O nowościach:
MONA - LISTEN TO YOUR LOVE
No i odkryłem kolejny fajny zespół z Nashville, bo tam przenieśli się panowie z Mona. Pewnie nie bez przypadku wybrali się do miasta Kings Of Leon, bo słuchając muzyki debiutantów nie da się uniknąć skojarzeń i nie zauważyć inspiracji starszymi kolegami. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadza, a nawet powiem więcej podoba mi się taki odważna inspirowanie się KOL! Pierwszy singiel „Listen To Your Love” wyszedł już jakiś czas temu, ale oczywiście przegapiłem i dopiero teraz kiedy naprawdę jest o nich głośno i nie da się ich przegapić w codziennej ramówce MTV Rocks muzyka zespołu przykuła moją uwagę. I od razu powiem, że w niedalekiej przyszłości nowsze single też powinny się w moim zestawieniu znaleźć. Wracając jednak do tego tygodniowej nowości czyli singla „Listen To Your Love” to trzeba przyznać, że zwłaszcza brzmienie gitar bardzo mocno przypomina to z KOL, ale za to energia, tempo i przebojowość, bardziej bliska jest chyba najnowszej piosence The Vaccines. Jak na debiutantów to naprawdę może się podobać i mi się podoba.
WHITE LIES – STRANGERS
Dałem sobie trochę czasu i chyba nie do końca jestem zadowolony, ale da się jednak White Lies słuchać (znaczy nowej płyty). Co więcej to „Strangers” coraz bardziej mi się podoba, a wobec tego chyba najwyższy czas i zarazem ostatni gwizdek dla tego nagrania, aby zadebiutować na mojej liście. Nawet jak tak dobrze się przysłuchać do da się odczuć, że duch tego nagrania jest w dużej mierze zbliżony do klimatu pierwszego niezapomnianego debiutanckiego albumu. Na pierwsze miejsce chyba nie wejdzie, bo ścisk jest duży w czołówce i na dodatek The Strokes nie odpuszczają, ale o pierwszą dziesiątkę może powalczy.
O Opener 2011:
Oj powiesiłem już wszystkie psy na tegorocznym lineup’ie festiwalu. Nawet jeden z tygodni na mojej liście dostał jakże wymowny tytuł „R.I.P. - Open'er Festival 2002-2010”, a tu taka niespodzianka. The Strokes ni z gruchy ni z pietruchy !!! Okazuje się wiec, że pogłoski o śmieci festiwalu okazały się mocno przesadzone. Tak wiem, że dla wielu tegoroczny festiwal może być i tak rozczarowaniem. W końcu jeżeli nie jest się fanem The Stokes, a miłość do South Parku nie wystarczy by od razu wybierać nie na Primus’a to jednak cały czas ten rozkład jest trochę słaby.
Jednak co najważniejsze dla mnie The Strokes naprawdę przyjadą do Polski !!! Jeżeli nie lubicie The Strokes, jeżeli nie załapaliście się na fenomen pierwszego album, albo jeżeli wciąż nie zwala was z nóg ten debiut, to już chyba się to nie zmieni. Ja jednak nie potrafię nawet słowami wyrazić jak dużo zawdzięczam zespołowi The Strokes. Świat można nawet podzielić na czasy przed i po tym albumie. I rozumiem, że można nie od razu złapać haczyk, bo nawet kiedy w pamiętnym 2001 roku Kostrzewa puszczał The Strokes po raz pierwszy, kiedy pierwszy raz usłyszałem te nagrania to moja wówczas konserwatywna lista nawet nie dopuszczała takich numerów w swoje zaszczytne progi. Nawet podczas premiery drugiego albumu, kiedy to piosenki The Strokes mogły już lądować na mojej liście nie zdawałem sobie sprawy, że album „Is This It” stanie na podium moich ulubionych albumów dekady. Jednak o takich piosenkach nie dało się zapomnieć i ilekroć wracałem do tego albumu te kompozycje zdawały się jeszcze tylko zyskiwać na wielkości. Natomiast już podczas premiery trzeciej płyty nowojorczyków „First Impressions of Earth” nie miałem wątpliwości, że te nagrania przeszły do historii, w której zapisały się złotymi zgłoskami. „Hard to Explain”, „Last Nite”, „Trying Your Luck” czy kontrowersyjny utwór „ New York City Cops” to dzisiaj moje absolutne przeboje wszechczasów! I wiadomo znowu syndrom pierwszej płyty dał się we znaki, ale nie można też zarzucać kolejnym albumom „Room on Fire” i „First Impressions of Earth” braku poziomu. Ciągle są to bowiem bardzo dobre pozycje, na których dalej odnaleźć można wspaniałe utwory, a i prawdziwych hitów nie brakuje. Dziś kiedy po pięciu latach wracają świat jest już trochę inny, czy dalej jest moda na garażowe granie? Kto to wie na co dzisiaj jest moda? Każdy słucha czego chce, kiedy chce i z czego tylko chce. Przeżyliśmy swego rodzaju cyfrową rewolucję i nowy album The Strokes wcale nie ściga się już z fenomenem debiutu czy też późniejszych krążków. Dziesięć świetnych muzycznych kawałków na ponad półgodzinnym albumie pokazuje dokładnie jak bez zbędnego napięcia można dzisiaj nagrać dobrą płytę. Tak bo ja uważam, że „Angles” to album bardzo dobry. No i może tyle w tym temacie, a kiedy indziej napiszę o płycie oddzielnie i więcej.
Jeżeli kogoś nie znudziła moja historia o The Strokes to bardzo dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie tych kilku zdań i kończąc zachęcam wszystkich, którzy może jeszcze nie słyszeli debiutu nowojorczyków do posłuchania, a do tych nie przekonanych taki apel: Może warto dać im jeszcze szansę. Jeżeli jest coś takiego jak 100 albumów jakie trzeba usłyszeć przed śmiercią to „Is This It” musi się w takiej setce znaleźć.
PS
Cały ten wywód jak i moje zachwyty nad The Strokes to oczywiście mój punkt widzenia i rozumiem, że nie wszyscy muszą się z nim zgodzić.