c88be50cbcb8f15151533...gruszc.jpg]

Jako nastolatek wyjechał z Wałbrzycha do Francji, jego ojciec trafił do IV-ligowego CSO Amnéville (zdążyli zagrać kilka meczów razem).
W rezerwach Metz trenował z Adebayorem i Obraniakiem.
Był na testach w Zagłębiu Lubin, ale gdy kazano mu przebierać się w samochodzie i wystawiono w gierce 14 na 14 spakował się i trafił do luksemburskiego F91 Dudelange, gdzie stał się legendą (nigdy jednak nie zamieszkał w Luksemburgu, dojeżdżał 30km z Francji).
6 mistrzostw i 5 pucharów (choć trafiał seryjnie to nigdy nie został królem strzelców).
Był temat gry w reprezentacji Luksemburga, ale formalnie nie było to możliwe (posiadał już dwa obywatelstwa - polskie i francuskie).

W pucharach strzelił gola Rapidowi Wiedeń, ale do historii przeszedł dzięki temu, że najpierw w ostatniej minucie doprowadził do dogrywki w meczu z bośniackim Zrinjskim Mostarem, a potem przesądził o pierwszym awansie luksemburskiego klubu do drugiej fazy eliminacji LM.

Z wywiadu na weszło:
- Najciekawiej było jak wyjeżdżaliśmy na mecze pucharowe. A do tych „naszych”, wschodnich krajów to już w ogóle. Ujmę to tak: koledzy nigdy u siebie nie widzieli takich ładnych dziewczyn. I grzecznie w hotelach nie siedzieli, ale dopiero po meczu.
- Grubo było?
- Jak to się mówi – to co się działo na Litwie zostaje na Litwie.

Jego ojciec po karierze prowadził firmę budowlaną, syn też miał smykałkę do biznesu.
Początkowo za bezcen od obrzydliwie bogatych Luksemburczyków skupował używane samochody i sprowadzał je do Polski, potem założył firmę zajmującą się importem i eksportem wyrobów stolarskich.
Jego córka Kelya też gra w piłkę, dwa lata temu pojawił się w mediach temat jej gry dla Polski (ma dopiero 20 lat, więc może to się jeszcze wydarzy).

53. PIOTR REISS 133
(Ekstraklasa 109, Puchar Polski 15, Bundesliga 6, Europa 2, Polska 1)

[Obrazek: GFogmu-UXMAAROUi.jpg]

Wychowanek Lecha Poznań, w wieku 19 lat trafił do Kotwicy Kórnik by tam odbyć zasadniczą służbę wojskową, potem krótko był piłkarzem Amiki Wronki.
Po powrocie do Lecha wiecznie uśmiechnięty napastnik stworzył świetny duet z Maciejem Żurawskim, stał się czołowym strzelcem ligi (choć jedyny tytuł króla strzelców zdobył dopiero w sezonie 06/07).

Nie poszło mu w Niemczech, wrócił do domu.
Dwukrotny zdobywca Pucharu Polski z Lechem.
W reprezentacji Polski 4 mecze i 1 gol, na błocie na Słowacji za Wójcika.

Chyba jedyny w tym gronie z prawomocnym wyrokiem za korupcję. Autor książki o wiele mówiącym tytule "Spowiedź Piłkarza” (utrzymuje, że nigdy nie sprzedał ani nie kupił meczu).

W 1998 roku w meczu z Petrochemią Płock według relacji arbita Stanisława Żyjewskiego, Reiss miał mu grozić na boisku słowami: „Połamię Ci ręce i nogi, polecisz z dymem”, a także straszył go mafią. Żyjewski oskarżył Reissa o wypowiadanie w jego kierunku gróźb karalnych, a żeby było ciekawiej, niedługo po tym meczu faktycznie ktoś próbował spalić dom sędziego, wrzucając do niego butelki z benzyną. Reiss stanowczo zaprzeczał oskarżeniom, a sprawa w sądzie ostatecznie została umorzona ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu (piłkarz został ukarany przez Wydział Dyscypliny PZPN trzymiesięczną dyskwalifikacją z zawieszeniem na pół roku).

Po zakończeniu kariery powiedział w jednym z wywiadów:
"Boli to, że Lech nie gra na swojej licencji, tylko na licencji Amiki. Myślę, że to Kolejorz ma tradycje i historię, a w dziwny sposób zostało to rozmyte. Żal mi tego, bo Lech – odkąd pamiętam – był zawsze klubem kibiców, a to wszystko się teraz zamydliło. Nie ma dla mnie ten klub takiej więzi, duszy, dzięki czemu żyło nim kiedyś całe miasto. A gdy teraz patrzę… Gdyby nie studenci, kibice przyjezdni spoza Poznania, z Wielkopolski, to myślę, że coraz mniej mówiłoby się teraz o tym zespole. Bardzo nad tym ubolewam, bo historia tworzyła się prawie sto lat, a powoli to zanika…”
W odpowiedzi kibice Lecha wywiesili transparenty: „Chciałeś być legendą zostałeś mendą” i „Jak od Rutka kasę brałeś na licencję nie narzekałeś”.

Pominięty w 11 stulecia klubu chyba nie tylko dlatego, że ktoś musiał zrobić miejsce Lewandowskiemu (z którym zdążył się jeszcze przeciąć).

Mignęło mi niedawno, że dziś Piotr Reiss jest w sporze prawnym z Akademią Piotra Reissa, ale nie obejrzałem tego odcinka Tetryków do końca i potem nie wgłębiałem się w to, o co tam chodzi.

52. FRYDERYK SCHERFKE 133
(Ekstraklasa 132, Polska 1)

[Obrazek: Fryderyk-Scherfke.jpg]

Wychowanek poznańskiej Warty, urodził się w niemieckiej rodzinie.
Jako 20-letni zawodnik wywalczył w 1929 roku pierwsze w historii "Zielonych" mistrzostwo Polski, w 1938 roku dołożył wicemistrzostwo. Rozegrał 236 meczów ligowych, strzelając w nich 132 gole, dzięki czemu jest do dziś najlepszym snajperem w historii tego zespołu, wybrany też piłkarzem stulecia.

W trakcie igrzysk olimpijskich w 1936 r. doznał poważnej kontuzji w meczu z Wielką Brytanią w postaci złamania żeber, w związku z czym nie wystąpił w półfinałowym meczu, co historycy sportu wskazują jako główną przyczynę porażki. 

Podczas Mistrzostw Świata 1938 rozgrywanych we Francji w meczu z Brazylią strzelił pierwszego w historii gola dla Polski w turnieju finałowym mistrzostw świata (z rzutu karnego, po faulu na Erneście Wilimowskim w 23 minucie).

Od lutego 1940 roku grał w nowym klubie niemieckim 1. FC Posen (potem Luftwaffen SV Posen), w okresie reprezentowania barw tego klubu był również kapitanem drużyny Kraju Warty w Pucharze Regionów Niemieckich, strzelił bramkę w przegranym 1:2 meczu przeciwko Śląskowi. Latem 1941 roku wstąpił do nowoutworzonego Sportgemeinschaft SS Posen, choć jak większość zawodników nie był członkiem SS. Karierę zakończył w 1942 roku w wieku 32 lat.

W lutym 1940 roku został tymczasowym kierownikiem wydziału piłki nożnej w urzędzie ds. sportu nowej administracji niemieckiej. Według relacji kolegów z czasów gry w piłkę, wykorzystywał wszystkie swoje kontakty, aby chronić ich przed prześladowaniami nazistów. Udało mu się wyciągnąć z niewoli kolegów, z którymi grał w Warcie Poznań: Mariana Fontowicza, a także aresztowanego Bolesława Genderę. Scherfke pomagał kolegom z drużyny i ich rodzinom, niektóre osoby udało mu się wykreślić z listy przeznaczonych do wywózki na roboty przymusowe, rodzinę mecenasa Bolesława Dembeckiego uchronił przed wysiedleniem do Generalnego Gubernatorstwa, a piłkarza i żołnierza podziemia Michała Fliegera dwukrotnie ostrzegł przed aresztowaniem.
Z czasem stał się obiektem obserwacji Gestapo z powodu częstego interweniowania w sprawie zagrożonych Polaków.
W 1942 roku został wcielony do Wehrmachtu, służył na froncie wschodnim, a potem w Jugosławii. W maju 1945 roku dostał się do brytyjskiej niewoli.

Po wojnie na stałe osiadł w Senftenbergu w południowej Brandenburgii, a później w Berlinie Zachodnim, gdzie założył sklep meblowy.
Był aktywnym działaczem polonijnego towarzystwa Strzecha Polska w Senftenbergu.

Czy Fryderyk Scherke strzelił tylko jedną bramkę słynnym meczu z Brazylią, czy może jednak dwie...?

Zmarły w zeszłym roku Leszek Jarosz poświęcił badaniu tej sprawy kawał swojego życia. W obszernym artykule w jednym z wydań "Kopalni" przedstawił kilka dowodów na to, że ostatniego gola, który padł w zamieszaniu podbramkowym i przy zapadających ciemnościach strzelił właśnie Scherfke. Największym z nich był pamiątkowy miedzioryt, który po powrocie do kraju otrzymał od PZPN z napisem "strzelcowi dwóch goli na mundialu".

Uśmiechnąłem się podczas przygotowywania tego zestawienia wiele razy, ale nigdy tak mocno jak na widok bezpośredniego sąsiedztwa tych dwóch postaci.
Naznaczeni i nierozerwalni w historii.

51. ERNEST WILIMOWSKI 133
(Ekstraklasa 112, Polska 21)

[Obrazek: Ernest-Wilimowski-1936.jpg]

Urodził się jako Ernst Otto Pradella 23 czerwca 1916 w Katowicach, w akcie urodzenia nie było danych ojca, który najprawdopodobniej zginął na froncie wschodnim, przyjął nazwisko matki. Gdy miał 13 lat, usynowił go urzędnik i powstaniec śląski Roman Wilimowski.

Andrzej Gowarzewski twierdził, że Wilimowski w wieku 12 lat i 295 dni zadebiutował w pierwszej lidze w barwach 1.FC Katowice. Klub ten w kwietniu 1929 roku miał problemy kadrowe i sprowadził z okolicznych klubów kilku zawodników, wśród nich gracza o nazwisku Pradelok (ówczesny pseudonim Ernesta, usynowionego niedługo później), który rozegrał całe spotkanie ligowe 14 kwietnia 1929 roku przeciwko zespołowi Klub Turystów Łódź. Zawodnik o takim nazwisku dla 1.FC nigdy więcej nie zagrał. Według Gowarzewskiego w województwie śląskim był tylko jeden piłkarz o takim nazwisku – Wincenty Pradelok, wówczas gracz Orła Wełnowiec. Największy kronikarz polskiego futbolu dotarł do niego i zapytawszy o tamten mecz usłyszał od Pradeloka, że jako syn powstańca śląskiego nigdy nie zagrałby dla niemieckiego klubu.

Kazimierz Górski uważał Wilimowskiego za najlepszego polskiego piłkarza w historii, a Pan Kazimierz dużo w życiu widział, więc skoro on tak twierdził, to coś musiało być na rzeczy (jako tego największego w historii wymieniali go też Antoni Piechniczek i Gerard Cieślik).

W książce Michała Listkiewicza (który był blisko Górskiego do końca jego życia) jest opowiedziana historia, która mocno wryła mi się w głowę, choć słyszałem ją już wcześniej w trochę innej wersji (idealna scena na otwarcie filmu, który kiedyś powinien powstać).

Monachium 1974, hotel w którym mieszkała reprezantacja Polski w czasie mundialu.
- Wilimowski jestem, nie wiem tylko, czy pan ze mną pomówi, nie odpędzi.
- Ja nie mam zwyczaju nikogo odpędzać, czym mogę panu służyć?
- Wie pan, kim jestem?
- Tak, widywałem pana przed wojną na meczach.
- Bo tak źle o mnie mówili i pisali u was, to nie było tak, ja nic złego nie zrobiłem.
- Dlaczego mi pan to mówi? Niech pan zwróci się do naszych dziennikarzy akredytowanych w RFN, jest też konsulat, jeśli uważa pan, że u nas nie znają o panu całej prawdy.
- Nie wierzą mi, a Pan, były piłkarz oraz wielki trener… Zrozumie mnie.
- Ja się zajmuję sportem, mam przed sobą ważne zadanie, udział w mistrzostwach świata drużyny, którą kieruję, nie potrafię panu pomóc.
- Rozumiem, życzę panu powodzenia.
- Panie Wilimowski, jeśli pan nic złego nie zrobił, jak pan mówi, dlaczego pan nie wrócił do kraju, może nie od razu, na fali emocji, ale potem, i nie spróbował się wytłumaczyć, oczyścić z zarzutów?
- Bałem się...

(według pierwszej wersji jaką słyszałem, Wilimowski czekał wtedy w hotelowej restauracji na Górskiego, ale do spotkania nie doszło, przekazał portierowi krótki list do trenera napisany na serwetce i życzenia powodzenia
Inne źródła podają, że podczas tego mundialu Wilimowski chciał spotkać się z piłkarzami reprezentacji Polski, jednak służby SB do tego nie dopuściły, bo dobrze wiedziały, kim jest starszy mężczyzna kręcący się wówczas wokół naszej kadry).

Według legendy miał 6 palców w prawej stopie.
Czterokrotny mistrz Polski z Ruchech Hajduki Wielkie (1934, 1935, 1936, 1938), czterokrotny król strzelców, jako pierwszy piłkarz w historii ligi zdobył w jednym meczu siedem, osiem, dziewięć i dziesięć goli w jednym meczu.
Dwukrotnie znajdował się w dziesiątce Plebiscytu Przeglądu Sportowego na najlepszego polskiego sportowca (w 1934 czwarty, w 1937 siódmy).

W reprezentacji Polski 21 goli w 22 meczach.
W 1936 roku za udział w libacji alkoholowej został wyrzucony z olimpijskiej reprezentacji przed igrzyskami w Berlinie.
5 czerwca 1938 w Strasburgu w przegranym 5:6 meczu z Brazylią zdobył cztery bramki (53', 59', 89' i 118'), a pierwszego gola Fryderyk Scherfke strzelił z rzutu karnego po faulu na Wilimowskim.
Przez 56 lat był współrekordzistą pod względem liczby zdobytych goli w jednym meczu podczas mundialu, rekord został pobity w 1994 roku, kiedy to Oleg Salenko przeciwko Kamerunowi strzelił 5 bramek dla Rosji.
Zdaniem niektórych historyków jeszcze lepszy mecz Wilimowski zagrał w Warszawie, 27 sierpnia 1939 roku z drużyną ówczesnych wicemistrzów świata Węgrów. Po 30 minutach gry było 2:0 dla Madziarów, jednak Wilimowski zdołał strzelić hat-tricka (33', 64' i 76') oraz wywalczył rzut karny, który wykorzystał Leonard Piątek (75'). Było to oczywiście ostatnie spotkanie polskiej kadry przed wybuchem wojny

Łącznie w karierze strzelił 1175 goli w oficjalnych i nieoficjalnych meczach, według statystyk RSSSF strzelił 683 gole, co daje mu 15 miejsce na liście strzelców wszech czasów.

Po wybuchu II wojny światowej wpisany na niemiecką listę narodowościową, wyjechał w głąb III Rzeszy, a Polska uznała go za zdrajcę. W celu uniknięcia służby w Wehrmachcie został policjantem i kontynuował karierę sportową w barwach III Rzeszy. Na długie dekady wymazany z historii polskiej piłki.

Zazdroszczę ludziom, którzy mają w sobie łatwość osądzania i jednoznacznego krzyczenia "zdrajca", zwłaszcza przy tak skomplikowanej historii naszego kraju. Tam w tle była też matka, jedyna osoba, z którą Wilimowski był blisko związany, a ze względu na romans z radzieckim Żydem groził jej obóz koncentracyjny i prawdopodobnie był szantażowany.

Osiadł w Karlsruhe, gdzie pracował jako urzędnik. Nigdy nie wrócił do Polski. W 1995 roku został zaproszony przez działaczy Ruchu Chorzów na obchody 75-lecia istnienia klubu, jednak ze względu na niepochlebne opinie (na kilka dni przed przyjazdem Bohdan Tomaszewski publicznie nazwał go zdrajcą i stwierdził, że nie powinien nigdy przyjeżdżać do Polski) zrezygnował.

Wilimowski zmarł dnia 30 sierpnia 1997 roku w Karlsruhe w wieku 81 lat (polska prasa podawała informacje o jego śmierci już w latach 50-tych). Na pogrzebie była obecna delegacja z Niemieckiego Związku Piłki Nożnej, nie było delegacji PZPN.

Niedawno przypadkiem trafiłem na film z wizyty kibiców Ruchu w Niemczech i ich spotkaniu z Polakami tam osiadłymi, którzy opiekują się jego grobem (który był już przeznaczony do likwidacji, uratowali go w ostatniej chwili).

W 2016 chorwacki pisarz Miljenko Jergović opublikował powieść „Wilimowski”, której akcja dzieje się wokół radiowej relacji z meczu z Brazylią, słuchanej przez bohaterów.

Według relacji córki Sylvii Wilimowski pod koniec grudnia 1938 roku w Nowym Targu spotkał się z Karolem Wojtyłą, razem jeździli na nartach trasami Beskidu Zachodniego i byli na pasterce w Nowym Targu.

Bardzo chciałbym przeczytać kiedyś uczciwą i rzetelną biografię Ernesta Wilimowskiego.
Niestety, dwaj wybitni historycy futbolu, którzy się do niej przymierzali (Andrzej Gowarzewski i Leszek Jarosz) przedwcześnie zmarli, może to jakiś znak, by tej opowieści nie ruszać i zostawić ją na zawsze niedopowiedzianą...

Leszek Jarosz po wydaniu drugiego tomu "Historii Mundiali" założył sondę w której zapytał, jaką książkę powinien wydać następną. Wygrała opcja "Historia Euro", ale ja zagłosowałem na biografię Wilimowskiego.
Wymieniłem z nim wtedy kilka wiadomości i napisałem mu, że gdyby przybył do mnie Marty McFly i pozwolił mi wybrać jedną datę i jeden mecz z przeszłości, który chciałbym zobaczyć na żywo, nie wahałbym się ani chwili.
1938, Strasbourg, Polska - Brazylia 4:4, po dogrywce 5:6 (z zaznaczeniem, że po powrocie od razu powiedziałbym mu, jak było naprawdę...).

Pan Leszek obiecał mi za to butelkę dobrej whisky. Dziś pewnie siedzi przy jednym stole z Wilimowskim i Scherke i już wszystko wie, my tu już zostaniemy w tej niewiedzy na zawsze.
12.01.2025 11:52 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
bear Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 199
Dołączył: Nov 2008
Post: #330
RE: Z gawry
Wziąłem się za lubelskie, wciąż nie mając na nie muzycznie pomysłu.
Jak to się czasami zdarza - życie przyszło w sukurs.
W sobotę przez przypadek i nieporozumienie zobaczyłem na żywo występ Paktofoniki, nie byłem na to gotowy i musiałem to jakoś przepracować.

RAP O CEBULARZU (LUBELSZCZYZNA)

https://suno.com/song/9427482b-eb45-49b2...00414fa430
13.01.2025 07:09 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
gioconda2 Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 1 505
Dołączył: Jul 2021
Post: #331
RE: Z gawry
bear napisał(a):RAP O CEBULARZU (LUBELSZCZYZNA)
Ciekawy utwór. Linia muzyczna urozmaicona, że hej! Wszyscy zazwyczaj najlepsze dają na początek (jak w biblijnej przypowiesci o winie) , a u Ciebie- od środka do końca. Tekstowo też (zawiera wszystko, po czym ślizga się w Lublinie "Prawdziwy ból i dużo więcej). Brawo, za "Nałęczowiankę". Do "Cebularza" wyśmienita. W rankingu - ociera się o podium, ale to musiałabym jeszcze raz wysłuchać czołówki, by ustalić kolejność. Choć "Maczugom z Jury" raczej nie zagraża.
13.01.2025 08:00 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 13 362
Dołączył: Aug 2008
Post: #332
RE: Z gawry
Hahaha, dobre dobre Icon_biggrin3 .

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&amp;num...gewidget=1]
13.01.2025 09:53 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
ku3a Offline
Administrator
*******

Liczba postów: 19 581
Dołączył: Jun 2007
Post: #333
RE: Z gawry
znowu jest KUL!
ciekawe, że "wokalista" nie wychwycił czym jest Bug i zaśpiewał po angielsku Icon_smile2.
13.01.2025 10:18 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 13 362
Dołączył: Aug 2008
Post: #334
RE: Z gawry
Tak, i Bi-ata Kozidrak Icon_lol .
Przesłuchałem jeszcze dwa razy i taki "miłosny", nastrojowy rap wyszedł - świetne, drugie miejsce u mnie zaraz za świętokrzyskim Icon_smile2 .

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&amp;num...gewidget=1]
13.01.2025 10:26 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
bear Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 199
Dołączył: Nov 2008
Post: #335
RE: Z gawry
gioconda2 napisał(a):Wszyscy zazwyczaj najlepsze dają na początek (jak w biblijnej przypowiesci o winie) , a u Ciebie- od środka do końca
trochę to wynika z tego, że nie mając żadnego doświadczenia z gatunkiem podchodziłem na początku do tematu jak pies do jeża, dopiero z czasem się rozbujałem.
ku3a napisał(a):ciekawe, że "wokalista" nie wychwycił czym jest Bug i zaśpiewał po angielsku
czasami chyba trzeba lekko oszukać system żeby osiągnąć efekt, ale wtedy odpada zabawa słowem.
Większą wpadkę zaliczyłem niestety ja. Oczywiście jest Cydr Lubelski a nie Lubuski (tam jest gin). Dziwne, że tego na nie wyłapałem, z drugiej strony to chyba najtrudniejszy do wyłapania błąd.
Miszon napisał(a):Tak, i Bi-ata Kozidrak
przez chwilę zamierzałem poruszyć temat, że dziś chodzi piechotą do lata bo straciła uprawnienia do prowadzenia pojazdów, ale ostatecznie uznałem, że to za gruby pocisk i nie chciałem iść w tę stronę.
Miszon napisał(a):Przesłuchałem jeszcze dwa razy i taki "miłosny", nastrojowy rap wyszedł - świetne, drugie miejsce u mnie zaraz za świętokrzyskim
kurcze.. niezręcznie tak pisać, ale nie wiem, czy to nie jest moja dotychczas ulubiona rzecz, zwłaszcza jeśli chodzi o proporcje między oczekiwaniami a efektem.
Momentami słyszę tam Lao Che, wstęp chyba naprawdę rapuje Spięty, potem jazzowa końcówka i możdżerowe wyciszenie.
Al chyba wie lepiej, jak to powinno brzmieć (tak jak w przypadku gulaszu - prosiłem o reggae, dostałem Rafała Brzozowskiego wymieszanego z Kupichą, ale też byłem zadowolony.
14.01.2025 01:09 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 13 362
Dołączył: Aug 2008
Post: #336
RE: Z gawry
Ej, faktycznie słychać Spiętego! (u mnie z kolei reggae śpiewa Monika Brodka, co mnie zbiło z pantałyku).
I nawet niektóre frazy są takie w jego stylu jeśli chodzi o tekst.

Zastanawiam się jeszcze, dlaczego na okładce singla jest dynia, a nie cebula Icon_wink .

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&amp;num...gewidget=1]
14.01.2025 01:44 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
bear Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 199
Dołączył: Nov 2008
Post: #337
RE: Z gawry
Miszon napisał(a):nawet niektóre frazy są takie w jego stylu jeśli chodzi o tekst.
"Jesteśmy waszą sportową stolicą" brzmi tu prawie jak "Płock żąda dostępu do morza"
14.01.2025 02:24 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 13 362
Dołączył: Aug 2008
Post: #338
RE: Z gawry
Na przykład! Icon_smile2

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&amp;num...gewidget=1]
14.01.2025 08:41 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
neo01 Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 813
Dołączył: Dec 2009
Post: #339
RE: Z gawry
Faktycznie całkiem nieźle wyszedł ten rap, u mnie też póki co podium Icon_smile
14.01.2025 11:15 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
bear Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 199
Dołączył: Nov 2008
Post: #340
RE: Z gawry
Przypadkiem w zeszłą niedzielę obejrzałem w tv MP w skokach (mistrzostwa odbyły się dzień wcześniej, ale nie znałem wyników więc nie miało to znaczenia).

W tym roku być może pierwszy raz w życiu nawet nie rzuciłem okiem na Turniej Czterech Skoczni, który zawsze był świętością. Zupełnie wypadłem z obiegu i ma to nie tylko związek z największym kryzysem w dyscyplinie od lat 90-tych. Odkąd weszły przeliczniki za wiatr i majstrowanie z belkami straciło to wszystko swój urok, a brzydka starość naszych orłów była gwoździem do trumny mojego zainteresowania.

Oglądałem te zawody i siłą rzeczy przypomniałem sobie swoje dawne wypady do Zakopanego - dość schematyczne, z oczywistym finałem. Rano często budziłem się z myślą, by zakraść się na Wielką Krokiew, założyć narty i sobie skoczyć.

Patrząc na pierwszych kilkunastu skoczków myślałem sobie, że oni chyba właśnie tę moją dawną pijacką fantazję realizują.
Gdyby zrzucić z rozbiegu worek ziemniaków, uplasowałby się pewnie gdzieś w środku stawki i miał lepsze noty za styl.

Dramatyczny był poziom tych zawodów. Trudno uwierzyć, że da się aż tak słabo skakać.

W najlepszej dziesiątce Mistrzostw Polski w skokach narciarskich dwóch Kazachów i 16-letni Słowak.

Niebywałe, co się stało z tą dyscypliną w Polsce.
Chciałbym kiedyś przeczytać uczciwą i rzetelną analizę tego upadku, jak do tego doszło.
Przecież było wszystko. Wyniki, pełne skocznie, klimat, plastrony i kaski obwieszone sponsorami jak choinka.
Przecież było oczywiste, że Stoch, Kubacki i Żyła wiecznie z peselem wygrywać nie będą i ktoś ich w końcu będzie musiał zluzować.
Smutno się patrzy, gdy dawni mistrzowie szorują bulę.

A jeszcze bardziej smutne, gdy grabarzem skoków jest ich największa legenda.

---

Spodek Super Cup, czyli tak naprawdę pierwsza "ambasodorska" integracja.
Turniej halowy w katowickim Spodku, na sztucznej nawierzchni, zorganizowany drugi rok z rzędu. Wzorem niemieckich turniejów był organizowany już w latach 90-tych, ale ze względu na kibolskie zadymy pomysł szybko porzucono.

Teraz by tego uniknąć, wybrano specyficzny sposób doboru drużyn, jest to po prostu turniej przyjaźni i fiesty na trybunach (inaczej się chyba nie da i jeszcze długo w tym kraju nie będzie dało).

Skład nie wyglądał ekskluzywne. Ze Śląska Górnik, Gieksa i ROW Rybnik, zza południowej granicy Banik Ostrava i Spartak Trnava, z niższych lig Wisłoka Dębica i JKS Jarosław plus zespół gwiazd Superbetu. Marketingowo turniej reklamowano jako sędziowany przez 3 arbitrów, którzy prowadzili finał mundialu (Marciniak i dwóch Listkiewiczów).

Słowo o samym turnieju - gra z żywymi bandami jako elementami boiska jest niebywałym wyzwaniem. Od kiedy znów grywam w piłkę wiem, że każda przerwa w grze w pewnym wieku jest kluczowa, by przetrwać. Celebrowanie każdego autu i wznowienie gry to nie tylko kradzież czasu, ale przede wszystkim szansa na złapanie regularnego oddechu.
Tutaj jazda jest cały czas i jest to niezwykle widowiskowe. Urocze też było obserwowanie, jak nieprzyzwyczajeni do takich zasad pilkarze próbują odnieść z tego korzyść, na przykład celowo strzelając w bandę obok bramki by piłka odbiła się w taki sposób, aby trafić pod nogi wbiegającego środkiem kolegi (bramkarze są w takich sytuacjach zupełnie porobieni i bezradni).

Ta dynamika sprawia, że mecze spokojnie mogły być krótsze - 20 minut to jednak za długo i w pewnym momecie zrobiło się trochę nużąco, na szczęście sporo działo się wokół turnieju.
Głównie były to pozytywne rzeczy, ale zdarzył się też przed finałem (na szczęście krótki) koncert Paktofoniki, na który nie byłem mentalnie ani w żaden inny sposób przygotowany.
Zmusza mnie to, bym w najbliższych dniach poszedł na jakiś koncert - moje życie nie jest aż tak parszywe, by ostatnim zespołem, który zobaczyłem na żywo przed 40stką była Paktofonika.
(ciekawostka - to też będzie śląski akcent).

---

O turnieju w Spodku głośno było w mediach głównie przez bandycki atak Lukasa Podolskiego na dzieciaka z Wisłoki Dębica w meczu o 3 miejsce.

Warto wyjść od tego, co zdarzyło się chwilę wcześniej. Podolski wyprowadzając piłkę spod swojej bramki trafia nią w nogi piłkarza Wisłoki, Górnik traci kuriozalnego gola i pod czaszką pojawia się gęsty dym. Po chwili wjazd wślizgiem na wysokości kolan w dzieciaka z Wisłoki, a potem jeszcze rzucenie piłką w jego głowę. Żółta kartka, bo mistrzowi świata wolno więcej, kolejny raz. Zdziwiła mnie postawa piłkarzy z Dębicy, żaden nawet do niego nie ruszył, a tak naprawdę mogli i powinni zejść wtedy z boiska.

Najważniejsze, że Poldi po meczu podarował chłopakowi swoją koszulkę.

[Obrazek: 6782e8a832e39-o-medium.jpg]

Gdyby mu rozwalił więzadła, to może dorzuciłby zniżkę na kebab.

"Tak czeba".

---

Nie wychodzą nam te romantyczne powroty w ostatnich latach. A raczej - wychodzą, ale tylko do czasu i niepotrzebnie są przeciągane.

Kuba - powrót, by ratować Wisłę jako piłkarz i jako inwestor, granie za symboliczne 500 złotych, które przeznaczał na bilety dla domów dziecka. Mógł być absolutną legendą, wolał wcielić w życie program "rodzina na swoim". Brat prezes, wujek trener, synowie Brzęczka przejęli stadionowy catering, który wiecznie nie dojeżdżał i jedzenie kończyło się w przerwie meczu. W efekcie szokujący spadek i oddanie pełni władzy w klubie człowiekowi, który nie powinien zarządzać nawet domowym akwarium. I kolejny sezon pierwszoligowej przeciętności jednego z największych klubów w Polsce, bez perspektyw na lepsze jutro.

Artur Boruc - super powrót zwieńczony ostatnim jak dotąd mistrzostwem dla Legii, idealny moment dla Króla, by abdykować. Przedłużył kontrakt o rok, prawie spadł z ligi, pokłócił się z prawie wszystkimi w klubie. Na pożegnalny mecz z Celtikiem musiał wykupić i rozdać sporą część biletów, by stadion nie świecił pustkami.

Kamil Grosicki. Wrócił, by wreszcie włożyć swojemu ukochanemu klubowi coś do gabloty. Dziś, gdy w Szczecinie dzieje się bardzo źle, szambo wybija coraz mocniej i historie, które krążyły po środowisku od dawna wypływają na wierzch. Dużo mówiło się o tym, że 1 maja zeszłego roku kibice Pogoni, którzy przyjechali do Warszawy dzień przed finałem Pucharu Polski musieli wziąść sprawy w swoje ręce, siłą doprowadzać piłkarzy do taksówek i wsadzać do hotelowych wind (dziś "Grosik" za powtarzanie tych plotek straszy procesami). Kamil zaczynał grę w Pogoni jako jeden z kilku Polaków podczas brazylijskiego eksperymentu Antoniego Ptaka. Za chwilę będzie jednym z kilku starszych piłkarzy, którzy zostaną w drużynie po masowej wyprzedaży. Nie o taką klamrę tu chodziło.

Podolski to trochę inna historia - on nigdzie nie wracał, a spełniał obietnicę daną swojej Babci i swojemu zmarłemu przyjacielowi, że na koniec zagra dla Górnika. Gdy zaliczał kolejne kluby w Japonii i Turcji, stało się to trochę żartem. A jednak. Zrobił to, i nie symbolicznie na moment, został tu na kilka lat. Zbudował swoją legendę, obalił nielubianą prezydent Zabrza, dzięki swoim kontaktom sprowadził za grosze kilku piłkarzy, których potem sprzedano z kilkukrotną przebitką. Jeździł na wyjazdy pociągiem z kibicami, kupił autokar dla akademii, brał udział w wielu akcjach charytatywnych.
To jedna twarz, ta druga niestety jest zupełnie inna... Ciągłe prowakacje, haniebny mecz z Piastem, gdzie powinien dostać trzy i pół czerwonej kartki, a dostał żółtą (bandycki wślizg w Kądziora, odepchnięcie Czerwińskiego, gest Kozakiewicza). Wyłapany przez kamery trash-talk z Exposito gdy powiedział mu, że mógłby kupić całą jego rodzinę.

Jako kibic Ekstraklasy bardzo chciałbym mieć sympatię i szacunek dla Podolskiego i tej historii, ale nie pomaga.
Jego problem polega chyba na tym, że dla niego świat kończy się w Zabrzu, Katowicach i gliwickiej Sośnicy, a na to, co mówią o nim w reszcie Polski ma zupełnie wywalone.

Cóż. Jeśli kiedyś sieć jego kebabów dotrze jakimś cudem do mnie, to chyba nie będę miał na niego ochoty.

---

Zapowiadałem jakiś czas temu swój udział w halowym Pucharze Niezdobywców Pucharów, który odbył się w sobotę w Radomsku.
To się nie wydarzyło, ale spokojnie - tylko z naszej winy. Nie do końca ogarnęliśmy zasad zgłoszeń i tego, że o udziale drużyn w turnieju zdecyduje internetowa sonda, która wybierze 8 uczestników turnieju.
Żadnej złej krwii - wpisowe i tak wpłaciliśmy, bo turniej był charytatywny, więc chociaż w ten sposób mogliśmy pomóc. I byliśmy tam obecni, bo organizują go nasi bardzo dobrze znajomi.

Nie ma w tym dramatu, bo czujemy, że my i tak swoje wygraliśmy. Od kilkunastu tygodni regularnie co poniedziałek spotykamy się o 20.00, by poharatać w piłkę.
Albo na hali, albo na nowopowstałym, cudownym sztucznym boisku w stylu Orlika (choć sporo mniejszym).
Trudno opisać, jak wielka to jest frajda dla nas, okołoczterdziestoletnich stetryczałych tubylców.
Spełnienie dziecięcych marzeń.
Sztuczna murawa równa jak dywan, piłka nie skacze, nie ma na co zwalić.
Bramki z siatkami, w której piłka cudownie trzepocze gdy się do niej trafi.
Sztuczne oświetlenie, przy którym czujemy się jak prawdziwi pilkarze.
I piłkochwyty, dzięki którym prawo Pascala nie obowiązuje.

Coraz nas więcej, chociaż przesadnie się nie zwołujemy, działamy bardziej analogowo - ustalamy godzinę i stawiamy się na miejscu, pojawia się ten, kto może.

Strzeliłem absolutnie cudowną bramkę krzyżakiem z powietrza. Wciąż nie wiem, co jest większym cudem - czy to, że piłka wpadła idealnie przy słupku koło ucha bramkarza czy jednak to, że składając się do tej zlatanowej akrobacji się nie połamałem, a chyba było blisko.

Cudowne jest też to, że choć w większości nie graliśmy z sobą w piłkę od kilkunastu lat (jeśli nie lepiej), to na placu wciąż rozumiemy się bez słów. Każdy wie, jakie piłki grać koledze, a jakich kolega nie lubi (mi na przykład wszyscy grają do nogi a nie na dobieg, bo wiadomo, że raczej nie dobiegnę, ale z piłką przy nodze, jeśli tylko mam miejsce i czas, to czasami coś wymyślę).

Puchar Niezdobywców Pucharów nie wyszedł, ale jest duży entuzjazm, by wziąć udział w tegorocznych Mistrzostwach Świata W Udawaniu Gry W Piłkę.
21.01.2025 01:17 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości