Wczoraj nie miałem siły na komentarz:
1. Zaczynam ponownie doceniać
Bright Horses. Po wstępnym zachwycie przyszła fala znudzenia, po to, żeby teraz znowu zachwycać się każdym aspektem tego utworu. Jeszcze nie tak dawno zarzekałem się, że >30 tygodni na mojej liście zdarza się raz na 5 lat, a będę musiał tę statystykę zaktualizować.
2. Pisałem i będę to często powtarzał - od utworów, które wpadają na podium mojej listy po dwóch, trzech tygodniach, wolę w ostatecznym rozrachunku te, które dobijają się do niego 10 tygodni albo jeszcze więcej. Utwór taki zaczyna bardzo niepewnie, żeby z czasem kiełkować w mojej głowie, być poddanym szerokiej interpretacji i ostatecznie wypuścić przepiękny kwiatostan. I tak właśnie jest z
Ogniem. Wczoraj odrobinę zepchnięty przez Pearl Jam, powróci ze zdwojoną siłą.
3.
Night Flight To Kabul (kojarzy mi się ciągle z piosenką z Bangkokiem w tytule
) dotarł już na tyle wysoko, że zainteresowałem się całą płytą Marka Flanegana. Muszę powiedzieć, że: a) będą kolejne, b) przeszłość w QOTSA była miłym zaskoczeniem.
4. Kevin Parker był do tej pory na mojej liście z JEDNYM utworem. Bo albo nagrywa on coś zachwycającego, albo słabiutkiego. Krzywa Gaussa zawodzi. W
Lost In Yesterday słychać PSB i dobrze.
5. Płyty Julii Marcell i Iggy Popa przesłuchane. Z tej mąki więcej chleba już (raczej) nie będzie.