Dla mnie najlepsze lata muzyki to dziesięciolecie 1967-76. To najlepsze lata Beatlesów i Stonsów, poza tym prawie cała kariera Led Zeppelin, Crimsoni w pierwszym okresie, Gensis przed odejściem Gabriela, Pink Floyd do ostatniej świetnej płyty, a z mniej znanych Barclay James Harvey, Athur Brown. A np. wśród pań Janis Joplin, Joni Mitchell i Roberta Flack.
Co więcej? W polskiej muzyce Dżamble, Grechuta i Anawa razem i osobno, Tadeusz Woźniak, pierwsza Budka, Breakout, najbardziej twórczy okres Niemena, Mrowisko Klanu.
W jazzie też chyba najlepsze lata, kiedy najwięksi jeszcze się nie skomercjalizowali. Mahavishnu Orchestra, Weather Report, Chick Corea, debiutuje Garbarek, a w Polsce Muniak, Stańko, Namysłowski, Seifert. Wtedy też powstaje jazzrock: Chase, Blood Sweat and Tears, Nucleus.
Wymieniać mógłbym jeszcze długo. Połowę mojego topu wszechczasów (nawet po odrzuceniu Crimsonów) zajmowałyby nagrania właśnie z tamtych lat.
|