Byłem na koncercie Anathemy.
Zanim jednak o głównej atrakcji wieczoru, słów kilkoro o supportach.
Pierwszy wystąpił norweg
Petter Carlsen. Jeszcze 3 tygodnie temu w ogóle o nim nie słyszałem, ale po nabyciu wejściówki na koncert zobaczyłem że ma być jako support i udało mi się poznać jego jedyną jak dotąd płytę długogrającą, zeszłoroczną âYou Go Birdâ. To bardzo ciekawa płyta z paroma bardzo ładnymi balladami, a i nieco rockowych brzmień się na niej znalazło, np. w drugiej części utworu âHalfâ. Do płyt będących obecnie na mojej liście albumów najbliżej mu klimatem do Toma Helsena. Płyta jak wspomniałem zaintrygowała mnie i będę się z nią jeszcze zaprzyjaźniał. Sam występ nie był porywający, a początek wręcz słaby. Petter wystąpił sam na scenie z gitarą elektryczną, no i wspierał się âinnymi dźwiękamiâ. Zrzućmy to na karb tego że jest jeszcze początkujący i nikt mu nie wytłumaczył, że jak chce sam na scenie być to musi zmienić radykalnie aranże z płyty. W połowie występu natomiast, zaczęło się dziać nieco ciekawiej. Najpierw Petter stwierdził że ma dla nas niespodziankę i zapowiedział Dannyâego Cavanagh. Danny zasiadł za instrumentem klawiszowym i razem odegrali jeden kawałek. Potem Petter stwierdził że ma dla nas kolejną niespodziankę i zapowiedział Anneke Van Giersbergen, którą publika powitała burzą oklasków. Wtedy zrobiło się naprawdę ciekawie. Razem zaśpiewali piękny utwór ze wspomnianej na wstępie płyty Pettera: âThe sound of you and meâ. Ale to nie koniec. Na ostatni utwór do tej trójki dołączył jeszcze Vincent Cavanagh. Zagrali i zaśpiewali âPull the brakesâ z tej samej płyty Pettera. I na tym zakończył się 30-minutowy występ Pettera Carlsena.
Następna âw kolejceâ była
Anneke Van Giersbergen. Nie schodziła nawet ze sceny, tylko wzięła gitarę i zaczęła występ. Zagrała i zaśpiewała 3 utwory, a w przerwach dostawała spore dawki oklasków, dodam, zasłużenie. Oczywiście nie obyło się również bez wykrzyczenia przez kogoś âI love you ...â. Anneke podobnie jak ja nie zrozumiała co śmiertelnik wykrzyczał dalej i zapytała: âYou love my what ?â. Ale wróćmy do muzyki. Anneke w odróżnieniu od Pettera zdecydowała się na âakustyczneâ brzmienie gitary i postawiła na ekspresję swojego głosu. No tak, ale jak się ma taki głos, to można na niego stawiać
Utwory zaczynały się spokojnie, ale w środku Anneke pokazywała walory i możliwości swego głosu. Nie obyło się bez ciarek na plecach
. Później nastąpila dla mnie kulminacja jej występu, a mianowicie âAll I want is youâ. Uwielbiam ten utwór z repertuaru U2. Anneke zinterpretowała ten utwór za pomocą surowych środków (gitara akustyczna) i poruszającego śpiewu, szczególnie w drugiej części utworu. Wielka przyjemność. Ale to jeszcze nie koniec. Anneke zrobiła znany już publiczności numer, czyli zaprosiła gości. Na scenie pojawili się ponownie: Danny, Vincent i Petter i było już elektrycznie i gitarowo. Zagrali âMy electricityâ z repertuaru Gathering. Występ Anneke podobnie jak Pettera trwał 30 minut.
A potem była 30 minutowa przerwa i wyszli oni. Po krótkim intro, zaczęło się od pierwszych czterech utworów z nowej płyty. Kolejno: âThin airâ, âSummernight horizonâ , âDreaming lightâ i âEverythingâ. Bas rządził w powietrzu. Utwory zagrane zostały wyraźnie ostrzej i potężniej niż na płycie, co całkowicie zrozumiałe na koncercie. Po nich zabrał głos Vincent, powiedział że mają sporo jeszcze kawaków do zagrania i będą skakać z płyty na płytę i zapowiedział âA Natural Disasterâ. Trzy-utworowy set z tej płyty zakończył tytułowy kawałek. Po nim kolejne trzy utwory z najnowszej płyty, czyli: âAngels walk among usâ, âPresenceâ i âA simple mistakeâ. Następnie przyszła kolei na płytę âJudgmentâ, a z niej cztery pierwsze utwory pod rząd. I kolejny skok tym razem na płytę âAlternative 4â i z niej cztery kawałki. Podczas âLost controlâ sala śpiewała razem z wokalistą i nawet Danny przekręcił mikrofon w stronę publiki. Następnie 2 numery z płyty âA Fine Day To Exitâ oraz świetny âFlyingâ z âA Natural Disasterâ. A potem ostatnie trzy utwory z najnowszej płyty, a więc âGet off, get outâ, âUniversalâ i âHindsightâ. W tym ostatnim Vincent stojąc przy mikrofonie jeszcze dokładał trochę tła wokalnego. Gdy ten kawałek wybrzmiał do końca na scenie został sam Danny i wykonał âAre you there ?â śpiewając i grając na gitarze. Zespół powrócił w pełnym składzie razem z Lee Douglas by wykonać âParisienne moonlightâ. Lee zresztą przez cały koncert pojawiała w utworach w których występuje głos żeński, a po ich zakończeniu szybciutko czmychała ze sceny. W tym końcowym fragmencie koncertu Vincent był już mocno rozluźniony. Zapytał kogoś pod sceną czy mu da swoje piwo i tamten dał, a Vincent wziął, pociagnął dwa łyki i po chwili oddał piwo fanowi. Zresztą po następnym utworze wrócił już z własnym piwem, a Jamie Cavanagh z kolei z lampką czerwonego płynu
. Było tradycyjne na zdrowie i degustacja. A muzycznie była już finałowa kulminacja: âOne last goodbyeâ ciągle z âJudgmentâ. Potem krótka przerwa i Vincent ogłosił ku radości publiczności, że specjalnie dla nas zagrają po raz pierwszy na tej trasie utwór âA dying wishâ. To z drugiej płyty âThe Silent Enigmaâ. Nie jestem zwolennikiem tego okresu ich twórczości. Metalowy wokal kompletnie mi nie pasuje, ale na koncercie ten utwór zabrzmiał świetnie. Wokal Vincenta w tych ostrych momentach był ładnie schowany za potężnym brzmieniem instrumentów. Sala szalała, podłoga podskakiwała mi pod nogami. Podobnie jak w ostatnim utworze koncertu czyli âFragile dreamsâ z âAlternative 4â. Na ten utwór do zespołu dołączył Petter Carlsen. Chodził między muzykami nagrywał z bliska na kamerze wszystkich muzyków jak również publiczność i czasami produkował coś do mikrofonu wturując głosowi Vincenta. Ale kto by mógł go usłyszeć schowanego za lead vocalem i w ogólnym tumulcie i ekstazie w jaki wpadła publika po raz ostatni na tym koncercie. W jednej z przerw pod koniec koncertu Jamie zagrał 2-3-sekundowy cytat z âAnother one bites the dust", ot taki smaczek. Ale to nie był jeszcze koniec. Później nastąpiło coś co właściwie trudno opisać. Na scenie pojawili się wszyscy bohaterowie wieczoru, a więc cała Anathema oczywiście z Lee oraz Anneke i Petter i ... rozpoczęli jakiś dziwaczny, chaotyczny taniec na scenie.
I tak zakończył się ten wspaniały trwający 2h 40min. koncert. Ale tego się spodziewałem. Anathema dobrze wypada na koncertach, bo to koncertowe zwierze jest
. To już mój 2,5 koncert Anathemy i jeszcze mnie nie rozczarowali.
Ale to nie koniec przeżyć dla mnie tego wieczora, gdyż poczułem jak coś lekkiego uderza mnie w tors. Popatrzyłem, nic mi się nie przykleiło, patrze pod nogi, leży coś, podnosze, patrze, ooo, piórko do gitary
. Piórko wiedziało gdzie mnie trafić, przez koszule na pewno bym nie poczuł
. I tak stałem się posiadaczem, kolejnej, niespodziewanej pamiątki z tego koncertu
Informacje o koncercie:
Data: 04.10.2010
Miejsce: Kraków, klub Studio
Wystąpili:
Anathema w składzie:
Vincent Cavanagh â śpiew, gitary
Danny Cavanagh â gitary, śpiew, instrumenty klawiszowe
Jamie Cavanagh â gitara basowa
John Douglas â perkusja
Les Smith â instrumenty klawiszowe
plus Lee Douglas â śpiew (tylko w utworach z żeńskim wokalem)
Supporci:
Petter Carlsen â śpiew, gitara
Anneke Van Giersbergen â śpiew, gitara
Program koncertu:
1. Petter Carlsen (30 minut) â m.in.:
- You go bird
- The sound of you and me â with Anneke Van Giersbergen & Danny Cavanagh
- Pull the brakes â with Anneke Van Giersbergen , Danny Cavanagh & Vincent Cavanagh
2. Anneke Van Giersbergen (30 minut) â m.in.:
- Shrink
- All I want is you (cover U2)
- My electricity (z repertuaru The Gathering) â with Danny Cavanagh , Vincent Cavanagh & Petter Carlsen
3. Anathema (160 minut):
- Thin air
- Summernight horizon
- Dreaming light
- Everything
- Balance
- Closer
- A natural disaster
- Angels walk among us
- Presence
- A simple mistake
- Deep
- Pitiless
- Forgotten hopes
- Destiny is dead
- Shroud of false
- Lost control
- Destiny
- Empty
- Panic
- Temporary peace
- Flying
- Get off, get out
- Universal
- Hindsight
- Are you there ?
- Parisienne moonlight
- One last goodbye
- A dying wish
- Fragile dreams