21.321.21. Florence + the Machine: No Light, No Light (Ceremonials)
...6 6 7 6 7 7 10 7 13 11 16 10 3 4 6 12 8 12 14 18 23
W No Light, No Light wszystko jest dopracowane do perfekcji. Zgadzają się najmniejsze detale, niczego nie ma za dużo lub za mało, wszystko jest na swoim miejscu. Zwrotki przed refrenem są jak cisza przed burzą - burzą, z której błyskawice uderzają z ogromną siłą, ale niczego nie niszczą. Patos w tej piosence jest rzeczą nieodłączną - niebiański styl tworzy ogrom tej piosenki. Niewyobrażalna energia, która bije z tego utworu, sprawia że nie da się przejść koło niego obojętnym. A zgodnie z moją niezrozumiałą naturą, afera na punkcie teledysku, przyczyniła się do tego, że oglądam to z jeszcze większą przyjemnością
PS - W topie 2011 roku na pozycji #12
22.320.20. Santigold: Disparate Youth (Master Of My Make-Believe)
13 7 1 2 2 1 3 4 7 11 15 16 24 22 8 27 21 19 25 29
Pierwszy raz o tej pani usłyszałem w... Kawie czy Herbacie. Pan prezenter narzekał na nią, że na nowej płycie zbyt dużo komercji, że poprzednia płyta była lepsza itd. Nie zanotowałem tego nazwiska - rano mój mózg tak słabo działa, że cudem jest fakt, że dzięki 4music (?) poznałem Electric Guest i nie zapomniałem ich nazwy. Disparate Youth po raz pierwszy świadome przesłuchałem przez rekomendację barta (z Muzycznej Galaktyki) - nie było źle, ale podobnie jak w przypadku Alt-J, czegoś mi brakowało. Potem bardzo powoli zaczęło wchodzić na niektóre listy, posłuchałem i szok - brzmiało o niebo lepiej niż za pierwszym razem! Fajnie bujało, muzycznie bardzo dobrze dopracowane, a ciekawy teledysk, w którym na pierwszy rzut oka widać brak perfekcjonizmu i niepotrzebnych gadżetów - po prostu zwykły aparat i umiejętność kręcenia, był odrzutnią od przekolorowanych teledysków innych gwiazd. I mimo wielu innych hitów w tamtym okresie (późną wiosną był urodzaj mocnych singlów
) Santi udało się wbić do top 30 roku!
23.319.22. Alt-J: Tessellate (An Awesome Wave)
19 18 14 15 15 20 23 21 19 23 22 26 27 26 31 22 28 46 20 25 29 34
Pamiętam, gdy rok temu safer wstawił w nowościach płytowych temat o mało komu znanej nowej kapeli. Z ciekawością przyjrzałem się im, głównie ze względu na nazwę. Posłuchałem Breezeblocks - odłożyłem na później. Czegoś brakowało mi w ich utworach, wydawały się przyjemne, ale na chwilę. W lecie oglądając MTV Rocks trafiłem na nich znowu - tym razem z utworem Tessellate. Od razu bardziej polubiłem, ale znowu - wyrzuciłem dużo za wcześnie. Potem stworzył się szał na punkcie Taro, które zaczynało u mnie z podobnej pozycji co Breezeblocks, lecz ta otoczka jaka się wokół nich stworzyła - nagły hit, wszechobecny zachwyt itd. zaczęły mnie męczyć. I jak to zwykle bywa z alternatywnymi hitami po czasie sam zacząłem ich doceniać. Płyta brzmiała niezwykle spójnie i była wypełniona świetnymi melodiami - każdy mógł na niej znaleźć coś dla siebie. Ja zacząłem od powrotu Tessellate - jednego z utworów, który mimowolnie kojarzy mi się z latem oraz utworu, który zachwyca swoim minimalistycznym tłem muzycznym, a broń boże nie nudzi. No i mimo lekkiego kiczu w teledysku, wciąż bardzo przyjemnie się go ogląda
24.319.18. Lana Del Rey: Carmen (Born To Die)
2 1 1 1 1 2 7 9 8 9 9 13 15 21 19 29 28 30
Przeceniłem Lanę Del Rey na mojej liście. I te słowa nie są wypowiadane pod wpływem bardzo słabej reedycji, a raczej po całościowym wyniku wszystkich utworów - jak dużym, przekonacie się w rankingu wykonawców. Carmen to jeden z największych hitów tej pani na mojej liście oraz singiel, którego wyniku ani trochę nie żałuję. Dla większości (a przynajmniej tak pamiętam z topłyty na Muzycznej Galaktyce) ta piosenka jest nudną balladą, jakich wiele. Lecz mnie na te 5 minut przenosi do innego świata. Może to zasługa prawdopodobnie najlepszego tekstu w karierze wokalistki - historii opowiadającej o uzależnionej od wszelkich używek, "umierającej", nastoletniej celebrytki. W połączeniu z bajecznym (przynajmniej w tym utworze) głosem Lany oraz tłem muzycznym, tworzy balladę idealną do radia, a jednocześnie jedyną w swoim rodzaju. Mogę się przyczepić jedynie do jednej rzeczy - mostka, który na 15 sekund niszczy cały klimat piosenki. I choć nie podoba mi się cały szał, który powstał na jej punkcie, to jednej rzeczy nie można jej odmówić - potrafi pisać świetne radiowe melodie
25.315.18. Lykke Li: Youth Knows No Pain (Wounded Rhymes)
10 6 7 5 3 4 4 4 6 6 6 7 9 10 23 1 19 23
Ostatnia płyta Lykke Li była jednym z najlepszych albumów roku 2011. Obok melancholijnych ballad wyjętych prosto z lat 90 (Unrequited Love) na krążku znalazło się kilka wręcz tanecznych piosenek (nie mówię o remixie I Follow Rivers!). Youth Knows No Pain to jedna z nich, brzmi jak stworzona na potańcówkę hipsterów. Wokal szwedki momentami wręcz przygłuszany jest przez wszelkiego rodzaju instrumenty, a nie sposób nie nucić wraz z wokalistką chwytliwych słów refrenu
Come on get down, come get down, make a mess, make a bow. A to, że radia nie podchwyciły tego singla, zamiast marnej wersji starszego singla, do dziś mnie zastanawia