Niestety znowu zagubiła się jedna piosenka, dlatego duet Niesłuchowski/Dąbrowska jednak musiał pożegnać się z listą :/ Przepraszam za zamieszanie i kolejne opóźnienie.
10. Chairlift - I Belong in Your Arms
Dlaczego, ach dlaczego tak długo odwlekałem zapoznanie się z ich twórczością? Gdyby nie podsunięcie przez Mawoja japońskiej wersji tego kawałka nie wiadomo, jak by to się wszystko skończyło. Ale oddaję, co należne. Rytmy jak u Michaela Sembello i ta zwiewność i romantyzm, które właściwe są chyba tylko młodym idealistom.
9. Lana Del Rey - National Anthem
Dla mnie piosenka-symbol tego roku, jak on duszna i tak samo pełna siły, co depresyjna. Można mówić różne rzeczy o Lizzie Grant, ale łączenie patosu zamierzchłych epok ze współczesnym hip-hopem i opisywanie dekadencji swojego środowiska wychodzą jej bardzo dobrze.
8. Bat For Lashes - All Your Gold
Kolejna wokalistka, która do tego roku szczególnie mnie nie interesowała (Adik, nie bij!). W tym nagrała jak dla mnie bliską perfekcji płytę. To jeden z jej mocnych punktów.
7. Wild Nothing - Paradise
Najwyżej notowany przedstawiciel chillwave w tym rankingu. Jedna z tych piosenek, które (jak
Kaputt Destroyera albo
King's Cross Pet Shop Boys) sprawiają, że świat za oknem wygląda inaczej, kiedy jej słuchasz. Nie twierdzę, że lepiej albo gorzej. Po prostu inaczej.
6. Arcade High - Blacktop Rendezvous
Mój ulubiony, "Drive"-opodobny rodzaj elektroniki. Kaskady zaczerpniętych z lat 80. słodkich (przesłodzonych?) klawiszy. Wokal to najsłabsze ogniwo, ale uważam, że to oni powinni być na światowym topie, a nie Owl City.
5. Fixers - Iron Deer Dream
Utworek poznany kompletnie przypadkiem - w audycji z nowościami Absolute Radio. Kocham takie nieokiełznane muzyczne szaleństwo, którego pokazali więcej na tegorocznym albumie. Przejęli w mojej muzycznej pałeczce sztafetę od Friendly Fires.
4. The Big Pink - Hit the Ground (Superman)
W styczniu słuchałem ich dwóch singli promujących Future This w nieskończoność. Dla mnie to wręcz muzyczni geniusze. Kocham ich zadziorność i dramatyzm. Cieszę się, że nadal nagrywają i z tego co słyszałem, trochę za nami tęsknią
3. Bon Iver - Beth/Rest
Powiecie - "oszustwo, ten kawałek krzyczy samym tytułem "2011"! Ale to też jedno z moich największych zauroczeń muzycznych 2011. W niezbyt spodziewanym miejscu reinkarnował się duch wydawałoby się dogorywającego w otchłani pogardy soft rocka lat 80. Chwilami nadal nie wierzę, że nie śpiewa tu Peter Cetera
2. Jessie Ware - Wildest Moments
W tej chwili ta piosenka może wydawać się wyświechtana, można się obawiać, że przykleja ona tej wokalistce etykietkę "gwiazdy jednego przeboju", jednak nie da się zaprzeczyć, że jest to pop na bardzo wysokim poziomie. Mi chyba najbardziej podoba się wstęp, który trochę przypomina mi...tak, tak - The Big Pink
I pamiętajcie - nawet w najdzikszych momentach możemy dosięgnąć wielkości. Niech to będzie naszym mottem na 2013!
Pozwólcie, że złapię oddech