RE: MOJA LISTA notowanie 24(163) - 17.06.2011
O Nowościach:
THE BLACKOUT - NEVER BY YOUR SIDE
Chyba od samego początku bardziej podobał mi się ten kawałek I tak już chyba zostanie. „Never By Your Side” to szybki żywiołowy i energiczny numer. Teraz jest akurat tak, że chyba brakuje tego typu zespołów jak dawne Linkn Park. Dlatego dobrze, że pojawia się jakieś światełko w tunelu, a jak się okazuje The Blackout to zespół już z dość sporym stażem i chyba teraz przyszedł po prostu ich czas!
JANE'S ADDICTION - END TO THE LIES
Jeżeli The Blackout to zespół ze sporym stażem to co powiedzieć o Jane’s Addiction! Po 25 latach na scenie choć oczywiście z przerwami powracają z nowym albumem. No na ten nowy krążek trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, ale niewątpliwie jest do duże wydarzenie. Jako absolutny fan „Nothing's Shocking” mogę chyba powiedzieć, że raczej nic mnie nie zaskoczy. Poważeni jednak mówiąc, każda z tych dotychczasowych płyt studyjnych była dobra, nawet „Strays” choć pamiętam, że wtedy strasznie się obawiałem tego ich powrotu. Dlatego teraz osiem lat później jestem absolutnie dobrej myśli. I już po wysłuchaniu tego pierwszego zwiastuna „End To The Lies” widać, że chyba będzie dobrze.
O Orange Warsow Festival:
My Chemical Romance w Polsce! Dla mnie jak najbardziej wydarzenie roku, jak do tej pory, za dwa tygodnie przyjedzie do nas jeszcze lepszy zespół Nowego Yorku. Wracam jednak do MCR z pobliskiego New Jersey. Trzeba powiedzieć jasno i dobitnie, że koncert miał dwie strony, z jednaj rozentuzjazmowana rzesza wiernych fanów w strefie pod sceną, na która nie dało się wejść, bo potrzebny był specjalny bilet z komórki Orange, ale mnie jakoś jako wiernemu abonentowi tej sieci jeszcze z czasów Idei nie udało się nabyć takiego super biletu. Niemniej jednak pomyślałem, a co tam pal licho ta strefa pod sceną i tak jest mała. No przynajmniej na mapce TicketPro taka się wydawała. W istocie zajmowała jednak jakiś jedną trzecią powierzchni płyty stadionu. Następnie jakiś totalny debil wykombinował, że strefy odgrodzi sześciometrową strefą buforową! Tak dla porównania nawet na Opeerze takie odgrodzenie miało raptem z 1,5 metra. Dodatkowo po bokach tej strefy zamontowano stanowiska kamerzystów (tak jakby nie było telewizyjnych stanowisk na kopule stadionu – gratuluje pomysłu). No i efekt taki, że powstały dwa koncerty. Jedni ludzie żywiołowo bawili się w strefie pod sceną inni za oddzielającymi bramkami. Jako, że strefa pod sceną wcale się nie zapełniła powstała gigantyczna dziura. Dlatego wyglądało to od strony publiczności gorzej niż źle.
Druga sprawa to widzowie. Totalna porażka, ludzie nie chcą się bawić wyglądają jakby przyszli na pikniki, a jak ktoś zacznie skakać to patrzą się na niego jak na oszołoma. Dlatego mówię otwarcie – najgorsza publiczność jaką w życiu widziałem była właśnie na Orange.
Co do samego koncertu i tych, którzy jednak chcieli się pobawić nie mam zastrzeżeń. Totalnie profesjonalnie zagrany koncert. Tylko 1h i 10 min, ale to i tak dłużej niż Skunk Anansie! Zaczęło się oczywiście od „Na Na Na” tak jak to mają w zwyczaju na tej trasie i trzeba przyznać, że pomysł z kartkami z napisem „Na” zupełnie fajnie wyszedł. Ludzie wyciągnęli od razu te kartki i w ujęciach kamer wyglądało to świetnie. Zespół oczywiście w rewelacyjnej formie tak absolutna klasa światowa. Gerard Way cały czas pozdrawiał nas polskimi wstawkami, a w pewnym momencie przed „Bulletproof Heart” zdradził, że Frank Iero gitarzysta rytmiczny MCR jest Polakiem! Nie zabrakło największych hitów zespołu jak „I’m Not OK.”, „Helena”, „Teenagers”, „Welcome to the Black Parade” czy „Famous Last Words” dodatkowo wyjątkowo dobrze zabrzmiała „Mama” oraz „Thank You For The Venom”. No i oczywiście wszystkie single z nowej płyty z „SING” na czele odśpiewane chóralnie, bo jakby mogło być inaczej!
Na koniec jednak czarna strona festiwalu. Totalnie wiejska organizacja imprezy. Strefa gastronomiczna tak uboga, że tylko chyba w Zakopnem na skokach było gorzej. Raptem z 20 dystrybutorów piwa na podobno 30 tys ludzi. No kiszka totalna. Po koncercie Skunk Anansie ochroniarze zablokowali wejście to tejże cudownej strefy, ale oczywiście w swoiście tępy sposób zapomnieli o tym poinformować zmierzający tam tłum. Dlatego odbyło się istne dantejskie sceny jak na kulturalny festiwal! W pewnym momencie tłum napierał tak bardzo, że przerwał gardę 10 ochroniarzy. Ci natomiast zgodnie ze stanem swojego intelektu zainterweniowali gazem pieprzowym. No i mi się też dostało, ale przynajmniej wojnę wygrałem, bo na chama do strefy ze swoją siostrą się wdarłem. Jak gaz przestał pic poszliśmy kupić trochę piw na zapas dla ludzi, których zostawiliśmy na zewnątrz. Brat dostał się na teren strefy z kolejnym szturmem na bramę, a reszta znajomych musiała poczekać tak z pół godzinki.
Dlatego podsumowując festiwal wystawiam mu ocenę negatywną. I jeżeli tacy ludzie zabezpieczają mecze Legii to ja się tym kibicom wcale nie dziwię. Wczoraj na przykład ochroniarz przestał wpuszczać ludzi na płytę, bo zadecydował, że jest już dość. I tak wiele osób oglądało koncert Skunk Anansie w totalnym tłoku na pierwszym balkonie. To z kolei musiało być super bezpieczne!!!
Ja tam wybredny nie jestem na nie jednym koncercie byłem, ale chamstwa i buractwa nie toleruję. Jednak dla MY CHAMICAL ROMANCE było warto !!!!!
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.06.2011 10:53 PM przez marsvolta.)
|