Właściwie mógłbym podobnie napisać, ale przy słuchaniu pomijam te wkurzające przerywniki i wtedy jest nawet OK. A za wiele ważnych dla mnie kawałków tam jest, żeby ją pominąć.
35. 2TM2,3 – Pascha 2000
Z pozdrowieniami dla beara (dzięki któremu przypomniałem sobie o tej płycie) i kumpla z akademika, który wówczas przez wiele tygodni wtłaczał mi ją do głowy
A o muzyce mogę powiedzieć, że to kawał bardzo solidnego chrześcijańskiego rocka, dla mnie takie
creme de la creme tej formacji. Jest i bardzo czadowo, jest też refleksyjnie i lirycznie - tak jak lubię.
34. Green Day – 21 Century Breakdown
Poprzedni album rozbudził spore nadzieje i ta płyta ich nie zawiodła. Próba nagrania czegoś koncepcyjnego nie wyszła może idealnie, może jest trochę za długo, ale na pewno jest tu na tyle dobrych rzeczy, że obok poprzedniczki można ją zaliczyć do klasyki rocka tamtego okresu.
33. Happysad – Wszystko jedno
Debiut formacji ze Skarżyska-Kamiennej był oczywiście wielkim wydarzeniem dla ówczesnych młodych fanów gitarowych brzmień i wówczas ta płyta prezentowała się naprawdę znakomicie. Dziś już jej tak wysoko nie oceniam, jednak widać spore niedoróbki produkcyjne, wokalne, instrumentalne, ale jednego nie można jej odmówić: ma w sobie cały czas mnóstwo młodzieńczego uroku, który ujął nas wówczas tak bardzo.
32. Red Hot Chili Peppers – By the Way
Tutaj z kolei "Californication" postawiło bardzo wysoką poprzeczkę. Co prawda nie udało się w mojej opinii jej przeskoczyć, ale było całkiem blisko, bo to moim zdaniem całkiem udany album (może znów odrobinę za długi
, ale u nich to akurat częsta sytuacja). W każdym razie przyjemnie było do niego wrócić po latach.
31. Raz Dwa Trzy – Młynarski
Świetna koncertówka: wspaniałe, piękne, wzruszające i ironiczne teksty podane z lekkością wokalną i instrumentalną finezją i rozmachem (plus małe smaczki <3).