komentować, komentować
10. OPOWIEŚĆ ZIMOWA / DLA KAŻDEJ SAMOTNEJ GODZINY - Armia (Warszawa, Park Sowińskiego, 11.VI.)
dziwnie zabrzmiał
"najlepszy utwór Armii wg Forum Ultima Thule" w środku dnia w piekielnym gorącu. no ale wypadł jak zwykle kapitalnie. nie będę tego utworu opisywał bo jeszcze nadejdzie okazja żeby to uczynić
co do wplecionej po Opowieści Dla każdej samotnej godziny... niby normalnie zagrane, ale saksofonowa solówka Sławka Gołaszewskiego, który nie wyglądał najlepiej zabrzmiała bajkowo...
w linku niestety tylko fragment Opowieści...
9. SEX, GOD, SEX - Swans (Warszawa, Stodoła, 10.XII.)
dopiero wybrzmiała rzeźnia w postaci Your Property a tu magiel zaczyna się na nowo... to było jeszcze potężniejsze i miażdżące łeb niż na płycie. i to co się wydarzyło gdzieś tak w środku- okrzyki
"come in now, come in God, praise the Lord, praise the God, Jesus!" sprawiło że nie byłem w stanie wykrztusić ani słowa.
w linku całkiem niezła wersja jak na tę rzeźnię dźwiękową.
8. LATAWCE - Żywiołak (Częstochowa, Teatr From Poland, 12.II.)
tak niewinnie zagrali to jako drugi utwór koncertu. początek spokojnie- lutnia. z czasem przesterowany bas i cała reszta. śpiew rodem ze słowiańskich legend i odpływ w średniowiecze. nie ogarniałem tego czadu absolutnie. byłem gdzieś poza klubem w Częstochowie...
dwie części wideo. do jednej link w tytule, do drugiej- w miejscu
7. DESERT FLIGHT - Gazpacho (Kraków, Loch Ness, 24.IX.)
a tu z kolei wywiązała się już iście rodzinna atmosfera
muzycy fantastycznie zgrani i początek arcydzieła znanego pod nazwą Tick Tock. po raz kolejny muszę się przyznać do niemocy opisania uczuć które wtedy były wewnątrz mnie. no normalnie nie potrafię.
6. NO WORDS/NO THOUGHTS - Swans (Warszawa, Stodoła, 10.XII.)
a tak się ta rzeźnia zaczynała. niczego nie świadomi ludzie zgromadzeni tego dnia w Stodole zostali mordowani powoli... najpierw jakieś demonicznie brzmiące cymbałki, potem wielkie dzwony rurowe, potem doszedł przesterowany bas, lap steel guitar tworząca psychodeliczne tło, gitary... i z tego jazgotu w pewnym momencie wyłoniła się seria uderzeń. w samą pierś tak naprawdę. za chwilę kolejna, z tym że dłuższa. w międzyczasie Michael Gira wprowadzał w trans zebranych plemiennymi okrzykami... tekstu nie było za bardzo w tej ścianie dźwięku słychać... pół godziny takiej jazdy. nie z tego świata.
znów link podzielony na dwie części- w tytule fragment intra, w miejscu "właściwa część utworu"