Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 1 Głosów - 5 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3 (1982-1990)
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #41
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Yacy napisał(a):A właśnie Kim się załapie u Ciebie z czymś?
Nie, nie ma szans. Nawet nie jestem pewien, czy kiedykolwiek cokolwiek jej lubiłem, a dziś to pewnie nawet nie pamiętam tych numerów (albo nie pamiętam, że to jej były).

A Neny podobało mi się niedawno In meinem leben (czy jakoś tak Icon_wink2 ) i bardzo żałowałem że niemal od razu wywalili z zestawu LPP3.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
03.08.2014 02:30 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
piotreklp3 Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 3 466
Dołączył: Jun 2007
Facebook Last.fm
Post: #42
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Wielki plus za odrabianie zaległości także na tym forum Icon_smile
04.08.2014 02:08 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
thestranglers Offline
Moderator
*****

Liczba postów: 31 004
Dołączył: Dec 2014
Post: #43
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
jak się wczytam w opisy to na pewno coś tu skrobnę, w końcu zaczęła się moje ulubiona dekada Icon_smile
04.08.2014 02:24 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #44
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Rok 1984 będzie chyba jednym z mocniejszych w tej części BTW. Zaczynamy tak:

Foreigner I WANT TO KNOW WHAT LOVE IS 1984 Agent Provocateur
w BTW od: ok. 1998-9, czyli dość dawno. Ale najlepsze czasy na BTW ten numer ma zdecydowanie za sobą




(fajna, gospelowa wersja, z Farm Aid 1985, czyli takiego festiwalu dla rolników amerykańskich Icon_wink2 )

Kiedyś lubiłem dużo bardziej, dziś jest w BTW raczej tak z rozpędu, bo zasadniczo strasznie znudził mi się ten numer, nie wiem czy po prostu radia mi go nie zabiły, co przy takim brzmieniu, raczej nie moim, jest łatwe. Niby rockowa powerballada, ale słodkość aranżu i znowu te dziadowe ejtisowe klawisze, plus wokal dochodzący momentami do granicy kiczowatej emocjonalności (ale jej nie przekraczający!) niekiedy i momentami mnie dobijają. A przecież Foreigner to zespół, który nawet zalicza się do hard rocka, a jego współzałożycielem był Ian McDonald z King Crimson. Ja bym ich zaliczył raczej do klasycznych bandów rockowych tamtych czasów, balansujących stale między hard-, a softrockiem (przykłady inne: dopiero co wspomniane Van Halen, Def Leppard, potem cała fala hairmetalu). Inna sprawa, że kawałek jest wyjątkowo chętnie coverowany przez różne rozwszeszczane panie, które dają tu upust swoim talentom wokalnym (bo faktycznie nadaje się do tego dobrze), niestety jeszcze dodając słodyczy i emocji w swych interpretacjach, co też się nie przysłużyło dobrze temu numerowi w moich uszach. Ależ narzekam, a przecież to BTW! Widocznie narzekam, żeby ponarzekać ale jednak wielkość numeru uznaję Icon_wink2 .

Panowie zaliczają się do grona najlepiej sprzedających się grup w historii, bagatela 80 mln sprzedanych krążków mają na swoich koncie (z czego ten singiel 2,5 mln, a płyta coś koło 4. Niedawno wrócili zresztą na sceny z nowymi płytami, nawet zawitali parę razy znowu na LPP3, nawet w tym roku.

Jakoś mi się wydawało często, że pod koniec jak słychać żeński wokal wydzierający się w tle, to jest to chyba Tina Turner. Ale nie, to aktorka musicalowa Jennifer Holliday plus członkinie chóru gospel New Jersey Mass Choir.

Ciekawostka:
mimo tylu lat na szczycie (przynajmniej sprzedaży) ten utwór jest ich jedynym numerem 1 w UK i US

Statystyki:
LPP3 - 1 (i ładne 213p. do podsumowania. Wówczas sporo!)
UK - 3x1
US - 2x1

Jeden z niewielu przypadków, że był lider na tych 3 listach!!

PS. Aha. Założyciele byli w większości Brytyjczykami, ale był też Amerykanim, a zespół powstał w USA w Nowym Jorku (w Stanach zresztą byli dużo bardziej popularni). DLatego w konkursie liczę ich połowicznie do obu nacji, co by nie było poszkodowanych.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:25 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #45
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Znowu będą padały duże liczby. Ale ostrzegałem, że w 1984 będzie mocny zestaw. O proszę:

Bruce Springsteen BORN IN THE U.S.A. 1984 Born in the U.S.A.
w BTW od: ok.2004




(koncert w Paryżu, 1985)

Jedna z TYCH PŁYT, które są prawdziwą legendą, ale głównie w USA, w Europie owszem też, ale jednak nie do tego stopnia. Artykuł na jej temat na wiki jest kosmicznie długi, z analizami daleko wykraczającymi poza muzyczne aspekty. Pozwolę sobie jednak to wszystko olać, także pozamuzycznie aspekty, olać nawet samą płytę, której zresztą praktycznie nie znam, a w każdym razie nie pamiętam (choć na pewno słuchałem i na pewno widziałem kiedyś jakiś koncert Bruce'a). Może tylko napiszę, że było z niej ze 7 singli, każdy był wielkim przebojem, zdobyła 4 nominacje w tym jedną nagrodę Grammy (w latach 1985-86, w tym za nagranie roku i album roku, ten numer też miał nominację. Ale wygrało tylko "Dancing in the Dark" za najlepszy męski wokal), sprzedało się 30 mln sztuk, a trasa koncertowa była hipersukcesem i trwała 2 lata.

W sumie nic dziwnego z tą trasą, słuchając tego nagrania od pierwszych dźwięków daje się zauważyć wielką "stadionowość" i "hymnowość" kawałka. Idealnie stworzony do wspólnego śpiewania, do przeciągania go w nieskończoność. Już wersja płytowa brzmi jakby miała problemy ze skończeniem się, co akurat mnie męczy (tym bardziej że w kółko jest praktycznie to samo od samego początku. Inny numer, który aż tak bardzo nie może się skończyć, który mi teraz przyszedł do głowy to All Right Now zespołu Free). Zakładam się, że mało kto ze śpiewających i słuchających tego nagrania fanów zastanawiał się nad sensem słyszanych słów, w pewnym sensie ironicznych, ale to zupełnie inna sprawa. W każdym razie mamy tu do czynienia z numerem, którego znaczenie zostało kompletnie przeinaczone i jest odbierany przez większość ludzi zupełnie opacznie w stosunku do tego, co autor chciał przekazać. To temat na inną rozprawkę, ale dość powiedzieć że wszystkim odebrało mózg jak zobaczyli amerykańską flagę i jeansy na okładce (foto: Annie Leibowitz, kolejny raz brawa dla tej pani) i rzadko zadawali sobie trudu, by zauważyć że kawałek opowiada o negatywnych efektach wojny w Wietnamie i raczej trudno go nazwać patriotycznym czy proamerykańskim (chyba że w takim kontekście, jak kazikowe brudne dworce czy ciechowskie pojękiwania pijaka, że "póki ona nie zginęła, my żyjemy też").

Bruce prezentuje się nam tu jako nowe wcielenie hippisowskiego barda, często na koncertach w bandanie niczym kiedyś folkrockowi prorocy ery Woodstocku, zachrypniętym głosem zapodaje zapalczywie zaangażowany tekst, wypruwa żyły w każdym dźwięku. Brzmienie jednak poszło z duchem czasu, nie mamy akustycznym gitar, lecz mocne rockowe uderzenie, z typowym dla tamtych czasów wtrętem syntetyczności (znowu te okropne klawisze!).

Ciekawostka: wspominałem o 7 singlach, to jeszcze dodam że każdy z nich wszedł do 10-ki w USA, co jest rekordem który wyrównało jedynie rodzeństwo Jacksonów (Michael był nawet pierwszy, bo chodziło o płytę Thriller, a potem Janet krążkiem Rhythm Nation 1814 z 1989r.)

Ciekawostka 2: Boss odmówił swego czasu Chryslerowi użycia piosenki w reklamie ich aut. Oferowano mu 7mln $!

Statystyki:
UK - 5
US - 9
LPP3 - ha, nie było! (z tej płyty były tylko Cover Me, które kariery nie zrobiło oraz I'm on Fire, które doszło do 4)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:26 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #46
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Do Bruce'a dodam, że mnie nie ruszyło nigdy to granie przyznam szczerze. Nawet Born bardziej za zasługi i w sumie żeby obciachu nie było, że nie ma w BTW. A Bruce nie wydaje mi się jegomościem, który by gonił za komercyjnym poklaskiem. Sukces tej płyty wziął się owszem z tego, że Bob Ludwig (tak, pan od ostatniej płyty Daft Punk Icon_wink2 ) unowocześnił brzmienie, ale należy docenić także czysty songwriting który u Bruce'a jest zawsze na wysokim poziomie. No i u niego jest zawsze ten element pozamuzyczny, bo zdaje się sam traktuje swoją twórczość jako coś więcej niż śpiewanie piosenek.

Żeby nie było nawału rockizmu (no, z elementami synthu Icon_wink2 ), to coś na odreagowanie, konkretniej smooth jazz (choć nie wiem, czy wtedy istniało takie określenie. A może ten numer je stworzył?). Kolejna śpiewająca pani:

Sade SMOOTH OPERATOR 1984 Diamond Life
w BTW od: ok. 2000, czyli jak sobie o niej przypomniałem po wydaniu Lovers Rock




(Montreaux, 1984. Na plus, że można usłyszeć mało znany mówiony wstęp, który chyba nigdy nie jest grany w Polsce w radiach i przez to przyznam zawsze mnie zaskakuje, jak słyszę płytową wersję)

Sade na pewno mogłaby powalczyć o tytuł miss BTW, ale może kiedyś indziej Icon_wink2 (Nena zresztą może też?). A z muzycznych kwestii: dopiero trzeci singiel z płyty i przełom na rynku amerykańskim, wszędzie na świecie najbardziej rozpoznawalny numer i największy hit Sade (poza UK, gdzie większym przebojem było Your Love is King).

Stylowe granie, muzyczka miło się sączy, klasycznie frazuje saksofon, bossanovowe rytmy. Dziś byśmy powiedzieli że po prostu smooth jazz, wtedy nie wiem czy określenie było na tyle popularne, by tak od pierwszej sekundy słuchacz łatwo je zaszufladkował. Grunt, że ładna rzecz, ciągnie się jak trzeba, nie jest przearanżowana czy przeprodukowana, jest dykskretna w każdym calu i wydaje mi się że dziś brzmi tak samo dobrze, jak wtedy i można mieć nadzieję, że się dalej będzie tak ładnie starzeć.

Ciekawostka: Sade, a w zasadzie Helen Folasade Adu, jest Nigeryjką, a Sade to nie tylko jej pseudonim, ale także nazwa grupy. Podobnie jak Nosowska to nazwa grupy Nosowskiej, a Santana nazwa grupy Carlosa (i przez wiele lat nie tylko) Santany. A Sade jest brytyjską grupą, dlatego niestety Nigeria nie ma swojego przedstawiciela w BTW. Czy może jednak zaliczyć Nigerii jakiś szczątkowy punkcik, jak sądzicie?

Statystyki:
UK - 19
US - 5
LPP3 - 11

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:28 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #47
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
No to jeszcze dopopimy:

Limahl THE NEVER ENDING STORY 1984 Don't Suppose
w BTW od: 2005, ale wcześniej po prostu zapomniałem o tym numerze! No i jednak takiego popu nie wpuszczałem po prostu do BTW




(a co - posłuchajcie wersji 8 minutowej! Icon_biggrin3 )

Facet jednego numeru, przynajmniej w karierze solowej, bo Kajagoogoo trochę jeszcze stworzył. Solowo owszem miał jeszcze parę mniejszych przebojów, ale ogólnie od 1986 praktycznie nie istnieje muzycznie, w tym wieku szlajał się nawet po jakichś reality show dla celebrytów i chyba taka rola mu pozostanie. Ale dzięki temu numerowi i jego częstej bytności w stacjach radiowych na świecie głodny chodził nie będzie Icon_wink2 .

Mam OGROMNĄ słabość do tego kawałka, już od pierwszych dźwięków tych "przeplumkowujących" się z góry na dół klawiszy i tego niby oddechu/przypływu-odpływu morza mam normalnie ciary i czasem nawet gęsią skórkę czy lekkie załzawienie w oczach. Uwielbiałem w dzieciństwie ten numer nie znając rzecz jasna jego tytułu, a tym bardziej wykonawcy i zapamiętałem tą melodię przez lata, kiedy była bardzo incydentalnie grana (bo jeszcze nie było stacji ze złotymi przebojami i były 2 kanały w TV, które jakoś miały dłuższą przerwę w puszczaniu filmu). Po wielu latach, kiedy usłyszałem znowu ten numer, odpaliła mi się jakaś klapka w mózgu i natychmiastowo powróciły ukryte gdzieś smaki, barwy i wspomnienia i często jest tak i teraz. Drugi raz był ten sam efekt, kiedy po raz pierwszy po kilkunastu latach przerwy ponownie zobaczyłem teledysk. nie wiem, czy taka była intencja twórców, czy to po prostu taki indywidualny efekt u mnie zachodzi, ale czuję w tym brzmieniu jakieś niesamowite pokłady nostalgii i wspomnienie niesamowitej przygody, jaka była udziałem bohaterów książki (nie czytałem) i filmu (oczywiście oglądałem i też uwielbiałem, niestety nie jestem w stanie przypomnieć sobie, czy byłem na pierwszej części w kinie, czy tylko na drugiej).

Tak czy inaczej, wydaje mi się że zarówno film, jak i piosenka mają w sobie pokłady dziecięcej niewinności i choć groźnej, to jednak ostatecznie bezpiecznej i zakończonej szczęśliwie przygody. Jest w tym coś staroświeckiego, bo świat dziecięcy nie wygląda juz i pewnie nigdy nie będzie, tak jak ten sprzed blisko trzydziestu lat, ale też bardzo ujmującego za serce. Miałem niewielką co prawda, ale jednak nadzieję, że coś podobnego uda się uzyskać przy okazji ekranizacji Hobbita, którego książkowa wersja ma ten sam posmak klasycznej dziecięcej baśni, ale już po samych obrazkach i trailerach zobaczyłem, że zostało to totalnie spieprzone i zrobiono po prostu prequel do Władcy pierścieni, utrzymany w zupełnie innym klimacie niż oryginał, bardzo mroczny (masakra jaką zrobiono z groźnej, ale zawiadiackiej pieśni krasnoludów "Poprzez gór śnieżne szczyty... by krainom, smokom, lochom czarodziejskie wyrwać złoto", czy jak tam to szło, dopełniła czaru goryczy), mniej dziecięcy, beztroski i wesoły i dlatego też nie zamierzam filmu oglądać, żeby sobie nie zepsuć swojego dziecięcego, niewinnego wyobrażenia tamtych, wydarzeń, postaci. Czasy się jednak zmieniają i choć pewnie nadal w książkach dzieci mogą znaleźć swoją przygodę, to już w filmach niekoniecznie, bo może niezgrabne efekty, ale zrobione z żywych materiałów, zastąpiły komputerowo generowane sztuczne krajobrazy, zbyt realne i iz zbyt nierzeczywiste jednocześnie, by w nie uwierzyć. W Harrym Potterze udało się momentami coś uszczknąć z tej dawnej magii, na plus też że uniknięto seksualizacji, która przebiega w każdej materii dziecięcej, czasami kompletnie dziwnej (zobaczcie sobie choćby Troskliwe Misie sprzed lat i teraz - dawniej były raczej bezpłciowe, teraz widać że są dziewczynki i chłopcy, oczywiście te pierwsze mają lekko zalotny wyraz "twarzy"). Sorry, że tak namarudziłem trochę, ale jak widać wpływ piosenki jest silny, że mnie zebrało na takie wynurzenia starego pryka Icon_cool2 .

W każdym razie Neverending Story cudowna sprawa, pokazuje jak w książce można znaleźć wspaniałą przygodę z grafiką jaką tylko sobie sami we własnej głowie zamarzymy. A melodia piosenki jest absolutnie bezbłędna, świetnie oddaje ten klimat, podejrzewam że jest to jedna z moich ulubionych linii melodycznych w historii! W latach 90-tych może owszem się nieco zestarzała, ale dziś jest świeża jak pupa niemowlaka Icon_wink2 .

Ciekawostka: bo może nie każdy wie (w latach 80-tych pewnie każdy porządny nastolatek miał taką wiedzę w małym palcu Icon_wink2 ) - Limahl to anagram nazwiska piosenkarza, czyli Christophera Hamilla.

Na bonus jeszcze TEN teledysk (i TA fryzura Limahla Icon_wink ):




Statystyki:
LPP3 - 1 (i 28 tygodni, 352p. i do dziś w setce podsumowania!)
UK - 4
US - 17
Sporo też numerów 1 w innych krajach.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:29 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #48
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Odnośnie poprzedniego nagrania warto jeszcze dodać, że muzykę napisał sam Giorgio Moroder. Znowu italo disco w BTW? Icon_wink2

A teraz:
Clannad ROBIN (THE HOODED MAN) 1984 Legend
w BTW od: ok.1998





I znowu skojarzenie z dzieciństwem, tym razem nie z filmem, ale z serialem.
I znowu mamy do czynienia z przesiąkniętym magią nagraniem. Tyle że tym razem również w brzmieniu, które jest interesującym miksem klimatów celtyckich z dyskretną i zgrabnie schowaną elektroniką syntezatorów.

Co do serialu, rzecz jasna chodzi o "Robina z Sherwood", który był pokazywany w Polsce już w latach 80-tych (około roku 1988?). Chodziło się w każdym razie wtedy jeszcze na religię do kościoła, a wspominam o tym dlatego, że trzeba było dobrze sobie grafik dopasować (albo blisko mieszkać?) aby katechezy nie kolidowały z nadawaniem serialu. Wszyscy oczywiście byli wtedy wielkimi jego fanami, wielu z nas w zabawach wcielało się w jakieś postacie z serialu. Ja, ponieważ nei miałem aż takiej silnej osobowości, by być Robinem, wybrałem sobie Nazira, którego zresztą też bardzo lubiłem i latałem z dwoma kijami po podwórkach i między blokami Icon_wink2 . Jak wielu, nie byłem też fanem drugiego, "białego" Robina, czyli serii w której Michaela Praeda zastąpił w głównej roli jakiś inny aktor. Kiedy po kilkuletniej przerwie ponownie nadawano serial, chodziłem mniej więcej do 6-7 klasy podstawówki i wtedy ponownie wróciła moda na Robina, a żeby było ciekawiej, przyczyniła się do tego wypowiedź księdza w czasie rekolekcji (jakoś w tym samym czasie był nadawany), który stanowczo ostrzegał przed oglądaniem tego "satanistycznego dzieła". Owszem, kilka odcinków było dość mrocznych (miecze Waylanda!), pojawiały się jakieś okultystyczne postaci i wątki, a cały serial (podobnie jak ta piosenka, świetnie oddająca jego nastrój) nosił w sobie pewną mistyczną aurę średniowiecznych legend pomieszanych z wątkami arturiańskimi czy ogólnie celtyckimi. Rzecz jasna, po tej wypowiedzi księdza, ci którzy dotąd serialu nie oglądali, zaciekawieni nią natychmiast ruszyli przed telewizory by to uczynić, także miała ona raczej odwrotny skutek Icon_wink2 .

Serial zasłużył się także na innych polach, przechodząc ogólnie do historii popkultury. Swego czasu w czasopiśmie "Magia i Miecz" była klasyfikacja kategorii złych postaci w filmach/serialach/grach. Jedną z nich, to najniższą, byli "szturmowcy Gisberna" (vel "szturmowcy Imperium"), których zadaniem było pojawić się gromadnie na ekranie tylko po to, by szybko z niego zejść, najczęściej śmiertelnie. I też gromadnie. Posiłkując się dalej tą klasyfikacją samego Gisberna można by zaliczyć do "Czołowych Przydupasów", których było max. kilku a czasem jeden, którzy dość często stawali w szranki z bohaterami pozytywnymi, raz wygrywając, raz przegrywając starcia (ale nie ginąc prawie aż do końca), zaś szeryfa z Nottingham jako "Głównego Złego", który rzadko ma bezpośrednio do czynienia z Dobrymi (lub nawet w ogóle aż do ostatniego, decydującego starcia), wysługując się niższymi stopniem elementami tej klasyfikacji, czasem nawet w ogóle ich nie napotykając, lecz uciekając w nieznane by tam zbierać siły i popleczników do kolejnego starcia (czytaj: dalszego ciągu książki, filmu, gry).

Niedawno serial pokazywała i to ze 2-3 razy, telewizja Puls. Trochę bałem się oglądać, by nie zepsuć sobie wspomnień. Faktycznie, narracja z dzisiejszego punktu nudnawa, ale mimo wszystko jednak dało radę (choć nie oglądałem zbyt wiele odcinków, bo jednak było gorzej niż zapamiętałem).

Dodam, że mimo iż piosenka ma BARDZO nieskomplikowany i niezwykle krótki tekst, mnie z siostrą i tak udało się go zapomnieć, czy też źle usłyszeć i przez lata śpiewaliśmy coś w stylu "Robin, Robin, apisicar", a potem "Robin, Robin, the pretty man" Rotfl .

Ciekawostka: po kilku latach Praeda można było zobaczyć jako mołdawskiego księcia w innym megapopularnym w Polsce serialu, czyli "Dynastii" Icon_biggrin3 . Pojawił się jakoś w połowie, w zbyt wielu odcinkach nie zagrał, jako że często wracał do swojego księstwa, ale był.

Ciekawostka 2: zespół zdobył za ścieżkę do serialu nagrodę BAFTA jako pierwszy irlandzki wykonawca w historii nagrody

Statystyki:
LPP3 - 17
UK - 42
US - nie wiem (nie było?)

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:30 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #49
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Scorpions STILL LOVING YOU 1984 Love at First Sting
w BTW od: 2012




(live Rock in Rio 1985)

Scorpionsi pojawili się już dwukrotnie w BTW, w 1979 i 1982. Ktoś mógłby zamarudzić, że ten numer niczym się nie różni od tych dwóch poprzednich razów i ja mu przyznam rację. Ale cóż począć, że go bardzo lubię, mocno (choć najmniej ze wszystkich Scorpionsów w BTW) działa i raczej daleki jest od wywalenia z zestawu. W zasadzie – raczej to nie możliwe, abym go wywalił.

Rzecz nieco ostrzejsza od Holiday (które owszem w drugiej części ma to przełamanie na ostro) i When the Smoke is Going Down, o słabszym tekście, raczej nieciekawym zresztą (sztandarowy temat: "kochana wróć do mnie, spróbujmy jeszcze raz, może się tym razem uda". Czyli: nuda.).

Płyta była największym sukcesem zespołu w Stanach, doszła aż do 6 miejsca, do 1995 sprzedało się ponad 3 mln sztuk, ale większym sukcesem singlowym było "Rock You Like a Hurricane".

Ciekawostka: kawałek miał szczęście do nietypowych coverów. W sensie językowym. Powstały np. wersje: rumuńska, hiszpańska (z Ekwadoru), czy portugalska (z Brazylii)

Ciekawostka 2: piosenka była bardzo popularna we Francji. Sprzedało się tam ponad milion sztuk singla, a o popularności utworu świadczy fakt, że wielu narodzonym w tamtym czasie dziewczętom nadawano imię Sly. Zespół po pewnym czasie dowiedział się o tym i napisał piosenkę do tego nawiązującą, niejako "remake" Still Loving You, o tytule właśnie SLY. Numer umieścił na swoim (podobno) ostatnim krążku studyjnym, wydanym w roku 2010 Sting in the Tail.

Ciekawostka 3: płyta Love at First Sting była jednym z pierwszych metalowych krążków nagranych wyłącznie z użyciem technologii cyfrowej.

Statystyki:
LPP3 - 3
UK - nie było (ale za to Francja - 3)
US - 64

Dodam, że na ostatnim Zlocie Dekodi z Marcinem Buchalskim usilnie próbowali stwierdzić różnicę między wersją płytową, a tą nagraną z Listy. Używając do tego celu głośniczków od laptopa Icon_razz . Po ponad pół godziny prób, doszli do wniosku że w 27 sekundzie jest jakaś różnica w brzmieniu gitar (wchodzi druga czy coś).

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:31 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #50
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Coś greckiego w zestawie? Proszę bardzo:

George Michael CARELESS WHISPER 1984 Make It Big
w BTW od: 1996-7




(live in China 1984. O! To właśnie George był tym artystą o którym zapomniałem, który grał w Chinach oprócz Jarre'a w latach 80-tych. Świetna wersja)

Z katalogowaniem tego numerem jest dosyć porąbana sprawa. Mimo że znalazł się na płycie duetu Wham!, a w dodatku jest jednym z kilku (na tej płycie jedynym) kawałków napisanych wspólnie przez George'a Michaela i Andrew Ridgleya, to wszędzie poza Kanadą i USA był wydany jako singiel George'a. A wcześniejszy (Wake Me Up Before You Go-Go) i późniejsze (Freedom oraz Everything She Wants jako podwójna strona A wraz z Last Christmas) single z krążka "Make it Big" były oznaczane jako zespół. Nie ma w tym najmniejszego sensu i ciężko w zasadzie powiedzieć, dlaczego tak postąpiono, niewykluczam że wymusił to George, czując ogromny komercyjny potencjał tkwiący w tym numerze. Ale trzeba dodać że rzecz nieco odbiegała stylem od reszty utworów duetu, nie była dyskotekowa, a jeśli to raczej na te "wolne momenty" imprezy, o soulowym, wręcz smooth jazzowym charakterze i barowym klimacie nadawanym przez ten genialny riff saksofonowy, jeden z najsłynniejszych jakie istnieją w muzyce pop.

Wszystkie single były ogromnymi przebojami i nakręciły sprzedaż płyty, która osiągnęła niebywały sukces, zdobywając szczyty sprzedaży m.in. w: Australii, Kanadzie, Holandii, Włoszech, Japonii, Nowej Zelandii, Norwegii, Szwajcarii, UK i USA, a także na zbiorowej liście europejskiej. Ten singiel zdobył szczyty aż w 25 krajach panosząc się na listach w ciągu 1984 i 1985 roku, sprzedając się w ponad 6 mln egzemplarzy (jeszcze więcej dołożyła cała płyta). Pozwoliło to zbudować George'owi solidne podwaliny pod solowy sukces i sprawiło że grupa wydała jeszcze tylko jedną płytę (też z sukcesem) po czym postanowił on pójść nieco w ślady Stinga i działać samemu, zmieniając też tak jak on, nieco styl muzyczny.

Mam też osobiste wspomnienia związane z tym numerem, mianowicie pamiętam jak tańczyliśmy z Anią ten numer na naszym pierwszym wspólnym Sylwestrze i był to bardzo romantyczny taniec Icon_cool2 .

Ciekawostka: podwaliny pod numer powstały ponad 3 lata wcześniej, zanim duet wydał swój debiut płytowy. George pracował wtedy w kinie i przykładowo riff saksofonowy przyszedł mu do głowy kiedy czekał na przystanku na autobus z pracy. Co do tekstu, był z niego potem bardzo niezadowolony, mówiąc że to frustrujące dla autora, że dla wielu osób znaczy tak wiele tekst, nad którym autor nie popracował wystarczająco mocno, pisząc go można by rzec "na kolanie".

Ciekawostka 2: magiczny riff na saksie gra Steve Gregor, jazzman znany ze współpracy z wieloma wykonawcami popowymi i rockowymi, gdyż szczególnie od lat 80-tych był wziętym sidemanem (grał np. u Chrisa Rea, Fleetwood Mac, Boney M, China Crisis, słyszymy go też chociażby w "Honky Tonk Woman" Stonesów czy "One Year of Love" Queen).

Statystyki:
LPP3 - 4x1m. (i wielki hicior - 5. w podsumowaniu 1984 i 1. w 1985! Do dziś w czołówce wszech czasów!)
US - 5x1m.
UK - 3x1m. (także 5. w podsumowaniu 1984)

Powaliła mnie kiedyś pełna wersja Careless Whisper, z takim długim wstępem. Niestety, od jakiegoś czasu już mnie tak ona nie bierze. Ale jest ciekawa i polecam, bo słyszałem w radiu może ze 2 razy w życiu (zdaje się, że to "Extended Mix" - 6:31)




[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.09.2014 03:33 PM przez Miszon.)
07.09.2014 03:32 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #51
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Utwór bonusowy, dodany w tym roku, także nie liczony do konkursu. A byłby przedstawiciel zarówno instrumentala, jak i kraju spoza USA/GBR. Konkretniej: Czechosłowacji! Po raz pierwszy i jedyny:

Jan Hammer CROCKETT'S THEME 1984 OST: Miami Vice / 1987: Escape from Television
w BTW od: 2014





Co ciekawe, utwór absolutnie nie kojarzył mi się przez lata z Policjantami z Miami, raczej jako taka ogólna ścieżka dźwiękowa z lat 80-tych go postrzegałem. Nie bardzo wiem nawet, w którym momencie on leciał, bardziej kojarzyłem dynamiczny motyw główny na napisach początkowych. Ale serial oglądałem tylko wtedy, w latach 80-tych (ok. 1987 zdaje się leciał w TVP), potem już nigdy nie oglądałem, choć powtarzali parę razy, może próbowałem zerkać jakoś ok. 1997 jak w RTL7 leciał, ale jakoś nie czułem się wciągnięty, szczególnie że nic z niego nie pamiętałem. Zresztą, jak teraz patrzę na te obrazki, to dopiero dostrzegam, jak wiele czerpała z serialu gra GTA: Vice City. Gdybym sobie go wcześniej odświeżył, to może grając ok. 8-10 lat temu, więcej bym smaczków z niej wyłowił? Chociaż, może serial wtedy by mi się nie spodobał i bym tylko sobie zepsuł dawne wrażenia?

Mieliśmy Limahla, potem Clannad, teraz Hammer - nie ma co, zrobił się kącik filmowo-serialowy. Na pewno wówczas był szał na ten serial, pamiętam że bawiliśmy się z dzieciakami z osiedla w policjantów z Miami, gdzie oczywiście było zawsze kilku złoczyńców i dwóch-trzech policjantów. Pamiętaliśmy imiona dwójki głównych bohaterów, Sonny'ego i Ricko, ale jakoś nie bardzo mogliśmy sobie przypomnieć trzeciego, ich szefa (Castillo). Pamiętam, że mnie udało się wtedy przypomnieć, że ten trzeci to chyba Starring. Dlaczego? Bo na napisach przy liście nazwisk, po Donie Johnsonie i Philipie Thomasie, było widać napis: Starring Icon_lol .

Rzecz dodałem dopiero teraz, tak w ramach wygrzebywania braków z lat 80-tych i powiem szczerze trochę mnie nawet zaskoczyło, że Crockett's Theme to jest właśnie ten motyw. Jakoś mi się ten tytuł inaczej kojarzył. I odwrotnie, ten motyw kojarzył mi się pod innym tytułem, a na pewno nie kojarzył z Policjantami z Miami.

Serial, poza sporą popularnością w tamtym okresie, jest do dziś swego rodzaju symbolem klimatu lat 80-tych. I zaznaczył się dość szeroko w popkulturze, także dlatego że w ścieżce dźwiękowej wykorzystywano całą masę piosenek wykonawców z tamtego okresu. Z kwestii wpływu pozamuzycznego: dzięki Donowi Johnsonowi w roli Sonny'ego popularne stały się marynarki noszone na t-shirt Icon_smile2 , nie wspominając o przeżywających dziś kolejną falę popularności okularach Ray Banach, kilka modeli samochodów również przeszło do legendy (chociażby białe Ferrari Testarossa). Don zresztą próbował także kariery muzycznej, która na początku szła mu nawet nieźle, to rzecz jasna kiedy popularność marki Miami Vice wygasła, skończyła się także ta kariera.

Statystyki:
UK - 2
US - brak, ale tam singlem było Miami Vice theme i doszło do samego szczytu
LPP3 - brak

A oto ten główny motyw, który ja bardziej kojarzyłem z tym serialem:





Ciekawostka: w serialu nie tylko wykorzystywano masę muzyki z tamtych czasów (zresztą, szef NBC poprosił twórców o wymyślenie serialu o "gliniarzach z MTV"), ale też gościnnie występił w nim wielu muzyków, jak np. Glen Frey (notabene jego hitowe "You Belong to the City też wypłynęło dzięki Miami), Phil Collins, Frank Zappa czy... Miles Davis(!).

Ciekawostka 2: jak to się w tym BTW plecie! Swego czasu pisałem o Patti d'Arbanville, dla której Cat Stevens napisał kilka utworów, z których dwa znalazły się w tym zestawieniu. Patti w pewnym sensie powraca, tym razem w roli partnerki Dona Johnsona, którą była w latach 1981-1986. Takie to życie celebrytów, zawsze się gdzieś wkręcą. Serial jednak miał negatywny wpływ na ich związek, bo kiedy Don wyprowadził się do Miami kręcić serial, para się ostatecznie rozstała (choć mieli problemy już przez pewien czas). Don zawdzięczał jej jednak to, że pomogła mu poradzić sobie z problemami z alkoholem, jakie miał w tamtym czasie.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:34 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #52
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Eurythmics NO FEAR, NO HATE, NO PAIN (NO BROKEN HEARTS) 1984 Touch
w BTW od: ok.2009-10





Numer poznałem (albo przypomniałem sobie) w czasie, kiedy kolekcjonowałem wszystkie numery 1 z LPP3 (zakończyło się jakoś na końcówce lat 80-tych, potem już nie wróciłem do konceptu). To był ich pierwszy numer 1 tamże, gdyż zdaje się że nawet nie był singlem. Nic dziwnego - rzecz jest mniej radiowa od tych największych hitów, mimo to (a może dlatego) zrobiła na mnie od razu duże wrażenie i mimo niewielkiej dawki przebojowości wydaje mi się, że to chyba najlepszy numer ze znanych mi Jurytmików. Genialna, bardzo zimna produkcja - szczególnie zwracają uwagę smyki kłujące krótkimi pociągnięciami niczym piłą w głowę. Plus klasyczne dla tamtych czasów syntezatory, użyte w mądry sposób. Nieco odhumanizowana warstwa instrumentalna idealnie podkreśla niski, chłodny, dziwnie przetworzony, wręcz groźny głos Annie. 3 inne kawałki będące singlami zrobiły dużą karierę i wywindowały sprzedaż płyty do ponad 1,5 mln, potwierdzając pozycję grupy w popowej czołówce.

Statystyki:
LPP3 - 2x1m.
US i UK - brak

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:35 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #53
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Wreszcie coś rockowego westchną niektórzy Icon_wink2 :

Deep Purple PERFECT STRANGERS 1984 Perfect Strangers
w BTW od: ok.2007




(Ian lekka chrypka, zresztą widać jak w pewnym momencie pokasłuje sobie na boku)

Płytą Perfect Strangers zespół wrócił triumfalnie na światowe sceny. Co ważne, wrócił w klasycznym składzie Blackmore/Gillian/Glover/Lord/Paice. I od razu wrócił do BTW (czy to ostatni raz? A to się okaże). W tym numerze zwraca uwagę przede wszystkim mocarny, zapadający w pamięć, grany niemal na dwóch nutach, riff. Słyszałem kiedyś w minimaxie jakieś nagrania demo Purpli i to zupełnie innego kawałka. Pod koniec słychać było jakby początki tego riffu, aczkolwiek trochę bardziej zamieszane rytmicznie (a w wersji ostatecznej jest przecież 4+5/4, więc też niestandardowo) i jeszcze najwyraźniej w fazie ewolucji i prób.

Utwór opowiada o reinkarnacji, co w pewien sposób pasuje do powrotu zespołu na sceny w najbardziej znanym składzie. Choć jest to granie ogólnie nieco staroświeckie jak na tamten czas, to pewne elementy (np. niektóre plamy syntezatorów) dodają mu klimatu lat 80-tych, co zapewne przysłużyło się dobrze jego percepcji jako coś więcej niż po prostu powrót starych gwiazd w dawnej formie i zyskało im nowych fanów. Miałem szczerze mówiąc przez kilka lat pewien problem z tym numerem, jakoś mnie nie chwytał, w końcu jednak go doceniłem i choć stawiam go sporo niżej niż stare klasyki, to jednak do BTW w końcu dobił.

Ciekawostka: mimo że to jeden z niewielu utworów Purpli, który nie zawiera solówki gitarowej, to Ritchie Blackmore uważa go za swój ulubiony ich numer.

Statystyki:
LPP3 - 2x1m.
UK, US - w sumie nie wiem

Blisko BTW: na stronie B singla znajduje się długi instrumental, Son Of Alerik. Za to tutaj Ritchie sobie trochę solówek pograł Icon_smile2 , aczkolwiek od połowy zespół jakby stracił koncepcję co dalej grać i utwór zmienia się raczej w swobodne jamowanie, które owszem jest przyjemne, ale z którego za wiele nie wynika, co obniża jego ocenę.

O ile dobrze patrzę, tym numerem Purple wyrównują rekord jak na ten moment jeśli chodzi o największą czasową rozpiętość utworów jednego wykonawcy w BTW. Od 1968 do 1984 jest 16 lat, tak samo jak u Presleya, do tego drugi rekord to 12 lat przerwy i tu go biją o rok (1961 do 1972, choć w momencie jak prezentowałem pierwszą część BTW, to Can't Help Falling in Love jeszcze w zestawie nie miał). Rekord pobije ktoś jeszcze w 1984 (o rok), także to chwilowy sukces Icon_wink2 .

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
07.09.2014 03:37 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #54
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Prince and The Revolution PURPLE RAIN 1984 Purple Rain
w BTW od: ok.1998




(no niestety, koncert zdjęli, to z singla)

Ten kawałek to jeden z najjaskrawszych przykładów konfliktu obiektywizmu z subiektywizmem. Został dodany do BTW w samych początkach tego zestawu, kiedy uważałem kawałek za wielki, choć jakoś go specjalnie nie wielbiłem. Potem był w nim nawet w czasach, kiedy tego numeru po prostu nie znosiłem (ok.2000-2003/4), potem nieco osłabła moja niechęć do niego bo bardzo go rzadko słyszałem, a w końcu w ostatnich latach nieco przychylniej na niego zacząłem patrzeć, raz że na szczęście rzadko słyszę, dwa bo jednak usłyszałem w nim nowe elementy, których wcześniej nie dostrzegałem i które sprawiły że doceniłem ponownie, także sercem a nie rozumem że tak powiem. Kilka lat naprawdę numer był w zestawie na kredyt i choć z niechęcią patrzyłem na jego obecność w nim, to jednak nie znalazłem w sobie na tyle krytycyzmu subiektywnego, by go z niego wywalić. Niektórych może to dziwić, ale tak po prostu jest.

Najbardziej znany numer Prince'a, muzycznego indywiduum, dziwadła nieco, który także swoim image'em nieco mnie irytował (a nawet samym nickiem. Choć nie tak, jak tym brakiem nicku przez parę lat w latach 90-tych. Bo wtedy był niewymawialny wręcz). A także tym, że im lepsze oceny dostawały jego płyty, tym mniej mi się podobały jego numery. Nie wiem jak jest z ostatnim krążkiem, ale te 2-3 rzeczy które słyszałem conajmniej mi się podobały, więc podejrzewam, że płyta dostaje słabe recenzje i sprzedaje się średnio Icon_wink2 (a te zbierające powszechne ochy i achy, chociażby z początków tego wieku, to był dla mnie zwykle totalny syf). Tytułowy numer z filmu, który oglądałem wieki temu i nic z niego nie pamiętam poza tym, że były jakieś piosenki Prince'a.

Co do tego braku nicku - był to jeden z efektów wojny z przemysłem muzycznym jaki artysta wytoczył wytwórni Warner, wojny którą zdaje się ostatecznie przegrał, ale w końcu powrócił do pseudonimu z którego był znany, co dało jednak wyraźnego kopa komercyjnego - smutna prawda, ale wyszło na to, że trademark to podstawa i sama muzyka to za mało, by dobrze się sprzedawać. Ogólnie wydaje mi się, że jego pozamuzyczne historie są dla mnie ciekawsze od samej twórczości, choć czasami odstrasza mnie jego "dziwność" i ogólna kontrowersyjność image'u. Ale numer w BTW ma i niech się cieszy, że tak długo i bez wieloletniej przerwy Icon_cool2 . Chociaż dla tej solówki gitarowej warto.

Ciekawostka:
Ten numer doszedł do miejsca 2 na Billboardzie, a na szczyt weszły 2 inne single z krążka, jak dla mnie oba tragiczne, jeden z nich w dodatku z ewidentnie przesadzoną manierą śpiewania, której jest nieco mniej w Purple Rain, ale która też mnie w tym numerze denerwuje.

Ciekawostka:
krótko po nagraniu kawałka Prince zadzwonił do Jonathana Caina z zespołu Journey i zadał mu pytanie, czy przypadkiem nie jest to zbyt podobne do ich utworu Faithfully, który właśnie był na listach przebojów. Jonathan orzekł, że owszem 4 chwyty są takie same, ale ogólnie numer jest inny i śmiało może go wydać. Oceńcie sami: Faithfully.

Statystyki:
UK - 8
US - 2
LPP3 - 15

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
11.09.2014 01:17 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #55
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Billy Idol REBEL YELL 1984 Rebel Yell
w BTW od: 2012




(image Billy'ego zainspirował chyba Małgorzatę Ostrowską z Lombardu Icon_wink2 )

Ktoś powie, że jedna z wielu gwiazd skomercjalizowanego odłamu hard rocka, tak popularnego w latach 80-tych i obecnego w pewien sposób już wcześniej w BTW (patrz Foreigner czy Nazareth lat 80-tych). Dodam, że idealny przedstawiciel wszystkiego co najgorsze w image'u gwiazd tego okresu: pseudogroźne fatałaszki z dużą ilością skóry, pseudogroźne miny, pseudogroźne użelowane czy raczej ulakierowane, postawione, barwione na różne kolory włosy - zasadniczo: kicz na maxa, taki uładzone popłuczyny po glamrocku. Postglamrock? Plus muzyka nie do końca ostra, przyładzone, melodyjna, ze sporą ilością pasteli w brzmieniu, plam klawiszowych i syntezatorowych efektów. Też trudno mówić o wielkim artyzmie.

Ale jednak w tym numerze coś jest, przede wszystkim ten zawadiacki wstęp do refrenu, parę charknięć i szczeknięć wokalu Billy'ego (zapomniałem: pseudonim też tandetny i wskazujący na "produktowość" projektu muzycznego, jakim dla wytwórni był ten wykonawca), które nadają numerowi nieco rockowego kopa, interesująca solówka na ciężko powiedzieć czym - gitarze czy klawiszach i również intrygujący brzmieniowo wstęp (na pewno na gitarze, na której grał Steve Stevens, współautor numeru, znany także ze współpracy z m.in. Michaelem Jacksonem, na płycie "Bad").

Ciekawostka: Billy opowiadał, że pomysł na kawałek przyszedł mu podczas wspólnej popijawy z trzema Stonesami: Mickiem Jaggerem, Keithem Richardsem i Ronniem Woodem. Pili whiskey o nazwie "Rebel Yell". Spodobała mu się ta nazwa i postanowił napisać piosenkę o takim tytule (ale wcześniej grzecznie zapytał Micka i Keitha, czy nie mają nic przeciwko temu Icon_wink2 ).

Statystyki:
LPP3 - nie było
UK - 62, reedycja w 1985 - 6
US - 46 (#9 lista rockowa) - ale za to numer dał mu nominację do Grammy

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
11.09.2014 01:18 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #56
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Niektórzy się ucieszą, niektórzy zmartwią tym, że z Kill'em All nic nie było :ninja: :

Metallica FADE TO BLACK 1984 Ride the Lightning
w BTW od: ok.2009-10




(z koncertu znalazłem: http://www.youtube.com/watch?v=7mXBbVc4Df8 - fatalna jakość, chciałem dać z Burtonem, z tamtego okresu, to jest z 1985, ale tragedia dźwięk i widać też niewiele)

"Wreszcie jakieś konkretniejsze pierdnięcie!" powiedzą inni. To jest mocne granie, mocny, chropawy, nie do końca czysty brzmieniowo i nie do końca trafiający w nuty wokal, taki niezupełnie balladowy, taki jak trzeba w metalu, z ogniem wrzasków, ogniem muzyki i ogniem litrów alkoholu na liczniku. Nie do końca taki jak trzeba w balladzie. Czyli - niby komercha, ale nie komercha, trzymamy się korzeni i nie sprzedajemy za cenę gładkości i ładności.

Świetny moment jak po pierwszej solówce wchodzi ok.0:56 ten główny motyw, od razu przyciąga uwagę i zmusza nastawiać ucha, bardzo charakterystyczne dla nich z lat 80-tych brzmienie i bardzo charakterystyczne przejście dla ballad tego zespołu. Bo jest to w pewnym sensie wzorzec dla wszystkich kolejnych cięższych ballad Metaliki, zarówno pod względem melodycznym, jak i struktury. Od początku piątej minuty następuje przełamanie, ballada się kończy i zaczyna się robić coraz bardziej ostro, coraz mniej melodyjnie, numer stopniowo ewoluje w stronę "normalnego" dla zespołu grania, a od połowy szóstej minuty mamy gitarowy popis, serię solówek w różnych stylach i technikach. Próbując grać numer na Guitar Hero (próbowałem 3 razy), zawsze jakoś pół minuty przed końcem odpadałem i było "you failed" (ponieważ jak się udawało było "you rock", to my przy przegranej mówiliśmy zawsze "you suck" Icon_wink2 ).

Ciekawostka: jak wspominał Lars, James był w czasie tworzenia utworów na płytę opętany myślami o śmierci, co widać także w tekście tego numeru, który traktuje o samobójstwie. Przysporzyło to w przyszłości wiele problemów zespołowi, gdyż było sporo przypadków, gdzie jakoby to ten utwór inspirował nastolatków do prób samobójczych. Z drugiej strony, zespół dostawał także listy z podziękowaniami od tych, którym piosenka pozwoliła poczuć się lepiej psychicznie.

Ciekawostka 2: był to ostatni utwór wykonany na żywo w składzie Jasonem Newstedem, zanim też odszedł z zespołu w 2000r. Być może dlatego, że żywił on wiele ciepłych uczuć wobec tego numeru, a żeby było jeszcze ciekawiej, zanim dołączył do Metalliki, nagrał w 1986r. ze swoim poprzednim zespołem, Flotsam and Jetsam, piosenkę o dokładnie takim samym tytule, nadanym w hołdzie numerowi Metalliki (nie był to cover).

Statystyki:
będzie trzeba czekać jeszcze 7 lat na Metalikę na LPP3, w UK i US też nie notowane, ale za to było w setce w... Szwajcarii Icon_biggrin3 .

PS. Tak, oglądałem parę odcinków Bates Motel, całkiem ciekawe. Ale niestety nie posiadam kanału 13Ulica i na tych paru się skończyło (wtedy albo jeszcze miałem, albo oglądałem u rodziców/rodziców Ani, którzy mają ten program).

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
11.09.2014 01:19 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #57
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
po Mecie to niezła zmiana nastroju Icon_razz :

Wham! LAST CHRISTMAS 1984 singiel / 1985: Music from the Edge of Heaven
w BTW od: ok.2010 (tak późno, bo wcześniej nie uwzględniałem piosenek świątecznych)




(teledysk, bo jest miodzio Icon_smile2 )

Postanowiłem nie czekać z tym numerem do grudnia Icon_wink2 .

Co byście nie psioczyli i jak bardzo go znienawidzili za granie w sklepach - to jest świetny świąteczny numer, który bardzo lubię i który lubię sobie ponucić czasem nawet latem Icon_razz . A ponieważ ostatnimi laty unikałem jak mogłem wizyty w centrach handlowych w sezonie po 11 listopada (bo niestety już wtedy zaczynają się w nich święta, co KOMPLETNIE zabija klimat), to nie słyszałem tego kawałka szczególnie często, ba!, nawet w zeszłym roku trochę mi go brakowało i sam sobie parę razy odpaliłem żeby posłuchać. Dzięki temu nie nudził mi się wcale. Zresztą - rzecz jest na tyle genialna, że naprawdę musiałbym słyszeć po kilka razy dziennie przez ponad tydzien, żeby się znudziła. Tym bardziej że przecież poza tymi 2 miesiącami, w ogóle go nie grają w radiach, co nie jest niestety dane innym wielkim przebojom.

George wspominał kiedyś, że wtedy, w połowie lat 80-tych nie był jeszcze w pełni świadomy swojej seksualności, ale faktem jest to, na co zwróciła nam kiedyś uwagę lektorka angielskiego na kursie do FCE (oczywiście śpiewaliśmy ten numer na nim) - w tekście nie ma jednoznacznie zaznaczone, że George śpiewa to dla kobiety. Pełna dowolność interpretacji, co za tym idzie. Ale zabawne w sumie jest, że wielki symbol seksu, którego seksualność w dodatku mocno wykorzystywano przez lata w promocji, okazał się w końcu niespecjalnie chętny na damskie wdzięki milionów wzdychających do niego fanek, dla których mogło się potem okazać nawet zabawne (mogłoby szokujące, ale miały czas wyrosnąć z młodzieńczej miłości, bo wyszło szydło z worka przecież dopiero w drugiej połowie kolejnej dekady).

Tym razem mamy do czynienia z numerem Wham! napisanym i wyprodukowanym w całości przez G.Michaela i żeby było trudniej, to wydanym nie jak Careless Whisper w którym Ridgley się udzielał twórczo jako nagranie solowe, tylko jako zespół. Dziwna polityka, ale co zrobić. Wszechświatowy przebój, który brał udział w wielkiej bitwie świątecznych hitów w UK w 1984. Poza święcącym triumfy przez cały wcześniejszy rok Wham! dołączyli się do niej równie wówczas topowi Frankie Goes to Hollywood, a ponieważ gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, wygrali ostatecznie Bob Geldof i Midge Ure, a konkretniej charytatywne "Do They Know It's Christmas?". Co oznaczało zaledwie drugie miejsce dla Wham! w 1984. I tytuł najlepiej sprzedającego się singla spośród tych, które w UK nie doszły do miejsca pierwszego.

Ciekawostka: z racji na sezonowość numeru, przeżywa on wieczny, coroczny renesans na listach przebojów, początkowo jako reedycje, a w erze internetowych rankingów ściągalności stał się już w ogóle rekordzistą powrotów na listy przebojów. Zajrzyjmy zresztą do tej statystyki:

LPP3: 2x1m.
UK: 2 w 1984, 6 w 1985, 26 w 2008, 39 w 2009, 26 w 2011,
JPN: 12 w 1992 i tytuł najlepiej sprzedającego się singla spośród tych, które nie weszły do Top 10
GER: od 1997 co roku na liście, najwyżej #4 w 2007 - w sumie rekord 106 tygodni na liście!
ESP: 9 w 2009
można by tak dalej...
Blisko BTW: Wake Me Up Before You Go-Go, które kojarzy mi się przede wszystkim z tym, że było demem w pierwszych organach Casio mojej kuzynki.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2014 06:29 PM przez Miszon.)
11.09.2014 01:20 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #58
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Skoro mowa o Wham! i G.Michaelu, oto numer który na 6 tygodni wszedł na pierwsze w UK, pomiędzy Careless Whisper, a Freedom:
Stevie Wonder I JUST CALLED TO SAY I LOVE YOU 1984 The Woman In Red Soundtrack
w BTW od: ok.2000, a może nawet wcześniej (znane i lubiane od zawsze)





Kolejny hicior nad hiciory. Zresztą co ja będę pisał na ten temat, wystarczy spojrzeć na to zestawienie:
Chart (1984) Peak position
Australian ARIA Singles Chart 1
Austrian Singles Chart 1
Canadian Singles Chart 1
Danish Singles Chart 1
Dutch Singles Chart 1
European Billboard Hot 100 Singles 1
French Singles Chart 1
German Singles Chart 1
Irish Singles Chart 1
Italian Singles Chart 1
Norwegian Singles Chart 1
New Zealand Singles Chart 1
Spain (AFYVE) 1
Swedish Singles Chart 1
Swiss Singles Chart 1
UK Singles Chart 1
US Billboard Hot 100 1
US Billboard Hot Adult Contemporary Tracks 1
US Billboard Hot Black Singles 1
i rzecz jasna:
LPP3 - 1 (3x)

Czyli Stevie triumfuje także po małej przerwie na przełomie dekad, zdobywając także ejtisy (numer zajął w podsumowaniu dekady w UK 3 miejsce). Oznacza to większe "upopienie" brzmienia, więcej syntezatorów, więcej "białego" grania i prostą jak na Steviego melodię. Wchodzący w głowę refren i spokojny rytm niszczą mózg, nie pozwalając się uwolnić od tej piosenki. Klasyk genialnego songwritingu.

Rzecz z filmu "Kobieta w czerwieni", co rzecz jasna oznaczało także Oscara i Złoty Glob dla piosenki. Jakby było mało splendorów, jest to dziś najlepiej sprzedający się w UK singiel z wytwórni Motown.

Ciekawostka: jak to często bywa w przypadku wielkich przebojów, toczył się spór odnośnie autorstwa tej piosenki. Wieloletni współpracownicy Steviego: Lee Garrett i Lloyd Chiate, ogłosili, że to oni napisali ten numer wiele lat przed jego wydaniem. Sąd jednak oddalił ich roszczenia. Stevie jednak nie żywił chyba wielkiej urazy do Lee i w tym wieku nawet wspólnie występowali na scenie. Lee, podobnie jak Stevie, jest niewidomy.

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2014 06:33 PM przez Miszon.)
11.09.2014 01:21 AM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #59
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Queen I WANT TO BREAK FREE 1984 The Works
w BTW od: 2013 (tak! dopiero przy tworzeniu tej części zabrakło mi tego numeru w Topie!)




(koncert w Budapeszcie w 1986, czyli Queen u szczytu formy koncertowej)

Przy Another One Bites the Dust napisałem, że tamten kawałek otworzył im wrota do wielkiej kariery w USA. Zaś ten numer ich karierę tam zabił. I to z dość dziwnego jak na dzisiejsze czasy powodu: kontrowersyjnego teledysku. Roger Taylor zaproponował, by zespół przebrał się za bohaterki serialu Coronation Street i sparodiowali go. W UK dowcip został zrozumiany i teledysk przyczynił się jak najbardziej pozytywnie w promocji singla, ale niestety w pruderyjnych Stanach przebieranie się facetów (i to z wąsami i włosami na nogach!) w damskie ciuszki uznano za obrazę moralności, wideo zostało zakazane m.in. w MTV, za tym poszła ogólnie mniejsza podaż kawałka w stacjach radiowych, dodatkowo dolepiono im opinię zboczonego zespołu (do tego doszło bardzo ekstrawaganckie wideo It's a Hard Life) i... było po karierze w Stanach i choć gdzie indziej na świecie singiel radził sobie bardzo dobrze, w większości docierając do pierwszej dziesiątki, Północna Ameryka to była porażka. Z dzisiejszego punktu widzenia - totalnie absurdalne, bo niektórzy takimi (i to dużo mniej niewinnymi) sposobami robią tam karierę, ale jak widać to były inne czasy. Pomysł na teledysk przyszedł zapewne Rogerowi pod wpływem słynnych imprez przebierankowych organizowanych przez Freddiego. Najsłynniejsza była taka, na którą większość gosci przyszła w biało-czarnych strojach, w tym jakaś para przebrała się za... zebrę Icon_lol . Jak to wyglądało w praktyce? Ano tak:
[video]http://www.youtube.com/watch?v=RnX2q0Nvs1E[/video]
(urodziny Freddiego w 1985 w Monachium, gdzie przeniósł się z Nowego Jorku, gdzie imprezował na początku lat 80-tych dzięki zyskanej w USA sławie. Niestety, gejowskie kluby w NJ na początku lat 80-tych to było BARDZO złe miejsce do imprezowania i można powiedzieć że szkoda iż załamanie popularności tamże nie przyszło wcześniej, może by uniknął plątania się w chodzenie po polu minowym. Ale z drugiej strony, patrząc na to wideo - przy takim trybie życia niewiele by to pomogło)

Dodam od siebie, że teledyski do obu wspomnianych numerów oraz do Radio Ga Ga są jednymi z moich ulubionych zespołu. A ten lubię najbardziej (ach te kapcie Briana! Ach te loczki i zgrabne nóżki Rogera Icon_wink2 )

Ale wróćmy do kawałka: napisany przez Johna Deacona, oparty w zasadzie na tradycyjnym pochodzie bluesowym, ale w brzmieniu mocno od bluesa odległy. Co prawda zespół nie poszedł dalej w stronę elektroniki i po poprzedniej płycie, postanowił trochę mocniej wrócić do rocka, ale ogólnie rzecz nadal jest mocno plastikowo. Mamy tu zresztą do czynienia z klasycznym dla późnego okresu Queen brzmieniem będącym mixem lżejszego rocka i syntezatorów, faktycznie nieco "niemieckich", czemu nie ma się co dziwić, wszak zespół nagrywał płyty z tego okresu w Monachium u Reinholda Macka. Jest też klasyczna dla Queen solówka na Red Special Maya plus interesujące solo na klawiszach brzmiących bardzo nisko. Krótko mówiąc: chcecie posłuchać Queen w latach 80-tych? Wybierzcie ten numer.

Kawałek stał się stałym punktem koncertów i okazją do zabawy we wspólne śpiewanie z publiką. Plus, rzecz jasna ze względu na tekst, a przede wszystkim tytuł, symbolem walki z wszelką opresją, nie tylko seksualnym dyktatem samców. To też budziło jednak sprzeczne emocje, czasami publika reagowała wręcz wrogo, szczególnie jeśli Freddie zakładał na ten numer perukę i sztuczne piersi (w południowej Afryce i Am.Płd. szczególnie było z tym różnie).

Ciekawostka: płyta The Works zawiera tylko 9 numerów, czyli zdaje się najmniej ze wszystkich płyt grupy, ale za to jest to krążek z chyba największą liczbą znanych odrzutów z sesji, które wykorzystano potem jako B-side'y, wydano na płytach solowych członków zespołu lub nagrano ponownie w sesji Made in Heaven, a zdaje się kolejne z nich ujrzą światło dzienne jeszcze w tym roku. Był to pierwszy album zespołu wydany przez EMI, 4 single w Top 15 w UK pomogły mu zająć tam najwyżej #2, równie dobrze sprzedawał się w Niemczech (ponad 0,5mln), w Stanach w sumie też nieźle (podobna liczba).

Statystyki:
UK - 3
US - 45
LPP3 - 5

Blisko BTW: rzecz jasna - Radio Ga Ga, Hammer to Fall

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
16.09.2014 05:30 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Miszon Offline
Stały bywalec
*****

Liczba postów: 11 428
Dołączył: Aug 2008
Post: #60
RE: Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.3
Cocteau Twins PANDORA (for CINDY) 1984 Treasure
w BTW od: 2004




(koncert w Oslo, 1984)

Pamiętam jak swego czasu Kaczkowski zagrał kilka numerów Cocteau i jakiś jeden czy dwa Dead Can Dance z Serpent's Egg, niewykluczone że z okazji jakiejś rocznicy legendarnej w Polsce wytwórni 4AD. Kilka dni później wybraliśmy się ze współlokatorem do MMarktu na zakupy i dziwnym trafem była akurat promocja na te płyty. Decyzja była prosta: kupić! Ja wybrałem Treasure bo bardziej mi się spodobała jego okładka, a kolega DCD, bo on wolał akurat tą Icon_smile2 . Cała płyta jest rewelacyjna, można by pewnie jeszcze ze 2-3 numery umieścić w Topie, ale jednak najsłynniejszym (i najlepszym) jest Pandora i dlatego to ona znalazła swe miejsce w BTW.

Absolutnie magiczne granie. Dużo echa i pogłosu, bajkowy nastrój, misterny aranż, anielski głos Elizabeth Fraser wyśpiewujący zwiewne melodie - prawdziwe cudo aranżu i współgrania instrumentów z wokalem. Tu zabawna sprawa: na płycie nie było tekstów piosenek i byłem przekonany, że w części z nich (w tym numerze również), podobnie jak u DCD, śpiewany jest tekst w wymyślonym lub jakimś egzotycznym języku, typu gaelicki czy coś w tym stylu. Jakież było moje zdumienie, kiedy kolega na zajęciach na studiach, korzystając z dostępu do internetu poszukał tekstów na moją prośbę i okazało się, że to są "zwykłe", ANGIELSKIE teksty! Bardzo rzadko to słychać i jest to dla mnie kolejny plus dla twórców: okazało się, że gra słowem i podporządkowanie go melodii i nastrojowi została tu postawiona na bardzo wysokim poziomie i wielokrotnie tak ułożono tekst, że faktycznie brzmią jak przypadkowy zlepek sylab, który jednak po rozłożeniu na czynniki pierwsze ma sens. Przykładem jest chociażby fragment:
"Forty feet
Forty Franks
Fish fate
Fiss fate
Clean fish
Formidiable"
Inna sprawa, że nawet mając przed sobą tekst tego numeru, to poza tym fragmentem który wrzuciłem, kompletnie nie słyszę tego co widzę. Jak dla mnie to zwrotki są w jakimś hiszpańskim, czy coś Icon_wink2 .

Ciekawostka: mimo że płyta jest zgodnie uznawana przez fanów (także w postaci najlepszej sprzedaży, chociaż niby wyżej w UK, na 7, było Heaven or Las Vegas z 1990) oraz krytyków (w postaci ocen) za najlepsze, szczytowe dzieło grupy, to początkowo członkowie grupy nie byli z niej zadowoleni i oceniali ją jako nagraną w pośpiechu i niedokończoną, a nawet, słowami gitarzysty Robina Guthrie, jako "owoc aborcji" dokonanej na wciąż trwającym procesie twórczym.

Statystyki:
LPP3 - 18
poza tym nie wiem czy było gdzieś, ale album doszedł w UK do 29

Blisko BTW: Persephone, Donimo

[Obrazek: jswidget.php?username=Miszon&num...gewidget=1]
16.09.2014 05:32 PM
Znajdź wszystkie posty użytkownika Cytowanie selektywne Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Płyty 10-lecia (1990-1999) Miszon 296 10 330 20.09.2023 12:25 PM
Ostatni post: santosz
  Muzyczny BTW część I.2 (1973-1982) Miszon 139 38 778 16.09.2022 03:27 PM
Ostatni post: kajman
  Bezustanny Top WszechCzasòw odsłona I.4 (1989-1994) Miszon 17 4 235 15.09.2022 11:10 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top Wszechczasów - odsłona I.1. Miszon 91 86 373 24.07.2022 08:47 AM
Ostatni post: kajman
  Bezustanny Top WszechCzasów Miszon 49 6 519 29.12.2019 02:09 PM
Ostatni post: Miszon
  Bezustanny Top WszechCzasów I.5 Miszon 199 23 551 06.05.2019 08:21 PM
Ostatni post: Miszon

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości