RE: Radio SAM - Top 50 Piosenek Dance-Pop Lat 00. Guma Balonowa Turbo
30. The Supermen Lovers - Starlight (2001)
Trudno jest stworzyć piosenkę, która brzmiałaby jednocześnie skrajnie optymistycznie, żywo i beztrosko, a zarazem stylowo. I tak można by określić „Starlight”, które garśćmi czerpie z organicznego, czarnego funku i disco, m.in. jeśli chodzi o warstwę rytmiczną, czy wzmacniające przekaz gospelowe chórki, oraz aplikuje to do house’owego paradygmatu (disco/funky/french). Delikatne muśnięcia gitary i chórkowe refreny przywołują na myśl wakacje, egzotyczne plaże… niecałe trzy minuty raju w twoich słuchawkach. Choć był to olbrzymi przebój 2001 roku na Wyspach, w Polsce jakimś cudem nie zostało to nagranie dostrzeżone.
29. Annie - Heartbeat (2004)
Śmiem napisać, że najlepiej sprzedający się w naszym topie utwór Annie (czy nie zdradzam za dużo?) jest najmniej taneczny i wystrzelony w kosmos ze wszystkich tych, które brały udział w eliminacjach i są autorstwa Norweżki. To nie parkietowy korkociąg, a raczej miejski pop ze wzruszającą historią w tle. Zaraźliwy za sprawą miękkich półdźwięków, przyjemnie wystukującego rytm bębenka i organicznych eko-składników użytych do wyrobu końcowego produktu – nie jest to co prawda pierwszoklasowy banger, ale na szczęście „pierwszą klasą” można być w różnych kategoriach. Dla Annie „Heartbeat” to nie tylko posłaniec jej jakże osobistej historii o partnerze, który zmarł na zawał serca w bardzo młodym wieku, ale też pierwszy jej utwór tak szeroko odnotowany na świecie. Dający w gruncie rzeczy dobry pogląd tego, co u Annie najlepsze, gdy ta postanawia czasem zwolnić nieco z wysokich obrotów. Są więc słodkie wokale, które na szczęście trzymają lukier odpowiednio skondensowany, jest oniryczna otoczka zaspanego po długiej sobotniej imprezie Oslo i słyszalna na całej rozpiętości nagrania ekscytacja w oczekiwaniu na kolejną szaloną noc. Coś jeszcze? Tak – to ta wyjątkowo piękna afirmacja najprostszych ludzkich potrzeb, które znajdują w „Heartbeat” swoje najczystsze ujście.
28. Andain - Beautiful Things (2003)
Jeżeli w składzie głosujących znajduje się dwóch transowców to było oczywiste, że Andain nie mogło zabraknąć w tym topie. Projekt pierwotnie tworzony przez trójkę Amerykanów: wokalistkę Mavie Marcos, producenta Josha Gabriela oraz gitarzystę Davida Pennera był najważniejszym odkryciem sceny klubowej w latach 2002-2003. Gigantyczny udział w promocji Andain zaliczył Tiësto oraz jego wytwórnia Black Hole Recordings, ponieważ muzyka tego projektu znajdowała się na głośnych kompilacjach z serii „In Search of Sunrise” (debiutancki utwór „Summer Calling”) oraz „Nyana” (pierwsza publiczna publikacja „Beautiful Things”). Promocja przez Tiësto tak mocno utkwiła w świadomości słuchaczy, że do tej pory można znaleźć w sieci ten utwór błędnie otagowany jako należący do Tijsa… Dlaczego piosenka odniosła tak gigantyczny sukces? Bo trafiła na niezwykle podatny grunt. Do słuchaczy emocjonalnych, melancholijnych, zakochanych w melodii. Trzeba powiedzieć też, że wykorzystanie gitary wśród trance’owych producentów gdzie syntezatory wiodły prym w roku 2003 było jednak czymś wyjątkowym (pomijam psytrance, to zupełnie osobny temat). Dołóżmy do tego rozmarzoną Mavie, opowiadającą o kryzysie mentalnym w którym obecnie tkwi i znajdziemy odpowiedź dlaczego tak wiele osób dało się porwać wówczas i trwa w tym zachwycie do dzisiaj. Siłą tego utworu jest również to, że nostalgii płynącej z ust Mavie przeciwstawia się muzyka z której bije ciepło, czuć w niej optymizm, wlewający nadzieję na lepsze jutro. Powiedzmy sobie jasno - „Beautiful Things” na zawsze pozostanie jednym z najważniejszych utworów trance, niezależnie od jego jak silnie popowa jest jego konstrukcja. To żywy pomnik tego gatunku. I na wszystkie laury płynące w jego kierunku w pełni zasługuje.
27. Armin van Buuren - In And Out Of Love (feat. Sharon den Adel) (2008)
Utwór który zdefiniował karierę Armina na nowo. To na nim zbudował swoją pozycję w świadomości europejskich słuchaczy spoza zamkniętego kółka wzajemnej adoracji czyt. światka trance. Jeszcze przed albumem „Imagine” było słychać u Armina ewidentne ciągoty do popowych konstrukcji (choćby „Shivers”) niemniej to wciąż był trance. Dopiero „In & Out of Love” wywróciło wszystko. To ta piosenka była podwalinami późniejszych decyzji o podboju rynków azjatyckiego oraz amerykańskiego. To czy ewolucja, której byliśmy świadkami była korzystna dla poziomu jego muzyki to temat na zupełnie inną opowieść (ja oczywiście powiem, że ABSOLUTNIE NIE). Dlatego wydawałoby się, że powinienem mieć żal, że przez sukces jednej piosenki zaczęto budować nowy wizerunek Holendra, że Armin stał się wielkim projektem muzyczno-marketingowym nader często opowiadającym o swoich korzeniach, a muzycznie często po prostu temu przeczący… ale nie potrafię. Bo to kawał znakomitej popowej piosenki. Ta zaskakująca, pozornie niepasująca zupełnie do siebie kolaboracja z popularną w Holandii Sharon den Adel była promocyjnym strzałem w 10. Zabawy syntezatorami, oparte na krótkich, ale chwytliwych i wpadających ucho motywach oraz połamana rytmika, której źródeł inspiracji szukałbym w Paul van Dykowym „Let Go” są znakomitym paliwem napędowym dla tej piosenki. Natomiast nie da się ukryć, że sam(a) rytm/melodia nie wystarczyłaby do sukcesu – tutaj należy oddać Sharon co należne. To ona nadała tej piosence duszę, swym głosem stworzyła swoistą aurę, którą wątpię aby udało się osiągnąć z udziałem innej wokalistki.
26. Natalie Imbruglia - Want (2009)
Pozycja wypromowana głosami jednego układającego, dla którego okazała się absolutnym odkryciem eliminacji do topu. Czarne stroje Natalie z teledysku (w momentach gdy nie szczuje obojczykami i kusi błękitnymi oczętami) w naturalny sposób nadały jej pozycję czarnego konia zestawienia. „Want” to rzecz totalnie oderwana od tradycyjnego wizerunku Australijki. Zamiast akustycznej gitary prym wiodą imitujące smyczki syntezatorowe smagnięcia, a szarpana krótkimi pociągnięciami gitara elektryczna wraz z połamaną rytmiką utworu pędzi przed siebie w szaleńczym tempie. Z drugiej strony naprzeciw temu staje elegancki, wyjątkowo art-popowo brzmiący głos Natalie. Czy to narodziny trzeciej Minogue? Jak pokazały kolejne piosenki Imbruglii, tylko jednorazowo. Ale warto było!
25. Pet Shop Boys - Love etc. (2009)
Specyfiką czytania o kolejnych płytach Pet Shop Boys wydawanych w XXI w. jest fakt, że przy okazji każdej premiery pierwszego singla zwiastującego nowy materiał można być pewnym, że natrafi się w końcu na medium głoszące slogan w rodzaju „their best single since Can You Forgive Her, a genuine return to form”. Niewątpliwie Brytyjczycy mieli zazwyczaj dużo szczęścia do wybieranych przez siebie w ostatnich dekadach singli. I o ile po latach można wejść w filozoficzny spór na temat wyższości „I’m With Stupid” nad „Love Etc.” lub odwrotnie, to tylko drugie z tych nagrań kryje historię godną topu najlepszych nagrań dance-pop. Wyprodukowany przez team producentów z Xenomanii singiel zasłynął m.in. z tego, że radio BBC 1 ostatecznie odmówiło jego prezentacji na antenie, tłumacząc decyzję „nieadekwatnym do wieku słuchaczy rozgłośni profilem grupy”. Był to przyczynek do pewnej małej afery środowiskowej i dyskusji, która być może pomogła „Love Etc.” stać się rzeczywiście najbardziej znanym nagraniem PSB w XXI w., a przy okazji na tyle tanecznym, żeby dać mu zielone światło w naszym plebiscycie. Nie jest to co prawda klasyczny stomper, jednak wszelkie braki w tej materii wynagradza pseudo-szantowy i niedający się wyplenić z głowy refren, rozmarzona aura podkreślająca ironiczny wydźwięk utworu oraz – jak to często w przypadku propozycji duetu bywa – wyjątkowo przemyślany i inteligentny tekst podparty o leniwie bounce’ujące beaty.
24. Way Out West - Mindcircus (2001)
Klasyczny reprezentant progressive breaks, nurtu czerpiącego pełnymi garściami z najlepszych elementów breakbeatu (rytmika) oraz progressive trance (melodyka). „Mindcircus” pomimo osadzenia w popowym szkielecie nie straciło nic z walorów prezentowanych przez wcześniej wymienione gatunki. Utwór to melancholijna jazda bez trzymanki pełna syntezatorowych padów, efekciarskich szumów nadających przestrzeń, prowadzona przez połamaną sekcję perkusyjną, której kroku stara się dotrzymać pędzący piano motyw, a misternie zbudowaną atmosferę dopełnia wokal Tricii Lee Kelshall. Progressive breaks zawsze charakteryzował się zdolnością przenoszenia odbiorcy w zupełnie oderwane od rzeczywistości stany świadomości – Way Out West zagrali na emocjach spełniając podstawowe założenie z nawiązką nie zaniedbując przy tym ani przez moment wartości artystycznej.
23. Little Boots - New in Town (2009)
Miałem przyjemność śledzić karierę Victorii Hasketh od samego początku i obserwować jej stopniową transformację – od ulubienicy brytyjskich rodzin słuchających w sobotnie popołudnia BBC Radio 2 aż po DJ-kę, która pod osłoną nocy konstruuje wypełnione muzyką house sety w najbardziej modnych miejscówkach w Londynie. Dzisiaj skupimy się na tej pierwszej wersji – czy lepszej? To już kwestia uznaniowa, ale nie da się zaprzeczyć, że „Hands”, debiutancka płyta Little Boots, wprowadziła sporo fermentu do ciążącego jednak zawsze bardziej ku łatce „glamour” świata brytyjskiego dance-popu. W „New in Town” Victoria rzeczywiście wzięła sobie do serca tytuł nagrania, pokazując, że można występować i śpiewać z pozycji swoistego outsidera – stąd utwór o inicjacji, o ludziach, którym ufać nie wolno oraz o świecie, gdzie wypada znaleźć wyjątkowego, własnego przewodnika i nie chadzać tymi najbardziej wydeptanymi ścieżkami. Być może reszta materiału na „Hands” nie bawiła już taką bezpośredniością, ale pochodzący z niej pierwszy singiel, zadziorny zarówno w sferze tekstu, sposobu jego podania (ten niemal rapowany refren!), jak też rozdzielający electropopowe kuksańce niczym bokser u szczytu formy, w pełni zasłużył na odnotowanie w annałach.
22. Girls Aloud - Sound Of The Underground (2003)
Na tym etapie to już truizm, że chyba żaden debiutancki singiel girlsbandu złożonego w talent show nie wstrząsnął światem muzycznym tak, jak ten. Był to przełom też dla Richarda X i Xenomanii – drużyna producencka, która w Girls Aloud znalazła sobie idealny wręcz poligon doświadczalny dla swoich nietypowych pomysłów. I tak powstało „Sound of the Underground”, które pomimo doskonałego popowego piosenkopisarstwa, faktycznie czerpie przede wszystkim z innych źródeł. Budują ją surf-rockowe gitarowe zagrywki – szczególnie intensywne w refrenie, które efektownie kontrastują z drum’n’bassowo rytmiką – bardziej wyraźną w zwrotkach, gdzie może budzić odległe skojarzenia np. z Kosheen. Słychać też nieco hip-hopowe akcenty. Trudno nie dać się porwać tej niecodziennej miksturze.
21. Shakira - Objection (Tango) (2001)
Shakira to połączenie idealne – z Ameryką Łacińską kojarzą się zwykle gwiazdki jednego przeboju, łamacze serc o prawdziwie łacińskich imionach typu Heinrich (tylko że przetłumaczonych na hiszpański), przesadnie kiczowate odwołania do lokalnych styli muzycznych i języków (angielsko-hiszpańskie refreny), dlatego tak nietypowo prezentowało się jej międzynarodowe przebicie – piosenki doszlifowane produkcyjnie, do bólu szczere, zaśpiewane niemal w punkt, a jednocześnie nijak nie tracące tego łacińskiego ognia; najlepszym tego odbiciem jest „Objection”, które jest idealnie melodyjne, porywa w rytm tango, a jednocześnie dobitnie podbija ją surfowa gra gitary.
Prace nad nową Muzyczną Galaktyką trwają. Żegnaj phorum.pl, witaj niezależności!
https://rateyourmusic.com/~Szysza32
|