RE: Z gawry
Dziwnie mi się czyta obiektywne opinie, że to był słaby mecz.
To niesamowite, jak bardzo odbiór widowiska jest uzależniony od emocjonalnego zaangażowania. A także od tego, czy oglądasz go w telewizji, czy żyjesz nim na stadionie.
Abstrachując od wszystkiego - finały się wygrywa, a nie gra.
Meczycho bezstronni widzowie dostali miesiąc temu w lidze, tu każdy błąd miał swoją wagę.
Wiele rzeczy można (a nawet trzeba) zarzucać prezesurze Zbigniewa Bońka, ale za przywrócenie rangi, prestiżu i otoczki finałom Pucharu Polski należy mu się wieczny szacunek.
Bo to jest prawdziwe święto.
Uczestniczyłem w nim drugi raz z rzędu ale wiem, że nawet jeśli już mój Raków nie dojdzie do finału, to będę chciał tam wrócić kolejnego 2 maja, przeżyć to na spokojnie.
Święto flagi, 3/4 stadionu na biało, reszta na czerwono, tak akurat w tym roku pięknie wyszło.
Hymn, atmosfera nie do opisania, niemożliwa do oddania słowami...
Kapitalna oprawa Legii, ale muszę oddać sprawiedliwość naszym - byłem absolutnie zbudowany oprawą i zachowaniem kibiców Rakowa. Nawet przez chwilę poczułem coś w rodzaju dumy.
Bardzo fajne to było uczucie.
---
Spokój.
On był za duży.
Ja od 5 minuty zacząłem odczuwać dziwną do opisania błogość, niestety chyba nie tylko ja. Znowu to zrobimy. Przecież to nie może skończyć się inaczej.
Papszun w drugiej połowie paradujący w czapce z daszkiem do tyłu - to jeden z tych obrazków, które na pewno przejdą do tej niesamowitej historii.
Zrobimy to, wszyscy razem, ostatnia misja...
Nie udało się.
Kontrowersyjnie uważam, że gdyby ten mecz był otwarty i grany 11 na 11, to Raków by go wygrał.
Legia stanęła dupą w polu karnym, tylko kontry, na przetrwanie, żadnego celnego strzału przez 120 minut.
A Medaliki jak to Medaliki, honorowo, dumnie, gramy do końca swoje, nie będziemy hańbić się strzałami z dystansu (dopiero gdy w końcówce dogrywki Koczergin przymierzył zza pola karnego - w tym meczu nigdy nie byliśmy bliżej szczęścia).
A czasem proste środki są potrzebne, trudno wejść do bramki rywala jeśli rywal stoi dupą w bramce.
Nie szukam wytłumaczenia na to, jak można 115 minut grać w przewadze, i tego nie wykorzystać.
Bo wiem, że go nie znajdę.
Football, Bloody Hell...
---
Rzuty karne to największe zło piłki nożnej.
Kiedyś bardzo je lubiłem, czekałem na nie we wszystkich finałach.
Wszystko zmieniło się w roku 2016, gdy na własnej skórze doświadczyliśmy, co to naprawdę znaczy, jak bardzo to jest okrutne.
Przeżycie czegoś takiego na własnej skórze, na stadionie, dokładnie na wysokości miejsca, z którego się to obserwuje...
Nieprawdopodobnie wyniszczające.
---
To, co wydarzyło się po meczu widzieli wszyscy, nie chcę się nad tym rozwodzić. Za dobrze znam piłkę od środka by nie wiedzieć, że odpowiedzialność za takie historie nigdy nie jest tylko po jednej stronie.
Jednak takie zachowanie, jak sierpowe Mladenovica czy to, co zrobił w szatni Josue nigdy nie powinny się wydarzyć...
--
Emocje po wszystkim były duże, za duże, także we mnie, co było związane także z prywatnymi historiami i z faktem, że przez brak czyjejś wyobraźni i organizacji prawie spóźniliśmy się na mecz, na który przyjechaliśmy 2 dni wcześniej...
Po meczu marsz w kilkutysięcznym tłumie na stację metra, a potem... 48 minut oczekiwania w tunelu na Wisłostradzie pod Centrum Nauki Kopernik na przyjazd autobusu lini 185 (który wedle rozkładu miał kursować co 15 minut), w niewyobrażalnym hałasie i decybelach. W pewnym momencie w tej bezsilności i wściekłości uderzyłem z całych sił w blaszaną część przystanku, ślad na nadgarstku powoli znika. Dzień, który miał być jednym z tych najpiękniejszych w życiu przeradzał się w coraz większy koszmar.
Niedobór płynów, których nie przyjmowałem w tym dniu od godziny 15 zrobił swoje (bo w życiu trzeba mieć jakieś zasady, i wciąź jednak wolę umrzeć niż czekać w kiludziesięcioosobowej kolejce na małą butelkę wody mineralnej czy bezalkoholowe piwo za 25PLN) , potem wprawdzie uzupelniłem wszelakie płyny z nawiązką i były już one przeważnie wysokoprocentowe, ale pożaru wewnątrz mnie to nie ugasiło.
Ostatecznie ulało się we mnie gdy zobaczyłem, co się dzieje po meczu na twiterze.
Kilku stołecznych dziennikarzy zaczęło kręcić aferę z tego, że kibice Rakowa nie zostali na trybunach na wręczenie Pucharu. Zapewne nie zauważyli, iż pierwszy komunikat po rozstrzygnięciu finału mówił o tym, iż pociągi specjalne do Częstochowy odjadą o 20.10 i 20.20.
W związku z czym nie było możliwe, by zostali tam dłużej, bo czas się kurczył niemiłosiernie.
Piłkarze Rakowa tuż po meczu podeszli pod trybunę i usłyszeli gromkie "dziękujemy".
A odwracając przez chwilę historię... czy możemy być pewni, że w przypadku innego rozstrzygnięcia kibice Legii zostaliby na dekorację Rakowa?
Raczej wątpię.
Wyłapałem tamtej nocy trzy bany na twiterze, trudno.
Chciałbym jednak oddać co należne redaktorowi Mazurkowi z weszło, bo on jedyny zamiast mnie skasować od razu, to przyznajmniej odpisał.
Jednak moja reakcja na jego słowa: "Legia w tym dniu wygrała ten mecz wszędzie, na murawie, na stadionie, na ulicach" była rzeczywiście zbyt ostra.
Jaki inny klub mógł wygrać w Warszawie na stadionie i na ulicach, skoro w finale grała Legia Warszawa?
A ja spacerując w tym dniu po głównych arteriach Warszawy widziałem tam tylko znajome tablice rejestracyjne samochodowe i zastanawiałem się, gdzie ja tak naprawdę jestem.
Ale żeby mieć taką optykę to trzeba wiedzieć, że wyprawa na taki mecz to nie tylko kilka przystanków metrem...
Dziennikarze to osobna grupa.
W ostatnim czasie śledziłem kilku kibiców Legii, rozsądek, pokora, obiektywizm w sądach w trudnych dla klubu czasach, "bez zadęcia", bardzo to doceniałem, świetnie ich przemyślenia się czytało i słuchało w podcastach.
Ale po tym meczu wszyscy odpięli wrotki na maksa. Dziś Raków to nowy Groclin a Papszun to czyste zło, rok temu się o niego modliliście.
Dotychczas z przymrużeniem oka czytałem hasła, że kogoś boli wielki Raków.
Teraz zmienia mi się optyka.
To jak się teraz niektórzy zachowują najlepiej oddaje, ile ten Puchar tak naprawdę waży.
Ale nie.
Nie zapytam teraz, kto zaraz będzie mistrzem Polski.
---
I nawet jeśli rzeczywiście miało być tak, że teraz coś się kończy, to trudno.
Choć w środku mnie rozsadza gdy o końcu jakiegoś klubu piszą kibice, których kluby nigdy się nie zaczęły.
Tego czasu nikt nam nigdy nie zabierze.
Prywatnie, ale trudno... w pełni dotarło to do mnie, gdy siedziałem nad Wisłą, czekałem na Kubę i patrzyłem na ten majestatyczny Stadion Narodowy.
Wtedy uświadomiłem sobie, że ten czas, ten rok od tamtego finału do tego zawsze będzie dla mnie magiczna klamra.
Ta historia będzie już dla mnie życiowym tłem.
Od pierwszego wyjścia do ludzi dokładnie rok temu z kilkunastomięcznej agoni do teraz.
Cokolwiek będzie, ja już wygrałem.
---
Kilka godzin przed meczem na jednej z nadwiślańskich barek doszło do ustawki między kibicami Rakowa i Legii. Sprawa załatwiona została po męsku, 1 na 1, jak na dzikim zachodzie. Jednym z nich byłem ja, drugim - administrator tego forum.
Jednym z wielu omawianych przy najzłocistszym z trunków tematów był mój lęk przed pójściem na mecz w niebiesko - czerwonym szaliku, który ostatecznie zabrany nie został.
Podsumwując - na stadionie spokojnie w tym szaliku mógłbym być. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że gdybym w nim szedł w drodze na stadion, to mógłbym go tam nie donieść.
Po drodze zobaczyłem jeden z najsmutniejszych widoków, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem...
"Szpaler" utworzony przez łysych panów, na ziemii leżały szaliki i koszulki Rakowa, deptane i opluwane, na koniec zapewne rytualnie spalone... przemknęliśmy bokiem, ale dużo nas kosztowało, by nie zareagować...
Szybko jednak ten obrazek z głowy wyrzuciłem, nie pozwoliłem sobie zepsuć tego święta.
Bo na stadionie było normalność.
Trzeba wierzyć, że kiedyś ona będzie wszędzie.
---
Dwie sprawy na koniec w temacie kontrowersji...
Sędziowanie.
Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego na ten mecz wyznaczono takich ludzi. Zapewne związek nie chce wszystkiego dawać Marciniakowi i trochę to rozumiem, ale jest w Polsce przynajmniej 5 lepszych arbitrów niż Piotr Lasyk (po tym meczu myślę, że jednak jest ich około 500).
Ten mecz wymknął mu się spod kontroli już w 3 minucie. Brak reakcji od razu (złą decyzję można naprawić varem, ale jeśli var musi naprawiać brak reakcji, to od początku robi się kocioł). Kompletne pogubienie i niepewność arbitra tylko nakręcało napiętą atmosferę, nie wyobrażam sobie, by Marciniak dopuścił do takich scen, on swoją charyzmą wszystkich ustawiłby od razu do pionu. Przy najprostszych decyzjach decyzje podejmowane były z kilkusekundowym opóźnieniem, nawet rzuty z autu.
Całkowicie popsuł ten mecz.
I w drugiej części dogrywki powinien wylecieć za drugą żółtą Arsenić, faul na Rosołku wyglądał z perspektywy trybun bardzo źle.
A na koniec...
Mój krótki list otwarty do Pana Kacpra - nieważne, że i tak go nie przeczyta.
Ursynowski chłopczyku...
Zagrałeś świetny mecz, uratowałeś Legii dupę i dałeś swojej ukochanej drużynie Puchar Polski. To dla rodowitego Warszawianina jest niewyobrażalnie wielką rzeczą.
Jednak jeszcze za mało w życiu zrobiłeś, by zarzucać innym brak klasy.
Szczególnie, jeśli po przesądzeniu o losach meczu nie fruniesz od razu w euforii do kolegów, tylko najpierw odwracasz się w kierunku trybuny Rakowa i wykonujesz taki gest.
A Twoi koledzy mając do wyboru pobiegnięcie w kierunku swoich kibiców środkiem boiska lub wzdłuż drugiej trybuny, wybrali okrężną drogę pod nosem ławki Rakowa, a co potem się wydarzyło to wszyscy widzieli.
Nie odnoszę się w żaden sposób do tego, co odstawiałeś przy karnych - wciąż żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo być pajacem, to jeszcze nie jest zabronione (ale od nowego sezonu zmienią się przepisy i każde prowokowanie strzelca przez bramkarza przy rzutach karnych będzie skutkowało kartką, tej serii byś na pewno nie dokończył. Strojenie min wygłodniałego psiaka z reklamy Pedigree Pal... sam zresztą powiedziałeś, że karma wraca).
Niedawno udzieliłeś wywiadu Interii. Zapytany, czy wolałbyś przejść do Widzewa Łódź, czy jednak zakończyć karierę, rzekłeś: "Prosta odpowiedź, oczywiście, że koniec kariery. Sorry, ale są pewne priorytety".
Wielu już tak kozaczyło. Masz potencjał, by za kilka lat stać się nawet jedynką w kadrze, ale jeśli głowa nie dojedzie, to może być bardzo różnie.
Był już kiedyś taki gość, nazywał się Wojciech Pawłowski. Wielki talent, aragoncja parowała uszami, powołania do kadry, transfer do Udinese, słynne "We Will Say What Time Will Tell".
Czas ostatecznie powiedział, że dziś w wieku 30 lat Pawłowski gra w Elanie Toruń.
Nie idź Kacprze tą drogą.
To, że nagrodę Piłkarza Meczu oddałeś na WOŚP daje cień nadziei, że pod tą pokręconą czupryną nie zawsze echo dudni.
Bardzo ten gest doceniam.
---
A już w niedzielę...
Może być piękna klamra.
Pamiętam doskonale emocje, jakie były niespełna 4 lata temu, po pierwszym meczu Rakowa po powrocie do ekstraklasy, jeszcze w Bełchatowie, po meczu właśnie z Koroną Kielce.
Wielkie nadzieje i ogromne rozczarowanie.
0:1, ale mecz był po prostu fatalny, powinno być dużo wyżej.
Do tego po internecie fruwało rozegranie jednego z rzutów rożnych, w efekcie którego piłka została wycofana do naszego bramkarza. A Raków w I lidze słynął ze 140 wariantów stałych fragmentów gry, Michniewicz dokoptował do swojego sztabu na młodzieżowe Euro trenera Kędziorka, który za to w klubie odpowiadał, by mu pomógł.
Pamiętam, jak wracając z tamtego meczu mieliśmy w głowach tylko to, by się spokojnie utrzymać, zadomowić w elicie, czasem sprawić jakąś niespodziankę...
4 lata jak lot w kosmos...
A przede mną kolejne, bardzo ciekawe doświadczenie...
Stadion w Kielcach wyprzedany, zostały tylko pojedyncze wejściówki na... młyn Korony.
Będzie...
Dziwnie.
Ale muszę tam być.
Gdybym zgubił w życiu ten moment, to moje życie miałoby wyrwę nie do zasypania.
A takich dziur mam w swoim życiu już zbyt wiele, by pozwolić sobie na kolejne.
---
Piłkarska to była majówka.
Wracając 3 maja z Warszawy, zahaczyliśmy po drodze o dwa mecze i obejrzeliśmy drugie połowy spotkań rozgrywanych w Betcris IV lidze łódzkiej.
Ceramika Opoczno - RKS Radomsko 1:4
Do przerwy 0:3, zobaczyliśmy dwie ostanie bramki.
Kiedyś to były prawdziwe lokalne derby na noże, na kilku w II lidze byłem.
Dziś letnie emocje - i na boisku, i na trybunach.
Obie drużyny od lat próbują wrócić na poziom centralny, ale widoków na to nie ma i chyba długo nie będzie.
A na deser druga połowa meczu tej samej ligi, Polonia Piotrków Trybunalski - KS Kutno 3:6.
Do przerwy było 2:2, po przerwie zobaczyliśmy kawał meczycha. Długo utrzymywał się remis 3:3, w końcówce goście bez litości wypuntkowali gospodarzy, 3 gole w samej końcówce.
Doliczając do tego niedzielne spotkanie Canyon Klasy A (przy sztucznym świetle w Markach) Płudy Warszawa - Huragan II Wołomin 0:1 oraz sobotni mecz klasy okręgowej jeszcze u siebie, wychodzi 5 meczów w dni. Jak za najlepszych lat.
---
Bo znowu mi się chce.
Robić coś, co przez większość życia wyznaczało mi rytm życia.
Będąc przez blisko dwie dekady w różnych rolach w piłce od środka, a potem - w kolejnym etapie przez kilka lat zacząłem uprawiać rowerową turystykę stadionową, która ostatecznie doprowadziła mnie do udzielenia dużego wywiadu w jednym z wówczas poczytniejszych piłkarskich portali.
Życie na kilka lat zmiotło mnie z planszy, ale to już za mną.
Znowu w głowie pojawiają się pomysły.
Ten rok poświęcę na wyprostowanie kilku tematów zdrowotnych, w następnym ruszę na pełnej, w ramach przygotowań do celu, który powoli się krystalizuje na rok 2025.
Po to, by w 40 roku życia znów zrobić coś dużego - być może tę największą rzecz, o której z Przyjacielem od zawsze marzymy (czyli przejechanie wzdłuż Wisły od źródła do ujścia).
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po ogarnięciu się po powrocie, było planowanie najbliższego weekendu.
A planowanie i logistyka to jeden z najfajniejszych elementów groundhoppingu.
Do tego moje położenie geograficzne sprawia, że tak naprawdę wszędzie mam blisko.
Niedziela oczywiście w Kielcach, więc zacząłem sobie rozpisywać sobie, co można zrobić w sobotę sobotę.
Mógłbym ruszyć w kierunku Łodzi, i wtedy grafik byłby taki:
12.00 ŁKS II Łódź - Ursus Warszawa, III liga
15:00 Zjednoczeni Bełchatów - LKS Dobryszyce, Keeza Elite Klasa B, Piotrków Trybunalski
A w drodze powrotnej zahaczyć o drugą połowę któregoś z meczów Keeza Elite Klasa A, Piotrków Trybunalski II
17:00 Świt Kamieńsk - Start Niechcice
17:00 GUKS Gorzkowice - VIS Gidle
Opcją byłby też wypad w kieleckie, a tam...
15:00 Bucovia Bukowa - Świt Ćmielów, klasa okręgowa świętokrzyska
17:00 Wierna Małogoszcz - GKS Nowiny (Sitkówka-Nowiny), hummel IV liga świętokrzyska
(Do zrobienia, obie miejscowości dzieli 8km)
A może sobota w Krakowie?
12:00 Universum Kraków - Wawel Kraków, Klasa B, Kraków III
14:00 Ekler Baranówka - Zawisza Sulechów, Klasa A, Kraków I
17:00 Wielmożanka Wielmoża - Czapla Czaple Małe/Przybysławice, Klasa A, Olkusz
Ostatecznie jednak będzie tak:
11:00 Unia Rędziny - Ruch Radzionków, IV liga śląska
14:30 Skra II Częstochowa - Zieloni Żarki, Klasa okręgowa, śląska II (Częstochowa-Lubliniec) - ale też do załatwienia w okolicach Częstochowy kilka spraw, więc raczej nie w całości, a może się zdarzyć tak, że w ogóle. W drodze powrotnej za to powinno udać się zobaczyć któryś z meczów częstochowskiej klasy A:
17:00 Skalniak Kroczyce - Płomień Kuźnica Marianowa
17:00 Sokół Olsztyn - MKS II Myszków
17:00 Pilica Koniecpol - Metal Rzeki Wielkie
|