RE: Dziobasowa Lista Antyprzebojów - Podsumowanie roku 2012
Tylko na chwilę, by nie denerwować żonki (wszak dziś mamy 10 lat w sakramencie
--------------------------------------------- 40. The Twilight Sad - Sick
Gdybym mógł rozpacz zapisać dźwiękiem to byłby to bez wątpienia taki utwór jak Sick. Nagłośnieniowy na Off Festiwalu spaprali sprawę, ale ja i tak czułem pękające serce. Pękało z każdą kolejną nutą. Smutek i ból przelany na nośnik dźwiękowy.
39. Pet Shop Boys - Leaving
Lata lecą a oni dalej czarują, być w takiej formie po tylu latach? Dostępne tylko dla ludzi wybitnych, artystów doskonałych. PSB to artyści wybitni, nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. Piosenka wspaniale płynie ma w sobie nawet z chillwave’u, jest wyprana z agresji ale mocno frapuje. Pierwsze przeboje generowali gdy byłem małym chłopcem. Niespożyta chęć tworzenia. Lata lecą a oni dalej czarują ..
--------------------------------------------- 38. Chvrches - Lies
To faktycznie spora nadzieja muzyki pop. Nie ma w tym pretensjonalnej łzawej ckliwości, nie doświadczysz bracie tandetnych rozwiązań aranżacyjnych, nie ma krztyny rutyny i snobizmu. Wszystko tętni życiem, energią i przebojowością. Da się przy tym tańczyć, można posłuchać, możesz też doczytać się czegoś mądrego. Przyszłość muzyki pop? Nie mam nic przeciwko.
--------------------------------------------- 37. TIMID TIGER - Hangin' In The Sun
Ekipa z Koloni polecana przez Szymka zrobiła na mnie spore wrażenie. Niecodziennie balansują między kilkunastoma stylami muzycznymi. Bo czego tu nie ma? Jest wyborny hip hop, jest rozsadzający Subwoofer bas typowy dla rasowego funku, mamy popową melodykę, wyśmienitą rytmiczną łaminóżkę, niecodzienna produkcja. Sporo punktów nazbierali. Nie dziwota.
--------------------------------------------- 36. Our Lady Peace – Heavyweight
Oni już swoje zrobili. Swoje miejsce w moim sercu mają i nikt im tego nie odbierze. Ale Heavyweight to powrót do emocji z debiutu. Do tego krwawienia, do rozdartego umysłu, do bólu. Kiedy tęsknili za Naveed’em. Znów znika słodycz, znów zaczyna coś boleć. OLP znów czarują i trochę boję się sięgnąć po płytę, by czar nie prysł. Niech ta bajka trwa dalej. Choć raczej pozbawiona happy endu.
--------------------------------------------- 35. Canterbury – Saviour
Młodzi ludzie z Hampshire grają muzykę, jaką w roku kocham najbardziej, czyli energiczną muzykę rockową z naleciałościami. Różnymi, tym razem mniej tanecznego rytmu, mniej odniesień do klasyki, więcej wrzasku. Po prostu kapitalny z-rockowy rock’n’roll. Świetne granie,choć wydaje się nie nadzwyczajne. Thank you – tak się nazywa ich debiut. Thank you – tak się nazywa słowo, jakie do głowy mi przechodzi po jego przesłuchaniu. Jedziemy na jakąś rockotekę chłopaki?
--------------------------------------------- 34. Great Mountain Fire - If A Kid
Belgia to kraj bardzo dobrej muzyki, zawstydzają swoich dużych sąsiadów po częstokroć, choćby takimi produktami jak Great Mountain Fire. If A Kid to przepiękny utwór, króciutki, ale jakże trafia do mojego serca. Ta końcówka jest po prostu atomowa. Chylę czoła. Tak niepozorny utwór, a robi ze mną co chce.
--------------------------------------------- 33. The Beat Club - Faces
Oni byli i mówiłem, że będą – to w Antycypowanych jedna z najważniejszych pozycji. Czy pokładane nadzieje będą spełnione? Czas pokaże. Póki co po raz drugi:
--------------------------------------------- 32. Metric - Speed the Collapse
Metric to jedna z najbardziej solidnych babskich formacji. Grają tak jak lubię. Taka kobiecość do mnie dociera w stu procentach. Zero przesadnej agresji, cukru na tyle, żeby nie doszło do przedawkowania, świetne melodie okraszone świetną przestrzenną muzykę. Speed the Collapse takie własnie jest. Fantastyczny kawałek pełen emocji przekazywanych bez narzucania się, bez epatowania.
--------------------------------------------- 31. Everything Everything - Cough Cough
Akurat pisząc ten tekst strasznie kaszlę, bo mam jakieś cholerne zapalenie oskrzeli i cherlam okropnie. Everything Everything nie grają łatwej muzyki, to strasznie pokręcona muzyka. Nie ma w niej chwytliwych pierwiastków, jakiś melodii, harmonii. Jest tu sporo odniesień do jazzującej sceny pop spod znaku Phish. Siłą tej formacji jest niezmiennie silna sekcja rytmiczna, dość swobodne traktowanie piosenki, jako punktu wyjścia do eksperymentowania. Liverooolczycy osiągnęli jednak rzecz bezcenną – oryginalność. Tego im nikt nie zabierze. Słysząc tę piosenkę mam odruchy kaszlu, tak inteligentny mechanizm jest tu ukryty. Tak naprawdę to okrutne rozliczenie się z chciwością ludzką, z okrucieństwem i chamstwem. Kaszel, kaszel, żygam przemocą i pazernością cough cough. Kaszlę ….