Dyfeomorfizm
ajatollah
Liczba postów: 1 076
Dołączył: Oct 2020
|
RE: 2000s - top 50
10. Animal Collective "Merriweather Post Pavilion" (2009)
po ogromnym sukcesie "strawberry jam" i "person pitch", solowego albumu pandy bear, animal collective znaleźli się na świeczniku; eksperymentowanie z elektroniką i wieloma odcieniami psychodelii zaprowadziło ich na kalifornijskie plaże, a konkretnie do estetyki beach boysów; stosując bardzo doń zbliżone harmonie wokalne i gęstą produkcję, uzyskali bodaj najładniejszy awangardowy pop lat 00., co stanowiło wyzwanie tym trudniejsze, że całość niekrótkiej przecież płyty zasadza się na trzech klawiszowych akordach i swego rodzaju jednostajności - owszem, melodyjnej, ale nieprzesadnie progresywnej; okazało się to strzałem w dziesiątkę, bowiem wykrystalizowana wedle tej recepty hipnotyzująca aura pozwala dosadnie poczuć inspiracje i nurty przepełniające tą muzykę - od afrykańskich rytmów, przez namiętną, letnią psychodelię, na pełnej furii elektronice skończywszy; "my girls", "summertime clothes" i "brother sport" to dzieła mówiące same za siebie, definiujące brzmienie ery poprzedzającej epokę "my beautiful dark twisted fantasy"
09. Boris "Pink" (2005)
rozczulające, jak bardzo japoński zespół zignorował ówczesne trendy i postawił całkowicie na swoim; podczas gdy rock od czasów metalliki ewoluował w muzykę dla zbuntowanych trzynastolatek, boris pokazali wszystkim środkowy palec, również post-rockowym tuzom spod znaku gybe!; tytuł i okładka "pink" dostarczają też bodźców sarkastycznych - wprawdzie jest tu trochę różowego shoegaze niczym w "loveless", ale wystarczy delikatna zdolność odbierania synestezji, by dostrzec jak czarna to muzyka; nie brak również szeregu odwołań do klasyków hard rocka, co znajduje potwierdzenie w riffach rodem z black sabbath czy led zeppelin, lecz boris nie są ani trochę wtórni; każda chwila jest przepełniona treścią, żywiołowymi emocjami i monumentalną elegancją; furorę robi też produkcja - nie wiem ile razy odsłuchiwano cały materiał przed jego publikacją, ale brzmi to tak, jakby postawiono sobie za punkt honoru wyboostować siłę rażenia każdego dźwięku; to się udało w 100% i szkoda tylko, że na następnych krążkach zespół wędrował coraz bardziej w kierunku dream-popu
08. Sufjan Stevens "Illinois" (2005)
sufjan szybko wypełnił próżnię po elliocie smithie, wznosząc szeptany indie folk na zupełnie inny poziom; tam bowiem gdzie elliott kończył, tam sufjan zaczyna, umieszczając swoją osobistą historię na tle dużo szerszej opowieści; "michigan" pozwoliło sufjanowi skonfrontować się z emocjami związanymi z rodzinnym stanem, "seven swans" ociekało odniesieniami do biblii i nawarstwiającymi się doznaniami duchowymi, natomiast "illinois" podjęło oba te tematy, zahaczając zarazem o sporo więcej; sama treść, choć poruszająca, liryczna i mistyczna, nie jest jednak największym atutem albumu; już od pierwszych dźwięków zauważalny jest bowiem ogromny progres techniczny - instrumenty brzmią pełniej, głos sufjana chowa się za rozmytą produkcją tylko wtedy, gdy emocje naprawdę sięgają zenitu, a marzycielskie, impresjonistyczne melodie przenoszą na południe krainy wielkich jezior; "illinois" zawiera wiele chwil oczyszczenia, które są konieczną konsekwencją przeszywających zwierzeń i melancholii, ale mimo ogromnej roli formy, sufjan pozostał na wskroś ludzki; "chicago", "casimir pulaski day" czy "john wayne gacy, jr." dowodzą najwyższej klasy kunsztu songwriterskiego, podobnie jak nietuzinkowa aranżacja, na czele z połączeniem trąbek i smyczków; a w tym wszystkim nie zagubił się duch elliotta - "illinois", jak sugeruje okładka, łatwo poczuć - namacalne, takim jakim widzi je sufjan, ale też swoje własne, opowiadające niepowtarzalną historię
07. Arcade Fire "Funeral" (2004))
arcade fire wkroczyli na wielką scenę z przytupem, wszak ich debiutancki krążek okazał się jednym z definiujących momentów dekady, zyskując z miejsca status współczesnego klasyka; "funeral" stanowi punk kulminacyjny indie rockowej fali, która od lo-fi, przez post-punk revival, dotarła do stanu stopnienia z art popem; arcade fire nie nagrywali wprawdzie piosenek nastawionych na sukces komercyjny, ale bez wątpienia starali się przekonać do siebie masowego odbiorcę, co udało im się znakomicie; ogromna w tym zasługa inteligentnego budowania piosenek, które ociekają dramaturgią, wchłaniając umiejętnie emocje; "neighborhood #1 (tunnels)" emanuje wszystkimi najlepszymi cechami arcade fire, wprowadzając przewodnią tematykę albumu - śmierć, żałobę i przemijanie; "neighborhood #2 (laika)" opiera się na bardzo prostym motywie muzycznym, ale mieszanka damskiego i męskiego wokalu, w dodatku obu bardzo przejętych, czyni z tej piosenki dzieło wstrząsające; "neighborhood 3 (power out)", "wake up" czy "rebellion (lies)" są zaaranżowane w przytłaczający sposób, przeplatając smyczki, organy, syntezatory i basy; "funeral" na całej rozciągłości pozostaje bezkompromisowe, ziejąc undergroundowym ogniem w twarz niespodziewającemu się tego słuchaczowi, którzy chciał sobie tylko popłakać
06. The Strokes "Is This It" (2001)
początek nowego tysiąclecia nie wróżył rockowi zbyt optymistycznie; wiele wskazywało na to, że pozostanie on gatunkiem dla stetryczałych apologetów starych, dobrych czasów, a kolejni rockowi artyści będą go coraz bardziej rozwadniać i karykaturować; rzeczywiście tak się stało, ale po drodze pojawił się jeszcze ostatni bastion szlachetnego gitarowego brzmienia - the strokes i zapoczątkowane przez nich odrodzenie garażowego rocka na wielką skalę; zespół wyraźnie inspirował się największymi tuzami lat 70., by wymienić choćby the stooges czy ramones, co znalazło odzwierciedlenie w przytłumionej produkcji i rozmytym, lecz ostrym wokalu; "is this it" góruje jednak nad swoimi wielkimi poprzednikami przebojowością - nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że każdy utwór jest niemiłosiernie chwytliwy, a melodie oraz gitarowe riffy tryskają energią i czystą radością z procesu twórczego; warstwa tekstowa dostarcza szyderczych wizji zmieniającego się świata z wyeksponowaną rozwiązłością, coraz większą samoświadomością, skutkującą wzrostem postaw depresyjnych i apatycznych, i próbą intelektualnego buntu skazanego na porażkę w obliczu możliwej ucieczki w hedonizm; "last nite", "someday" czy "alone together" należą do najlepszych rockowych piosenek xxi. wieku, a reszta dotrzymuje im kroku; "is this it" jest albumem tak samo dobrym, jak potrzebnym - znalazł masę naśladowców, przyspieszył konwergencję gatunkową i wychował całe pokolenie, ukazując przy tym wartość ewolucyjnego konserwatyzmu
|
|