No więc pora na mnie. Od razu ruszam z pięćdziesiątką, nie ma co się rozwlekać. Powiem tylko, że przy okazji tej edycji poznałem kilka nowych płyt, kilka odkryłem na nowo, były też niestety albumy, które po latach okazały się rozczarowaniem, ale to raczej normalne.
Oczywiście będzie dość jednorodnie stylistycznie, choć na pewno nie w 100%. Wielu wykonawców będzie miało dwóch i więcej reprezentantów, a rekordzista nawet czterech!
Tak wygląda pierwsza piątka:
50. Opeth - Damnation
Pamiętam okładkę kasety, leżącą na stoliku koleżanki w akademiku. Prawdopodobnie też mimowolnie słuchałem jej przy okazji odwiedzin. Wtedy jednak nie zainteresowałem się tematem, więc poniekąd to dla mnie świeżynka (poza dwoma kawałkami). Chyba najspokojniejszy album w ich dyskografii, bardzo stonowany i melodyjny. Pewnie świetnie by się przy nim usypiało
49. Ozzy Osbourne – Down To Earth
A to kolejne z odkryć. Nie znałem tej płyty w całości, ale jakoś czułem, że może drzemać w niej potencjał. Nic odkrywczego tu na pewno nie ma, ale jest kawał dobrego, mocnego uderzenia.
48. T. Love – Model 01
Tę płytę przesłuchiwałem z kolei dziesiątki razy. Pierwszy rok studiów, wszystko nowe i pierwsza słuchana przeze mnie w całości płyta T. Love. I mimo że raczej nie najbardziej teraz ulubiona, to taka, do której mam największy sentyment (co widać po moim nicku
). Może odrobinę się to wszystko zestarzało, ale nadal przyjemnie się słucha tej bardzo piosenkowej odsłony zespołu.
47. Muse – Black Holes and Revelations
Tu myślałem, że będzie wyżej, ale jednak trochę mnie ta płyta wymęczyła. Jest oczywiście kilka kilerów (bez nich nie byłoby szans na 50.), ale jako całość to trochę przerost formy nad treścią. Mimo wszystko to chyba najlepsze, co stworzyli i nie wyobrażałem sobie, żeby mogło tej formacji tu zabraknąć.
46. Coldplay – A Rush of Blood to the Head
A tu całkiem podobna sytuacja. Przed przesłuchaniami obstawiałem ze 20 miejsc wyżej, jednak to nie jest widać czas Coldplaya w moim muzycznym życiu. Tak czy siak nie sposób nie docenić tych kompozycji, które były mi przez lata tak bliskie i jakoś bardzo współgrały z moją duchowością. Dziś dużo w tym sentymentu, ale, jak powyżej, ta pozycja "musiała" się tu znaleźć.