26.302.23. Garbage: Battle In Me (Not Your Kind of People)
16 16 14 17 17 14 13 17 14 10 5 1 3 7 10 15 15 18 24 23 27 27 29
W przeciwieństwie do Blood For Poppies, Battle In Me polubiłem od początku. Z tym, że miało na tyle pecha, że i tak wyleciało po paru notowaniach.
Gdy wróciło, trzymało mnie do końca lata - w końcu Not Your Kind of People było najchętniej słuchanym przeze mnie albumem w wakacje. Gitary i odrobina sarkazmu sprawiają, że Battle In Me jest jednym z killerów z płyty i robi niesamowite wrażenie zarówno za pierwszym jak i pięćdziesiątym odsłuchem
27.300.18. Florence + the Machine: Bedroom Hymns (Ceremonials - Deluxe Edition)
4 1 1 2 5 6 8 8 9 15 16 22 20 25 27 12 22 30
Tak, znowu Florence.
Ktoś zgadnie ile jej utworów jeszcze będzie?
Jej utwory wszyscy znamy, więc nie będę się rozpisywał - w ramach ciekawostki dodam, że Bedroom Hymns jest w trailerze do filmu The Great Gatsby.
28.299.18. The Pierces: You'll Be Mine
9 11 8 8 7 6 5 3 2 1 3 5 6 6 18 21 20 25
To był zdecydowanie jeden z najprzyjemniejszych hitów początku roku - najlepszy utwór w całej dyskografii The Pierces, który przykuł moją uwagę od razu (reklamiarz mode: poznane dzięki Miastowizji
). O samej jego charakterystyce wszystko wiecie dzięki opisowi rema, więc przejdę od razu do faktu, że siostry przypominają mi
główne aktorki z 2 Broke Girls, czyli jednego z najlepiej odmóżdżających seriali na CC
29.298.23. Of Monsters And Men: Little Talks (My Head Is An Animal)
13 8 5 3 6 8 12 17 10 11 16 21 22 27 16 8 14 14 25 23 21 26 29
Miałem opory przed odsłuchem Little Talks. Po pierwsze: reklamowane przez VEVO, a po drugie: miniaturka nie była najbardziej trafna. Przesłuchałem dopiero gdy trafiło do stacji radiowych. Na listę wskoczyło od razu i... przedwcześnie wypadło. Tak jest, kolejny utwór, którego honor uratował powrót. Nie wyobrażam sobie widzieć tego utworu w topie roku w okolicach 150 pozycji. Little Talks to ewidentny przebój, który wraz z zabawnym teledyskiem tworzy definicję przeboju.
Choć żaden inny utwór islandczyków nie chwycił mnie od razu, a potrzebował trochę czasu żeby go przyswoić, to spokojnie mogę uznać My Head Is An Animal za jedną z najciekawszych płyt roku - baśniowy klimat tworzy muzykę idealną do oglądania Hobbita
30.296.15. Kyla La Grange: Walk Through Walls (Ashes)
10 4 1 3 2 2 2 1 9 10 13 11 14 27 30
Meni niezależnie od sytuacji wszystko trafnie opisze - Florence z gitarami to najlepsze określenie jakie może opisać ten utwór
Kyla po raz pierwszy zaczarowała mnie z Been Better - utworem trochę w stylu Lykke Li, trochę Feist, a po raz drugi z Vampire Smile. Do trzech razy sztuka, bo i z trzecim singlem jej się udało - wprawdzie Walk Through Walls nie dorównuje wcześniej wymienionym utworom to i tak z refrenu bije tylko energii, że nie mogłem tego pominąć.
31.295.21. Keane: The Boys (Strangeland - Deluxe Edition)
22 13 15 22 19 24 28 10 4 2 5 10 15 23 19 18 12 11 23 24 27
Nowa płyta Keane mnie zawiodła - lubię z niej może dwa kawałki, w czym jeden z wersji deluxe. The Boys, o którym mowa, to mój prywatny hit lata. Nie mówię o hicie jako utworze z najwyższym wynikiem, lecz o hicie jako utworze, który zawsze będzie mi się kojarzył z tym okresem. Śmiem twierdzić, że The Boys to jeden z najbardziej letnich utworów Keane, jakie słyszałem! Przyjemny wokal, chwytliwe, urozmaicona warstwa muzyczna (przynajmniej jak na panów z Keane) oraz ten tekst, który od początku brzmiał mi jak bardziej pozytywna wersja Chłopców od Myslovitz
Jedyny utwór Keane z ostatnich lat, któremu nie żałowałbym tych trzystu punktów
32.295.17. Feist: A Commotion (Metals)
2 1 1 3 3 8 10 9 10 15 18 13 26 26 29 29 29
Jeśli półtora roku temu spytalibyście mnie o Feist - nie miałbym pojęcia kim jest. Pierwszym moim zetknięciem z tą panią było How Come You Never Go There - pośrednio przez Miastowizję, pośrednio dzięki nowościom w "Billboardzie". Nie poradziło sobie wyjątkowo, mimo zdobytego szczytu. Potem wchodziły kolejne single i nie single, radząc sobie lepiej lub gorzej, i takim sposobem Feist stała się kolejną wielką gwiazdą Lego Tunes. Metals nie jest dla każdego, fakt. Klimatyczna, ale i przygnębiająca płyta. Lecz jeżeli miałbym wybrać z niej utwór, który ewidentnie najwięcej osób może polubić byłoby to właśnie A Commotion. Wyróżnia się to wśród płyty, jest napędzane przez skrzypce (poprawcie mnie jeżeli się mylę, z instrumentami u mnie słabo), w drugiej zwrotce wchodzą kolejne instrumenty, a przed refrenami inne urozmaicenie - przekonajcie się sami
I choć wychodzę z założenia, że na siłę nikomu nic nie wepcham, to polecam interaktywną wersję teledysku
http://www.listentofeist.com/feistodon/ - jak was zacznie nudzić wokal Feist to w każdej chwili możecie zmienić na metalową wersję Mastodona
33.294.16. The Pretty Reckless: Make Me Wanna Die (Light Me Up)
3 2 4 3 4 4 1 3 7 5 6 12 13 11 20 24
Nie pytajcie mnie czemu to wpuściłem - sam nie wiem. Tj. wciąż bardzo go lubię (zwłaszcza jak na radiowego rocka), ale trzyletni utwór teoretycznie nie ma prawa bytu na mojej liście. Na początku roku to był jeden z najczęściej słuchanych przeze mnie utworów, więc uznajcie to za wymówkę tłumaczącą ten utwór
34.293.22. Katie Melua: Moonshine (Secret Symphony)
7 5 4 6 2 6 5 2 1 3 4 16 17 19 19 24 24 26 25 27 29 27
Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że Katie będzie miała na mojej liście jakiegokolwiek hita. Mam do niej dość pozytywny stosunek (The Flood, Spider's Web!) psuty przez pojedyncze utwory (i prawie całą nową płytę - z wyjątkiem tego utworu i Heartstrings), lecz nigdy nie pokładałem w niej zbytnich nadziei - wiedziałem, że wystarczy, że napisze płytę samych ballad i wyjdzie jak wyjdzie. Jakież było moje zaskoczenie, gdy usłyszałem ten utwór! Oryginału wciąż nie słyszałem
, ale Katie wpletła w ten utwór nutkę kobiecości i subtelności, które zagwarantowały jej sukces.
35.291.08. Archive: Hatchet (With Us Until You're Dead)
2 1 1 3 5 13 47 45
Zagadką jest dla mnie dlaczego zespół taki jak Archive poznałem dopiero przy okazji tego singla, bo z tego co czytam są bardzo szanowaną marką. Podobnie jak Garbage na początku roku, nie oczekiwałem nowego singla, a gdy wyszedł - nie chciało mi się słuchać. Violently przesłuchałem dopiero przy okazji (mocno średniej, swoją drogą) płyty. A impulsem do przesłuchania płyty był kapitalny singiel - w Hatchet wszystko gra idealnie, na początku pulsujący beat, z czasem gitary, no i wokal! Sposób śpiewania (zwłaszcza na początku) sprawił, że Hatchet chwycił mnie od pierwszego odsłuchu i - podobnie jak niedawno prezentowany White Elephant - zapowiadał się na hita. Wprawdzie po czasie odrobinę puścił, ale wciąż ma rekord - póki co to jedyny utwór, który na liście cotygodniowej zdobył dwa szczyty