Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 1 Głosów - 5 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #101
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Pet Shop Boys ALWAYS ON MY MIND 1987 singiel / 1988: Introspective
w BTW od: 2010, ale znałem od zawsze





To chyba pierwszy kawałek w BTW, który znalazł się w zestawieniu w dwóch wersjach.

Chyba trochę już o tym pisałem przy Presleyu, ale nie jestem tak naprawdę pewien, którą wersję poznałem jako pierwszą. W latach 80-tych wersja PSB na pewno była jedną z moich ulubionych piosenek przez pewien okres, ale niewykluczone że wcześniej znałem Elvisa. Z kolei w drugiej połowie lat 90-tych była to moja ulubiona jego piosenka. Najzabawniejsze jest to, że przez pewien czas nie miałem świadomości, że ten numer który tak lubiłem dawniej, ale nie pamiętam jego wykonawcy, to jest ten sam numer, który śpiewał Presley Icon_mrgreen . Z dzisiejszej perspektywy różnica nie wydaje mi się jakaś bardzo duża - owszem, PSB przyśpieszyli piosenkę, nadali jej tanecznego zamiast gospelowego sznytu i wstawili dwa jakże istotne akordy zmieniające nieco nastrój refrenu, ale to w zasadzie wszystko. Wtedy najwidoczniej aranż przesłonił mi nawet melodię i dlatego miałem taki "dwuizm" dotyczący tego kawałka.

Ciekawostka: cover powstał nieco przypadkiem, raczej nie z intencją wydania go na jakiejś konkretnej płycie, tylko w ramach jednorazowego występu. Mianowicie telewizja ITV zaprosiła kilkunastu wykonawców do zagrania znanych piosenek Presleya w swoim programie z okazji dziesiątej rocznicy jego śmierci. Zespół wybrał właśnie ten numer. Ale okazało się, że wersja jest tak dobra i tak podoba się ludziom, że zwrócono na nią uwagę już w trakcie programu, a po nim była cały czas wspominana, ludzie dzwonili i pytali się, gdzie można kupić i usłyszeć ponownie tę piosenkę. Zaskoczeni, że występ zrobił takie wrażenie, w odpowiedzi na liczne prośby, chłopaki postanowili w takim razie nagrać numer na singla, który potem okazał się wielkim przebojem na całym świecie, a kiedy w 2004 "Daily Telegraph" zrobiło listę najlepszych coverów wszech czasów, umieściło PetShopowe "Always on My Mind" na zaszczytnym miejscu drugim.

Statystyki:
US - 4
UK - 4x1m.
LPP3 - 7x1m.(!)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
04.11.2014 01:22 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #102
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Suzanne Vega LUKA 1987 Solitude Standing
w BTW od: 2007-08




(Grammy 88. To wykonanie bardziej pozwala skupić się na tekście)

Nie byłem (i nie jestem) co prawda nigdy wielkim fanem tego nagrania, ale doceniam jego wagę jako jeden z większych przebojów kobiecego alt popu (czy jak to nazwać) z naleciałościami altfolkrocka (czy jak to nazwać). Nie jest to też mój ulubiony numer Zuzanny, co dla was oznacza, że w BTW się jeszcze ona pojawi. Zawsze traktowałem jako przyjemną popową piosenkę z trochę banalną melodią i takimż aranżem, śpiewaną przez niepozorną, spokojną chłopczycę. I wpadłem w pułapkę, w którą pewnie nabrało się wielu słuchaczy, gdyż mamy tu do czynienia z kolejnym klasycznym przykładem utworu, którego warstwa muzyczna przysłania warstwę tekstową i prowadzi do często złego jego odczytania.

Bo to wcale nie jest "przyjemna popowa piosenka o niczym", tylko numer o stanowczo ponurym tekście, dość rzadkim w muzyce popowej, a traktującym owszem o dziewczynie o imieniu Luka i to tyle pewnie wie przeciętny słuchacz, ale jest to dziewczyna która opowiada nam swoje zdecydowanie ponure przeżycia dotyczące przemocy wobec dzieci w rodzinie, której ofiarą padła. Niektórzy interpretowali kontrapunkt tekstu i muzyki w ten sposób, że obrazuje to zjawisko wyparcia, charakterystyczne dla osób mających w dzieciństwie tego rodzaju problemy i trzeba przyznać, że to bardzo interesująca interpretacja, szczególnie że Suzanne opowiada historię Luki dość beznamiętnie, podmiot liryczny nie użala się nad sobą, traktując swoją historię dość pobłażliwie, może nawet jako coś normalnego, co owszem się zdarza, ale nie ma się nad czym rozczulać.

Piosenka dostała 3 nominacje do Grammy (stąd ten występ powyżej) i stała się początkiem dużej kariery Suzanne i chyba jej największym przebojem (przynajmniej w Polsce najczęściej gra się ten numer, wręcz nieprzyzwoicie często, jest już chyba na skraju zgrania przez stacje). Można by rzec, że przebój nieco ją przerósł i może nawet naznaczył na przyszłość, ale z drugiej strony - nie uprawia gatunku muzyki, który często odnosi wielkie sukcesy komercyjne, więc trudno się dziwić, że później nie wznosiła się na takie szczyty i warto docenić że chociaż raz się udało.

Statystyki:
UK - 23
US - 3
LPP3 - 1

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2014 01:23 PM przez Miszon.)
04.11.2014 01:23 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #103
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Taką kooperację, brytyjsko-antypodziarską, już mieliśmy w BTW. Ale wtedy było to AC/DC. A teraz zupełnie odmienne klimaty:

Dead Can Dance ANYWHERE OUT OF THE WORLD 1987 Within the Realm of a Dying Sun
w BTW od: 2013




(live in Europe, 1987)

No właśnie - klimat. Klimat, klimat ponad wszystko. DCD wraz z Cocteau Twins stworzyły w Polsce swego rodzaju kult wytwórni 4AD i doprowadziły do tego, że nikt u nas nie znał pojęcia shoegaze, bo wszyscy mówili "dzwięki 4AD". Druga połowa lat 80-tych to był złoty okres tego niezależnego wydawnictwa, które potem podupadło na przełomie wieków i niedawno zaczęło się odradzać, zmieniając zresztą nieco charakter muzyki granej przez wydawanych artystów. Ale nadal są to rzeczy dość stonowane, lekko klimatyczne. Nie tak jak tych wyżej wymienionych zespołów, których twórczość zawiera w sobie wręcz magiczny i mistyczny pierwiastek, skłaniający słuchacza wręcz do skojarzeń czysto sakralnych. Sama nazwa Dead Can Dance odwołuje się zresztą do średniowiecznego "dance macabre". A ja dodam coś co może was zaskoczyć: często mi się myliła solowa twórczość członków obu wyżej wymienionych ekip i słuchając Lisy Gerrard i Elisabeth Fraser traktowałem je niemal jak jedną osobę. Zresztą co do Brendana Perry'ego też miałem czasami zagwostkę, z którego zespołu on pochodzi.

Nie ukrywam, że DCD słuchałem dawno temu i zrobiło na mnie duże wrażenie, potem ok 10-12 lat temu poznałem lepiej kolejną po tej płytę zespołu, ale jakoś nie miałem okazji ani impulsu do głębszego poznania ich twórczości. A ze względu na często kontemplacyjny charakter muzyki i brak konkretnych słów w utworach, trudno było zapamiętać je po tytułach. Także pozostawało uczucie, że to co słyszałem jest świetne, ale co jest co, to nie miałem specjalnie pojęcia i nawet trudno mi było cokolwiek wybrać do BTW. W końcu pojawił się taki bezpośredni impuls do posłuchania ich więcej rok temu, z okazji topu zespołu rok temu na forum.lp3 i okazało się, że ich twórczość podoba mi się nawet bardziej niż sądziłem, aczkolwiek ma jeszcze większy próg wejścia i wymaga jeszcze większego skupienia do pełnego zagłębienia się w tej muzyce, niż myślałem wcześniej. Bo to jest taka muzyka, która niespecjalnie sprawdza się jako głosy tła, za bardzo wtedy się zlewa i nudzi, potrzebuje słuchania w nieco staroświecki sposób, czyli odpalenia płyty (albo serwisu streamingowego czy mp3), zgaszenia światła i zatonięcia w dźwiękach. Względnie opcja z książką w rękach też jest dobra, ale nie na pierwszy rzut, tylko jak już się raz czy dwa razy posłucha danej płyty, tak by wiedzieć mniej więcej, na którym utworze czy w jakim momencie albumu człowiek jest obecnie. Idealna muzyka na te ciemniejsze i zimniejsze pory roku.

I świetnym przykładem twórczości grupy jest właśnie ten numer. Coś, co można puścić jakiemuś "dekadensowemu prawiczkowi", aby miał pogląd czym jest zespół i jak gra. Oczywiście, z racji na pewien dualizm zespołu, powinien też posłuchać czegoś śpiewanego przez Lisę, gdyż nie sposób nie zwrócić uwagi właśnie na to, że ich twórczość w większości przypadków i większości płyt (tak przecież różnych na przestrzeni lat! I to tak różnych, a jednak zachowujących pewną stałą, to samo magiczne dotknięcie) opiera się na kontraście między utworami utrzymanymi w stylistyce europejskiej, czasem średniowiecznej, śpiewanymi po angielsku, niskim ponurym głosem Brendana, a tymi w klimatach nierzadko orientalnych, trybalnych, w skrócie world music, najczęściej opartymi na glosolaliach, wyśpiewywanymi przez wysoki wokal Lisy. Tworzyło to artystyczne napięcie, było kołem zamachowym rozwoju ich twórczości, sprawiało że liczba fanów zespołu mogła się niejako podwoić (jedni mogli lubić jedną, drudzy drugą odsłonę grupy. No i w końcu lubili obie Icon_smile2, a ich wzajemna fascynacja, także pozaartystyczna, związek emocjonalny którego losy były różne, przez większą część działalności oddziaływał pozytywnie na efekty czysto muzyczne. Ciekawe jest też to, że niezwykłą głębię brzmienia często (tak jak teraz), choć są wyjątki (spójrzmy na płytę wcześniej od tej) osiągali może nie prostym (wykorzystywali różne dziwne instrumenty), ale oszczędnym aranżem, opartym nie niewielkiej liczbie instrumentów i monotonnym podkładzie. Tak jak w tym przypadku. Charakterystycznym i stanowiącym przez to dobry przykład stylu grupy, ze względu na brzmienie klawiszy, czy co to tam są te "dzwonki", często przez nich używane (i do dziś).

Tym razem mamy do czynienia z utworem męskim, co słychać nie tylko ze względu na wokal. Zasadniczo - muzyka nie dla każdego, ale ze znaczkiem: "spróbuj, bo warto. Może ci nie posmakować, ale smak będzie ciekawy, takiego jeszcze nie znałeś".

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
04.11.2014 01:26 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #104
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Black WONDERFUL LIFE 1987 Wonderful Life
w BTW od: w zasadzie to zawsze, ale w praktyce od ok.2000





I kolejny w tej części BTW przedstawiciel nurtu "gwiazdy jednego przeboju". Nawet kiedy niedawno (w tym czy zeszłym roku) był w Polsce z okazji wydania nowej płyty, Niedźwiedź nieco się z niego podśmiewywał że co by chłopak nie zrobił, to i tak wszyscy pamiętają tylko ten jeden numer. I choć Colin Vearncombe, bo tak się nazywa naprawdę pan kryjący się pod pseudonimem Black, w pewnym okresie kariery, po roku 1999, przez pięć płyt nawet próbował uciec od klątwy tego kawałka, zrywając ze swoim scenicznym pseudonimem i wydając je pod prawdziwym nazwiskiem, to nic to nie dało. A na pewno nie dało w tym sensie, że żadna z wydanych wtedy płyt nie osiągnęła choćby średniego sukcesu i w końcu wrócił do dobrze znanego pseudo, co więcej wydając na tej ostatniej płycie ten kawałek ponownie, w jakimś nowym remiksie, co można by uznać za przyznanie się do porażki owego przedsięwzięcia ze zmianą nicku. Zresztą, skoro nawet Prince'owi się nie udało jako (Symbol)/Artysta Poprzednio Znany Jako Prince, to nic dziwnego że i pomniejszym gwiazdom jest jeszcze trudniej. Zwłaszcza że Colin Vearncombe to na tyle skomplikowane nazwisko, że zapomniałem go już w połowie pisania tego posta Icon_wink2 . Co tu dużo mówić - marka ma siłę i już!

A sam utwór jest po prostu świetną, bardzo przebojową piosenką, która już od pierwszych taktów, jeszcze kiedy lecą w kółko te 2 akordy, zanim rozbrzmi wokal, wciąga, niesie i zachęca do nucenia. A jak dochodzi melodia, czy to zwrotki czy refrenu, to słuchacz jest kompletnie ugotowany i nie ma bata, żeby nie weszło to w głowę. Choć, tu warto dodać, jest to też kolejny przykład sukcesu "z drugiego tłoczenia". Poprzednio opisywałem to przy "Take on Me" i tu mieliśmy coś zupełnie podobnego: pierwsze wydanie singla, jeszcze w 1986, okazało się porażką (widać to niżej w statystykach), zespół wówczas zmienić wytwórnię z małej Ugly Man na duże A&M, które zwróciło uwagę na potencjał tego utworu i dopiero reedycja zawładnęła całym światem. Zresztą, nie chcąc zbytnio ryzykować kolejnej wpadki, dano utworowi drugą szansę dopiero wtedy, gdy udane okazało się wydanie na singlu innej piosenki z tej płyty: "Sweetest Smile" (swoją drogą: bardzo klimatyczny numer, w smoothjazzowym klimacie), co sprawiło że nazwa zespołu nie była kompletnie anonimowa dla publiczności. Tym razem poszło jak z płatka, Europa nuciła "Wonderful life" przez cały rok, w Polsce było na Liście przez niemalże pół roku i do dziś jest w pierwszej setce podsumowania. Potem siłą rozpędu coś zdziałały jeszcze 2 kolejne szybko wydane płyty, ale na tym było koniec i sprawy nie uratowała nawet kolejna reedycja singla w 1994. Tzn. owszem, poszło nieźle (blisko Top 40 w UK), ale nie sprawiło przecież że ludzkość zaczęła myśleć, że Black nagrał jakiś inny dobry numer poza tym Icon_wink2 i sprawiło że potem Colin uciekł od swojego scenicznego pseudonimu, zresztą w międzyczasie wojując z wytwórnią. Bo przecież większość jego twórczości była w lekko jazzowych klimatach, idealnych do jego subtelnego wokalu, a to był taki najbardziej jaskrawy wyjątek od tego, tymczasem rzecz jasna oczekiwano od niego więcej takich wyjątków, co nieszczególnie mu leżało.

Wspominałem przy La Isla Bonita, że jest to numer, który na zawsze będzie mi się kojarzył z Teleexpresem i pokazami modelek i jest drugi numer, który kojarzy mi się z tym jeszcze bardziej. I tym drugim utworem jest właśnie ten. Wręcz ustawowo powinno być ustalone, że na pokazach ma lecieć "Wonderful Life" Icon_razz (co ciekawe, zauważyłem ostatnio, że rzeczywiście zaczęli go czasem puszczać z takich okazji!). Dla mnie jest to po prostu nierozerwalne wpomnienie: modelki chodzące po wybiegu do tej melodii. A potem my bawiący się lalkami (co zrobić, przez 10 lat byłem jedynym chłopakiem w rodzinie i czasem po prostu musiałem się bawić z dziewczynami żeby w ogóle bawić się z kimś...), albo nawet mazakami (głosowało się, który kolor fajniejszy Icon_smile2 ), "chodzącymi po scenie" w konkursie Miss Polonia i nucący oczywiście ten numer - ot, takie "gender-wspomnienie" Icon_cool2 .

Ciekawostka: kiedy Colin ponownie wydał płytę pod nickiem Black, w 2005, znalazł się na niej utwór ironicznie nieco komentujący jego komercyjne i artystyczne dzieje: "Are you having a wonderful life?".

Ciekawostka 2: małe nawiązanie do klasyki - na tej płycie znajduje się też numer "Ravel in the Rain", oczywiście jazzujący i nieco w klimacie wczesnego solowego Stinga.

Statystyki:
LPP3 - 4x1m.
UK - 72 (w 1986), 8 (1987), 42 (1994)
US - brak

Kończymy w ten sposób rok 1987. Do końca tej części BTW zostały jeszcze 44 pozycje.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
04.11.2014 01:27 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #105
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Metallica ONE 1988 ...And Justice for All
w BTW od: jakoś 2002-3?




(koncert w Seattle, 1989)

Kiedy pisałem o "Fade to Black", napomknąłem że to wzorzec dla wielu kolejnych lekko balladowych utworów zespołu. Tu mamy bardzo podobną formę - spokojny wstęp przekształca się w metalową sieczkę - tym razem z dojrzalszym kompozycyjnie i brzmieniowo efektem końcowym, który zresztą wielu fanów i krytyków uznaje za szczyt możliwości twórczych zespołu i kolejny wzorzec, ku któremu będą kierować się w przyszłości. Szczególnie że warstwa tekstowa jest równie dobra co muzyczna: intrygujący, jak często zresztą u Metalliki, tekst opowiada nam wizję żołnierza ciężko rannego w boju, cierpiącego na coś, co dziś w medycynie zwie się "syndromem zamknięcia": stracił słuch, wzrok, jest sparaliżowany, a dodatkowo także pozbawiony kończyn, nie jest w stanie się komunikować ze światem zewnętrznym, a mimo to jego mózg żyje i nasz bohater jest skazany na ciągłe cierpienie psychiczne (i fizyczne przecież też). Trudno sobie wyobrazić coś bardziej przerażającego, istne piekło na ziemi za życia, wizja mocna, poruszająca wyobraźnię i skłaniająca do myślenia.

Jeśli chodzi o mnie, to wszystko jest w tym utworze NIEMAL idealnie skonstruowane: filmowy wstęp, przywodzący na myśl ze względu na te dźwięki helikoptera wojnę w Wietnamie, potem przeplatające się solówki w akustycznym wstępie, zmiany metrum (w tym dominujące w utworze granie na 6!), agresywne momenty w mostku, seria rewelacyjnych solówek gitarowych. Może tylko melodia refrenu jest nieco nudna i toporna, co jednak nieszczególnie przeszkadza. ALE - no właśnie, pojawia się tu jedna z moim zdaniem negatywnych cech twórczości zespołu: mianowicie zarówno ich utworu, jak też płyty są najczęściej za długie, przez to męczą w ostatecznym rozrachunku słuchacza. Ta płyta trwa ponad godzinę, a ja co roku jak słucham "One" podczas Trójkowego Topu, to pod koniec mam wrażenie, że numer jest o minutę za długi, że już za dużo wszystkiego w nim nawrzucane, jakby zespół cierpiał na jakiś syndrom nadekspresyjnego kucharza, wrzucającego wszystkie przyprawy do jednej potrawy. Abstrahując już od tego utworu, czasami można odnieść wrażenie, że chłopaki za dużo słuchali w młodości progresywnego rocka, czego wszak chyba nie czynili Icon_wink2 . Moje częste wrażenie przy słuchaniu Metalliki w każdym razie jest podobne jak przy słuchaniu niektórych dokonań grupy Yes: wszystko super, tylko dlaczego tak dużo i tak długo? Chyba tylko debiut nie cierpi tak mocno na ten syndrom - może to dlatego dla wielu jest jedyną wartą uwagi, najlepszą płytą zespołu? (eufemistycznie pisząc Icon_cool2 )

Płyta "...And Justice for All" była ważnym momentem w karierze grupy. Po tragicznej śmierci basisty Cliffa Burtona, którego wielu uważało za niedocenianą, a bardzo istotną postać, mocno wpływającą na twórczość grupy, były obawy jak poradzą się bez niego. Następca Jeff Newsted został ograniczony w zasadzie jedynie do roli wykonawcy, niemal w żaden sposób nie pozwolono mu twórczo się wykazać, także zespół musiał pociągnąć w trójkę. Okazało się, że przynajmniej komercyjnie, Metallica przetrwała ten trudny moment, zresztą artystycznie moim zdaniem wykonała kolejny krok do przodu. Spłynęły też na nich ważne laury, łącznie z nominacjami do Grammy (a przegrana z "Crest of a Knave" Jethro Tull w kategorii najlepszej płyty hardrockowej jest uznawana za jedną z największych pomyłek Grammy w historii), był to też pierwszy metalowy album, który zdobył tak wysokie pozycje na Billboardzie (#6), do dziś sprzedając się w ponad 9 mln egzemplarzy (drugie miejsce w karierze grupy), a ten singiel był dla zespołu pierwszym wejściem do amerykańskiego Top40.

Ciekawostka: w teledysku promującym wykorzystano fragmenty filmu "Johnny Got His Gun" z 1971, który opowiadał bardzo podobną historię do utworu, choć trudno rzecz czy był inspiracją dla zespołu, czy stworzyli ten numer niezależnie i dopiero potem ktoś im doniósł o filmie z podobną tematyką. Mnie kojarzy się też w tym momencie niedawny, oparty zresztą o prawdziwe wydarzenia, "Motyl i skafander" (którego bohater był jednak w o tyle dużo lepszej sytuacji, że widział na jedno oko i mrugając nim mógł porozumiewać się ze światem).

Ciekawostka 2: menedżer Jethro Tull był tak pewien, że nie mają szans na nagrodę Grammy w rywalizacji z Metallicą, że doradził zespołowi w ogóle nie pojawianie się na ceremonii! Z kolei ci drudzy tuż przed ogłoszeniem nagrody wykonali na scenie "One" i czekali za kulisami na triumfalne wyjście na scenę po jej odbiór. Musicie sobie wyobrazić, jak wielkie musiało być ich rozczarowanie...

Statystyki:
US - 35
UK - 13
LPP3 - brak

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.11.2014 11:48 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #106
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Tanita Tikaram TWIST IN MY SOBRIETY 1988 Ancient Heart
w BTW od: 1997 (czyli bardzo wcześnie i bardzo szybko po poznaniu tego utworu)




(jakiś koncert z 1990)

W kwestiach statystycznych, mamy tu do czynienia z najbardziej skomplikowanym przypadkiem jeśli o możliwości przypisania tej autorce jakiejkolwiek narodowości (dobrze, że chociaż co do płci nie ma wątpliwości Icon_wink ). Tanita jest córką fidżijskiego Hindusa i Malezyjki. Ponieważ ojciec był wojskowym, urodziła się i dorastała w Niemczech, a w wieku kilkunastu lat przeprowadziła do Wielkiej Brytanii. Jej starszym bratem jest urodzony w Singapurze i tam robiący karierę aktor Ramon Tikaram, a na dokładkę jest siostrzenicą pierwszego w historii niepodległego Fidżi prezesa sądu najwyższego. Mówiąc krótko: globalna wioska! Ja kiedyś klasyfikowałem ją jako Malezyjkę, potem jako Singapurkę, teraz z racji tego że więzy krwi są zbyt skomplikowane, wybrałem najprostsze rozwiązanie, czyli prawo ziemi i mam koło niej znaczek GER.

Obdarzona niskim, przytłumionym głosem i egzotyczną urodą (swoją drogą: jej wygląd w późniejszych latach, nie wtedy w 1988, przypomina mi jakąś aktorkę, ale nie mogę teraz sczaić którą. Podpowie ktoś?) artystka wykonująca półakustyczny pop z elementami folkowymi zrobiła swoim debiutem krótką ale dość sporą karierę na Wyspach i w Europie kontynentalnej. Warto dodać, że miała wówczas zaledwie 19 lat, czego po głosie absolutnie nie słychać.

Utwór ten poznałem podczas drugiego Trójkowego Topu, kiedy to zagościła w pierwszej 50-ce (potem jeszcze w 1996 i 1998, by następnie zniknąć gdzieś daleko). Od razu zwróciłem na niego uwagę, niewykluczone że kojarzyłem nieco te dźwięki jeszcze z lat 80-tych. Mam z nim związane 2 wspomnienia: kiedy omawialiśmy z kolegą drugi (a może trzeci?) Top, opowiadał on o jakimś fajnym kawałku śpiewanym przez kobietę, w którym grały... kobzy. Jakie kobzy?! - pytałem. Kolega mówił, że może nie kobzy, ale nie pamięta jak się nazywa ten instrument. Dopiero w 1998 zagadka się rozwiązała i okazało się, co wspólnie ustaliliśmy drogą dedukcji, że chodzi mu o... klarnet i właśnie ten numer Icon_mrgreen (a tak naprawdę, to... klarnetu też tam nie ma, tylko skrzypce i klawisze Icon_lol ). Drugie wspomnienie jest takie, że ostatnie słowo tytułu sprawiało mi ogromne problemy. Tanita śpiewa mało wyraźnie i cicho, nie znałem takiego słowa i intuicyjnie próbowałem je zapisać. Nie pamiętam ile było wersji, w jakich go zapisywałem, ale naprawdę sporo (kojarzę teraz na szybko: "cebreity", "sibriety", "cobryety"). Niewykluczone, że jest to rekordzista pod tym względem spośród wszystkich numerów z BTW.

Ciekawostka: w 2008 Słowak Szidi Tobias nagrał cover pod tytułem "Závoj tkaný touhami", płyta na której się znalazł była najlepiej sprzedającym się krążkiem roku 2008 w Czechach.

Statystyki:
LPP3 - 5x1m.
UK - 22
US - brak (Modern Track - 25)

Niewykluczone, że Tanita będzie miała jeszcze jakiś numer w BTW. 10-14 lat temu było to pewne, dziś niekoniecznie, ale w każdym razie na razie nie zdradzam, co jeszcze od niej jest blisko BTW.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.11.2014 11:49 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #107
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Kolejny utwór w tej chwili nie jest już w BTW, dlatego bez opisu. Ale liczy się do statystyk konkursowych, bo rok temu był:

Freddie Mercury & Montserrat Caballe THE GOLDEN BOY 1988 Barcelona
w BTW: 2011-14




(z playbacku, ale jednak występ, co dziwi bo wtedy Freddie już nie pokazywał się na scenie. Festiwal La Nit, 1988)

Statystyki:
UK - 80
LPP3 - nie było
US - nie było

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.11.2014 11:50 AM przez Miszon.)
07.11.2014 11:49 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #108
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
The Bangles ETERNAL FLAME 1988 Everything
w BTW: mogłoby być od zawsze, ale od 1999/2000, kiedy sobie przypomniałem o tym numerze




(live 1989)

O tej piosence poniekąd pisałem w wątku o muzycznych miskach, wrzucając zresztą ten numer w nowszej wersji (bo Susanna Hofs 15 lat później wyglądała ładniej niż wtedy w 1989!):
Cytat:Tę melodię zapamiętałem gdzieś z dzieciństwa, ale kompletnie bez słów, skojarzeń ani coś (zastanawiałem się nawet, czy w przedszkolu się czegoś takiego nie uczyliśmy, czy to była jakaś piosenka dziecięca czy coś w tym stylu). W każdym razie - potrafiłem coś bardzo podobnego do niej zanucić nadal pod koniec lat 90-tych (czyli po 10 latach mniej więcej). A tu nagle usłyszałem w radio! To było niesamowite uczucie, coś jak Limahl (którego jednak lepiej pamiętałem i gdzieś po 7-8 latach usłyszałem, jak leciał film w TV) - po prostu tzw. dziwna gula w gardle i lekkie ciarki, jakbym znowu oglądał końcówkę misia Uszatka! Ba! Okazało się, że znam nawet słowa! (natychmiast spisałem, żeby nie zapomnieć znowu na 10 lat. Nie wiedziałem, że wkrótce internet takie problemy odsunie na bok, a za 4-5 lat przestanie być w Polsce prawie najdroższy na świecie i nawet ja wtedy będę korzystał z niego w domu).
Co więcej - to właśnie ten powyższy opis nasunął mi na myśl pomysł prezentacji w obecnej formie, tu na forum, zestawienia Bezustannego Topu WszechCzasów! Myślę, że nie ma co więcej dodawać - po prostu rozkleja mnie ten numer! :heart:

Ciekawostka: Bangles to jedna z trzech zaledwie grup kobiecych (obok The Supremes i The Shirelles), która zdobyła szczyt listy Billboardu więcej niż jednokrotnie (konkretniej: dwukrotnie, tym drugim kawałkiem było "Walk Like an Egyptian"). Zresztą Eternal Flame doszło do szczytu w wielu krajach i brak ich na LPP3 mogę tłumaczyć jedynie jakimś banem na ten zespół (?), gdyż trudno mi uwierzyć żeby ludzie po prostu nie głosowali, szczególnie że jak pisałem wyżej - znałem ten numer ogólnie z polskiego radia (zapewne z Jedynki?).

Ciekawostka 2: pomysł na utwór narodził się po wizycie dziewczyn w Graceland, gdzie w swego rodzaju "kaplicy Elvisa" płonął wieczny płomień.

Ciekawostka 3: współtwórca piosenki, Billy Steinberg, streścił ją krótkim sloganem: "The Beatles spotykają The Byrds". Faktycznie coś w tym jest.

Statystyki:
US - 1
UK - 4x1m.
LPP3 - nie było! :down: (co więcej, miały tylko 1 numer: Manic Monday, który osiągnął żałosny wynik JEDNEGO tygodnia na miejscu 40 i wypadł)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.11.2014 11:50 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #109
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Gipsy Kings BAMBOLEO 1987 singiel / 1988: Gipsy Kings
w BTW od: mogłoby od zawsze, ale jakoś olewałem ich w kontekście BTW i dodałem dopiero rok temu




(koncert z 1990)
Mamy tu do czynienia z dość ciekawym przypadkiem jeśli chodzi o przynależność geograficzną. Może nie na tyle zamieszanym jak u Tanity, ale też troszkę. Otóż chłopaki śpiewają po hiszpańsku i mało kto mógłby przypuszczać, że są zespołem francuskim. Ale założonym przez ludzi o ewidentnie hiszpańskojęzycznych nazwiskach (Reyes - czyli po angielsku Kings. Stąd część nazwy zespołu). Wszyscy są bowiem urodzonymi w południowej Francji hiszpańskimi, a konkretniej andaluzyjskimi Cyganami (stąd Gipsy, drugi człon nazwy zespołu), których przodkowie wyemigrowali z kraju w czasie wojny domowej w latach 30-tych XX wieku. I uprawiają gatunek zwany Rumba Catalana, stworzony właśnie przez Cyganów z Barcelony w latach 50-tych XX wieku, którzy połączyli elementy kubańskiej rumby, flamenco i rock'n'rolla. Ale w statystykach, tak jak wszędzie w encyklopediach, liczę ich jako Francuzów.

Sam zespół jest klasycznym dla latynoamerykańskiej muzyki źródeł przykładem muzykowania rodzinnego: stworzyło go pięciu członków rodziny Reyes i trzech Baliardo. Powstali na początku lat 80-tych i tą płytą, trzecią w ich dorobku, osiągnęli międzynarodowy sukces, wykraczający poza obręb kultury latynoskiej (ta płyta osiągała sukcesy nawet w Japonii, Australii, Norwegii, czy Kanadzie!). Utrzymywali i umacniali swą bardzo dobrą pozycję kolejnymi trzema płytami, mniej więcej do 1992 roku, a potem potrafili raz na jakiś czas umiejętnie go zdyskontować, przypominając się publiczności i zdobywając po drodze do dziś m.in. 6 nagród Grammy (wszystkie w kategorii World Music). Z lekkim opóźnieniem, ale bardzo popularni byli także w Polsce na przełomie lat 80-tych i 90-tych i wtedy też ich poznałem (chyba nawet TV transmitowała w całości jakiś ich koncert u nas). Ja też ich lubiłem, stąd miałem spory problem z wyborem jakiegoś utworu do BTW, co zresztą widać poniżej (nie wydawało mi się, by zasługiwali na więcej niż jeden. Najbliżej było Volare), w pewnym okresie, ok. 1997-8 roku, mieli wpływ także na moje zainteresowania gitarowe i to oni mnie naprowadzili na nieco głębsze zainteresowanie się triem Paco de Lucia/Al di Meola/John McLaughlin. Bardzo lubiłem jakiś kawałek, który leciał jakoś "el camino, el camino, el camino cośtamcośtam", ale nie mam niestety pojęcia, co to może być za numer, w oryginale słyszałem tylko kilka razy, zawsze grali to koledzy wymiatający ostro na gitarach.

Muzyka z duszą, sięgająca do korzeni i umiejętnie je upopowiająca, zachęcająca do tańca i wspólnego śpiewania Icon_smile2 .

Ciekawostka: numer zawiera w sobie adaptację wenezuelskiej pieśni folkowej "Caballo Viejo" autorstwa Simona Diaza (zmarłego w tym roku), która leci tak:
[video]http://www.youtube.com/watch?v=4slLpbnoN5A[/video]

Statystyki:
LPP3 - brak (dopiero w 1990 się pojawili pierwszy raz)
US - brak (ale w Latin: 6)
UK - 87

Blisko BTW: Baila me, Soy

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.11.2014 12:33 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #110
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Roxette THE LOOK 1988 Look Sharp!
w BTW od: 2011. Ale mogłoby od zawsze




(live in Zürich 1991, widać chyba wpływ grunge'u, bo bardzo ostra, wręcz hardrockowa wersja)

Szwedzi mieli swoją ABBĘ w latach 70-tych, mieli też nową ABBĘ na przełomie dekad 80/90. Ta ABBA zwała się Roxette i nie była kwartetem w którym główną rólę wokalną miały panie, tylko duetem damsko-męskim z dość równomiernie rozłożonymi rolami i grała bardziej poprockowo. Ale odnosiła (niemal) równie wielkie sukcesy. Choć te największe przez krótszy czas niż starsi koledzy. Tak czy inaczej, Roxette umocniło panujący odtąd niemalże stereotyp, że Szwedzi potrafią pisać dobre, klasowe przeboje, które trafiają do wszystkich grup społecznych i różnych generacji fanów (choć niewątpliwie ich muzyka była dużo bardziej młodzieżowa).

Ale nie od razu odnosi się tak wielki sukces i kiedyś musi przyjść ten moment, kiedy następuje właściwy przełom. Tak było z tą piosenką. Poprzednia płyta odnosiła sukcesy tylko w Szwecji, dwa pierwsze single z drugiej również tylko lokalnie szalały, aż w końcu przyszedł trzeci singiel, którym było The Look (na międzynarodowym rynku był to drugi singiel). No i się zaczęło: tylko z tego krążka duet zaliczył dwa numery na szczycie Billboardu, jeden na drugim miejscu, a jeden w 15-ce. Co więcej - numer zajął pierwsze miejsce w 24 krajach świata! (tu mała ciekawostka: w Norwegii zdetronizowało go dopiero co opisywane "Eternal Flame". W Australii zaś było odwrotnie). Zespół, a konkretniej Gessle, dostał także Grammy dla najlepszego kompozytora.

Mamy tu do czynienia z faktycznie bardzo przebojowym, melodyjnym, lekkim rockiem, w którym tekst nie ma większego znaczenia (zresztą część tekstu to tak naprawdę pozostałości po "tekstowym wypełniaczu", który autor numeru Per Gessle napisał sobie po to, aby wygodniej mu się coś śpiewało na próbach, zanim napisał właściwe słowa), a w głowie najbardziej zostaje "She's got the look" i to beztroskie "nanananana". Wkręca się w ucho i wchodzi w głowę na długo. Idealna piosenka na listy przebojów!

Ciekawostka: istnieje legenda, choć nie 100% potwierdzona, że do przełomu w popularności zespołu, jaki dokonał się dzięki tej piosence, przyczyniła się wymiana studencka. Otóż podobno pewien amerykański student usłyszał ten kawałek w szwedzkim radio, a kiedy wrócił do Stanów na wakacje, nakłonił stację radiową z Minneapolis. Nagranie szybko zdobyło pozytywne recenzje słuchaczy, którzy dzwonili do studia, pytali co to i prosili o częstsze granie tej piosenki w radio. Kiedy numer stał się hitem tej stacji, inne rozgłośnie zrobiły sobie od nich kopie na taśmie magnetofonowej i też zaczęły go grać. W ten sposób, zanim singiel oficjalnie został wydany w Stanach, niejako oddolnie stał się dużym przebojem. Dzięki temu singiel doszedł w końcu do szczytu w Stanach, co stało się nawet zanim wydano tam w ogóle całą płytę. Mieliśmy już kiedyś bardzo podobne historie w BTW, miło że również pod koniec lat 80-tych można było zrobić w taki nietypowy, można by powiedzieć demokratyczny sposób wielką karierę.

Ciekawostka 2: i kolejne nawiązanie do ABBY - płyta "Look Sharp!" jest drugą w historii najlepiej sprzedającą się płytą w Szwecji. Przegrywa jedynie z abbowym "Arrival".

Statystyki:
US - 1
UK - 7
LPP3 - 2x8m.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.11.2014 12:34 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #111
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
The Beach Boys KOKOMO 1988 OST: Cocktail / 1989: Still Cruisin'
w BTW od: mogłoby od zawsze, ale DOPIERO od ok.2007-8 (nie wiem dlaczego tak późno szczerze mówiąc)




(tym razem wideo, ze względu na poniższy opis)

Jak już kiedyś pisałem, swego czas w TVP musiał pracować jakiś erotoman-fetyszysta na punkcie gorących klimatów Icon_razz , bo w czasach kiedy reklam nie było tak dużo, by zajęły wszystkie przerwy między programami (albo jeszcze w ogóle ich nie było) często puszczano różne teledyski, w których najczęściej główną rolę miały różne prężące się półnagie kobiece ciała, których nagość była usprawiedliwiona z powodu tropikalnych krajobrazów, w jakich przyszło im się prężyć Icon_wink2 . I jednym z częściej puszczanych i bardziej zapamiętanych przeze mnie teledysków z tamtych czasów, był właśnie ten. Tym razem te półnagie ciała prężą się na fikcyjnej wyspie Kokomo, której notabene szukałem swego czasu długo na mapach i nie znalazłem (w przeciwieństwie do kilku innych padających tam nazw), gdyż chodziło zasadniczo o jakąś wysepkę u wybrzeży Florydy, którą zespół przemianował w tekście na Kokomo.

Bardzo lubiliśmy z siostrą ten numer, także ze względu na wpadający w ucho tekst, który wg nas był w jakimś afrykańskim (czy innym "pierwotnym") narzeczu i brzmiał tak: "paruba, czamejka, u a łona tejka, paruba, bahama, kama biringama, kirago, mandżigo, bejbi marundigo...", co bardzo lubiliśmy śpiewać, we zwrotkach dodając jakiś pseudoangielski Icon_wink2 . Potem okazało się, że owszem ten fragment to w większości zabawa językiem, ale jednak językiem angielskim.

Piosenka ukazała się na składance promującej film Koktail z Tomem Cruisem, co też widać na załączonym obrazku. Ciekawe jest to, że o ile wiedzieliśmy że to jest z jakiegoś filmu, bo nawet mieliśmy kasetę z tą składanką, to sam obraz zobaczyłem po raz pierwszy sporo później, podejrzewam że w połowie lat 90-tych. W sumie nie ma czego żałować, ale na kasecie było w każdym razie sporo więcej fajnych, bardzo lubianych wtedy przeze mnie numerów, z których mogę jeszcze wyliczyć chociażby "Don't Worry, Be Happy", "Hippy Hippy Shake" , "Oh, I Love You So" i "Tutti Frutti". Ponieważ sporo ścieżek to były stare przeboje, przez dłuższy czas myślałem, że to też jest jakiś starszy kawałek. Ba! Bardzo krótko co prawda, ale nawet myślałem że to nie Beach Boys, a Beatles śpiewają!

Piosenka spowodowała spory renesans popularności zespołu i dała im nominację do Grammy. Jeśli zaś chodzi o mnie, to jest to zdecydowanie mój ulubiony ich numer, oczywiście przez lata jedyny jaki znałem, teraz może bym się wahał czy z tych w BTW nie jest lepsze God Only Knows (i myślę że tak), podejrzewam zresztą że chyba jest to nawet ogólnie ich najbardziej obecnie znany numer, przynajmniej w Polsce. Bo o Surfin USA co raz mniej ludzi pamięta, a God Only Knows jest chyba zbyt "alternatywne". A tutaj pop z klasą i często grany.

Ciekawostka: dzięki pierwszemu miejscu w Stanach, zespół stał się rekordzistą jeśli chodzi o największy odstęp między dwoma topowymi numerami. Od Good Vibrations minęły aż 22 lata! Tak samo jest z obecnością na BTW i dotyczy to tych samych numerów (poprzedni rekord Cohena to "zaledwie" 18 lat). Czy ktoś pobije ich osiągnięcie w tym Topie? Co do Billboardu jeszcze: interesującym zbiegiem okoliczności jest to, że BB zdetronizowali "Groovy Kind of Love" Phila Collinsa, biorąc rewanż za zdetronizowanie w 1966 ich utworu ("Sloop John B") przez oryginał piosenki coverowanej w 1988 przez Collinsa, wówcza w wykonaniu The Mindbenders.

Statystyki:
LPP3 - 40 (i znowu, niezrozumiale niski wynik 1 tygodnia na ostatnim miejscu Listy. A przecież był to spory przebój w polskim radio i TV, często grany)
US - 1
UK - 25

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.11.2014 12:35 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #112
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Cliff Richard MISTLETOE AND WINE 1988 singiel / Private Collection: 1979–1988
w BTW od: 2012 (wcześniej raczej nie brałem pod uwagę X-masów)





Cliff Richard jest co prawda legendą i totalnym rekordzistą jeśli chodzi o swe osiągnięcia na listach przebojów, szczególnie brytyjskich, ale przyznam szczerze że jego twórczość jest mi w większości obojętna, nieznana lub wręcz napotyka moją niechęć. Kojarzy mi się raczej z facetem od wieków wykonującym dość lukrowany, często kiczowaty pop, który może i owszem ma fajne momenty i gdyby był innej narodowości należałoby go docenić, ale akurat UK ma na tyle bogaty dorobek muzyczny, że nie ma się co za bardzo nad nim (Richardem, nie dorobkiem innych) pochylać. Choć Brytyjczycy go bardzo szanują i kochają, tytuł szlachecki i Order Imperium Brytyjskiego to tylko czubek całej góry zaszczytów, jakimi został obsypany w ojczyźnie.

Pod koniec lat 80-tych dzięki tej piosence zaliczył swój kolejny z serii wielkich comebacków. Była to piosenka z musicalu "Scraps" z 1976, który był adaptacją "Dziewczynki z zapałkami". Cliff poznał ją zapewne po tym, kiedy w 1987 zrobiono telewizyjną wersję tego musicalu. Postanowił nagrać na swoją modłę. I to dosłownie, ponieważ zmienił nawet częściowo tekst, nadając mu bardziej religijnego charakteru (w oryginale była to "antykolęda" - ironicznie potraktowana kolęda, która komentowała moment wyrzucenia bohaterki za drzwi na mróz). Chwyciło i to mocno - szybko sprzedane 750tys. egzemplarzy pozwoliło mu w samej końcówce 1988 zdobyć tytuł najlepiej sprzedawanego singla roku w UK.

Znalazł się jednak jeden numer, który ze względu na oczywiste skojarzenia, także dzięki temu że nie jest jakoś szczególnie mocno eksploatowany przez radia, supermarkety i TV, nadal zachował skojarzenie z latami 80-tymi, czyli dzieciństwa i utrzymał sporą część swojej pierwotnej mocy, dzięki nadal brzmi bożonarodzeniowo. I są to święta lekko oldskulowe, mocno śnieżne (bo ostatnio zima dopiero od stycznia czy nawet pod koniec stycznia rusza, najczęściej tylko mrozem a nie śniegiem), takie z sankami i nartami zamiast tabletów i smartfonów.
Miałem duży problem z tym numerem, ponieważ przez całe lata nie wiedziałem, jaki nosi tytuł (o słowie "mistletoe" na angielskim nas nie uczyli, może dopiero w liceum. A nawet jakby, to i tak tego słowa nie słyszałem w piosence). Przez co może też jej droga do BTW była nieco dłuższa niż powinna.

Ciekawostka: Cliff jest jedynym obok Elvisa Presleya wykonawcą, który umieścił na brytyjskiej liście przebojów jakiś swój numer w pierwszych 6 dekadach jej istnienia (od 50-tych do 2000-nych), ale jedynym który miał w pięciu z nich numer 1 (na 90-tych zakończył serię, potem "Thank You for a Lifetime" w 2008 było najbliżej, bo miejsce 3). Do tego rekordu przyczyniło się i "Mistletoe and Wine", bo był to jego jedyny #1 w latach 80-tych. Jest także trzecim wykonawcą pod względem sprzedanych egzemplarzy płyt w UK (po The Beatles i Elvisie).

Statystyki:
UK - 4x1m. (wtedy był to jego 99 singiel na tamtejszej liście przebojów! Icon_eek2 )
US - brak (nigdy nie zrobił tam wielkiej kariery. Choć oczywiście miewał spore przeboje)
LPP3 - 11

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
28.11.2014 12:35 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #113
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Bobby McFerrin DON'T WORRY, BE HAPPY 1988 Simple Pleasures
w BTW od: mogłoby od zawsze, ale od ok.2008




(wideo, bo niestety bardzo trudno znaleźć wykonanie na żywo w całości, bo Bobby nie znosi tego kawałka i od dłuższego czasu unika wykonywania go na żywo)

Ciekawy przypadek "przypadkowego przeboju". Bobby McFerrin, syn barytona i sopranistki, pianista, klarnecista, kompozytor i dyrygent, specjalizujący się w muzyce jazzowej, postanowił nagrać piosenkę będącą pastiszem reggae, m.in. posługując się jakimś pseudojamajskim akcentem. Uprawiający dość niezwykłą postać jazzu polegającą na tym, że występował na koncertach najczęściej zupełnie sam, będąc dosłownie człowiekiem-orkiestrą, sam sobie akompaniując lub wciągając do tego publiczność, wielokrotnie dał dowód niezwykłego muzycznego poczucia humoru, jego występy były czymś pomiędzy jazzem, kabaretem typu stand-up, a spotkaniem z kaznodzieją dobrego samopoczucia.

Niespodziewanie okazało się, że ten nagrany dla żartu, bez użycia żadnych instrumentów (Bobby robi wokalem nawet partię basu i klawiszy/marimby!), osiągnął niesamowity sukces komercyjny. Aczkolwiek pierwsze wydanie, jako singiel z też obecnej już w zestawieniu ścieżki dźwiękowej do filmu "Koktail", doszło tylko do miejsca 88 w USA. Potem było jednak seryjne zdobywanie pierwszej 10-ki w kolejnych krajach i skończyło się na 3 nagrodach Grammy (w tym najważniejsze: nagranie roku i piosenka roku). Zresztą ja w dzieciństwie nei byłem nawet świadomy tego, że tam nie ma żadnych instrumentów poza wokalem (a refren śpiewałem: "don't daddy. Be happy" i pytałem się co to znaczyIcon_wink2 ).

Bobby zdecydował się dość późno na wykonywanie tego rodzaju muzyki w ten właśnie sposób. Wspominał potem, że dokładnie pamięta dzień, w którym przyszło olśnienie. Było to 11 lipca 1977 roku. Opowiadał tak: "Był gorący, słoneczny dzień. Własnie skończyłem grę na fortepianie w klasie tańca na uniwercytecie Utah. Czułem się wypalony, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, w jakim iść kierunku [...] Wracałem pieszo do domu, kiedy usłyszałem głos. Ten głos mówił do mnie: 'śpiewaj, śpiewaj!'. To był moment ciszy, kiedy przyszła mi do głowy prosta myśl: 'dlaczego nie śpiewasz?'. Myśl ta musiała mieć siłę, bo natychmiast zacząłem działać. Przychodziło mi to z łatwością. Kiedy grałem w pianobarach, śpiewałem jeszcze normalnie, bez skoków interwałowych. I nagle wpadłem na pomysł, by śpiewać dwoma różnymi głosami: w rejestrze głosowym i piersiowym. Ten moment był początkiem mojego nowego życia".
Ciąg dalszy tej historii jeszcze nastąpi, bo Bobby jeszcze zagości w BTW Icon_smile2 .

Ciekawostka: był to pierwszy w historii Billboardu numer 1 nagrany całkowicie a cappella.

Ciekawostka 2: jak połączyć ten utwór w BTW z The Who? Otóż tytuł pochodzi od słów filozofa Mehera Baby, które często powtarzał. A przecież w hołdzie jemu ci drudzy zatytułowali swoją piosenkę "Baba O'Riley".

Statystyki:
US - 2x1m.
UK - 2
LPP3 - 13

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
14.12.2014 11:03 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #114
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Sam Brown STOP! 1988 Stop!
w BTW od: 1998




(Diamond Awards 1988 w Belgii, ale tak naprawdę playback. Ale ogromny zaskok - nie miałem pojęcia, że Sam jest blondynką! Nawet swego czasu myślałem, że Murzynką, a w życiu bym nie pomyślał, że tak wygląda!)

Kolejny przedstawiciel gatunku "ballada z kobiecym wygarem z paszczy". Sam pokazuje tutaj pełnię swych możliwości: zarówno atłas, jak i drapieżność w głosie, swobodne operowanie dynamiką utworu za pomocą głosu i perfekcyjne frazowanie, moc w górach i techniczna pewność w dołach - wielkie brawa za wokal! Swego czasu bardzo lubiłem ten numer, pod koniec lat 90-tych był nawet na skraju wejścia do czołowej 40-ki mojego Topu.

Sam jest idealnym przykładem osoby z cienia, która miała swój moment sławy, właśnie za sprawą tego utworu. Czy dobrze go wykorzystała? To trudne pytanie, bo tak naprawdę bardziej znana jest ze współpracy z innymi artystami, w charakterze chórku (czyli tego od czego zaczynała przecież), niż z kariery solowej. Czy ktoś coś kojarzy z jej repertuaru poza tym jednym utworem? ... Odpowiada mi cisza?... Tak myślałem. Ale artyści, w cieniu których stała to wysoka półka: najbardziej kojarzona jest z Pink Floyd z okresu "The Division Bell", ale dużo pracowała też z takimi tuzami jak: Jon Lord, Deep Purple, Gary Moore, George Harrison, Nick Cave, czy Jools Holland. Zaś co do solowej kariery, debiut z którego pochodzi ta piosenka osiągnął największe sukcesy w Europie i na Antypodach, sprzedając się w ponad 2,5mln egzemplarzy, ale już przy trzeciej płycie popadła w konflikt z wytwórnią A&M, która chciała kolejnych hitów, a Sam nagrała dość mroczny materiał (przeżywała wówczas agonię matki, która umierała na raka), ostatecznie po prawnej batalii Sam odkupiła taśmy-matki i wydała płytę pod szyldem założonej przez siebie firmy. Tym samym chyba skazując siebie na komercyjną śmierć.

Ciekawostka: Sam wydała do tej pory 6 regularnych płyt solowych. Pierwsze litery ich tytułów układają się w jej nazwisko: S-A-M-B-R-O czy będzie -W-N? Trudno powiedzieć, ostatnia płyta w 2007, także trochę już czekamy. Interesujące jednak jest to, że wokalistka nie planowała takiej zabawy w literki, dopiero ktoś zwrócił jej na to uwagę przed płytą na literę R. Przy kolejnej ogłosiła więc konkurs wśród fanów na jej tytuł, tak by się zaczynał na O.

Ciekawostka 2: to kolejny przykład "sukcesu z drugiego tłoczenia". Pierwsze wydanie singla zaskoczyło tylko na kontynencie, w UK zajmując jedynie 52 miejsce. Dopiero reedycja w 1989 podbiła także Wyspy.

Statystyki:
US - 65 (jej jedyny numer na tamtejszej Liście)
UK - 4
LPP3 - 3x1m.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
14.12.2014 11:04 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #115
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Pixies WHERE IS MY MIND? 1988 Surfer Rosa
w BTW od: 2010




(live 1988)

Utwór poznałem na koncercie Hey, w 2002 lub 2003 roku, bo w tamtym czasie, jakoś do roku 2006, był to stały punkt ich występów, potem przez mniej więcej ze 2 lata jeszcze pojawiał się w bisach i w końcu niestety zniknął. A muszę przyznać, że w pewnym momencie był to jeden z moich ulubionych momentów ich koncertów - ponieważ oryginał poznałem kilka lat później (nie wiedziałem nawet, czyj to moment, dopóki Kaśka nie powiedziała tego sama) bardzo go utożsamiałem z Heyem. Co więcej - pierwsze usłyszenie oryginału wypadło nieco rozczarowująco i do dziś uważam, że to jeden z przykładów, kiedy cover jest lepszy od wersji pierwotnej. Oczywiście, może to być kwestia tego, że dla mnie coverem są Pixies, a oryginałem Hey (z racji na kolejność słuchania obu wersji) Icon_wink2 , ale jednak polska wersja świetnie buja, także dzięki zwolnieniu tempa, Pixies nie mają tego bujania, a u nich też nieco drażni mnie wokal, czyli coś co często przeszkadza mi w tych alternatywnych zespołach rockowych drugiej połowy lat 80-tych (czy nawet całości tej dekady). A że Kaśka przebija Blacka Francisa, to jasne i nie powinno nikogo dziwić.

Bo też obecność Pixies w topie to taki trochę ukłon z mojej strony wobec całej tej niezależnej sceny, której albo niespecjalnie znam, albo niespecjalnie cenię (scena manchesterska, którą uważam może za istotnych prekursorów nadchodzących zmian, ale jednak sądzę że sami w sobie nie byli wystarczająco dobrzy, co widać także po tym, że kiedy tylko weszła nowa epoka muzyczna, to się nie potrafili utrzymać w czołówce wśród grona lepszych zespołów), albo po prostu nie lubię (przywoływani już tu wcześniej przeze mnie Sonic Youth, którzy dla mnie są niemal asłuchalni).

Mimo że utwór nie został nigdy wydany na singlu, szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych numerów zespołu. Ja najbardziej lubię w nim to "uuuu" oraz dość nonsensowny tekst.

Statystyki:
brak na listach, z powodu powyżej podanego

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
14.12.2014 11:05 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #116
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
coś na wieczór:

Dead Can Dance THE HOST OF SERAPHIM 1988
w BTW od: 2013




(to fragment filmu "Baraka", w którym wykorzystano ten numer. Film jest co prawda dużo późniejszy, bo z 1992, ale że wideo robi spore wrażenie, to wstawiłem)

Pisałem o tym wcześniej, że twórczość Dead Can Dance zasadniczo charakteryzuje się dualistycznym charakterem. Utwory "męskie" mają angielskie słowa i europejską melodykę i harmonię (choć często sięgają do dawnych, głównie średniowiecznych, tradycji), zaś te "żeńskie" najczęściej nie mają słów, to jedynie glosolalia czy echolalia, posiadają egzotyczną harmonię i równie zakręcone, natchnione melodie, często brzmiąc jak zawodzenia egzotycznych kapłanów lub plemienne tańce ludów pierwotnych. Ten utwór jest idealnym przedstawicielem właśnie tej drugiej strony twórczości zespołu. Zdarzały się nawet tak entuzjastyczne recenzje tej kompozycji, że nagranie jest tak dobre, że powoduje opad szczęki i jedyną właściwą reakcją jest czysty zachwyt. Ja się z tym zgadzam. Poezja muzyki.

Płyta "The Serpent's Egg", którą rozpoczyna ten numer, była ostatnią nagrywaną za czasów, kiedy Lisa i Brendan byli parą.

Statystyki:
brak, bo rzecz jasna nie było singlem

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
14.12.2014 11:06 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #117
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
w związku z tym, że niedługo kończy się ta część topu, warto wyjawić rozwiązanie jednego z pytań:

2. Z jakiej płyty pochodzi najwięcej utworów i ile? (1p. za tytuł i 1p. za liczbę, 1p dla tego, kto był najbliżej w przypadku jeśli nikt nie zgadnie dokładnej liczby)

Z jakiej to płyty zgadło kilka osób (na pewno Kertoip, albarn i chyba saferłel, a może ktoś jeszcze), ale dokładnie w liczbę utworów trafił tylko Krzysiek i on zdobywa 2p. za to pytanie! Icon_biggrin3 Pozostali, którzy trafili że chodzi o Joshua Tree oczywiście dostają po 1p.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
14.12.2014 11:07 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #118
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Enya ORINOCO FLOW 1988 Watermark
w BTW od: 2010-11? (jakoś późno na pewno, choć lubiłem ten kawałek od dawna)





Niewykluczone, że tak późne dodanie tej piosenki do zestawu jest spowodowane tym, że to zawsze dla mnie było "senue, senue, senue", a nie jakieś Orinoco Flow i długo nie miałem pojęcia, jaki to ma tytuł Icon_wink2 .

Enya, współpracująca wcześniej z Clannad, już pierwszą płytą osiągnęła własne, bardzo rozpoznawalne brzmienie i od razu osiągnęła sukces komercyjny. W dodatku, dzięki specyfice brzmienia swoich nagrań, można powiedzieć że wywalczyła sobie na zawsze własną niszę na rynku muzycznym i do dziś wiadomo, że jak się zbliżają święta Bożego Narodzenia, to możemy oczekiwać jakiejś nowej płyty lub chociaż nowej składanki/nowego singla Enyi. Co do płyty "Watermark", to zdobyła ona nominację do Grammy w kategorii New Age music (choć artystka zawsze odżegnywała się od określania jej muzyki tym mianem), sprzedała się w liczbie około 10 milionów egzemplarzy, zdobywając wszystkie rynki od Japonii, przez antypody, Europę kontynentalną, UK, aż po Stany i Amerykę Południową (w sumie 37 platynowych płyt i 2 złote za ten jeden krążek! Oczywiście sporo tych platynowych płyt było podwójnych czy nawet rekordowo pięciokrotnych, stąd tak wysoki wynik). Zaś co do tej własnej niszy: bajkowe teledyski często w śnieżnej scenerii lub z elementami dzieci w nich występujących, delikatny głos wokalistki i eteryczna uroda, czasami wykorzystywanie egzotycznego, "elfiego" języka irlandzkiego, lekko magiczny, nierealny nastrój nagrań - wszystko to sprawiło, że faktycznie ta muzyka najlepiej brzmi zimą, na przełomie roku, w okolicach Świąt. Dość powiedzieć, że jak dotąd spośród 15 nagrań Enyi na LPP3, aż 10 miało premierę na Liście między 20 października, a końcem roku (plus 1 w styczniu i 1 w lutym). Jak to mówią: zdobyć taką nietypową niszę? Bezcenne!

Ciekawostka: to od razu rozpoznawalny dźwięk syntezatorów, jakby smyczki grające pizzicato połączone z dzwoneczkami to brzmienie o nazwie "PizzaGoGo" z klawisza Roland D-50, instrumentu często używanego także przez Jeana-Michela Jarre.

Statystyki:
UK - 3x1m.
US - 24
LPP3 - 2x2m.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
14.12.2014 11:08 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Yacy Offline
Super Moderator
******

Liczba postów: 18 124
Dołączył: Jun 2007
Facebook Last.fm
Post: #119
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Miszon napisał(a):Wręcz ustawowo powinno być ustalone, że na pokazach ma lecieć "Wonderful Life"
ja to kojarzę z pokazami w tvp ale program dotyczył materiałów z twlewizji satelitarnych. (musiałem zerknąć do neta, żeby sobie przypomnieć) „Bliżej świata” - w tamtym czasie świetny program!
Miszon napisał(a):Jeśli chodzi o mnie, to wszystko jest w tym utworze NIEMAL idealnie skonstruowane: filmowy wstęp, przywodzący na myśl ze względu na te dźwięki helikoptera wojnę w Wietnamie
zbrodnią jest puszczanie jakiegokolwiek edita Icon_smile2
Miszon napisał(a):The Bangles ETERNAL FLAME
wtedy bardzo lubiłem. dziś po latach wolę Manic Monday czy Walk like an Egyptian.
Miszon napisał(a):(wideo, bo niestety bardzo trudno znaleźć wykonanie na żywo w całości,
ale to wideo jest fantastyczne!!!
Miszon napisał(a):Enya ORINOCO FLOW 1988 Watermark
płytę uwielbiam, ale OF jest jakies 5-6 na płycie. ale jest bardzo dobre!!! Icon_smile2

.
KN:"Nic nie jest wieczne... może ta sytuacja też nie.
<OBY>"
14.12.2014 11:49 PM
Odwiedź stronę użytkownika Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 503
Dołączył: Aug 2008
Post: #120
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Phil Collins ANOTHER DAY IN PARADISE 1989 ...But Seriously
w BTW od: 1998-9, ale mogłoby od zawsze chyba




(koncert w Nowym Jorku, 1990)

Pamiętacie, jak pisałem przy In the air tonight, że wysłałem tatę do sklepu, żeby kupił mi kasetę Collinsa z twarzą na okładce, a on zbaraniał zobaczywszy, że tych jego kaset z twarzą jest całkiem sporo i kupił Face Value, które na tyle mi nie podpasowało że chyba nigdy nie przesłuchałem w skupieniu w całości jednym ciągiem i nawet po kilku latach przerwy, przy kolejnym podejściu już w połowie lat 90-tych, znowu się odbiłem od tej płyty i nawet nie zapamiętałem tego najsłynniejszego numeru (In the air rzecz jasna)? No to wówczas tak naprawdę wysłałem tatę po kasetę z m.in. tą piosenką Icon_smile2 .

A to było tak: kuzynka (tak naprawdę formalnie to ciotka, ale starsza o rok Icon_wink2 ) słuchała wówczas listy przebójów Trójki i kiedyś puszczała mi nagrane przez siebie z niej piosenki, mówiąc też co było na którym miejscu itd. Wśród nich był ten numer i kilka innych. Teraz sobie dokładnie przejrzałem archiwum i dokładniej sprawdziłem, jakie to były utwory, bo pamiętałem tylko wykonawców. Otóż: drugi Collins (zapewne I Wish It Would Rain Down), jakaś Lisa Stansfield (All Around the World), jakaś Gloria Estefan która wówczas bardzo mi się spodobała (dziś sprawdziłem, że chodziło o Here We Are), Roxette które podobało jej się dużo bardziej niż mnie (okazało się że Listen to Your Heart, ale wydaje mi się, że był jeszcze jakiś inny numer), Sacrifice Eltona Johna które znałem już wcześniej i The Road to Hell (Part 2) Chrisa Rea, które mi się najbardziej spodobało i które wraz z którymś z Collinsów najbardziej zapamiętałem (nie jestem pewien, którego Collinsa lubiłem bardziej). Zasadniczo - okres lutego/marca 1990. Niewykluczone, że puszczała mi te piosenki już jakiś czas później, czyli nie na bieżąco jak były na Liście. Może było ich więcej - nie pamiętam. Dość powiedzieć, że nieco mnie zainteresowała Listą. Ale zdaje się, że wówczas nie miałem jeszcze magnetofonu, tylko radio którego nie bardzo potrafiłem obsługiwać. A może nie zainteresowała mnie na tyle mocno, żebym zapawał chęcią do słuchania owej ciekawej audycji, a może puściła mi te rzeczy dopiero w wakacje (to miałoby największy sens i jest prawdopodobne)? Dość powiedzieć, że kiedy były wakacje, to zapewne miałem ciekawsze rzeczy na głowie niż słuchanie radia (jak to często bywało potem - w wakacje zwykle nie słuchałem minimaxów, opuszczałem zwykle co drugą Listę, etc.). Ale kiedy wakacje się skończyły, ja już na pewno miałem magnetofon marki Panasonic (jamnikowaty, jednokasetowy), który potem służył mi wiernie długo, jako radio do momentu przestrojenia stacji radiowych na wyższe częstotliwości, a potem jeszcze jako dyktafon do nagrywania piosenek (czyli wychodziłoby na to, że dostałem na urodziny w 1990? Znowu chyba dobrze dedukuję), myślę że dobrych kilkanaście lat był mocno eksploatowany. I wtedy zapragnąłem wreszcie posłuchać owej audycji. I w pewną wrześniową sobotę, uzbrojony nawet w zeszyt, kasetę (chyba Stilon Icon_wink2 ) i ów magnetofon, zasiadłem o 19, tak jak opowiadała kuzynka, przed radioodbiornikiem. I co? Listy nie było, bo nie wiedziałem o tym, że pechowo trafiłem na to notowanie, w którym Lista została przeniesiona z soboty na piątek (teraz sprawdziłem, że 446 - wszystko idealnie się zgadza: niemal pierwsze notowanie roku szkolnego, 7-09-1990) Icon_facepalm . Twardo czekałem może z godzinę, jak nie dłużej, leciała zdaje się europejska lista przebojów, czy coś innego Marka Sierockiego, muzyka która tam leciała w każdym razie kompletnie mi nie pasowała i w końcu zrezygnowany się poddałem. Próbowałem jeszcze tydzień później, niestety było to samo - Listy w sobotę nie było. A ja nie wiedziałem, co się z nią stało.

I w ten oto sposób moje słuchanie Listy Przebojów Programu Trzeciego przesunęło się aż o niemalże 4 lata. Icon_confused2

Nie byłem do końca świadomy do niedawna tej całej historii, oczywiście kojarzyłem pewne fakty (że nie było, że sobota, tego Collinsa, etc.), w końcu dopiero teraz poskładałem to wszystko do kupy, kierując się po troszę pamięcią, po troszę dedukując jak to mogło być i wyszła mi w ten sposób powyższa historia. Może to i lepiej, że wcześniej nie byłem świadomy, w jak głupi sposób straciłem 4 lata kontaktu z Listą, bo kiedyś pewnie by mnie to bardziej zdenerwowało Icon_wink2 .

Nie jestem tylko pewien, którego Collinsa wtedy wolałem. Chyba jednak tego drugiego, a kuzynka wolała tego. Ale jej go obrzydziłem nieco, mówiąc że on tam na początku śpiewa "si ko za", co kojarzy mi się z "sika koza" Icon_razz . Pamiętam też, jak śpiewałem początek refrenu tego utworu: "o! Win człajs!" Icon_lol .

Ciekawostka: to ostatni jak dotąd numer 1 Phila w Stanach. I jego jedyny w latach 90-tych (załapał się akurat na przełom 1989 i 1990, dzięki czemu obstawił dwie dekady).

Statystyki:
LPP3 - 6x1m.
US - 4x1m.
UK - 2

Blisko BTW: wspomniane I Wish It Would Rain Down, Against All Odds (może byłoby, gdyby od razu Mariah Carey to nagrała. Albo inna wokalistka, bo to typowy numer dla kobiet z powerem w głosie).

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&amp;num...gewidget=1]
24.12.2014 01:07 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Płyty 10-lecia (1990-1999) Miszon 296 10 349 20.09.2023 12:25 PM
Ostatni post: santosz
  Muzyczny BTW część I.2 (1973-1982) Miszon 139 38 814 16.09.2022 03:27 PM
Ostatni post: kajman
  Bezustanny Top WszechCzasòw odsłona I.4 (1989-1994) Miszon 17 4 253 15.09.2022 11:10 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.1. Miszon 91 86 463 24.07.2022 08:47 AM
Ostatni post: kajman
  Bezustanny Top WszechCzasów Miszon 49 6 568 29.12.2019 02:09 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top WszechCzasów I.5 Miszon 199 23 625 06.05.2019 08:21 PM
Ostatni post: Miszon

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości